sobota, 3 sierpnia 2013

Autor: wiana
Beta: gosiazlata
Parring: HP/SS
Uwagi: sceny erotyczne, opowiadanie chyba typu PWP (penis w potrzebie), to opko powstało na potrzeby Kłótni i nauczenia się ładnego opisywania Scen; pojawienie się kolejnych 4 rozdziałów zależy od Gosi a reszty od tego kiedy je napiszę ;)

Smacznego! :D


--- rozdział 01 ---

- Ale o co wam chodzi? Przecież mężczyzna nie może zajść w ciążę. - Harry nie rozumiał, skąd nagle u wszystkich takie zainteresowanie jego życiem seksualnym. Dopiero co odkrył, że jest gejem i przespał się z Seamusem. No dobrze, przespał, to było zbyt mocne słowo. Tylko się całowali, dotykali i ogólnie robili sobie dobrze. A teraz, sam nie wiedział, jakim cudem znalazł się w gabinecie dyrektora razem z Syriuszem i Remusem. I dlaczego, do licha, wszyscy zgromadzeni byli tacy poddenerwowani i ciekawscy. Dumbledore zrobił minę dziwniejszą niż zwykle. - Może…?
- Tak, Harry. Czarodziej może zajść w ciążę równie naturalnie co czarownica. A jeżeli jest w dodatku potężny magicznie, to dzieje się to jeszcze łatwiej. - Dyrektor wyjaśnił zszokowanemu nastolatkowi coś, co pewnie każdy, kto wychowywał się w świecie czarodziei wiedział od małego. - Na szczęście do niczego poważnego między tobą a panem Finninganem nie doszło. Aż strach pomyśleć, co by się stało, gdybyście w swej niewiedzy nie użyli stosownych zabezpieczeń. Wojna z Voldemortem wciąż trwa. Nie możemy pozwolić sobie na taki błąd.
Harry nadal nie mógł wyjść z szoku. Popatrzył oniemiały z otwartą buzią na dyrektora, a potem przeniósł swoje wielkie, zielone, wytrzeszczone oczy na Syriusza i Remusa, którzy gorliwie przytaknęli Dumbledore’owi. Znów spojrzał na starszego czarodzieja.
- Czyli co? Wystarczy, że raz się z kimś prześpię i od razu, albo ja, albo ten ktoś…? - Chłopak nie mógł tego zrozumieć.
- Niestety tak. I obawiam się, że w twoim przypadku zwykłe zabezpieczenia nie będą wystarczające. - Dumbledore ze smutkiem pokiwał głową.
- Nie rozumiem. Jak…? Przecież ja nie jestem kobietą… Przecież do tego potrzebna jest macica, czy coś takiego… - Harry próbował sobie przypomnieć, czego uczono go na temat rozmnażania ludzi na lekcjach biologii, w mugolskiej szkole. Niestety, niewiele z niej pamiętał.
- Widzę, że Hogwart naprawdę potrzebuje drobnej modernizacji. - Albus zaczął głaskać palcami swoją długą, srebrzystą brodę.
- Co masz na myśli, Albusie? - zapytał Lupin, już spokojniejszy niż na początku rozmowy. Harry zachodził w głowę, co takiego mógł sobie Remus myśleć o całej sytuacji, że był taki poddenerwowany. Czyżby to, że Harry nie zastosował zabezpieczeń, bo miał kaprys zajść w ciążę i przez to dać Voldemortowi dziewięć miesięcy ułatwionej pracy? Przecież to było śmieszne!
- Mam na myśli wprowadzenie zajęć z Wychowania Seksualnego - uśmiechnął się Albus. - I nawet wiem kto je poprowadzi!

***

- Żartujesz…Harry, powiedz mi, że żartujesz! - Ron był niemal tak zielony na twarzy, jak szpinak na jego talerzu.
- Nie żartuję. Dumbledore postanowił wprowadzić obowiązkowe zajęcia Wychowania Seksualnego dla szóstego roku i zainteresowanych. - Harry sam nadal nie mógł w to uwierzyć. - McGonagall będzie prowadziła zajęcia z dziewczynami, a Snape z chłopakami.
- O nie, to ohydne! - Rudzielec odsunął swój talerz, nie mogąc w tej chwili nic przełknąć. - Wyobrażasz sobie Snape’a mówiącego o seksie? To będzie co najmniej niesmaczne!
- Więc lepiej przygotuj się do tego psychicznie, bo zajęcia zaczynają się w ten piątek, po kolacji. - Harry upił łyk soku z dyni i spojrzał na stół nauczycielski. - Zresztą wydaje mi się, że Snape też nie jest tym zachwycony. A McGonagall po raz pierwszy wygląda, jakby chciała własnoręcznie zamordować Dumbledore’a. Może nie będzie aż tak źle. Przynajmniej będzie się z czego pośmiać.

***

Wszyscy chłopcy z szóstego roku i kilku spoza, siedzieli w jednej z nieużywanych klas na piętrze, przystosowanej specjalnie do nauczania tego… przedmiotu. Snape’a jeszcze nie było, więc w powietrzu unosiły się szepty i chichoty. Część była rozbawiona, część wyraźnie poddenerwowana, jednak wszyscy podziwiali z zainteresowaniem nowy wystrój klasy. Z przodu, obok katedry znajdował się duży model mężczyzny, a raczej jego kawałek od pasa do połowy ud. Patrząc z boku na przekrój manekina, było widać organy wewnętrzne, o części których Harry nawet nie wiedział, że istnieją. Na ścianach były różne schematy, pokazujące powstawanie plemników, czy pouczające dlaczego warto używać zabezpieczeń. Nagle przy podwyższeniu pojawił się skrzat domowy i zostawił na nim kosz bananów, na których widok zgromadzeni chłopcy wybuchnęli śmiechem.
- Myślicie, że będzie nas uczył, jak komuś zrobić dobrze? - Dean mruknął do Gryfonów.
- Raczej jak się nakłada gumę. - Seamus zarumienił się lekko, gdy koledzy na niego spojrzeli. - No co? Kuzyn mi mówił, o tym co mieli na tych zajęciach w mugolskiej szkole. Tyle, że tam były klasy mieszane, a nie dziewczyny oddzielnie.
- Ciekawe, czy o cyklu u dziewczyn też będzie mówił. - Jakiś Puchon myślał na głos. - I o ciąży.
- Moja mama powiedziała, że w Bauxbaton na takich zajęciach profesorka dała wszystkim do wypicia eliksir, który wywoływał symulację ciąży. Dziewięć miesięcy w dziewięć dni. - Krukon po prawej skrzywił się. - Mam nadzieję, że Nietoperz nam tego nie zrobi.
- Znając go… - Ktoś zaczął, ale nie skończył, ponieważ w tym momencie drzwi sali otworzyły się i do środka wmaszerował zły Mistrz Eliksirów. Jego twarz była wykrzywiona w strasznym grymasie, a na policzkach kwitł delikatny rumieniec. Stanął przed katedrą i w klasie nastała absolutna cisza. Profesor zaczął wykład, starając się nie patrzeć na uczniów. Harry wpatrywał się w niego wielkimi oczami. Nie co dzień widzi się Severusa Snape’a oblanego rumieńcem zawstydzenia.
- Na początek dzisiejszych zajęć, zajmiemy się krótkim opisem budowy zewnętrznej… męskiego ciała, a następnie przejdziemy do zewnętrznych form zabezpieczeń. - Snape powiedział to tak, jakby mówił o jakiś składnikach do eliksirów. Więc Seamus jednak miał rację, jeżeli chodziło o przeznaczenie bananów. Mistrz Eliksirów machnął różdżką w stronę modelu i ten obrócił się tak, by klasa widziała wygląd zewnętrzny, a nie przekrój.
- Dla tych, którzy jeszcze nigdy w życiu nie widzieli - Snape zaczął z przekąsem - jest to model mężczyzny. To jest penis, tu znajdują się jądra, a to się nazywa napletek. Nadążacie? - Czarodziej kontynuował, pokazując wskaźnikiem to o czym mówił. Z jego ust, ani na chwilę nie zniknął kpiący uśmieszek. - A teraz, pan Potter podejdzie i na tym oto bananie pokaże nam, w jaki sposób należy nakładać prezerwatywę, skoro te zajęcia są głównie po to, by nadrobić jego braki w przedmiocie.
Ślizgoni zawyli z uciechy i nawet kilku uczniów z innych domów parsknęło śmiechem. Harry gapił się na swojego profesora, który w jednej ręce już trzymał banana, a w drugiej opakowanie z prezerwatywą. Oczywiście, Snape nie byłby sobą, gdyby nie skorzystał z okazji, by upokorzyć Gryfona. Chłopakowi coraz mniej podobały się te zajęcia. A to był dopiero początek. Miał tylko nadzieję, że Nietoperz nie każe mu pokazywać wszystkiego…
Wstał niepewnie i podszedł do profesora, czerwieniąc się wściekle, gdy do jego uszu doszły szeptane docinki Ślizgonów. Snape podał mu prezerwatywę, wciąż trzymając banana i popatrzył na niego z satysfakcją. Harry, starając się nie spoglądać w te hipnotyzujące, czarne oczy i próbując nie zwracać uwagi na chichoty i kpiny patrzących na niego uczniów, rozerwał trzęsącymi się dłońmi ochronne opakowanie prezerwatywy o smaku czekolady. Tylko spokojnie, wyobraź sobie, że jesteś tylko ty i banan. Powiedział sobie w duchu i wziął głębszy oddech, by się uspokoić.
- Dalej Potter, nie będziemy przecież czekać aż ten banan się zestarzeje. Wtedy nie będzie już z niego żadnego pożytku - warknął Snape i podsunął mu banana niemalże pod oczy, wywołując tym kolejną salwę śmiechu wśród Ślizgonów. Harry nasunął prezerwatywę na banana, przytrzymując go lewą dłonią i od razu się cofnął, czerwony na twarzy niczym dojrzała wiśnia. - Niech pan jeszcze nie ucieka, panie Potter. Jeszcze nie skończyliśmy.
Snape bawił się wyśmienicie, Harry był tego pewien. Nie musiał nawet patrzeć na jego twarz, by wiedzieć, że była wykrzywiona w złośliwym uśmieszku.
- Oczywiście większość czarodziejskich prezerwatyw jest dodatkowo wzmocniona odpowiednimi zaklęciami, jednak nie stanowią one żadnej przeszkody dla silnie magicznych czarodziei. - Snape zwrócił się do reszty uczniów. Harry zaryzykował zerknięcie w ich stronę. Gryfoni patrzyli na niego ze współczuciem, ale też z odrobiną rozbawienia. Krukoni i Puchoni starali się wyglądać poważnie, jednak ciężko im było opanować wesołość. Natomiast Ślizgoni bawili się w najlepsze, kpiąc z niego w żywe oczy. Po prostu świetnie. Teraz pewnie do końca roku nie dadzą mu spokoju.
- Jest pięć najbardziej popularnych zaklęć - Profesor kontynuował swoją wypowiedź. Teraz znów mógłby mówić o sposobie krojenia Gumochłonów, a i tak nikt by nie zauważył żadnej zmiany w jego sposobie mówienia. Może on po prostu nie potrafił inaczej prowadzić wykładów?
- Zaczniemy od Geffro. Potter. - Snape znów wyciągnął w jego stronę biednego banana obleczonego kondomem. Harry wyciągnął różdżkę. Dlaczego jego ręce musiały się aż tak bardzo trząść? To tylko głupie zaklęcie. Pomyśl o tym, jak o rzucaniu Wingardium Leviosa na pióro. To prawie to samo. Chłopak przełknął czując, że teraz będzie mu ciężko myśleć o piórze bez skojarzeń. Przeklęte hormony! Czemu wszystko musiało kojarzyć mu się albo z seksem albo z Voldemortem. Zrobił się nieco zielony na twarzy. Nigdy, już nigdy więcej nie użyje słowa seks i Voldemort w tym samym zdaniu. Jego wyobraźnia była na to zbyt rozbudowana. Miał nadzieję, że Snape nie będzie ich uczył o samym seksie. Snape mówiący o pozycjach… Snape i pozycje… Harry znów zrobił się czerwony na twarzy. Zaklęcie, myśl o zaklęciu. Odchrząknął i machnął różdżką nad bananem.
- Geffro.
Nic się nie stało. Harry popatrzył na profesora pytająco i zobaczył jak ten morduje go wzrokiem.
- A teraz, z łaski swojej, rzuć to zaklęcie na banana - wycedził Snape przez zaciśnięte zęby. Harry miał ochotę zapaść się pod ziemię, gdy dotarł do niego sens słów profesora. Już nie żyję, Snape mnie zabije przy najbliższej okazji. Zanieczyści składniki eliksiru, przyjdzie w nocy do dormitorium i udusi w czasie snu, doleje trucizny do soku z dyni… Harry znów odchrząknął i modląc się, by głos mu nie drżał, ponownie rzucił zaklęcie.
Tym razem, na bananie pojawiło się coś na kształt świecącej pajęczynki i od razu znikło. Chłopiec zastanowił się czy czegoś znowu nie sknocił, ale najwyraźniej nie, ponieważ Snape tego nie skomentował, wracając z powrotem do swojego wykładu.
- Drugim zaklęciem, o zbliżonej sile działania, jest Blocum Semenum. Nie można go używać jednocześnie z Geffro - dodał i mruknął ciche Finite Incantatem, zanim znów podsunął Harry’emu banana. Chłopiec starał się jak mógł i kolejne zaklęcia rzucił już poprawnie. - A teraz każdy ma swojemu bananowi nałożyć prezerwatywę i przećwiczyć te zaklęcia.
Harry znów się zaczerwienił. Był pewien, że Snape robił to specjalnie. Ciągle mówił zdania, które brzmiały dla nastolatka dwuznacznie i przez to chłopak praktycznie nie przestawał się rumienić, jak jakaś dziewica! No dobrze, może jeszcze nie uprawiał z nikim prawdziwego seksu, ale nie był jakąś wstydliwą dziewczyną! Nawet Seamus patrzył na niego rozbawiony. Harry w myślach zazgrzytał zębami. Na pewno nie straci tego całego dziewictwa z kimś kto go nie wspiera w tak trudnej dla niego chwili.
Chłopak wrócił do swojej ławki i zażenowany schował twarz w dłoniach. Musiał się uspokoić, bo od tego ciągłego myślenia o seksie, zaczynał się już podniecać. Nie był twardy, co to, to nie. Do tego była jeszcze bardzo długa droga, ale zmierzał w jak najbardziej właściwym kierunku. Przez palce zobaczył jak Snape podszedł do Neville’a, który wyraźnie nie radził sobie z nałożeniem prezerwatywy na banana.
- Longbottom, czy opanowanie tak prostej czynności, naprawdę przekracza wątpliwe możliwości twojego mózgu? Proszę, zrób temu światu przysługę i przyłóż się do tego trochę bardziej, bym nie musiał w przyszłości użerać się jeszcze z twoim potomstwem! - Neville naciągnął kondona zbyt mocno i rozerwał go. Snape zirytowany zabrał mu banana i sam wyjął prezerwatywę, by jeszcze raz pokazać Gryfonowi, jak należy to zrobić. Musiał być naprawdę bardzo zdeterminowany, by linia Longbottomów zakończyła się na Neville’u. Harry patrzył zafascynowany, jak profesor z łatwością otworzył opakowanie ochronne i z wprawą nasunął długimi palcami kondom na owoc. Przesunął jeszcze kilka razy po nim z góry na dół, jakby gładząc… Potter znów poczuł jak jego policzki robią się gorące od nabiegłej krwi. Ale tym razem nie tylko one. Przestań myśleć o tych długich, sprawnych palcach! Cholerne, przeklęte hormony! Jak ja nienawidzę być nastolatkiem! Ale sposób w jaki Snape wygładził tę prezerwatywę… Stop! Powiedziałem STOP!
Harry powstrzymał się przed uderzeniem głową w blat ławki i by przestać o tym myśleć, popatrzył na poczynania swojego przyjaciela. Co jak co, ale Ron nigdy, przenigdy nie kojarzył mu się z seksem. Z ulgą stwierdził, że nic się nie zmieniło. Rudzielec poradził sobie szybko z nałożeniem prezerwatywy, ale miał wyraźnie problemy z zaklęciem. Najwyraźniej i jemu trudno było się skoncentrować.
- Pomóc ci? - zaoferował się. Łatwiej było, gdy banana trzymał ktoś inny.
- Nie, dzięki Harry. Chyba już załapałem. Geffro - Ron machnął różdżką nad bananem i Harry poczuł, jak coś podrażnia jego członka, zaciskając się wokół niego przyjemnie i budząc go do życia.
- Ugh. - Ledwo udało mu się stłumić jęknięcie. Wziął kilka głębszych oddechów, by nad sobą zapanować. Teraz na własnej skórze poczuł to, co Snape, gdy to on wystarczająco się nie skoncentrował na bananie. Nic dziwnego, że profesor chciał go zabić. - Um, Ron?
- Tak? - Rudzielec nie popatrzył na niego, wciąż przyglądając się bananowi, najwyraźniej nie rozumiejąc dlaczego tym razem mu nie wyszło.
- Proszę cię, następnym razem skup się tylko na bananie, dobrze? - Ron popatrzył na niego i w jego oczach pojawiło się zrozumienie.
- Przepraszam Harry! Mam nadzieję, że nie bolało… - Jego przyjaciel patrzył na niego ze skruchą.
- Wręcz przeciwnie. - Rudzielec spłonął rumieńcem na odpowiedź Harry’ego i nim wrócił do ćwiczenia zaklęcia, jeszcze raz burknął zawstydzony przeprosiny. Snape podał im do przećwiczenia kolejne dwa zaklęcia i znów rozpoczął wędrówkę po sali. Harry poruszył się na krześle. To zaklęcie wciąż się wokół niego opinało, przyjemnie stymulując i sprawiając, że robił się coraz bardziej twardy. Rozejrzał się szybko by sprawdzić, że nikt na niego nie patrzy i rzucił na siebie Finite Incantatem. Zaklęcie zniknęło, jednak erekcja została. Mógł się założyć, że Snape znowu wyrwie go z ławki do czegoś następnego, co będzie prezentował, więc musiał się jak najszybciej uspokoić, by nikt nie zauważył wybrzuszenia w jego spodniach. Postanowił skoncentrować się na rzucaniu zaklęć na tego głupiego banana. Jedno, drugie, trzecie… Chłopak zobaczył kątem oka, że obok niego przechodzi Snape.
- Maleale - machnął różdżką nad bananem i profesor gwałtownie wciągnął powietrze przez zaciśnięte zęby, zatrzymując się koło niego. Harry skulił się w sobie i z przepraszającą miną popatrzył na Snape’a. Gdyby wzrok mógł zabijać, lub torturować… Chłopak wiedział, że nic by go nie uratowało przed karą za niedostateczne skoncentrowanie się na właściwym obiekcie zaklęcia. Nie rozumiał czemu Snape jeszcze nie odebrał mu żadnych punktów, ani nie dał szlabanu za nieuwagę. Przypuszczał, że Dumbledore miał z tym coś wspólnego, ale profesor na pewno znajdzie w niedalekiej przyszłości jakiś sposób, by się na nim zemścić. Przecież na normalnych zajęciach nie potrzebował jakiegoś specjalnego powodu, by go ukarać. Ciekawe, czy to zaklęcie jest równie przyjemne co Geffro. Zastanawiał się Harry. Nietoperz miał bardzo podobną minę do tej, jaka gościła na jego twarzy, gdy trafiło go tamto zaklęcie, więc Harry przypuszczał, że tak. To pewnie dlatego od razu stanął w miejscu. Każdy ruch spowodowałby jeszcze większą przyjemność i podniecenie. Chłopak poczuł się dziwnie, na myśl o podnieconym Snape’ie. To było takie nierealne, jednak… tak, pomimo szerokich szat profesora… ale przecież nie widział, by trafiło go jeszcze jakieś inne zaklęcie oprócz tamtego felernego Geffro na początku zajęć. Harry popatrzył na Snape’a szeroko otwartymi oczami, na co mężczyzna zarumienił się lekko za kurtyną czarnych włosów. Snape podniecony, rumieniący się! To było dla chłopaka za dużo, by mógł to objąć w tym momencie swoim umysłem, który, nawiasem mówiąc, wciąż sam miał problemy ze zwalczeniem podniecenia. Ale dlaczego profesor nie użył Finite Incantatem, żeby to zakończyć?
Snape wziął głębszy oddech, uśmiechnął się na tyle złośliwie na ile pozwalała mu sytuacja i wyciągnął różdżkę.
- Maleale - wycedził przez zęby i Harry poczuł, jak uczucie zbliżone do tego przy Geffro wraca, tym razem jednak rozpięte też na jego jądra. Zajęczał cichutko i przycisnął głowę do chłodnego blatu ławki. Czemu te zaklęcia zabezpieczające muszą być takie przyjemne?! Harry całą siłą woli opanował odruch sięgnięcia dłonią po swojego członka. Zamiast tego złapał swoją różdżkę i wyszeptał cicho Finite Incantatem, żeby nikt tego nie zauważył. Jednak zaklęcie nie zadziałało. A więc to dlatego Snape go nie użył. No to świetnie, obaj utkwili teraz w dość niezręcznej sytuacji, a do końca zajęć pozostało jeszcze pół godziny. Snape nie ruszył się ze swojego miejsca przy chłopaku, gdy obserwował poczynania pozostałych, najwyraźniej usilnie próbując się opanować. Harry również miał wielki problem z samokontrolą. Desperacko chciał siebie dotknąć. Każdy, najmniejszy ruch, tylko jeszcze bardziej podrażniał jego pobudzonego członka. Ron chyba się domyślił, że jakieś zaklęcie nie trafiło w tego banana co trzeba, bo nic nie mówił. W końcu zadzwonił dzwonek i wszyscy zerwali się ze swoich miejsc, by w końcu zacząć prawdziwy weekend. Harry skinął na przyjaciół by poszli bez niego. Po chwili, w sali został już tylko on i Snape. Chłopak wstał pomału, jęcząc za każdym razem, gdy materiał bielizny ocierał się o jego męskość. Od razu jego ręka powędrowała do krocza, tym razem nie zdążył już jej powstrzymać. Czuł, że jest czerwony jak burak, patrząc na Snape’a, wciąż stojącego koło niego. Teraz, gdy się podniósł, znajdowali się na tyle blisko siebie, że stykały się ze sobą ich szaty.
- I co teraz, professssorze? - jego głos zadrżał, gdy odwrócił się, by stanąć twarzą w twarz z wciąż nieruchomym i maksymalnie skoncentrowanym mężczyzną. Zaraz! Kiedy zacząłem myśleć o nim, jak o mężczyźnie, a nie nauczycielu?
- Teraz, Potter, wyjdziesz stąd i zostawisz mnie w spokoju. - Snape wciąż cedził słowa przez zaciśnięte zęby.
- Obawiam się, że nie dam rady… - Harry spróbował zrobić krok w stronę drzwi, jednak przeszył go silny dreszcz i niechcący oparł się całym ciałem o Mistrza Eliksirów. Ich erekcje zareagowały radośnie, na otarcie się o siebie poprzez warstwy materiału.
- Potter… - Snape niemalże wyjęczał to błagalnie, chcąc, by chłopak sobie poszedł. Był bardzo podniecony, a należał do mężczyzn, którzy nie potrafili zapanować nad sobą, gdy byli w takim stanie. Zwłaszcza nie wtedy, gdy przystojne, młode ciało, tak go drażniło. Potter jęknął, ocierając się ponownie o wybrzuszenie w spodniach starszego czarodzieja i wyrywając jęk również z jego ust. W końcu profesor nie wytrzymał i przyciągnął go jedną ręką jeszcze bliżej siebie, a drugą wplótł w roztrzepane włosy chłopca i przylgnął swoimi ustami do jego. Z nową siłą zaczął ocierać o siebie ich pobudzone penisy, ale chciał więcej, znacznie więcej. Jego dłoń, jakoś sama zsunęła się po plecach chłopaka i wsunęła do jego luźnych spodni i pod bokserki, by przejechać palcami wzdłuż rowka, do wejścia. Potter zatrząsł się w jego ramionach, a jego dłonie sprawnie rozpięły rozporek Severusa i sięgnęły po nabrzmiałego członka profesora. Mężczyzna jęknął przeciągle. Szybko rozpiął spodnie Harry'ego, które zsunęły mu się do kolan razem z bokserkami i objął ciasno jego erekcję. Jeżeli nie chciał go skrzywdzić, nie mógł zrobić niczego więcej bez lubrykantu. Potter oczywiście doszedł pierwszy, jęcząc w jego szyję i zaciskając mocniej dłoń na członku Severusa, stymulując go gwałtownymi ruchami tak, że profesor doszedł zaraz po nim. Zaklęcia antykoncepcyjne wchłonęły ich spermę, po czym znikły. Harry oparł się ciężko o ławkę i oddychał głęboko, by się uspokoić. Snape natomiast odsunął się od niego, po czym podciągając i zapinając spodnie, doprowadził swój wygląd do porządku. Nadal jednak długie do ramion, czarne włosy zasłaniały mu twarz i gdy wychodził z klasy tylnymi drzwiami, ani razu nie spojrzał na Gryfona. Chłopiec, wciąż lekko trzęsącymi się dłońmi, poprawił ubranie. Osunął się na krzesło, czując, że jego twarz jest rozpalona od rumieńców. Nie mógł uwierzyć, że przed chwilą on i Snape… że oni właśnie zrobili sobie dobrze. Merlinie! To było znacznie lepsze niż z Seamusem. A gdy profesor zaczął palcami lekko naciskać na jego wejście, myślał, że mężczyzna weźmie go tu i teraz, na tej ławce. Ale do tego nie doszło i Harry ze zdziwieniem i jeszcze większym zawstydzeniem odkrył, że żałuje rezygnacji Snape’a. Cholera, on chciał poczuć tego wielkiego, twardego członka w swoim tyłku, a nie tylko w dłoni! Na samą myśl o tym, czuł, że znów się podnieca. Czy to było normalne?!

***

Przez następny tydzień Harry i Snape unikali się, jak tylko mogli, a gdy już musieli być razem w jednym pomieszczeniu, choćby na zajęciach z Eliksirów, to traktowali się jak powietrze, w ogóle na siebie nie patrząc. Chłopak wciąż nie mógł uporządkować swoich odczuć. Jego przyjaciele widzieli, że coś go gnębi, jednak prędzej by rąbnął się Avadą, niż powiedział im o tym, co się wydarzyło między nim i Snape’em. W końcu tydzień minął i znów nastał piątek, a wraz z nim kolejne zajęcia z Wychowania Seksualnego.
Snape wpadł do sali niczym burza i od razu wszelkie rozmowy ucichły. Harry siedział jak na szpilkach, bojąc się tego, do czego tym razem mógłby go wywołać profesor. Snape stanął wyprostowany przy katedrze, odwracając znany już im model tak, by było widać organy wewnętrzne.
- Na dzisiejszych zajęciach poznacie budowę wewnętrzną ciała mężczyzny oraz wewnętrzne zaklęcia antykoncepcyjne, które są tak mało popularne, że nie będziemy się nad nimi dłużej zatrzymywać. Następnie przejdziemy do kwestii lubrykantów i innych tego typu zagadnień dotyczących stosunku dwóch mężczyzn, aby chociaż w tym roku żaden idiota nie zgłosił się do Skrzydła Szpitalnego z krwawiącym odbytem. - Wzrok Snape’a zatrzymał się na chwilę na jednym z Puchonów z siódmego roku, który zaczerwienił się po sam czubek głowy.
Mężczyzna zaczął swój wykład i Harry patrzył zafascynowany, odkrywając tajemnice swojego ciała. A więc to była ta sławna prostata. Pewnie Seamus ze swoim ptaszkiem miałby problem z jej dobrym drażnieniem, ale wielki członek Snape’a… Słodki Merlinie… Harry’ego przeszły dreszcze podniecenia na samą myśl o tym, ile przyjemności mógłby mu dać, gdyby się w nim znalazł. Oczami wyobraźni widział siebie wijącego się i jęczącego w rozkoszy, podczas gdy profesor brałby go ostro, chociażby na tej twardej ławce. Siłą zmusił się do ponownego skoncentrowania na zajęciach. Snape właśnie przeszedł do wewnętrznych zaklęć i eliksirów antykoncepcyjnych. Z tego co Harry zrozumiał, tego typu zabezpieczenia były zazwyczaj przeznaczone dla kobiet, a nie mężczyzn, ponieważ mogły wywoływać problemy ze wzwodem. Rety, jak to słowo mogło przejść przez usta profesora, gdy mówił o tym wszystkim, jak o jakichś eliksirach? Nawet nie przećwiczyli zaklęć, by nie marnować czasu.
- Jeżeli chodzi o lubrykanty, to najlepsze są te o oleistej konsystencji, ale nie skapujące z palców tak łatwo jak ten tutaj. Dobry lubrykant zawiera w sobie substancje relaksujące mięśnie i zabezpieczające skórę przed pękaniem. A teraz, pan Potter zaprezentuje na naszym manekinie, jak należy prawidłowo używać ten specyfik.
Harry popatrzył na profesora wielkimi oczami. Nie, tylko nie to. A już myślał, że będzie miał na tych zajęciach spokój, jeżeli chodzi o pokazy. Wstał i poszedł do modelu, czując się, jakby szedł na stracenie. Snape podał mu błękitną buteleczkę z ładnie wykaligrafowanym słowem „Lubrykant”. Harry popatrzył się bezradnie na manekina, a następnie na buteleczkę.
- Najpierw należy nanieść trochę lubrykantu na palce, panie Potter. - Snape patrzył na niego, mówiąc znudzonym głosem, a Ślizgoni znów wyli z uciechy. Zresztą jak i większość zgromadzonych w sali osób. Harry zrobił tak, jak polecił mu profesor i rozprowadził kciukiem trochę lubrykantu przy okazji badając jego konsystencję i lepkość. - Zaczynamy od włożenia jednego palca.
Harry popatrzył przerażony na profesora. Miał grzebać palcem w sztucznym odbycie tego manekina, modelu, czy jakkolwiek by tego nie nazwać? Przecież to było okropnie wstrętne. Kto wie co wcześniej ktoś inny z tym robił?!
Snape uśmiechnął się złośliwie.
- Oczywiście dobrze jest na początku nie zapomnieć o jakimś prostym, bezróżdżkowym zaklęciu czyszczącym, nieprawdaż, panie Potter? - Harry zrobił minę jasno mówiącą o tym, że żadnego takiego nie zna. - Na przykład Cleanus.
Chłopiec spróbował i oczywiście jego zaklęcie wyczyściło nie to wejście co trzeba.
- Potter, gdybyś koncentrował się trochę bardziej na tym co robisz, to może wtedy udałoby ci się coś osiągnąć - wysyczał Snape przez zęby. Po chwili Harry poczuł jak coś łagodnie pogładziło jego odbyt, sprawiając, że jego członek podskoczył. Świetnie, tylko tego było mu trzeba w tej chwili, kolejnych przyjemnych zaklęć. I to na dodatek rzuconych nie tylko bezróżdżkowo, ale też i niewerbalnie! Skupił się na sztucznym odbycie i znów wypowiedział zaklęcie, które tym razem zadziałało tam gdzie trzeba. Niepewnie wsunął do niego palec i ciasny krąg, zrobiony z czegoś elastycznego, zacisnął się wokół niego. Jak niby miał zmieścić tam jeszcze dwa dodatkowe palce?!
- To samo się nie rozciągnie, Potter. Musisz ruszać tym palcem. - Snape najwyraźniej znów się świetnie bawił i Harry zazgrzytał zębami, jednak wykonał polecenie. W głowie pojawił mu się pomysł. Skoro Snape mógł rzucić to zaklęcie na niego niewerbalnie i bez różdżki, to dlaczego on miałby tego nie umieć? Zaśmiał się diabolicznie w myślach i skupił na zaklęciu, myśląc o tym, że czyści nim odbyt Snape’a. Za siódmym razem chyba zadziałało, ponieważ mężczyzna poruszył się trochę niespokojnie. Harry tymczasem, jak gdyby nigdy nic, spróbował dodać drugi palec i ze zdziwieniem odkrył, że nie było to aż tak trudne, jak się na początku wydawało. Na pewno lubrykant ogromnie w tym pomógł.
- Widzę, że w końcu udało ci się zrozumieć o co chodzi, Potter - Snape zakpił i Harry znów zaczął rzucać na niego Cleanus. Postanowił, że tym razem tak szybko nie skończy. Ciekawiło go, w jakim naprawdę stanie był teraz Snape pod tą swoją chłodną maską opanowania. W końcu dodał trzeci palec i zaczął rozciągać wejście wszystkimi trzema. Snape przez zaciśnięte zęby podjął wykład.
- Jak widać, gdyby Potter się trochę bardziej wysilił, mógłby sięgnąć palcami do prostaty.
Harry zarumienił się jeszcze bardziej i wsunął palce głębiej, muskając gruczoł. Snape w końcu zdecydował się na kontratak i też zaczął rzucać na niego ciągłe Cleanus sprawiając, że chłopak robił się coraz bardziej podniecony i twardy.
- Jeżeli nie ma pod ręka lubrykantu, można użyć zaklęcia nawilżającego, jednak warto pamiętać, że to nie jest to samo i trzeba się wtedy z partnerem obchodzić dużo delikatniej, niż przy zastosowaniu specyfiku. Zaklęcie nawilżające oczywiście wszyscy znacie. Możesz wrócić do ławki.
Harry z ulgą wyjął palce ze sztucznego odbytu, oczyścił je zaklęciem i czym prędzej usiadł w swojej ławce. Snape wciąż rzucał na niego Cleanus i coraz trudniej było mu się skoncentrować na odwzajemnianiu tego profesorowi. W pewnym momencie poczuł jakieś inne zaklęcie i jego wejście stało się śliskie. Świetnie! Teraz Snape go nawilżył! Do końca zajęć pozostało piętnaście minut i tylko jedna forma zemsty przychodziła mu do głowy. Skoro udało mu się rzucić Cleanus bez różdżki i niewerbalnie to czemu Maleale miałoby mu nie wyjść? Uśmiechnął się do Snape’a złośliwie. Co najwyżej skończy się równie przyjemnie co tydzień temu.
I wyszło mu. W prawdzie dopiero pięć minut przed dzwonkiem, ale wyszło.
Tak jak tydzień temu, Snape stanął w miejscu i zmierzył go morderczym spojrzeniem. Oczywiście, od razu się domyślił czyja to była sprawka. W prawdzie nie było aż tak źle jak wtedy, ponieważ tym razem oberwał tylko tym jednym zaklęciem antykoncepcyjnym, ale i tak Harry gratulował sobie uzyskanego efektu. Oczywiście, gdy zajęcia się skończyły, znów powiedział przyjaciołom by poszli bez niego i został w klasie sam z Mistrzem Eliksirów. Podszedł do przypatrującego mu się z wściekłością mężczyzny i dopiero teraz odkrył, że zaklęcie nawilżające było równie przyjemne co Cleanus. Przed oczami znów stanął mu obraz Snape’a biorącego go na ławce i poczuł, że robi się twardy. Znowu.
- Potter, czy mógłbyś z łaski swojej wyjść z klasy? - Severus wycedził między zaciśniętymi zębami. W jego oczach pojawił się jakiś złośliwy błysk. - A może chcesz, żebym cię własnoręcznie wypieprzył?
- O, tak. - Harry przymknął oczy i mrucząc, potarł swoją erekcję o twarde wybrzuszenie w spodniach profesora, na co starszy czarodziej zajęczał głośno. Wciąż się ocierając, wplótł dłonie we włosy Snape’a i przyciągnął jego usta do pocałunku. Mężczyzna smakował wspaniale, a gdy już zaczął, całował jeszcze lepiej. Harry jęknął w jego usta. Po chwili spodnie wraz z bielizną chłopca osunęły się za kolana, ukazując jego erekcję w pełnej krasie. Tym razem miał trochę trudności z rozpięciem rozporka profesora, ale gdy w końcu udało mu się uwolnić twardego niczym skała członka Severusa, jęknął przeciągle.
- Proszę… - wyjęczał i kolejny raz otarł ich penisy o siebie. Snape wyszeptał kilka różnych zaklęć antykoncepcyjnych i przywołał do siebie buteleczkę lubrykantu. Podsadził chłopaka na ławce. Harry rozsunął szeroko nogi i patrzył zafascynowany, jak Snape wylewa trochę oleistej cieczy na swoje palce. Już za chwilę jego fantazja miała się spełnić. Westchnął zaskoczony, gdy jeden śliski palec wszedł w niego i zaczął go przygotowywać. Wkrótce przyzwyczaił się do intruza. To było tak cholernie przyjemne, że nie wiedział ile jeszcze uda mu się wytrzymać. Miał wrażenie, że dojdzie już od samego myślenia o tym, co zaraz zrobi z nim jego profesor. Severus drugą ręką złapał jego członek i zaczął go stymulować, sprawiając, że Harry zmienił się w miękką, jęczącą masę, wstrząsaną dreszczami przyjemności. Mężczyzna dodał kolejnego palca, przyspieszając ruch ręki na jego naprężonej do granic erekcji i Harry wygiął się w łuk, dochodząc w jego dłoń. Snape mruknął szybkie zaklęcie czyszczące, po czym wsunął trzeci palec i dokończył przygotowywanie Harry’ego, dyszącego teraz ciężko. Pomału przychodził do siebie i na powrót stawał się coraz bardziej świadomy tego, co zaraz miało nastąpić. Trzy palce znikły i po chwili na jego wejście zaczęło napierać coś znacznie większego. Czuł, jak jego mięśnie są pomału rozciągane przez wchodzącego w niego ostrożnie penisa Mistrza Eliksirów. To nie było niestety takie przyjemne, jak się spodziewał, bo pomimo przygotowywania wciąż bolało.
- Taki ciasny… och… - Severus wymruczał.
Członek profesora był duży. W końcu wszedł cały i Harry spojrzał na Snape'a. Mimo ognia płonącego w jego oczach, był skupiony i Harry zrozumiał, że mężczyzna nie chciał zrobić mu krzywdy, że kontrolował się, by go nie zranić. Patrzył teraz na niego i czekał na potwierdzenie od Gryfona, że może się poruszyć. Harry uśmiechnął się do niego i Snape wysunął się nieco po to, by zaraz wsunąć się z powrotem. To wciąż bolało, jednak im dłużej to robił tym bardziej przez ból przebijała się przyjemność, a gdy zaczął uderzać w jego prostatę, jedyne co pozostało Gryfonowi to krzyczenie, jęczenie i wicie się z rozkoszy, wstrząsającej jego ciałem za każdym pchnięciem. Snape nachylił się i zaczął namiętnie całować jego usta, a następnie zajął się szyją chłopaka. Harry wczepił swoje dłonie we włosy mężczyzny. Obaj jęczeli i dyszeli ciężko. Snape brał go coraz mocniej i szybciej. W końcu ujął w dłoń członek Harry’ego, który już od jakiegoś czasu domagał się uwagi i zaczął stymulować go w rytm swoich pchnięć. Harry wygiął się w łuk i doszedł, ogłaszając krzykiem najwspanialszy i najdłuższy orgazm jaki miał do tej pory w swoim życiu. Jego mięśnie zacisnęły się wokół męskości profesora i po dwóch kolejnych pchnięciach, również jego ciałem wstrząsnęły spazmy spełnienia. Gryfon nie wiedział czy mu się to tylko przesłyszało, czy Severus naprawdę wyjęczał ciche „Harry”. Mężczyzna opadł na niego i razem odpoczywali, pomału dochodząc do siebie. Jego oddech łaskotał zgięcie szyi chłopca, a lekko rozchylone usta łagodnie muskały delikatną skórę. Harry czuł się wspaniale, wciąż czując członek Snape’a w swoim tyłku, mając na sobie jego ciężar i przytulając go do siebie. Jedną dłoń nadal miał wplecioną we włosy mężczyzny, drugą gładził delikatnie jego plecy pod czarną koszulą. Uśmiechnął się do siebie, gdy jak przez mgłę przypomniał sobie, jak drapał tę ciepłą skórę paznokciami. Chciałby mieć możliwość zobaczenia czerwonych pręg, które teraz niewątpliwie zdobiły plecy Mistrza Eliksirów. Snape w końcu podniósł się i wyszedł z niego, ku wielkiemu niezadowoleniu Gryfona.
- Potter… - zaczął lekko zachrypniętym głosem, jednak Harry przerwał mu, całując w usta i uśmiechając się cały szczęśliwy do swojego profesora. Ten odsunął się szybko, doprowadził do porządku i tak jak tydzień wcześniej, szybko opuścił salę. Harry patrzył za nim przez chwilę, a następnie rozejrzał za swoimi bokserkami, spodniami i butami, które jakoś nagle zaginęły w akcji. Już od dawna nie czuł się taki szczęśliwy jak w tej chwili. Oczywiście, byłby jeszcze bardziej, gdyby Snape z nim został, jednak wiedział, że wszystkiego jeszcze mieć nie mógł. Tak do końca, to nie rozumiał dlaczego mężczyzna uciekał, ale jednego był pewien. Seks z nim był doskonały i nie miał zamiaru rezygnować z niego po jednym razie. A Seamus niech idzie w cholerę, z tym nieśmiałym dobieraniem się do niego!



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz