czwartek, 15 sierpnia 2013

10.



Lucjusz Malfoy szedł korytarzem Ministerstwa Magii jakby był właścicielem tego miejsca. Kroczył dumnie i z wyćwiczoną gracją, która po tylu latach przychodziła mu już naturalnie. Drogi płaszcz powiewał za nim, przyciągając wzrok błyskami srebrnych nici, a buty ze smoczej skóry stukały miarowo o marmurową posadzkę. W końcu zatrzymał się przed najbardziej zdobnymi drzwiami w całym gmachu Ministerstwa i otwarł je z rozmachem, pomimo protestów truchtającej za nim dość atrakcyjnej kobiety. Minister Magii Korneliusz Knot wpatrzył się w niego z lekko otwartymi ustami, trzymając w jednej dłoni nadjedzony rogalik, a w drugiej filiżankę z herbatą.

— Bardzo przepraszam, panie Ministrze — zapiszczała sekretarka, tarmosząc nerwowo skrawek swojej szaty wykonanej z materiału drugiego gatunku, z którego w rezydencji Malfoyów robiono odzienia dla skrzatów domowych. Lucjusz opadł elegancko na wygodny fotel naprzeciwko biurka, przy którym siedział wciąż zaskoczony Knot. Odchrząknął. Korneliusz od razu zdał się wyrwać ze swojego chwilowego zamroczenia i machnął ręką, zbywając sekretarkę.

— Nic się nie stało, Bernadetto. Lord Malfoy jest u mnie zawsze mile widziany. — Uśmiechnął się do siedzącego przed nim mężczyzny, a widząc, że czarownica wciąż stoi, zmarszczył brwi. — Na co czekasz? Przynieś panu Malfoyowi herbatę.

— T-tak, panie Ministrze. — Sekretarka potruchtała z gabinetu, cicho zamykając za sobą drzwi.

— Co cię sprowadza z tak nagłą wizytą, Lucjuszu? Nie żebym miał coś przeciwko.

Malfoy zazgrzytał w myślach zębami na taką poufałość. Niestety musiał przecierpieć niektóre rzeczy, jeżeli chciał mieć rozległe wpływy, a pozwalanie idiotom na zwracanie się do niego po imieniu należało do jednej z nich. Na szczęście Knot miał wystarczająco dużo oleju w głowie, by robić to, gdy byli sami. Zazwyczaj.

— W czasie posiedzenia Rady Nadzorczej Hogwartu wyszła na wierzch bardzo niepokojąca sprawa. — Drzwi gabinetu znów się otwarły i Bernadetta postawiła przed Lucjuszem herbatę, a na środku biurka talerz z rogalikami. Ponownie cicho ich opuściła, nie czekając, aż Malfoy jej podziękuje. Lucjusz popatrzył na napój z ledwo skrywaną odrazą. Ta tania herbata z pewnością nie dozna zaszczytu przepłynięcia przez jego układ pokarmowy.

— Jaka sprawa? — Oczy Knota rozbłysły na myśl o zaszkodzeniu Dumbledore’owi. Pomimo ciągłych pytań starca o opinię w różnych kwestiach, minister widział go głównie jako zagrożenie i z wielką ochotą by się go pozbył. Ogromną radość sprawiało mu ograniczanie wpływów Albusa, chociaż okazje do tego pojawiały się bardzo, ale to bardzo rzadko.

— Comiesięczne pojenie uczniów eliksirem aborcyjnym. Jeszcze nie wiemy, którym dokładnie. Rada postanowiła powierzyć dochodzenie Ministerstwu jako stronie obiektywnej. — Lucjusz spodziewał się po Knocie różnych reakcji. Głównie czegoś zawierającego przerażenie, oburzenie, satysfakcję na myśl o tak wspaniałej okazji do wykazania się. Jednak nie spodziewał się, że Korneliusz nagle spoważnieje i jakby zamknie w sobie. Jego spojrzenie stało się dziwnie mroczne i Malfoy pierwszy raz w życiu poczuł się niepewnie w obecności ministra. Czarodziej jeszcze nigdy nie pokazał przed nim tej strony swego oblicza. Prawdę mówiąc nawet nie przypuszczał, że Knot ma jeszcze jakąś twarz poza tą, którą pokazywał na co dzień. Nie zdziwiłby się, gdyby nikt o niej nie wiedział.

— Będzie najlepiej, Lucjuszu, jeżeli nie będziesz rozgłaszał takich niczym nie popartych plotek. — Słowa ministra zadźwięczały dziwnie w cichym gabinecie. Knot nachylił się lekko w jego stronę, uważnie go obserwując. — Przekaż Radzie, że dochodzenie Ministerstwa wykazało, iż nie był to eliksir aborcyjny, a standardowy antykoncepcyjny i był podawany uczniom od czwartego roku wzwyż. Nadmienię, że zgodnie z umową, którą podpisują wszyscy opiekunowie, gdy wysyłają swoje dzieci do Hogwartu. Akt czterysta siedemdziesiąty pierwszy, paragraf sto piąty, punkt szesnasty.

Lucjusz patrzył na ministra z niedowierzaniem. Powoli przytaknął, wstał i opuścił gabinet, wciąż nie wierząc własnym uszom. Był pewien, że niczego takiego nie podpisywał. Knot coś kręcił i to najwyraźniej z Dumbledore’em, a Malfoy nie byłby sobą, gdyby nie przeprowadził w tej sprawie własnego dochodzenia. Owszem, przekaże wieści Radzie, jednak wybranym jej członkom przedstawi swoje wątpliwości i przy ich pomocy dojdą prawdy. Pomyślał o cierpieniu Narcyzy i prawie warknął rozeźlony. Prędzej zniszczy Hogwart i całe Ministerstwo, niż pozwoli odpowiedzialnym za to osobom dalej żyć w spokoju.

***
Korneliusz Knot westchnął, wpatrując się w swoją stygnącą herbatę. Wiedział, że kiedyś ktoś coś zauważy, że zaczną zadawać pytania i wysnuwać wnioski. Miał tylko nadzieję, że nie będzie to za jego kadencji, że do tego czasu odejdzie już na spokojną emeryturę i przeprowadzi się na Karaiby, by tam beztrosko opalać się w towarzystwie pięknych, półnagich tancerek. Niestety brudy przeszłości zaczynały grozić wypłynięciem na wierzch. I to na dodatek cudze brudy, chociaż jeżeli społeczeństwo magiczne się o tym dowie, to obwinią właśnie jego. Ponieważ milczał. Ponieważ nic nie zmienił. Niczego nie zrobił… Jakby mógł zrobić cokolwiek. Gdy dziesięć lat temu objął urząd Ministra i się dowiedział… Naprawdę się starał, próbował coś zmienić i w pewnym sensie to się udało. Ale spróbuj cokolwiek zmienić w społeczeństwie, które samo siebie związało swoim zadufaniem w sobie i krótkowzrocznością.

Westchnął jeszcze raz, przecierając oczy. Przeżywanie na nowo przeszłości nie miało teraz żadnego sensu. Miał ważniejsze rzeczy do zrobienia, jak na przykład zacieranie śladów i powiadomienie Dumbledore’a o zaistniałej sytuacji. Powinien też przydzielić grupkę zaufanych osób do przeprowadzenia fikcyjnego dochodzenia i napisania przekonujących raportów, które potwierdzałyby to, co powiedział Malfoyowi. Dlaczego to właśnie Lucjusz musiał się tym zainteresować? Pewnie planował tę sytuację wykorzystać do przysłużenia się swojemu Panu i przez to nie będzie chciał tego zostawić w spokoju.

Niektórzy po prostu nie rozumieli, że pewnych rzeczy nie powinno się dotykać nawet trzymetrowym kijem, a co dopiero wyciągać je na światło dzienne.

***
Severus jęknął i ukrył twarz w poduszce. Była dopiero czwarta trzydzieści rano, a raczej w nocy, i ostatnie na co miał ochotę, to opuszczenie prawie doskonałego łóżka. Prawie, ponieważ nie było w nim jego męża. Jednak na razie musiał się zadowolić tym, co miał, prawda? Budzik zadźwięczał drugi raz i mężczyzna w końcu zmusił się do wstania. Przez przeklętego Albusa i jego zlecenia przespał tej nocy tylko dwie godziny i miał ochotę pogrążyć w równie złym nastroju każdego, kogo tylko napotka na swojej drodze. Ubrał się szybko i ruszył do pokoju nauczycielskiego na czwartym piętrze. Nie miał zielonego pojęcia, co takiego mogło się wydarzyć, że Dumbledore wysłał wieczorem zawiadomienia o porannym zebraniu. Normalnie spotykali się w niedzielę wieczorem, aby podsumować tydzień zmagań z bachorami i to wystarczało. Severus skrzywił się i wszedł do komnaty. Większość kadry już była. Z zaskoczeniem zauważył nawet Trelawney, która zazwyczaj opuszczała nudne zebrania; te ciekawe zresztą też. Widział tę kobietę chyba tylko trzy razy w roku… Potrząsnął głową. Nieważne. Zajął miejsce w najbardziej odosobnionym fotelu i czekał. Jakieś pięć minut później wkroczyła McGonagall, a tuż za nią grobowo wyglądający Dumbledore. Chwilę po nich wśliznęła się do pomieszczenia Poppy, a za nią Filch. Severus wiedział, że zaraz nastąpi jakaś historyczna chwila. Jeszcze nigdy w czasie jego nauczycielskiej kariery Sybilla, Poppy i Filch nie pojawili się razem na zebraniu.

— Dzień dobry, moi drodzy. — Dumbledore wstał, tym samym uciszając dotychczasowe rozmowy. — Jak wiecie wczoraj odbyło się zebranie Rady Nadzorczej, która wprowadziła nowe rozporządzenia dotyczące rozliczania pracowników Hogwartu. Dla wielu z nich nie jest to najlepszy czas na wdrożenie i osobiście wolałbym, aby weszły w życie dopiero od początku nowego semestru. Jednak Rada zadecydowała inaczej. Główną zmianą jest wprowadzenie trzydziestosześcio godzinnych etatów jako podstawę do wynagrodzenia profesora. Jeżeli ktoś ma mniej godzin zajęć tygodniowo, jego pensja będzie proporcjonalnie niższa. Jeżeli więcej, będzie musiał zostać przyjęty stażysta lub dodatkowy nauczyciel.

Severus zamrugał zaskoczony. Nie mógł wziąć stażysty, ponieważ wciąż był za młody, ale gdyby został zatrudniony dodatkowy nauczyciel… Skąd nagle w Radzie pojawił się taki pomysł? I to akurat teraz? Zmrużył podejrzliwie oczy.

— Profesor McGonagall zaproponowała kilka rozwiązań, jednak wydaje mi się, że najlepszym będzie, gdy ewentualni nowi profesorowie zajmą się młodszymi rocznikami. Jeżeli macie jakieś sugestie dotyczące tego, kto mógłby do nas dołączyć, z chęcią ich wysłucham, ponieważ przy tak nagłym pojawieniu się wolnych etatów nie jestem pewien, czy uda mi się je zapełnić na czas normalną procedurą.

Dyrektor popatrzył na Sprout, a następnie zatrzymał wzrok na zamyślonym Severusie. Znał kilku mistrzów, którzy z chęcią przyjęliby ciepłą posadkę w Hogwarcie…

— Mogę zaproponować Elizę Orzeszek. — Pomona uśmiechnęła się lekko. — Jest dość młodą mistrzynią, jednak bardzo lubi dzieci. Jakiś czas temu pytała mnie, czy nie poszukujemy kogoś do pomocy w szklarniach. Jestem pewna, że z radością podejmie tu pracę.

Dumbledore przytaknął z lekkim uśmiechem i zapisał jej dane na pergaminie.

— A ty, Severusie?

— Znam kilku, jednak zależnie od tego czy będziesz od nich wymagał więcej niż tylko uczenia, mogą podjąć różną decyzję.

— Myślałem o tym, by nowy nauczyciel zajął się rocznikami od pierwszego do czwartego włącznie i pomógł ci z warzeniem eliksirów do skrzydła szpitalnego.

Snape przytaknął lekko głową.

— W takim razie porozmawiam z Basiliusem Blank, ale niczego nie obiecuję.

— Dobrze. Pozostali mogą wziąć stażystów, więc później omówimy to indywidualnie na herbatce. — Albus schował pergamin do kieszeni i zwrócił się do pielęgniarki. — Poppy, Rada zasugerowała, abyś również przyjęła stażystkę.

Pomfrey przytaknęła, wyraźnie z tego niezadowolona. Kobieta wybitnie nie lubiła, jak ktoś się jej plątał pod nogami, a niestety większość stażystów była mało rozgarnięta. Severus uśmiechnął się złośliwie pod nosem. Może jeżeli Blank się zgodzi, to przywlecze ze sobą też jakiegoś stażystę, którego będą mogli wykorzystać do robienia tych wszystkich nudnych eliksirów do szpitala oraz przygotowywania co bardziej okropnych składników eliksirów. Jakby nie patrzeć, bachory na szlabanach robiły tylko niewielki ułamek tego, co sam musiał przygotowywać na zajęcia.

Filius podszedł do niego, gdy już wszyscy się rozchodzili — jedni z powrotem do swoich łóżek, inni, by przygotować się do porannych zajęć.

— Severusie, mówiłeś, że znasz kogoś, kto z chęcią zostałby moim stażystą od przyszłego semestru. Wiesz może czy mógłby już teraz? Z taką liczbą godzin będę potrzebował co najmniej dwóch. Nikt w dzisiejszych czasach nie garnie się do indywidualnego studiowania pod okiem mistrza…

Severus burknął pod nosem. Nie było się czemu dziwić. Mistrzowie wykorzystywali bezwstydnie swoich stażystów i jeżeli ktoś miał wybór między spokojnym życiem na Uniwersytecie lub kursami Ministerstwa a harówką u mistrza, oczywistym było, co wybierze. Dlatego to Filiusa wytypował dla Harry'ego. Wiedział, że profesor miał zbyt dobre serce i miłe usposobienie, by wykorzystywać swoich ewentualnych stażystów.

— Zapytam go i najdalej za tydzień podam ci odpowiedź.

Filius przytaknął i odszedł, niewątpliwie zastanawiając się, skąd w tak krótkim czasie wytrzasnąć pomocników.

***
Zanim nadszedł piątek wszyscy w szkole już wiedzieli o nowych przepisach i że niedługo pojawią się w niej nowi nauczyciele. Starsze roczniki patrzyły z lekką zazdrością na młodsze, które przez kilka lat nie będą musiały męczyć się ze Snape’em, podczas gdy Prorok Codzienny rozpisywał się o plusach i minusach nowych ustaw. Harry osobiście widział same plusy i dlatego z uśmiechem szedł na Wychowanie Seksualne. Ron był nieco markotny, ponieważ nie dość, że wciąż będą musieli się męczyć ze „Starym Nietoperzem”, to jeszcze Hermiona podchodziła do niego z dystansem. Harry odnotował sobie w głowie, żeby po lekcji porozmawiać z Severusem o przyjaciółce i planach na przyszłość. Był też bardzo dumny z siebie, bo to właśnie jego uwagi były powodem tak wielkich zmian na plus. Nie wiedział tylko czy McGonagall zrobiła coś w sprawie eliksiru aborcyjnego. Zgredek powiedział mu, że kobieta była w kuchni i wypytywała skrzaty, jednak jak do tej pory nie widział, by podjęła jakieś dalsze kroki.

Zajął swoje stałe miejsce koło Rona i rozejrzał po klasie. Na biurku nie było żadnych dodatków, które mogłyby wskazać na temat dzisiejszych zajęć. Po chwili dotarło do niego, że brakowało też modelu zwykle stojącego koło katedry. Sala bez niego zdawała się tracić cały swój charakter.

— Siadajcie wszyscy. — Severus wpadł do klasy, tradycyjnie powiewając czarnymi szatami, i położył na biurku stosik pergaminów. — Schowajcie różdżki. Wyjmijcie pióra i kałamarze. Zrobimy sobie mały sprawdzian wiadomości, by zakończyć pierwszą część naszych zajęć. — Uśmiechnął się złośliwie, podczas gdy chłopcy jęknęli, jednak wykonali polecenie. Profesor machnął różdżką i pergaminy rozleciały się po klasie tak, by każdy dostał zestaw pytań. — Macie godzinę. Zaczynajcie.

Harry westchnął i przeczytał pierwsze pytanie.

1. Narysuj przekrój ukazujący narządy rozrodcze męskie i nazwij jego elementy.

Już wiedział, gdzie podział się model przekroju. Oczywiście, że Severus nie dałby im żadnego ułatwienia.

2. Narysuj przekrój ukazujący narządy rozrodcze żeńskie i nazwij jego elementy.

To było już zupełnie wredne i całkowicie bez wyobraźni. Przecież Harry aż za dobrze wiedział, że jego męża stać na znacznie bardziej kreatywne pytania.

3. Wymień wszystkie znane ci zaklęcia antykoncepcyjne. Podaj ich inkantację oraz ruch różdżką. Opisz sposób ich działania.

Tak, to już brzmiało znacznie bardziej jak Snape. Najwyraźniej musiał się rozkręcić. A może dwoma pierwszymi pytaniami chciał uśpić ich czujność? Chociaż z drugiej strony Harry wątpił, czy ktoś będzie aż tak dobrze jak on pamiętał szczegóły przekroju manekina. W końcu tylko on miał z nim bliższy kontakt. Blee, to zabrzmiało okropnie!

4. Wymień wszystkie znane ci eliksiry antykoncepcyjne. Podaj ich skład i sposób przyrządzenia, jak również wpływ poszczególnych składników na ich działanie. Dlaczego nie wykorzystuje się w nich krwawnika oraz pestek papai? Wybierz jeden z nich i opisz, co się stanie, jeżeli doda się do niego pięć listków maciejki.

Zrobił wielkie oczy, widząc ostatnie pytanie. Wiedział, po prostu wiedział, że Severus nie wytrzyma i zrobi z tego potworny sprawdzian wiadomości z eliksirów. Mógł się założyć o cokolwiek, iż ostatnie pytanie było warte ponad połowę punktów całego sprawdzianu. Nic dziwnego, że dał im na to godzinę. Westchnął zrezygnowany i powrócił do pierwszego punktu. Nawet jeżeli tego nie zda, to dzięki zaznajomieniu z manekinem, nie będzie to Troll za zero punktów.

***
— Profesorze. — Harry podszedł do siedzącego za biurkiem mężczyzny, gdy pozostali uczniowie wyszli. Snape rzucił na drzwi kilka zaklęć zabezpieczających. Chłopak podsunął sobie krzesło i opadł na nie. — Musimy porozmawiać.

Severus przytaknął. Jakoś przez ostatnie pięć dni nie miał czasu na rozmowę ze swoim mężem, a musiał z nim wszystko omówić. Nawet nie wiedział czy Harry zgodzi się na to, co dla niego zaplanował, bez wcześniejszej z nim konsultacji. Jednakże nie mieli innego wyjścia, jeżeli chłopak chciał kontynuować naukę.

— Zacznę, dobrze?

Harry zamrugał, nie spodziewając się, że jego mąż również mógł mieć coś do powiedzenia. Chciał porozmawiać o Hermionie… Może w końcu dowie się dlaczego ostatnio Severus tak się zachowywał w stosunku do niego.

— Mów.

— Nie jestem pewien czy o tym wiesz, ale osoba, która urodzi dziecko nie może dalej uczyć się w Hogwarcie. Jest to związane z jakimś zamierzchłym prawem jeszcze z czasów założycieli, którego nikomu nie chciało się zmieniać. — Severus zaczął uspokajającym, łagodnym głosem, aby nie doprowadzić do niepotrzebnej paniki u męża. O dziwo Harry tylko przytaknął, a widząc jego pytające spojrzenie, wzruszył ramionami.

— Hermiona mi powiedziała. Domyśliłem się, że pewnie już coś w związku z tym zaplanowałeś.

— Ach tak, wszechwiedząca panna Granger. Mogłem się domyślić. — Severus skrzywił się nieco na myśl o nadpobudliwej Gryfonce, która ciągle chciała odpowiadać na wszystkie pytania, nawet jeżeli nikt nie chciał, by zabierała głos. Chociaż… ostatnio była dziwnie cicha i już nie pamiętał, kiedy ostatni raz widział, jak machała ręką, by zwrócić na zajęciach jego uwagę. Nieważne. Miał teraz ważniejsze rzeczy na głowie niż jakieś nastoletnie kryzysy kujonek. — Jeżeli dalej będziesz chciał się uczyć, a innej opcji nie zakładam, to jedynym wyjściem jest program stażu.

Harry przez chwilę siedział cicho, najpierw próbując zdusić w sobie gniew wywołany obrażaniem przyjaciółki, a następnie analizując to, co powiedział Severus.

— Program stażu… — wyszeptał. — Z tobą? Chyba żartujesz. — Nawet nie próbował ukrywać swojego niedowierzania. Severus wystarczającą ilość razy informował go o jego absolutnym braku talentu do eliksirów, więc jego reakcja była jak najbardziej uzasadniona.

— Oczywiście, że nie ze mną. Po pierwsze jestem za młody, jak dobrze wiesz, a po drugie z twoim talentem nie wytrzymałbyś nawet tygodnia. — Prychnął. — Nie mówiąc już o samej ciąży i niebezpieczeństwie przebywania w pobliżu niektórych składników i oparów. Miałem na myśli Filiusa. Według planu zacząłbyś od przyszłego semestru, jednak przez ostatnie uchwały… od przyszłego tygodnia.

— Co takiego?! — Harry zrobił wielkie oczy. Miałby zacząć staż z Zaklęć u profesora Flitwicka już od przyszłego tygodnia? Tak bez niczego? Żadnego przygotowania? — A nie potrzebuję do tego egzaminów czy czegoś?

— Do podjęcia stażu wystarczą SUM-y. Przestaniesz być uczniem Hogwartu i iść ustalonym tokiem nauczania. Twój mistrz zadecyduje też, kiedy podejdziesz do OWTM-ów. Jeżeli chodzi o pomoc w prowadzeniu zajęć… Filius prawdopodobnie przyjmie jeszcze dwóch innych stażystów, więc nie masz się czego obawiać.

— Wcale się nie boję. Tylko… tylko… — Przełknął, próbując pozbierać myśli. — I Flitwick się na to zgodził? To znaczy, żebym został jego stażystą?

— Oczywiście nie wie, że rozmawialiśmy o tobie, ale jestem pewien, że będzie bardzo szczęśliwy mogąc uczyć samego Chłopca, Który Przeżył. — Severus uśmiechnął się do niego z lekką kpiną i Harry naburmuszył się. Wiedział, że nie miał wyboru, jednak przepełniała go teraz ochota na postawienie się mężczyźnie za to, że nazwał go tym głupim przezwiskiem. Zanim zdążył cokolwiek postanowić, Snape znów zaczął mówić: — Przyjdziesz jutro do mojego gabinetu o dziesiątej rano i omówimy wszystko z Filiusem. O czym ty chciałeś porozmawiać?

Właśnie! Mentalnie trzepnął się w czoło. Jak mógł tak szybko zapomnieć o powodzie, dla którego w ogóle zaczął tę rozmowę? Teraz, gdy wiedział już o planach Severusa, może mógłby przekonać go, by załatwił staż Hermionie?

— Więc… chodzi o to, że Hermiona jest w ciąży.

Severus się tego nie spodziewał. Myślał raczej, że Harry znów zacznie narzekać na jego brak wolnego czasu, albo coś w tym stylu. Jednak to… Dlaczego mu o tym mówił?

— I mówisz mi o tym, ponieważ…?

— Na początku chciałem cię zapytać, jak planujesz rozwiązać mój problem, ale teraz gdy już wiem o stażu… — Harry przygryzł nerwowo dolną wargę. — Myślisz, że Hermiona też mogłaby w ten sposób zakończyć edukację? Wiesz, to nie byłoby sprawiedliwe, gdyby tak mądra dziewczyna nie mogła zdobyć wykształcenia przez wpadkę.

Severus zamknął oczy i zaczął palcami masować sobie skronie. Już wiedział do czego to zmierzało i nie miał najmniejszego zamiaru biegać po gabinetach profesorów i pytać czy ktoś nie chciałby wziąć Granger na staż. Był pewien, że jeżeli dziewczyna sama się zgłosi, większość z mistrzów w tej szkole przyjęłaby ją z otwartymi ramionami. Nawet z wiedzą o jej ciąży. Chociaż… Minerwa jest straszną konserwatystką w tego typu kwestiach i jeżeli w grę wchodziło nieślubne dziecko, może stać się bardzo kłopotliwa. Tak samo jak Poppy i Vektor.

— Harry, jeśli panna Granger będzie chciała podjąć u kogoś staż, to może zgłosić się do wybranego przez nią mistrza osobiście — powiedział w końcu i chłopak przytaknął, lekko zawiedziony.

— Ale jeżeli powie mi dziś, że też chce mieć staż u Flitwicka? — Zamrugał oczami, robiąc najsłodszą minę, na jaką było go stać. Severus przewrócił oczami, widząc taką zmianę zachowania hormonalnego chłopaka. Merlinie, mieli w Hogwarcie dwójkę ciężarnych uczniów. Nie miał zielonego pojęcia, jak wytrzymają nadchodzące miesiące.

— To może przyjść jutro z tobą na spotkanie.

Harry wyszczerzył się szczęśliwy i wstał.

— Dobra. Więc lepiej już pójdę i zapytam jej. Jest jeszcze na tyle wcześnie, że w razie czego będziemy mogli zrobić rundkę po innych profesorach, gdyby chciała się uczyć u kogoś innego. — Severus pozbierał pergaminy i razem ruszyli w stronę wyjścia. — Mogę powiedzieć Hermionie o mojej ciąży? — wypalił Harry, gdy byli w połowie drogi do drzwi i Snape zatrzymał się gwałtownie.

— W żadnym wypadku.

— Severusie…

— Nie. Nie wiemy czy możemy jej ufać. Co będzie, jeśli ktoś podsłucha, kiedy będziecie o tym rozmawiać albo jeżeli powie o tobie przypadkiem, rozmawiając z Minerwą lub Albusem? Nie.

Harry zacisnął usta i popatrzył na podłogę. Jego wcześniejszy dobry humor zupełnie znikł.

— A gdyby przysięgła? Moglibyśmy chociaż zorganizować jej wizytę u Serafina. — Gryfon stukał tenisówką o kamienną posadzkę, wyraźnie naburmuszony i niezadowolony z odpowiedzi męża. Severus ucisnął palcami podstawę nosa, usiłując odgonić zbliżającą się migrenę. Westchnął w myślach i przez chwilę próbował utworzyć jakiś plan udobruchania Pottera.

— Zorganizujemy wizytę i poprosimy o złożenie przysięgi. — W końcu powiedział, patrząc na zerkającego na niego młodzieńca. — Jeżeli to zrobi, to będziesz mógł jej powiedzieć, ale nie wcześniej. Zrozumiano?

— Oczywiście. Dzięki, Sev. — Harry wyszczerzył się, cmoknął męża w policzek i uciekł z klasy, zanim ten mógł się rozmyślić. Severus pokręcił głową. Przeklęci, hormonalni Gryfoni.


cdn

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz