Lucjusz
Malfoy szedł korytarzem Ministerstwa Magii jakby był właścicielem tego miejsca.
Kroczył dumnie i z wyćwiczoną gracją, która po tylu latach przychodziła mu już
naturalnie. Drogi płaszcz powiewał za nim, przyciągając wzrok błyskami
srebrnych nici, a buty ze smoczej skóry stukały miarowo o marmurową posadzkę. W
końcu zatrzymał się przed najbardziej zdobnymi drzwiami w całym gmachu
Ministerstwa i otwarł je z rozmachem, pomimo protestów truchtającej za nim dość
atrakcyjnej kobiety. Minister Magii Korneliusz Knot wpatrzył się w niego z
lekko otwartymi ustami, trzymając w jednej dłoni nadjedzony rogalik, a w
drugiej filiżankę z herbatą.
—
Bardzo przepraszam, panie Ministrze — zapiszczała sekretarka, tarmosząc nerwowo
skrawek swojej szaty wykonanej z materiału drugiego gatunku, z którego w
rezydencji Malfoyów robiono odzienia dla skrzatów domowych. Lucjusz opadł
elegancko na wygodny fotel naprzeciwko biurka, przy którym siedział wciąż
zaskoczony Knot. Odchrząknął. Korneliusz od razu zdał się wyrwać ze swojego
chwilowego zamroczenia i machnął ręką, zbywając sekretarkę.
—
Nic się nie stało, Bernadetto. Lord Malfoy jest u mnie zawsze mile widziany. —
Uśmiechnął się do siedzącego przed nim mężczyzny, a widząc, że czarownica wciąż
stoi, zmarszczył brwi. — Na co czekasz? Przynieś panu Malfoyowi herbatę.
—
T-tak, panie Ministrze. — Sekretarka potruchtała z gabinetu, cicho zamykając za
sobą drzwi.
—
Co cię sprowadza z tak nagłą wizytą, Lucjuszu? Nie żebym miał coś przeciwko.
Malfoy
zazgrzytał w myślach zębami na taką poufałość. Niestety musiał przecierpieć
niektóre rzeczy, jeżeli chciał mieć rozległe wpływy, a pozwalanie idiotom na
zwracanie się do niego po imieniu należało do jednej z nich. Na szczęście Knot
miał wystarczająco dużo oleju w głowie, by robić to, gdy byli sami. Zazwyczaj.
—
W czasie posiedzenia Rady Nadzorczej Hogwartu wyszła na wierzch bardzo
niepokojąca sprawa. — Drzwi gabinetu znów się otwarły i Bernadetta postawiła
przed Lucjuszem herbatę, a na środku biurka talerz z rogalikami. Ponownie cicho
ich opuściła, nie czekając, aż Malfoy jej podziękuje. Lucjusz popatrzył na
napój z ledwo skrywaną odrazą. Ta tania herbata z pewnością nie dozna zaszczytu
przepłynięcia przez jego układ pokarmowy.
—
Jaka sprawa? — Oczy Knota rozbłysły na myśl o zaszkodzeniu Dumbledore’owi.
Pomimo ciągłych pytań starca o opinię w różnych kwestiach, minister widział go
głównie jako zagrożenie i z wielką ochotą by się go pozbył. Ogromną radość
sprawiało mu ograniczanie wpływów Albusa, chociaż okazje do tego pojawiały się
bardzo, ale to bardzo rzadko.
—
Comiesięczne pojenie uczniów eliksirem aborcyjnym. Jeszcze nie wiemy, którym
dokładnie. Rada postanowiła powierzyć dochodzenie Ministerstwu jako stronie
obiektywnej. — Lucjusz spodziewał się po Knocie różnych reakcji. Głównie czegoś
zawierającego przerażenie, oburzenie, satysfakcję na myśl o tak wspaniałej
okazji do wykazania się. Jednak nie spodziewał się, że Korneliusz nagle
spoważnieje i jakby zamknie w sobie. Jego spojrzenie stało się dziwnie mroczne
i Malfoy pierwszy raz w życiu poczuł się niepewnie w obecności ministra.
Czarodziej jeszcze nigdy nie pokazał przed nim tej strony swego oblicza. Prawdę
mówiąc nawet nie przypuszczał, że Knot ma jeszcze jakąś twarz poza tą, którą
pokazywał na co dzień. Nie zdziwiłby się, gdyby nikt o niej nie wiedział.
—
Będzie najlepiej, Lucjuszu, jeżeli nie będziesz rozgłaszał takich niczym nie
popartych plotek. — Słowa ministra zadźwięczały dziwnie w cichym gabinecie.
Knot nachylił się lekko w jego stronę, uważnie go obserwując. — Przekaż Radzie,
że dochodzenie Ministerstwa wykazało, iż nie był to eliksir aborcyjny, a
standardowy antykoncepcyjny i był podawany uczniom od czwartego roku wzwyż.
Nadmienię, że zgodnie z umową, którą podpisują wszyscy opiekunowie, gdy
wysyłają swoje dzieci do Hogwartu. Akt czterysta siedemdziesiąty pierwszy,
paragraf sto piąty, punkt szesnasty.
Lucjusz
patrzył na ministra z niedowierzaniem. Powoli przytaknął, wstał i opuścił
gabinet, wciąż nie wierząc własnym uszom. Był pewien, że niczego takiego nie
podpisywał. Knot coś kręcił i to najwyraźniej z Dumbledore’em, a Malfoy nie
byłby sobą, gdyby nie przeprowadził w tej sprawie własnego dochodzenia. Owszem,
przekaże wieści Radzie, jednak wybranym jej członkom przedstawi swoje
wątpliwości i przy ich pomocy dojdą prawdy. Pomyślał o cierpieniu Narcyzy i
prawie warknął rozeźlony. Prędzej zniszczy Hogwart i całe Ministerstwo, niż
pozwoli odpowiedzialnym za to osobom dalej żyć w spokoju.
***
Korneliusz
Knot westchnął, wpatrując się w swoją stygnącą herbatę. Wiedział, że kiedyś
ktoś coś zauważy, że zaczną zadawać pytania i wysnuwać wnioski. Miał tylko
nadzieję, że nie będzie to za jego kadencji, że do tego czasu odejdzie już na
spokojną emeryturę i przeprowadzi się na Karaiby, by tam beztrosko opalać się w
towarzystwie pięknych, półnagich tancerek. Niestety brudy przeszłości zaczynały
grozić wypłynięciem na wierzch. I to na dodatek cudze brudy, chociaż jeżeli
społeczeństwo magiczne się o tym dowie, to obwinią właśnie jego. Ponieważ
milczał. Ponieważ nic nie zmienił. Niczego nie zrobił… Jakby mógł zrobić
cokolwiek. Gdy dziesięć lat temu objął urząd Ministra i się dowiedział…
Naprawdę się starał, próbował coś zmienić i w pewnym sensie to się udało. Ale
spróbuj cokolwiek zmienić w społeczeństwie, które samo siebie związało swoim
zadufaniem w sobie i krótkowzrocznością.
Westchnął
jeszcze raz, przecierając oczy. Przeżywanie na nowo przeszłości nie miało teraz
żadnego sensu. Miał ważniejsze rzeczy do zrobienia, jak na przykład zacieranie
śladów i powiadomienie Dumbledore’a o zaistniałej sytuacji. Powinien też
przydzielić grupkę zaufanych osób do przeprowadzenia fikcyjnego dochodzenia i
napisania przekonujących raportów, które potwierdzałyby to, co powiedział
Malfoyowi. Dlaczego to właśnie Lucjusz musiał się tym zainteresować? Pewnie
planował tę sytuację wykorzystać do przysłużenia się swojemu Panu i przez to
nie będzie chciał tego zostawić w spokoju.
Niektórzy
po prostu nie rozumieli, że pewnych rzeczy nie powinno się dotykać nawet
trzymetrowym kijem, a co dopiero wyciągać je na światło dzienne.
***
Severus
jęknął i ukrył twarz w poduszce. Była dopiero czwarta trzydzieści rano, a
raczej w nocy, i ostatnie na co miał ochotę, to opuszczenie prawie doskonałego
łóżka. Prawie, ponieważ nie było w nim jego męża. Jednak na razie musiał się
zadowolić tym, co miał, prawda? Budzik zadźwięczał drugi raz i mężczyzna w
końcu zmusił się do wstania. Przez przeklętego Albusa i jego zlecenia przespał
tej nocy tylko dwie godziny i miał ochotę pogrążyć w równie złym nastroju
każdego, kogo tylko napotka na swojej drodze. Ubrał się szybko i ruszył do
pokoju nauczycielskiego na czwartym piętrze. Nie miał zielonego pojęcia, co
takiego mogło się wydarzyć, że Dumbledore wysłał wieczorem zawiadomienia o
porannym zebraniu. Normalnie spotykali się w niedzielę wieczorem, aby podsumować
tydzień zmagań z bachorami i to wystarczało. Severus skrzywił się i wszedł do
komnaty. Większość kadry już była. Z zaskoczeniem zauważył nawet Trelawney,
która zazwyczaj opuszczała nudne zebrania; te ciekawe zresztą też. Widział tę
kobietę chyba tylko trzy razy w roku… Potrząsnął głową. Nieważne. Zajął miejsce
w najbardziej odosobnionym fotelu i czekał. Jakieś pięć minut później wkroczyła
McGonagall, a tuż za nią grobowo wyglądający Dumbledore. Chwilę po nich
wśliznęła się do pomieszczenia Poppy, a za nią Filch. Severus wiedział, że
zaraz nastąpi jakaś historyczna chwila. Jeszcze nigdy w czasie jego
nauczycielskiej kariery Sybilla, Poppy i Filch nie pojawili się razem na
zebraniu.
—
Dzień dobry, moi drodzy. — Dumbledore wstał, tym samym uciszając dotychczasowe
rozmowy. — Jak wiecie wczoraj odbyło się zebranie Rady Nadzorczej, która
wprowadziła nowe rozporządzenia dotyczące rozliczania pracowników Hogwartu. Dla
wielu z nich nie jest to najlepszy czas na wdrożenie i osobiście wolałbym, aby
weszły w życie dopiero od początku nowego semestru. Jednak Rada zadecydowała
inaczej. Główną zmianą jest wprowadzenie trzydziestosześcio godzinnych etatów
jako podstawę do wynagrodzenia profesora. Jeżeli ktoś ma mniej godzin zajęć
tygodniowo, jego pensja będzie proporcjonalnie niższa. Jeżeli więcej, będzie
musiał zostać przyjęty stażysta lub dodatkowy nauczyciel.
Severus
zamrugał zaskoczony. Nie mógł wziąć stażysty, ponieważ wciąż był za młody, ale
gdyby został zatrudniony dodatkowy nauczyciel… Skąd nagle w Radzie pojawił się
taki pomysł? I to akurat teraz? Zmrużył podejrzliwie oczy.
—
Profesor McGonagall zaproponowała kilka rozwiązań, jednak wydaje mi się, że
najlepszym będzie, gdy ewentualni nowi profesorowie zajmą się młodszymi
rocznikami. Jeżeli macie jakieś sugestie dotyczące tego, kto mógłby do nas
dołączyć, z chęcią ich wysłucham, ponieważ przy tak nagłym pojawieniu się
wolnych etatów nie jestem pewien, czy uda mi się je zapełnić na czas normalną
procedurą.
Dyrektor
popatrzył na Sprout, a następnie zatrzymał wzrok na zamyślonym Severusie. Znał
kilku mistrzów, którzy z chęcią przyjęliby ciepłą posadkę w Hogwarcie…
—
Mogę zaproponować Elizę Orzeszek. — Pomona uśmiechnęła się lekko. — Jest dość
młodą mistrzynią, jednak bardzo lubi dzieci. Jakiś czas temu pytała mnie, czy
nie poszukujemy kogoś do pomocy w szklarniach. Jestem pewna, że z radością
podejmie tu pracę.
Dumbledore
przytaknął z lekkim uśmiechem i zapisał jej dane na pergaminie.
—
A ty, Severusie?
—
Znam kilku, jednak zależnie od tego czy będziesz od nich wymagał więcej niż
tylko uczenia, mogą podjąć różną decyzję.
—
Myślałem o tym, by nowy nauczyciel zajął się rocznikami od pierwszego do
czwartego włącznie i pomógł ci z warzeniem eliksirów do skrzydła szpitalnego.
Snape
przytaknął lekko głową.
—
W takim razie porozmawiam z Basiliusem Blank, ale niczego nie obiecuję.
—
Dobrze. Pozostali mogą wziąć stażystów, więc później omówimy to indywidualnie
na herbatce. — Albus schował pergamin do kieszeni i zwrócił się do
pielęgniarki. — Poppy, Rada zasugerowała, abyś również przyjęła stażystkę.
Pomfrey
przytaknęła, wyraźnie z tego niezadowolona. Kobieta wybitnie nie lubiła, jak
ktoś się jej plątał pod nogami, a niestety większość stażystów była mało
rozgarnięta. Severus uśmiechnął się złośliwie pod nosem. Może jeżeli Blank się
zgodzi, to przywlecze ze sobą też jakiegoś stażystę, którego będą mogli
wykorzystać do robienia tych wszystkich nudnych eliksirów do szpitala oraz
przygotowywania co bardziej okropnych składników eliksirów. Jakby nie patrzeć,
bachory na szlabanach robiły tylko niewielki ułamek tego, co sam musiał
przygotowywać na zajęcia.
Filius
podszedł do niego, gdy już wszyscy się rozchodzili — jedni z powrotem do swoich
łóżek, inni, by przygotować się do porannych zajęć.
—
Severusie, mówiłeś, że znasz kogoś, kto z chęcią zostałby moim stażystą od
przyszłego semestru. Wiesz może czy mógłby już teraz? Z taką liczbą godzin będę
potrzebował co najmniej dwóch. Nikt w dzisiejszych czasach nie garnie się do
indywidualnego studiowania pod okiem mistrza…
Severus
burknął pod nosem. Nie było się czemu dziwić. Mistrzowie wykorzystywali
bezwstydnie swoich stażystów i jeżeli ktoś miał wybór między spokojnym życiem
na Uniwersytecie lub kursami Ministerstwa a harówką u mistrza, oczywistym było,
co wybierze. Dlatego to Filiusa wytypował dla Harry'ego. Wiedział, że profesor
miał zbyt dobre serce i miłe usposobienie, by wykorzystywać swoich ewentualnych
stażystów.
—
Zapytam go i najdalej za tydzień podam ci odpowiedź.
Filius
przytaknął i odszedł, niewątpliwie zastanawiając się, skąd w tak krótkim czasie
wytrzasnąć pomocników.
***
Zanim
nadszedł piątek wszyscy w szkole już wiedzieli o nowych przepisach i że
niedługo pojawią się w niej nowi nauczyciele. Starsze roczniki patrzyły z lekką
zazdrością na młodsze, które przez kilka lat nie będą musiały męczyć się ze
Snape’em, podczas gdy Prorok Codzienny rozpisywał się o plusach i minusach
nowych ustaw. Harry osobiście widział same plusy i dlatego z uśmiechem szedł na
Wychowanie Seksualne. Ron był nieco markotny, ponieważ nie dość, że wciąż będą
musieli się męczyć ze „Starym Nietoperzem”, to jeszcze Hermiona podchodziła do
niego z dystansem. Harry odnotował sobie w głowie, żeby po lekcji porozmawiać z
Severusem o przyjaciółce i planach na przyszłość. Był też bardzo dumny z
siebie, bo to właśnie jego uwagi były powodem tak wielkich zmian na plus. Nie
wiedział tylko czy McGonagall zrobiła coś w sprawie eliksiru aborcyjnego.
Zgredek powiedział mu, że kobieta była w kuchni i wypytywała skrzaty, jednak
jak do tej pory nie widział, by podjęła jakieś dalsze kroki.
Zajął
swoje stałe miejsce koło Rona i rozejrzał po klasie. Na biurku nie było żadnych
dodatków, które mogłyby wskazać na temat dzisiejszych zajęć. Po chwili dotarło
do niego, że brakowało też modelu zwykle stojącego koło katedry. Sala bez niego
zdawała się tracić cały swój charakter.
—
Siadajcie wszyscy. — Severus wpadł do klasy, tradycyjnie powiewając czarnymi
szatami, i położył na biurku stosik pergaminów. — Schowajcie różdżki. Wyjmijcie
pióra i kałamarze. Zrobimy sobie mały sprawdzian wiadomości, by zakończyć
pierwszą część naszych zajęć. — Uśmiechnął się złośliwie, podczas gdy chłopcy
jęknęli, jednak wykonali polecenie. Profesor machnął różdżką i pergaminy
rozleciały się po klasie tak, by każdy dostał zestaw pytań. — Macie godzinę.
Zaczynajcie.
Harry
westchnął i przeczytał pierwsze pytanie.
1.
Narysuj przekrój ukazujący narządy rozrodcze męskie i nazwij jego elementy.
Już
wiedział, gdzie podział się model przekroju. Oczywiście, że Severus nie dałby
im żadnego ułatwienia.
2.
Narysuj przekrój ukazujący narządy rozrodcze żeńskie i nazwij jego elementy.
To
było już zupełnie wredne i całkowicie bez wyobraźni. Przecież Harry aż za
dobrze wiedział, że jego męża stać na znacznie bardziej kreatywne pytania.
3.
Wymień wszystkie znane ci zaklęcia antykoncepcyjne. Podaj ich inkantację oraz
ruch różdżką. Opisz sposób ich działania.
Tak,
to już brzmiało znacznie bardziej jak Snape. Najwyraźniej musiał się rozkręcić.
A może dwoma pierwszymi pytaniami chciał uśpić ich czujność? Chociaż z drugiej
strony Harry wątpił, czy ktoś będzie aż tak dobrze jak on pamiętał szczegóły
przekroju manekina. W końcu tylko on miał z nim bliższy kontakt. Blee, to
zabrzmiało okropnie!
4.
Wymień wszystkie znane ci eliksiry antykoncepcyjne. Podaj ich skład i sposób
przyrządzenia, jak również wpływ poszczególnych składników na ich działanie.
Dlaczego nie wykorzystuje się w nich krwawnika oraz pestek papai? Wybierz jeden
z nich i opisz, co się stanie, jeżeli doda się do niego pięć listków maciejki.
Zrobił
wielkie oczy, widząc ostatnie pytanie. Wiedział, po prostu wiedział, że Severus
nie wytrzyma i zrobi z tego potworny sprawdzian wiadomości z eliksirów. Mógł
się założyć o cokolwiek, iż ostatnie pytanie było warte ponad połowę punktów
całego sprawdzianu. Nic dziwnego, że dał im na to godzinę. Westchnął
zrezygnowany i powrócił do pierwszego punktu. Nawet jeżeli tego nie zda, to
dzięki zaznajomieniu z manekinem, nie będzie to Troll za zero punktów.
***
—
Profesorze. — Harry podszedł do siedzącego za biurkiem mężczyzny, gdy pozostali
uczniowie wyszli. Snape rzucił na drzwi kilka zaklęć zabezpieczających. Chłopak
podsunął sobie krzesło i opadł na nie. — Musimy porozmawiać.
Severus
przytaknął. Jakoś przez ostatnie pięć dni nie miał czasu na rozmowę ze swoim
mężem, a musiał z nim wszystko omówić. Nawet nie wiedział czy Harry zgodzi się
na to, co dla niego zaplanował, bez wcześniejszej z nim konsultacji. Jednakże
nie mieli innego wyjścia, jeżeli chłopak chciał kontynuować naukę.
—
Zacznę, dobrze?
Harry
zamrugał, nie spodziewając się, że jego mąż również mógł mieć coś do
powiedzenia. Chciał porozmawiać o Hermionie… Może w końcu dowie się dlaczego
ostatnio Severus tak się zachowywał w stosunku do niego.
—
Mów.
—
Nie jestem pewien czy o tym wiesz, ale osoba, która urodzi dziecko nie może
dalej uczyć się w Hogwarcie. Jest to związane z jakimś zamierzchłym prawem
jeszcze z czasów założycieli, którego nikomu nie chciało się zmieniać. —
Severus zaczął uspokajającym, łagodnym głosem, aby nie doprowadzić do
niepotrzebnej paniki u męża. O dziwo Harry tylko przytaknął, a widząc jego
pytające spojrzenie, wzruszył ramionami.
—
Hermiona mi powiedziała. Domyśliłem się, że pewnie już coś w związku z tym
zaplanowałeś.
—
Ach tak, wszechwiedząca panna Granger. Mogłem się domyślić. — Severus skrzywił
się nieco na myśl o nadpobudliwej Gryfonce, która ciągle chciała odpowiadać na
wszystkie pytania, nawet jeżeli nikt nie chciał, by zabierała głos. Chociaż…
ostatnio była dziwnie cicha i już nie pamiętał, kiedy ostatni raz widział, jak
machała ręką, by zwrócić na zajęciach jego uwagę. Nieważne. Miał teraz
ważniejsze rzeczy na głowie niż jakieś nastoletnie kryzysy kujonek. — Jeżeli
dalej będziesz chciał się uczyć, a innej opcji nie zakładam, to jedynym
wyjściem jest program stażu.
Harry
przez chwilę siedział cicho, najpierw próbując zdusić w sobie gniew wywołany
obrażaniem przyjaciółki, a następnie analizując to, co powiedział Severus.
—
Program stażu… — wyszeptał. — Z tobą? Chyba żartujesz. — Nawet nie próbował
ukrywać swojego niedowierzania. Severus wystarczającą ilość razy informował go
o jego absolutnym braku talentu do eliksirów, więc jego reakcja była jak
najbardziej uzasadniona.
—
Oczywiście, że nie ze mną. Po pierwsze jestem za młody, jak dobrze wiesz, a po
drugie z twoim talentem nie wytrzymałbyś nawet tygodnia. — Prychnął. — Nie
mówiąc już o samej ciąży i niebezpieczeństwie przebywania w pobliżu niektórych
składników i oparów. Miałem na myśli Filiusa. Według planu zacząłbyś od
przyszłego semestru, jednak przez ostatnie uchwały… od przyszłego tygodnia.
—
Co takiego?! — Harry zrobił wielkie oczy. Miałby zacząć staż z Zaklęć u
profesora Flitwicka już od przyszłego tygodnia? Tak bez niczego? Żadnego
przygotowania? — A nie potrzebuję do tego egzaminów czy czegoś?
—
Do podjęcia stażu wystarczą SUM-y. Przestaniesz być uczniem Hogwartu i iść
ustalonym tokiem nauczania. Twój mistrz zadecyduje też, kiedy podejdziesz do
OWTM-ów. Jeżeli chodzi o pomoc w prowadzeniu zajęć… Filius prawdopodobnie
przyjmie jeszcze dwóch innych stażystów, więc nie masz się czego obawiać.
—
Wcale się nie boję. Tylko… tylko… — Przełknął, próbując pozbierać myśli. — I
Flitwick się na to zgodził? To znaczy, żebym został jego stażystą?
—
Oczywiście nie wie, że rozmawialiśmy o tobie, ale jestem pewien, że będzie
bardzo szczęśliwy mogąc uczyć samego Chłopca, Który Przeżył. — Severus
uśmiechnął się do niego z lekką kpiną i Harry naburmuszył się. Wiedział, że nie
miał wyboru, jednak przepełniała go teraz ochota na postawienie się mężczyźnie
za to, że nazwał go tym głupim przezwiskiem. Zanim zdążył cokolwiek postanowić,
Snape znów zaczął mówić: — Przyjdziesz jutro do mojego gabinetu o dziesiątej
rano i omówimy wszystko z Filiusem. O czym ty chciałeś porozmawiać?
Właśnie!
Mentalnie trzepnął się w czoło. Jak mógł tak szybko zapomnieć o powodzie, dla
którego w ogóle zaczął tę rozmowę? Teraz, gdy wiedział już o planach Severusa,
może mógłby przekonać go, by załatwił staż Hermionie?
—
Więc… chodzi o to, że Hermiona jest w ciąży.
Severus
się tego nie spodziewał. Myślał raczej, że Harry znów zacznie narzekać na jego
brak wolnego czasu, albo coś w tym stylu. Jednak to… Dlaczego mu o tym mówił?
—
I mówisz mi o tym, ponieważ…?
—
Na początku chciałem cię zapytać, jak planujesz rozwiązać mój problem, ale
teraz gdy już wiem o stażu… — Harry przygryzł nerwowo dolną wargę. — Myślisz,
że Hermiona też mogłaby w ten sposób zakończyć edukację? Wiesz, to nie byłoby
sprawiedliwe, gdyby tak mądra dziewczyna nie mogła zdobyć wykształcenia przez
wpadkę.
Severus
zamknął oczy i zaczął palcami masować sobie skronie. Już wiedział do czego to
zmierzało i nie miał najmniejszego zamiaru biegać po gabinetach profesorów i
pytać czy ktoś nie chciałby wziąć Granger na staż. Był pewien, że jeżeli
dziewczyna sama się zgłosi, większość z mistrzów w tej szkole przyjęłaby ją z
otwartymi ramionami. Nawet z wiedzą o jej ciąży. Chociaż… Minerwa jest straszną
konserwatystką w tego typu kwestiach i jeżeli w grę wchodziło nieślubne
dziecko, może stać się bardzo kłopotliwa. Tak samo jak Poppy i Vektor.
—
Harry, jeśli panna Granger będzie chciała podjąć u kogoś staż, to może zgłosić
się do wybranego przez nią mistrza osobiście — powiedział w końcu i chłopak
przytaknął, lekko zawiedziony.
—
Ale jeżeli powie mi dziś, że też chce mieć staż u Flitwicka? — Zamrugał oczami,
robiąc najsłodszą minę, na jaką było go stać. Severus przewrócił oczami, widząc
taką zmianę zachowania hormonalnego chłopaka. Merlinie, mieli w Hogwarcie
dwójkę ciężarnych uczniów. Nie miał zielonego pojęcia, jak wytrzymają
nadchodzące miesiące.
—
To może przyjść jutro z tobą na spotkanie.
Harry
wyszczerzył się szczęśliwy i wstał.
—
Dobra. Więc lepiej już pójdę i zapytam jej. Jest jeszcze na tyle wcześnie, że w
razie czego będziemy mogli zrobić rundkę po innych profesorach, gdyby chciała
się uczyć u kogoś innego. — Severus pozbierał pergaminy i razem ruszyli w
stronę wyjścia. — Mogę powiedzieć Hermionie o mojej ciąży? — wypalił Harry, gdy
byli w połowie drogi do drzwi i Snape zatrzymał się gwałtownie.
—
W żadnym wypadku.
—
Severusie…
—
Nie. Nie wiemy czy możemy jej ufać. Co będzie, jeśli ktoś podsłucha, kiedy
będziecie o tym rozmawiać albo jeżeli powie o tobie przypadkiem, rozmawiając z
Minerwą lub Albusem? Nie.
Harry
zacisnął usta i popatrzył na podłogę. Jego wcześniejszy dobry humor zupełnie
znikł.
—
A gdyby przysięgła? Moglibyśmy chociaż zorganizować jej wizytę u Serafina. —
Gryfon stukał tenisówką o kamienną posadzkę, wyraźnie naburmuszony i
niezadowolony z odpowiedzi męża. Severus ucisnął palcami podstawę nosa,
usiłując odgonić zbliżającą się migrenę. Westchnął w myślach i przez chwilę
próbował utworzyć jakiś plan udobruchania Pottera.
—
Zorganizujemy wizytę i poprosimy o złożenie przysięgi. — W końcu powiedział,
patrząc na zerkającego na niego młodzieńca. — Jeżeli to zrobi, to będziesz mógł
jej powiedzieć, ale nie wcześniej. Zrozumiano?
—
Oczywiście. Dzięki, Sev. — Harry wyszczerzył się, cmoknął męża w policzek i
uciekł z klasy, zanim ten mógł się rozmyślić. Severus pokręcił głową.
Przeklęci, hormonalni Gryfoni.
cdn
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz