poniedziałek, 29 lipca 2013

Rozdział dodatkowy

Rozdział dodatkowy Czyli co Harry i Tom wyprawiali razem w łóżku.

Tom ułożył zielonookiego chłopaka na kołdrze. Delikatnymi i powolnymi ruchami zaczął go rozbierać.
- Mmm... - wymruczał brunet jak kruczowłosy zdejmując z niego górną część piżamy zaczął ssać jego sutek.
- Dobrze ci? - spytał czarnooki.
- Tak, bardzo. - młodszy chłopak przyciągnął swego męża bliżej i pocałował. Trwało to dość długo i bardzo rozpaliło oboje mężczyzn.
Kruczowłosy otworzył rozporek u spodni zielonookiego i wyciągnął nabrzmiałą męskość. Czubkiem palcem wskazującego przycisnął główkę penisa.
- Iiiiii...
- Znowu piszczysz? - spytał romantycznie. - Wiesz, to dość rzadkie zjawisko, kiedy mężczyzna umie wydawać tak wysokie dźwięki.
- Aha. - odpowiedział chłopak rumieniąc się. - Wiem.
Tom zniżył swoją twarz i polizał męskość zielonookiego.
- Mmm...
- Powiedz, ile osób jeszcze wie, że umiesz piszczeć?
- Tylko ty... mmm...
- Czyli jest to tajemnica małżeńska. - podsumował kruczowłosy biorąc penisa bruneta do ust i robiąc swej żonie loda.
- Ah... Tak...mmm... więcej...
- Trochę cierpliwości. W końcu czym dłużej się czeka, tym lepsza jest nagroda.
- Mmm...
Kruczowłosy zauważając, że jego "dziewica" wkrótce dojdzie postanowił zrobić to w ciekawy sposób. Zatrzymał się i zassał się do męskości Harrego, tak jak zwykli ludzie zassysają się, gdy chcą wyciągnąć ostatnie kropelki z kartoniku z soczkiem. To było idealne porównanie, gdyż w końcu o to chodziło czarnookiemu. Aby wyssać soczek.
- AH...!!! - dało się słyszeć od zielonookiego chłopaka, po tym jak doszedł prosto w usta swego męża.
Kruczowłosy nie połknął niczego, lecz pocałował się ze swoją żoną i przekazał jej część. W końcu zgodne małżeństwo wszystkim się dzieli.
- Smakuje? - spytał zlizując trochę spermy z twarzy bruneta.
- Jak karmel. - odparł młodszy chłopak. - Tom?
- Tak?
- Mogę spróbować także twoją?
- Owszem, ale nie spodziewaj się niczego nadnaturalnego. Jesteś tu jedynym chłopakiem, który umie piszczeć i jego nasienie smakuje jak karmel.
- A jak smakuje nasienie przęcietnego mężczyzny?
Kruczowłosy chwycił w dłonie twarz Harrego i przyciągnął ją między swoje nogi.
- Możesz to sprawdzić.
Zielonooki rozpiął rozporek swego męża i wyjął penisa.
- Twój jest większy niż mój.
- Mówisz jakbyś nie miał pojęcia, że każdy mężczyzna ma inną wielkość.
- Ja do tej pory widziałem tylko Rona, który miał taki sam jak mój, i Neville'a, który miał mniejszy.
- Czyli musisz naprawdę sporo nadrobić, Harry.
- Hm, masz rację. Pomógłbyś mi?
- Sądzę, że tak, ale tylko jeśli będziesz pilnym uczniem.
- Będę!
- W takim razie jak długo mam jeszcze czekać, aż sprawdzisz smak mojej spermy?
- Oh. - brunet schylił się i wziął w usta to co ofiarował mu jego mąż. Było to z pewnością dziwne uczucie. Dość trudne do opisania, w każdym razie było mu przyjemnie. A przynajmniej tak sądził, dopóki wielka męskość Toma nie wytrysła fontanną nasienia. - Blee, słone!
- Dokładnie. - odpowiedział czarnooki.
- Sperma jest słona?
- Jak widzisz, większość mężczyzn taką właśnie ma.
- Dlaczego?
- A czy ja wiem. Mnie to nie za bardzo interesuje, skoro należę do normy. Za to jestem bardzo szczęśliwy, że mam karmelową żonę. Zastanawiam się, ile by takie nasienie kosztowało.
- Kosztowało?
- Gdybym je sprzedał można by mieć za to trochę kasy.
- Przecież nikt nie kupi spermy!!
- Wręcz przeciwnie, Harry. Ludzie na 100% będą chcieli spróbować słodkiej spermy.
- Ale i tak nie sądzę, żeby ministerstwo na to pozwoliło.
- Oj, moja żonko. Ty czasami umiesz zadawać głupie pytania. Gdzie ty sądzisz, że ja będę sprzedawał? Na schodach przed budynkiem ministerstwa magii?
- Ale nawet na Pokątnej...
- A na Nokturnie?
- Tam chodzą tylko czarnoksiężnicy.
- Tam chodzą ci, którzy szukają nielegalnych rzeczy do załatwiania własnych potrzeb, czyli 98% ludności.
- Ale w ogóle po co? I ile by to kosztowało? Dwa sykle?
- Sto galeonów próbka.
Bruneta zatkało na chwilę.
- Jak? - spytał.
- Sperma = 0 galeonów, ale słodka jako że jest najrzadsza to 4 galeony, młodego chłopaka poniżej 20 to plus 3 galeony, przystojnego chłopaka kolejne 3, no więc.
- Razem jest 10, chyba pomyliło ci się o jedno zero.
- Chyba. - odpowiedział z przekątnym uśmieszkiem kruczowłosy. - Wracając do sprawy, Harry. Jeszcze nie skończyłem cię rozdziewiczać, a dłużej wytrzymać już nie mogę patrząc na twój zadziorny tyłeczek.
- Aha, - odparł zielonooki jeszcze bardziej wystawiając ową część ciała. - więc po co czekasz?
- Nie czekam. - odparł Tom, po czym złapał chłopaka za biodra i bez rzadnego ostrzeżenia wsunął się do wewnątrz.
- Auu...!! - krzyknął zielonooki. - To bolało!!
- Przepraszam, ale to tylko i wyłącznie twoja wina, że mnie kusiłeś. - odpowiedział.
Czarnooki czekał chwilę, aby zmniejszyć cierpienie dla młodszego chłopaka. Po pewnym czasie zacząć się poruszać wewnątrz. Najpierw wolno, lecz gdy zauważył, że jego żona zaczyna odczuwać przyjemność przyspieszył.
- Ah, tak... dobrze... - jęki chłopak pod nim tylko jeszcze bardziej go zachęcały. W końcu nie mogąc dłużej wytrzymać zaczął ruszać się najszybciej jak mógł.
- Aaah!... - krzyknął gdy doszedł wewnątrz ciała zielonookiego.
Obaj leżeli ramię w ramię obok siebie. Jakkolwiek nie byli przytuleni ze sobą w ciasnym uścisku. To i tak można było poznać, że są blisko ze sobą. Choćby na przykład przez to, że ich głowy były blisko siebie, a ich twarze naprzeciwko, i to tak blisko, że omało nie stykali się nosami.
- Tom... - zaczął Harry. - mogę cię o coś zapytać?
- Tak.
- Czy zgodziłbyś się, abym zaprosił tu kogoś?
Kruczowłosy spojrzał na swoją żonę.
- Eh. Mówiąc szczerze mam ochotę powiedzieć "nie", ale z drugiej strony nie chcę żebyś się na mnie obraził, więc zgadzam się, ale tylko na porę dzienną. Żadnego zostawania na noc. Po dwudziestej pierwszej nie chcę widzieć tu nikogo oprócz nas dwóch... samych... w łóżku... uprawiających seks. Zrozumiano?
- Ok.
- A i najważniejsze! Mam nadzieję, że dasz mi trochę tej spermy. W końcu moglibyśmy się na niej dorobić fortuny.
- Przecież już się wyjaśniło, że to nie będzie 100, tylko 10 galeonów.
- Masz rację, w poprzednim liczeniu rzeczywiście się pomyliłem. Taka mała buteleczka spermy nie będzie kosztowała 100 galeonów...
- Właśnie.
- ...Tylko 10 000 galeonów.
- Znowu coś źle policzyłeś? - zapytał podejrzliwie.
- Nie, po prostu zapomniałem uwzględnić właściciela. Bo widzisz, Harry. Kiedyś była na sprzedasz sperma Dumbledore'a za 5 000 galeonów, (podobno stary dziad sam wystawił ją na sprzedaż bo chciał sobie kupić jakieś durne skarpetki z wełny), a więc jeśli tyle kosztowała sperma tak wielkiej osoby jak głupi Albusek, w takim razie ty jako osoba jeszcze większa niż on zasługujesz na wyższą cenę, nie sądzisz? - zakończył swoją wypowiedź Tom Riddle patrząc z zainteresowaniem na swoją zaniemówiałą żonę.


Author's note: I to byłby już naprawdę koniec!!! Dziękuję za czytanie.
I nie błagać mnie o więcej, nie szantażować, nie zmuszać, nie obrażać się tylko być cierpliwym i czekać na moje następne piśmidła.
Bye, bye.

Rozdział XXII Obietnica



Czarny Pan nie czekał aż jego żona coś powie. Pewnym krokiem podszedł do niej i objął ramionami.
- Wreszcie cię znalazłem. - wyszeptał do ucha chłopaka, który nic nie odpowiedział.
Stali tak przez długi czas. Wszystko się przestało liczyć, nie było nic ważniejszego niż ta chwila, trwająca tak długo, lecz dla nich za krótko.
- Eee... - wybąkał zielonooki.
- Tak?
- Ja... nie rozumiem. - Sam nie miał pojęcia od czego zacząć, więc powiedział pierwsze co mu przyszło do głowy.
- Kocham cię, Harry.
Przez ciało bruneta przeszły dreszcze. Wygrał. Dumbledore miał rację. Voldemort był pierwszym, który to powiedział. Teraz już nic nikomu nie groziło. Mógł zostawić go samego i wrócić do tego jakim był wcześniej. I gdy tylko o tym pomyślał jego serce mocno zabolało.
W jednym momencie zdał sobie sprawę, że zapomniał o jednej bardzo ważnej rzeczy. Przecież on też go kocha. Mówił, że tak nie jest, innym i nawet samemu sobie, ale wbrew temu dobrze znał prawdę. Kochał go z całego serca i nie mógłby go teraz tak zostawić. To byłoby okrutne.
- Ja... ciebie też. - odpowiedział nie chcąc złamać mu serca, lecz z drugiej strony jego zdanie nie było kłamstwem.
Krwistooki odsunął go od siebie i uważnie spojrzał w jego oczy, jakby to co przed chwilą usłyszał nie było prawdziwe.
- Czy możesz to powtórzyć? - zapytał niepewnie.
- Także cię kocham.
Kruczowłosy uśmiechnął się przez łzy, które zaczęły spływać po jego policzku. Na twarzy chłopaka wymalował się strach. Lord Voldemort płakał, to moglo oznaczać tylko konieć świata! Nie wiedząc, co powiedzieć, nie więdząc, co robić po prostu wtulił się w starszego mężczyznę.
- Przepraszam.
- Nie, nie przepraszaj. Ja... jestem szczęśliwy. - przytulił mocniej chłopaka do siebie. - Bardzo szczęśliwy.
***
- Hmm... widzę, że wszystko się dobrze skończyło. - powiedział Dumbledore obserwując parę z bezpiecznej odległości, czyli z pokoju obok.
- Na to wygląda. - odpowiedział mu stojący obok czarnowłosy mężczyzna.
- Sądzę, Severusie, że nie mamy się o co martwić. - odwrócił się do węgielnookiego. - Masz ochotę na lody.
- Jeśli będą o smaku kawowym. - odparł, po czym razem ze staruszkiem cicho wymknęli się z budynku.
***
- Harry?
- Tak?
- Czy zamieszkałbyś ze mną?
- Chyba tak, ale muszę się nad tym zastanowić. To wszystko jest takie nagłe. Może zapytałbym Dumbledore'a...
- Dumbledore'a?
- Tak. - przytaknął głową brunet lekko zaskoczony nagłym zdziwieniem męża.
- On żyje?!
I nagle zielonookiego oświeciło.
- Eee... no...
- Powiedz prawdę!
- Tak, żyje.
W tym momencie kruczowłosy odsunął od siebie chłopaka.
- Wybacz mi, ale za nim zaczniemy nasze wspólne życie muszę dokończyć sprawy z przeszłości, a zwłaszcza te kłopotliwe i denerwujące.
- Co? Ty chyba nie chcesz go zabić?
- Chcę.
- Nie waż mi się!
- Dlaczego?
- Obiecaj mi, że od teraz nigdy już nie użyjesz żadnego z czarów zakazych albo w przeciwnym razie znajdę sobie kogoś innego!!!
Voldemorta zatrzymało na chwilę. Argument żony był bardzo ważny i trzeba było go dokładnie przemyśleć zanim podjęło się głupią decyzję i straciło coś cennego. Po dłuższym namyśle uznał, że lepiej będzie złożyć obietnicę.
- Rozumiem. Obiecuję ci to.
- Powiedz to całym zdaniem.
- Obiecuję, że dopóty nie użyję żadnego z czarów zakazanych, dopóki Harry Potter będzie mnie kochał szczerze i wiernie jako moja żona.
Zielonooki zarumienił się na obietnicę, którą usłyszał, ale nie poddał się.
- W takim razie ja obiecuję, że dopóty będę cię kochał szczerze i wiernie, dopóki nie użyjesz czaru zakazanego.
- A więc?
- Hmm?
- Będziesz ze mną mieszkał?
- Chyba nie mam wyboru.
- Wspaniale. - odpowiedział krwistooki biorąc bruneta na ręce i deportując się do willi.
***
Rok później.
Harry obudził się w wielkim łóżku. Przekręcił się na bok, jak zwykle nie było obok niego jego męża. Jak czasami budził się w nocy, znajdował go w pokoju do którego zabronił mu wchodzić. Nie wiedział, co tam robi, ale miał nadzieję, że nie było to coś groźnego lub niebezpiecznego.
Leżał, nie miał ochoty wychodzić z ciepłej i przytulnej pościeli. Zmrużył oczy, wtulając się w poduszkę, gdy z za drzwi doszedł huk wybuchu, który go po prostu zrzucił z łóżka. Niewiele myśląc wybiegł z pokoju w samej piżamie i bez butów, i udał się w kierunku z którego doszło "bum".
Stanął przed rozwalonym doszczętnie pokojem, do którego krwistooki zabronił mu wchodzić. Wśród dymu zauważył sylwętkę mężczyzny.
- Vold?
Na dźwięk jego głosu owa osoba odwróciła się i podążyła w jego kierunku. Kiedy wyszedł z zadymionego pomieszczenia Harry mógł mu się dokładnie przyjrzeć. Był to mężczyzna na wiek wyglądający na trzydzieści o kruczoczarnych włosach i oczach koloru czystej, lśniącej czerni jagód bzu.
Szybkim krokiem podszedł do zielonookiego, złapał za ręce i silnie pocałował. Bruneta zszokowało zachowanie nieznajomego. W pierwszym momencie nie wiedział co robić, gdy w następnym zaczął się wyrywać. Mężczyzna przerwał pocałunek i spojrzał w oczy chłopaka.
- Podobasz mi się. - powiedział bardziej do siebie niż do zielonookiego.
- Nawet nie próbuj! Jestem po ślubie!
- O! Doprawdy?
- Tak.
- I z tego powodu mnie odrzucasz?
- Obiecałem mu wierność.
- Wszyscy obiecują wierność.
- JA dotrzymam obietnicy.
- Hmm. Ciekawe. - przyjrzał się uważniej chłopakowi. - A czy ten twój mąż jest przynajmniej przystojny?
- Nie za bardzo... - odpowiedział, a po chwili dodał - ale i tak go kocham!
- Kochasz?
- Tak.
- A czy jesteś wstanie odróżnić go od innych facetów.
- Tak.
- W jaki sposób?
- Możesz w to nie wierzyć, ale moim mężem jest Lord Voldemort. Nikt inny nie ma czerwonych oczu, czy kościstych palców, albo cery umarłego!
- Czyli twoim typem są dziwolągi?
- Nie waż się o nim tak mówić! Ja kocham go za jego charakter! Nie interesuje mnie jego wygląd!
- A co ci się podoba w jego charakterze?
- Wiele. - odpowiedział, lecz sam nie wiedział dokładnie co.
- Na przykład?
- Jest bardzo silnym czarnoksiężnikiem.
- O! Lubisz silnych czarnoksiężników?
- Zamknij się! Jeśli nie przestaniesz, to mu o tym powiem i będziesz miał kłopoty!
- Nie powiesz mu nic.
- Dlaczego?
- Bo on nie żyje.
Harry poszarzał na twarzy z przerażenia.
- Jak to?
- Lord Voldemort umarł. Przestał istnieć na tym świecie.
- Niemożliwe. - powiedział chłopak, a w jego oczach zaczęły tworzyć się łzy.
- Chyba za bardzo przesadziłem. - powiedział mężczyzna sam do siebie. - Harry, - zaczął - Nazywam się Tom Marvolo Riddle, Lord Voldemrt musiał zginąć. - przytulił chłopaka do siebie - Przepraszam cię za to. Chciałem tylko trochę pożartować, nie spodziewałem się, że cię tak bardzo zranię.
- Vold? - wymówił brunet patrząc z niedowierzaniem w twarz mężczyzny.
- Teraz Tom Riddle, a ty jako moja żona jesteś od teraz Harry Riddle. Nie uważasz, że nazwisko Riddle brzmi lepiej od Lord czy Potter.
Zielonooki przytaknął głową uśmiechając się przez łzy.
- I zastanawiam się, czy wiesz, że dzisiaj jest rocznica naszego ślubu. Mam nadzieję, że mój prezent ci się bardzo podoba.
- Tak, bardzo. - odpowiedział chłopak.
- Harry, jesteś najlepszą żoną jaka istnieje na świecie. Czasami mam wrażenie, że na ciebie nie zasługuję.
- Nie rozumiem.
- Jak zwykle. - powiedział z uśmiechem. - Chodzi mi o to, że dotrzymałeś swej obietnicy.
- Przecież ty także.
- Zrobiłem to tylko dla ciebie. Jest to moja pierwsza obietnica, którą dotrzymałem.
Harry odwzajemnił uśmiech.
- Jestem zaszczycony.
- Dziękuję. - odparł. - A tak przy okazji. Jako, że znów mam ludzkie ciało, to znów mam też i ludzkie potrzeby do jedzenia, spania i... - tu zrobił emocjonującą przerwę - ...seksu. - po czym z łatwością wziął bruneta na ręce i zaniósł do sypialni, mówiąc - A ty jako moja żona służysz do załatwiania tej ostatniej potrzeby.
KONIEC
Bardzo krótka wypowiedź autorki:
I to był ostatni rozdział "Chłopca z baśniowej komnaty". Dziękuję wszystkim, którzy znaleźli trochę czasu na przeczytanie powyższego fanficka. Spodziewam się nawet od niektórych jęków niezadowolenia, ale niestety więcej nie napiszę.
Choć jeśli spotkam usilnie błagających to może zgodzę się na jeszcze jeden rozdział o tym co Harry i Vold... znaczy się Tom poszli wyprawiać razem w sypialni, ale tylko jeśli znajdą się osoby, które naprawdę będą chciały o tym przeczytać.
A jeśli spodobały się wam moje nienormalne pomysły i jeszcze bardziej nienormalna osobowość, która odbija się w moim pisaniu to zachęcam do czytania innych fanficków mojego autorstwa, które powinny się wkrótce pojawić.
Na koniec składam pozdrowienia dla wszystkich fanek yaoi, które piszą, oby miały dużo genialnych pomysłów i dla tych które czytają, oby znalazły do czytania to co chcą i lubią.
Jeszcze raz wszystkim dziękuję
SaDoNe



Rozdział XXI Przepowiednia


- No cóż. - westchnął Dumbledore - Z pewnością każdy chciałby wiedzieć co dokładnie mam na myśli, ale niestety jak na razie mogę w to wtajemniczyć tylko Harrego. - po pokoju rozeszły się jęki niezadowolenia. - Przykro mi. - Odwrócił się do bruneta. - Choć ze mną.
Zielonooki kiwnął głową, były dyrektor Hogwartu wsypał trochę proszku fiuu do kominka i powiedział "Dom Severusa". Płomienie stały się zielone. Staruszek ręką wskazał, aby Harry wszedł do środka, co też chłopak zrobił. Za nim wszedł Snape, a na końcu żegnając się z obecnymi w Zakonie Feniksa Dumbledore.
***
Brunet po, jak zwykle, nieprzyjemnej podróży siecią fiuu wylądował na drewnianej podłodze w kuchni. Nie był to bogaty ani piękny dom. Wyglądał raczej na zwykłą wiejską chałupkę zamieszkiwaną przez czarodzieja. Tylko cztery pomieszczenia (kuchnia, sypialnia, łazienka i pokój do pracy nad eliksirami).stanowiły cały dom.
Z kominka wyszły dwie następne osoby. Kruczowłosy mężczyzna natychmiast gdzieś poszedł, natomiast siwowłosy usiadł na krześle i zwrócił się do zielonookiego.
- A więc, Harry. Zacznijmy od tego czy pamiętasz przepowiednię, którą ci powiedziałem.
- Tak.
- Czy pamiętasz co mówiła o tobie i Voldemorcie.
- Tak. Jeden z nas musi umrzeć, aby drugi mógł żyć.
- Widzisz, Harry. Chodzi tu o to, że przepowiednie nigdy nie mówią otwarcie co ma się zdarzyć. Mi zajęło to ponad piętnaście lat, aby rozszyfrować tę.
- Nie rozumiem.
- Wybacz mi że nie mogłem ci odpowiedzieć na to wcześniej, ale teraz mogę. - przerwał aby wziąźć głęboki wdech. - Nie będziesz musiał nikogo zabijać.
- Co?! Ale przepowiednia...
- ...Mówi o pokonaniu Czarnego Pana. Pod zdaniem "Jeden musi umrzeć, aby drugi mógł żyć" tkwi głębsza prawda. Nie przeszkadzaj mi, a wszystko ci wytłumacżę. - odchrząknął. - Wiesz o tym, że wcześniejsze imię Lorda Voldemorta brzmiało Tom Riddle. - chłopak kiwnął głową. - Przepowiednia mówi o zniszczeniu Czarnego Pana: Lorda Voldemorta.
- Zaczynając od początku będzie to następująco Młody czarodziej o imieniu Tom Riddle nienawidził swojego imienia, dlatego zmienił je przy okazji zamykając swoją duszę i uczucia. Po tym jak zmienił imię na Lord Voldemort stał się całkiem inną osobą. Stał się Czarnym Panem.
- Zabić Czarnego Pana nie oznacza rzucić w niego Avadą Kedravrą. Oznacza to zniszczyć jego złą stronę i uwolnić dobrą. Innymi słowami odwrócić proces. Zrobić z Lorda Voldemorta spowrotem Toma Riddle.
- Ale tutaj zaczął się problem, gdyż nie mogłem znaleźć w przepowiedni w jaki sposób to się stanie. Dlatego właśnie oszukałem was, że umarłem. W pewien sposób wiedziałem, że to mi pomoże. I jakże dobre otrzymałem wyniki. Teraz znam odpowiedź na moje pytanie. Miłość.
- Zdanie "Jeden musi umrzeć, aby drugi mógł żyć" nie dotyczy zabicia ciała, ale zmienienia uczuć. Twoja przegrana Harry, nie oznacza twej śmierci, ale twej miłości do Lorda Voldemorta, która sprawi, że będziesz mu oddany i na tyle wierny aby popełnić samobójstwo na jego rozkaz czy nawet zdradzić swych przyjaciół.
- Z kolei jeśli przegra Voldemort, wtedy on zakocha się w tobie. Tak bardzo, że obudzi w sobie swe dawne uczucia. Jakkolwiek nie zmieni mu się wygląd, wewnątrz znów stanie się człowiekiem. Wróci spowrotem do bycia Tomem Riddlem jakim kiedyś był. Rozumiesz mnie, Harry?
- Jakoś - odpowiedział chłopak. - To znaczy, że mam go w sobie rozkochać?
- Nie. Nie ma takiej potrzeby. Oboje zaczęliście się kochać nawzajem w tym samym momencie. Teraz jest tylko pytanie kto dłużej wytrzyma zanim wyzna drugiemu swoją miłość i obieca wierność aż po śmierć. Jeśli to będzie Voldemort będzie dobrze, jeśli ty będzie źle.
- O mnie nie musisz się martwić. Wcale go nie kocham i nie zakocham się.
- Nie kłam, Harry. Już jesteś w nim zakochany, tak jak on w tobie. I z każdą sekundą jesteście coraz bardziej. Czym dłużej się będziecie bronić tym bardziej będziecie zakochani. Ale Harry i tak się o ciebie nie martwię. Jakkolwiek żadne z was nigdy nie zaznało prawdziwej miłości. Jestem prawie pewien, że Voldemort będzie pierwszym, który wyzna swoje uczucia.
- Dlaczego?
- On czekał na miłość o pięćdziesiąt lat dłużej od ciebie. Jeśli ją znikąd dostałby jestem raczej pewny, że nie czekałby, ale wziąłby i może nawet siłą. Miłość dla ludzi jest niezbędna jak woda. Kiedy jej nie mają zdobywają ją siłą. Voldemort nazywa śmierciożerców rodziną, gdyż tego pragnie: rodziny.
- Niestety, oni nie dali mu miłości, nie są tymi których szuka. Przeciwnie ty Harry. Ty dałeś mu ją posmakować. Ty mu ją pokazałeś. Choć nie zdajesz sobie z tego sprawy. On z pewnością po ciebie przyjdzie. Od tamtego czasu stałeś się dla niego bardzo ważny. Ważniejszy niż ktokolwiek lub cokolwiek innego.
- Ale co mam wtedy powiedzieć? Jak przyjdzie...
- Powiedz to co uznasz za słuszne. Nie musisz się martwić. Kochasz go i to szczerze. Szansa na to, że coś się nie uda jest mniejsza niż 0,0001%. Nie bój się, miłość zawsze była, jest i będzie najsilniejszą siłą na tym świecie. Mając ją przy sobie na pewno zwyciężysz.
- Ale Voldemort też jest zakochany.
- Tak i właśnie dlatego zwycięstwo jest po twojej stronie.
- Że co?! JA już absolutnie nic nie rozumiem. Jestem zakochany więc zwyciężę, a Voldemort jest zakochany i przegra?
- Dokładnie.
- Że jak?!
- Tyle tylko, że Voldemort przegra przestając być zły i stając się na powrót dobrą osobą. Innymi słowami wszystko skończy się dobrze, ale tylko i tylko wtedy jeśli on będzie pierwszym, który wyzna miłość. Czyli Harry, nie powinieneś mu mówić o swoich uczuciach dopóki on ci nie powie o nich pierwszy.
- Taaa, racja. - rozejrzał się dokoła. - A przy okazji, gdzie poszedł Snape?
- Severus za chwilę przyprowadzi tu twego męża.
- Co?!!
W tym momencie w kieszeni szaty Dumbledore'a coś zadzwoniło.
- Oho. Już pora. W takim razie do widzenia Harry, a i wszystkiego najlepszego z okazji zaręczyn i ślubu, wybacz moje spóźnienie co do tych spraw. Życzę wam oboje miłości aż po śmierć, albo i dłużej.
- Hej! Czekaj!
Lecz staruszek nie czekał. Deportował się w tym samym miejscu, w którym jeszcze przed chwilą stał. Brunet został sam, ale nie na długo. Za ścianą usłyszał odgłos aportacji, a w sekundę dłużej kroki w jego kierunku.

W następnym momencie stał twarzą w twarz z Lordem Voldemortem.

Rozdział XX Oszustwo i prawda


Harry czuł się zmęczony, czemu nie można było się dziwić gdyż cały dzień spędził jako główna atrakcja w Zakonie Feniksa. Lecz wbrew temu nie mógł zasnąć. Coś czego nie umiał określić nie dawało mu spokoju. Jakieś dziwne uczucie niepokoju ze smutkiem i żalem.
Przekręcił się na bok, podkładając ramię pod głowę. Zamknął oczy i w tymże momencie jego serce pokazało mu twarz, której nie chciał widzieć, a może jednak chciał. Może to właśnie pragnienie spotkania Lorda Voldemorta było powodem tych dziwnym odczuć.
Nie! Ukrył swoją twarz, po której poleciały łzy z niezrozumiałego dla niego powodu w poduszkę. Jego serce zabolało, czuł jakby ktoś lub coś chciało je wyrwać wbrew jego woli. Choć tak naprawdę to była jego wola, jego wola, aby nigdy więcej nie spotkać tego, którego kochał.
"Nienawidzę, nienawidzę go" powtarzał jak w omamie, a z każdym słowem ból stawał się coraz bardziej silniejszy. Jego serce starało się sprzeciwić jego decyzji, a on nie chciał go słuchać. Nie słuchał serca, nie słuchał rozumu, robił coś czego nawet sam nie rozumiał.
Nie rozumiał już niczego. Słowo "nienawidzę" przestało mieć znaczenie, słowa "kocham" nie rozumiał. "Miłość" była głupia, "nienawiść" dziwna. Powienien GO nienawidzić! Powienien! To właśnie ON zabił jego rodziców, to ON był powodem wszelkich kłopotów jakie spotykał.
Więc czemu? Czemu zamiast go nienawidzić zakochał się w nim. Zakochał się - te określenie z pewnością nie pasowało. On był opętany przez miłość. Opętany przez uczucie, które wszyscy nazywali czymś dobrym, czymś wspaniałym. To nie było wspaniałe. To było bolesne. Dlaczego?
"Bo się bronisz." powiedział ktoś wewnątrz niego.
"Muszę" odpowiedział.
"Wcale nie"
"Muszę"
"Co musisz?"
"Muszę się bronić"
"Dlaczego"
"Nienawidzę go"
"Kochasz go"
"Nie prawda"
"Prawda, dobrze o tym wiesz"
"Nie prawda!"
"Oszukujesz siebie"
"..."
"On cię kocha"
"On nie ma uczuć"
"Wszyscy ludzie mają uczucia"
"On nie jest człowiekiem"
"On był człowiekiem"
"Ale już nie jest"
"Lecz może znów być"
"W jaki sposób?"
"Kiedy mu powiesz prawdę"
"Jaką prawdę?"
"Że go kochasz"
"Nienawidzę"
"Kochasz"
"Nienawidzę!"
"Kochasz"
"Nienawidzę!!"
"Kochasz"
"Nienawidzę!!!"
"Kochasz"
- NIENAWIDZĘ!!!!! - wykrzyknął na głos, zrywając się z łóżka i wybiegając z pokoju, w którym został zszokowany Ron na widok nagłej reakcji przyjaciela.
***
Lord Voldemort siedział na kamieniu w swym ogrodzie pod gołym niebem. Było mu zimno, lecz nie był to chłód pozimowej nocy, tylko uczucie samotności. Straty czegoś, co było dla niego niezbędne do życia, jak tlen czy woda. Wysunął rękę w kierunku księżyca, jakby chciał go dosięgnąć.
Był głupcem. Sądził, że może mieć wszystko lecz teraz wyraźnie dowiedział się prawdy, którą życie mu pokazało. Był słaby wobec takich spraw jak miłość. Żałował, że nie użył siły (nie chciał go skrzywdzić), ale teraz był pewien, że jeśli dostałby drugą szansę z pewnością wykorzystałby wszystkie możliwe opcje, aby zatrzymać tą jedną jedyną osobę przy sobie.
Nie interesowało go, że cierpiałaby. To byłoby nie ważne dopóki miałby ją przy sobie. Dopóki byłaby jego i tylko jego. Dopóki istniała taka możliwość był gotów zrobić wszystko. Uwięzić, związać, oszukać, zabrać wolność i wszystko co do niej należało, tylko po to aby zachować tą jedną osobę przy sobie i dla siebie.
Wyobraził ją sobie jak spowrotem wróciła do swych starych przyjaciół i znajomych. Na przypomnienie sobie twarzy staruszka wstrząsnął nim gniew. Siwowłosy dyrektor szkoły był tak blisko Harrego, był za blisko. On nie miał prawa go dotykać, nie miał prawa z nim rozmawiać, nie miał prawa go widzieć!
Harry Potter był JEGO własnością, i tylko JEGO. Nikt inny oprócz NIEGO nie miał prawa być blisko niego. Nikt inny poza Lordem Voldemortem nie mógł być jego panem, jego władcą, jego właścicielem. NIKT!!!
***
Zielonooki chłopak oparł się o ścianę w łazience.
- Harry, czy wszystko w porządku? - zapytał Ron z za drzwi.
- Taaak.
- Na pewno...
- TAK!!! - krzyknął zdenerwowany.
- Aha, to jak wracam do łóżka. - odparł lekko przerażony, po czym odszedł.
Brunet skulił się chowając głowę między kolanami. Zaczął cicho popłakiwać z bólu i cierpienia jakie niesie ze sobą trudna miłość.
"Czemu? Czemu cię kocham?" - zapytał obraz Czarnego Pana, który właśnie pojawił się w jego umyśle. "Czemu zakochałem się w osobie, którą nienawidzę... nienawidziłem." - poprawił się. - "Przestań. Ja już nie mogę. Ja... ja cię naprawdę kocham. Proszę, pokochaj mnie... także."
***
- Harry, kocham cię. To takie głupie, ale cię kocham. - Vold zaśmiał się ponuro mówiąc do siebie. - Ja, który przyrzekałem, że nigdy nie użyję tego słowa zakochałem się tak mocno. W osobie, którą chciałem zniszczyć. Jestem zazdrosny, że zamiast być ze mną jesteś ze swoimi przyjaciółmi.
- To boli. Pierwszy raz od długiego czasu czuję cierpienie mego serca. Coś czego nie chciałem czuć nigdy więcej. Powinieneś wziąźć za to odpowiedzialność, panie Potter. Wskrzesiłeś we mnie uczucia, które zabiłem. Przywróciłeś mi znów ludzką postać. Nienawidzę cię za to.
- Nienawidzę gdyż teraz jestem słaby... wobec ciebie. Ale i tak nie pozwolę, żeby ktoś mi cię zabrał. Nie interesuje mnie posiadanie potęgi, sławy i władzy jeśli nie mogę mieć ciebie. Ty jesteś tym czego teraz pragnę. Ty, Harry Potterze, od dzisiaj jesteś moim celem.
- Bądź pewny, że cię złapię, nie zależnie jak daleko uciekniesz. Naznaczyłem cię magią i poślubiłem. Jesteś mój nawet jeśli nie ma mnie w pobliżu. Jesteś jak zwierzątko, któremu założy się obrożę. Będziesz mój dopóki będziesz miał obrożę, a obroża którą ci założyłem jest niezniszczalna.
***
- Uaaaaa...!!! - dobiegło z salonu. Harry wybiegł z łazienki i udał się w kierunku krzyku. Zatrzymał się przed postacią starszego mężczyzny z długą białą brodą. Stanął na przeciwko...
- Du... Du... Du...Dumbledore?!!
- We własnej osobie.
- Ale.. ale... eee... no... te... ja.. ty... bo... eee...
- Pozwól Harry, że powiem to zdanie za ciebie: "Jakim cudem tutaj jesteś skoro umarłeś?", zgadza się?
Brunet przytaknął głową.
- No cóż. Możesz o to zapytać mojego asystenta, który pomagał mi w tym całym oszustwie. - tu wskazał ręką na zakapturzoną osobę stojącą z boku.
- Snape?!!
- Nie jestem już twoim nauczycielem, ale sądzę, że szacunek nadal mi się należy.
- To jest żart. - powiedział Ron. - Coś tu nie tak! Przecież Snape jest śmierciożercą, który zabił Dumbledora.
- Ale jesteś głupi, Ron. - przerwała mu Hermiona. - Dumbledore przed chwilą powiedział, że to było tylko oszustwo.
- Ale jak i w ogóle po co?
- Używając paru czarów, które są zakazane, jako że użycie ich kończy się wyczerpaniem zdolności magicznych. Tak, moi drodzy. Obecnie nie jestem czarodziejem, i nie zależnie ile bym się starał z mej różdżki nie wyleci nawet iskierka. Natomiast zrobiłem to po to, aby przepowiednia mogła się wypełnić.

Wszyscy zebrani w salonie wstrzymali oddechy.

Rozdział XIX Ucieczka



Fred i George stali spraraliżowani. Nigdy nie uwierzyliby w to co przed chwilą widzieli gdyby nie to, że widzieli to na własne oczy. Powoli doszli do siebie. Razem podeszli do łóżka i usiedli po obu stronach. Fred potrząsnął śpiącego chłopaka, który uchylił sennie powieki.
***
Brunet poczuł jak ktoś stara się go obudzić. Otworzył oczy i ujrzał twarz Freda, a może George'a. Informacja o tym nie dotarła do niego od razu. Ponownie zamknął oczy. Dopiero po chwili skojarzył obraz jaki zobaczył. Zerwał się jak oparzony i szeroko otworzył usta ze zdziwienia.
- My chyba powinniśmy być bardziej zdziwieni. - powiedział jeden z bliźniaków.
- Masz rację, George. Kto by przypuszczał, że Sam-Wiesz-Kto kocha swego największego wroga: Harrego Pottera.
Chłopak zamrugał oczami.
- Nie rozumiem. - wymamrotał.
= Widzieliśmy!
- Co?
- Jak cię pocałował - wytłumaczył Fred.
- Kiedy?
- Przed chwilą, jak spałeś. - odparł George.
Informacje jakkolwiek jasno powiedziane nie chciały dotrzeć do jego umysłu.
- Naprawdę?
= Taaaaaaak.
Zielonooki upadł na łóżko i ręką dotknął swoich ust, na których według zeznania bliźniaków został złożony pocałunek Czarnego Pana.
- Harry - zaczął Freg. - Czy mógłbyś nam to wytłumaczyć?
- Hę?
- Jakim cudem rozkochałeś w sobie Tego-Którego-Imienia-Nie-Wolno-Wymawiać?
- Nie wiem. - odpowiedział szczerze. - To wszystko jest jakieś dziwne. Jakby to tylko był sen, albo... nie wiem.
- To przynajmniej opowiedz nam co się stało. - zaproponował George.
- Yhm, dobrze - brunet przytaknął głową.
Dokładnie opisał im zdarzenia z ostatnich dwóch miesięcy, zaczynając od tego jak obudził się w komnacie, przygotowanej dla niego przez Voldemorta, jak krwistooki zaręczył się z nim i poślubił. Opowiedział też o Draco Malfoyu, o tym jak udało mu się uciec z zamknięcia i porządzić w willi, o tym jak przyszedł Snape i przeszkodził mu, przez co teraz znowu musiał siedzieć w baśniowej komnacie, na koniec opisał to co wiedział z planów kruczowłosego.
- ...I to wszystko. - zakończył.
Rudzielce siedzieli w ciszy. Żaden z nich nie był w stanie wydobyć choćby jednego słowa.
- Ehm, - zaczął Harry. - On mnie tak naprawdę nie kocha, robi to tylko w nadziei, że przejdę na jego stronę. Albo dokładniej chce mnie do tego zmusić, bo z jakichś tam powodów uważa mnie za niezbędnego do jego planów.
Bliźniacy kiwnęli głowami na znak zrozumienia.
- Gdybym teraz ja mógł dowiedzieć się czegoś...? - zaczął pytanie Harry.
= Nic ci nie powiemy...
- Czemu...?
= Bo cię stąd zabierzemy. - po czym uśmiechnęli się szeroko do zielonookiego.
- Nie masz się o co martwić. - odpowiedział George.
- Umieliśmy tutaj wejść, damy radę i wyjść. - dopowiedział Fred.
Brunet uśmiechnął się odwzajemniając optymizm rudzielców. W końcu dla nich rzeczywiście nie było rzeczy niemożliwych. Przy ich pomysłowości (bardzo bliskiej geniuszowi), odwadze (bardzo bliskiej głupocie) i farcie (zawsze wtedy gdy go potrzebowali) mogli zrobić wszystko.
- A więc, po co tracić czas? Jeśli jest coś co chciałbyś wziąźć ze sobą Harry, to bierz. My poczekamy.
- Nie mam takich rzeczy, przynajmniej nie tutaj.
- O.K., w takim razie zabieramy cię do kwatery głównej Zakonu Feniksa.
George uchylił drzwi i wyjrzał na zewnątrz. Upewniając się, że korytarz jest pusty machnął znacząco ręką i wyszedł. Za nim podążył brunet, a na końcu Fred, którego zadaniem było pilnować tyłów, gdyż nigdy nie wiadomo z której strony wróg zaatakuje.
Szli gęsiego przy ścianie. Zachowując ostrożność, to znaczy tak to wyglądało dla osoby patrzącej z boku, ale prawda była taka, że jedyną osobą zachowującą ostrożność był Harry Potter. Obaj bliźniacy mieli to gdzieś, lecz dla zabawy można byłoby poudawać ostrożnego, co nie?
Przy farcie rudzielców wyszli z willi niespotkawszy nikogo, tak samo spokojnie przeszli przez ogród. Kiedy znaleźli się na zewnątrz murów otaczających posiadłość wyjęli coś na rodzaj kompasu, który zamiast kierunku północnego wskazywał "dom".
- Więc teleportujemy się do domu, - Fred wskazał ręką kierunek - zrozumiano?
Harry przytaknął głową. W następnej sekundzie cała trójka deportowała się z wielkim hukiem.
***
- Na Merlina! - westchnęła pani Weasley po raz niewiadomo który.
- Molly, uspokój się. - odparł pan Weasley. - Przecież dobrze wiesz jacy oni są. Z pewnością wrócą cali i zdrowi.
- ...Z Harrym? - zapytała rudowłosa dziewczyna. - Aaah...!!!
W tym momencie na środku salonu aportowały się trzy osoby. Dwaj bliźniacy natychmiast ukłonili się po rycersku oznajmiając:
= Misja wypełniona. Harry Potter spowrotem z nami.
- A tak przy okazji... - zaczął George.
- Nigdy byście nie uwierzyli... - pomógł mu Fred.
- Co Harry robił...
- W willi Voldemorta...
- Oprócz tego...
= Że był uwięziony.
- Co macie na myśli? - spytał pan Weasley.
- Nic takiego! - szybko odpowiedział zielonooki lekko się rumieniąc, jakkolwiek powiedział o tym Fredowi i George'owi, nie chciał już mówić nikomu innemu. Przy dłuższym zastanowieniu uznał, że jednak nie powinien nawet im mówić, tego typu informacje lepiej zachowywać dla siebie.
- Ah, nieważne. - machnęła na to ręką pani Weasley. - Z pewnością jesteś zmęczony, Harry. - zwróciła się z czułością do bruneta. - Przygotuję dla ciebie miejsce do spania. - odwróciła się do wyjścia, zanim ponownie spojrzała na chłopaka i dopowiedziała - Dziś rano zrobiłam ciasto waniliowe, leży tam. Jeśli masz ochotę możesz wziąźć jak dużo chcesz. - po czym wyszła.
***
Dumbledore siedział przy biurku, gdy sowa z listem zapukała do jego okna. Wpuścił ją, dał trochę chrupków dla ptaków, otworzył list, przeczytał i uśmiechnął się pod nosem.
- Chyba będę musiał wyjść przywitać odnalezioną zgubę. - powiedział do swego feniksa. - Zaopiekuj się tym miejscem pod moją nieobecność, Fawkes. Dziś raczej szybko nie wrócę. - po czym zarzucił na siebie płaszcz i wyszedł.
***
Harry Potter zaczynał żałować powrotu, ale z drugiej strony nie miał nawet ochoty myśleć co by się działo, gdyby został tam dłużej. Dokoła niego, w głównym salonie domu Syriusza, znajdowali się wszyscy członkowie Zakonu Feniksa i wszyscy w takim samym lub podobnym zamiarze: aby na własne oczy zobaczyć jak Chłopiec-Który-Przeżył wrócił cały i zdrowy od kolejnego spotkania z Sam-Wiesz-Kim"
= Harry! - przez tłum przecisnęli się Fred z Georgem - Pytaliśmy rodziców i zgodzili się na przyjęcie z okazji odzyskania cię całego i zdrowego!!!
Zielonooki westchnął, czuł że nie będzie to ani trochę przyjemne dla jego osoby. Miał wielką nadzieję, że krwistooki znowu go porwie i zamknie w tamtej baśniowej komnacie, a on będzie mógł tam przebywać całymi dniami w ciszy i spokoju
***

Lord Voldemort otworzył drzwi do komnaty swej żony. Wszedł i powolnym krokiem dotarł do łóżka. Jego serce zostałe przekłute niewidzialnym sztyletem na widok pustki jaka została po pewnej osobie.