czwartek, 15 sierpnia 2013

9


Harry przygryzł wargę i popatrzył na męża spod ciemnej grzywki. Mężczyzna siedział w fotelu, sprawdzając eseje siódmego roku, podczas gdy on zajmował się wpisywaniem ocen ze stosu sprawdzonych prac do wykazu. Była sobota i oficjalnie odrabiał szlaban u Mistrza Eliksirów. Wprawdzie zadanie nie było aż tak okropne, jak czyszczenie kociołków czy blatów w pracowni lub — co gorsza — przygotowywanie jakichś strasznie, ohydnie oślizgłych składników eliksirów, jednak chłopak pomału zaczynał się nudzić jego monotonią. No dobrze, pomału było lekkim niedomówieniem. Harry nudził się strasznie i miał tak wielką ochotę na seks, że dziwił się, dlaczego Severus nie czuł żaru, który niewątpliwie z niego buchał. Był tak rozpalony, że bał się, iż pergamin w jego dłoni zaraz stanie w płomieniach. Tak podniecony…

— Severusie… — zajęczał, przyciągając uwagę męża.

Mistrz Eliksirów zmarszczył brwi, widząc nieco zaszklone spojrzenie i lekkie wypieki na policzkach chłopaka.

— Tak? Dobrze się czujesz? Wyglądasz jakbyś miał gorączkę… — Mężczyzna odłożył esej i pióro, po czym podszedł do Harry’ego i położył mu dłoń na czole. — Hmm, wydajesz się być nieco cieplejszy niż zwykle.

— Nieco cieplejszy? Jestem rozpalony — wyjęczał. Złapał Severusa jedną dłonią za nadgarstek, a drugą za przód koszuli i pociągnął w dół, całując łapczywie. — Sev… potrzebuję cię!

— Harry, mam naprawdę bardzo dużo pracy… — Mistrz Eliksirów próbował się uwolnić.

Chłopak zmierzył go ostrym spojrzeniem.

— Mówisz nie seksowi ze mną? — Bardzo groźna nuta w głosie Gryfona sprawiła, iż mężczyzna na chwilę znieruchomiał i przyjrzał mu się uważniej. Miał wrażenie, że jeżeli da złą odpowiedź, to przez kilka następnych lat będzie modlił się o to, by Mroczny Pan nakrył go na szpiegowaniu i uwolnił od katuszy, jakie niewątpliwie zgotuje mu jego mąż. Przełknął.

— Oczywiście, że nie. Mówię tylko, że to nie najlepszy czas na seks, biorąc pod uwagę ilość pracy, jaka mi się skumulowała przez ostatnie tygodnie — odpowiedział, starając się zachować spokój. Ku jego uldze Harry uśmiechnął się.

— Dobra. Zawrzyjmy więc umowę. Ty pomożesz mi z rozładowaniem nagromadzonego napięcia, a ja pomogę ci w rozładowaniu nagromadzonej roboty. Co ty na to?

Severus jęknął w duchu. Dlaczego wziął sobie na męża napalonego seksualnie nastolatka?

— A może ja dokończę sprawdzanie esejów, a ty odrobisz pracę domową? — zawyrokował i pocałował delikatnie czerwone usta męża. W końcu się uwolnił i wrócił na swoje miejsce za biurkiem.

Harry zmarszczył brwi i wygiął wargi w niezadowoleniu. Nie rozumiał, z czym mężczyzna miał problem. Najpierw traktował go na zajęciach gorzej niż zwykle, a teraz TO. Owszem, Severus nigdy nie był dla niego miły na lekcjach, ale do niedawna sytuacje na Wychowaniu Seksualnym były chociaż zabawne. Owszem krępujące, zawstydzające i nawet wkurzające, ale w ten specyficznie Snape’owy sposób zabawne. Gryfon zacisnął usta i powrócił do wypełniania arkusza ocen. Wciąż było mu gorąco, jednak ochota na seks całkowicie minęła. Za niecałą godzinę powinien skończyć przepisywanie. Nie wiedział, co zrobi później. Najchętniej wróciłby do wieży Gryffindoru, aby nie musieć patrzeć na męża, którego widok obecnie napełniał go tylko bezradną złością.

Czterdzieści minut później Mistrz Eliksirów skończył sprawdzać stos esejów i udał się do swojej pracowni. Harry był temu bardzo wdzięczny. Miał nadzieję, że dokończy przepisywanie, zanim mężczyzna wróci i dzięki temu uda mu się ominąć niezręczną sytuację przy wychodzeniu. Nie był teraz w nastroju nawet na powiedzenie mężowi do widzenia. Skończył zadanie w błyskawicznym tempie i wymknął się z kwater przez przejście w gabinecie. Severus chciał, żeby poszedł odrobić pracę domową? A proszę bardzo! Tylko niech później nie oczekuje, że rozłoży przed nim nogi, gdy tylko będzie miał na to ochotę!


***

Profesor McGonagall miała wielki dylemat. Mogła iść do Albusa, porozmawiać z nim o sprawach, na które zwrócił uwagę jej ulubiony Gryfon i zostać jak zwykle zbyta precyzyjnie dobranymi słowami i narzekaniem, że niedługo znów będą musieli dokonać kolejnych cięć w budżecie. Lub pójść z tym prosto do Rady Nadzorczej Szkoły, która szczęśliwym zbiegiem okoliczności miała dziś popołudniu zebranie. Jej lojalność wobec starego przyjaciela walczyła zawzięcie ze znajomością jego charakteru. Westchnęła i jeszcze raz przejrzała dokumenty z grafikami godzin pracy i płac pracowników Hogwartu.

Do tej pory całkowicie uczciwym wydawało jej się wyznaczanie wysokości wynagrodzenia na podstawie ilości pełnionych przez profesora funkcji. Jeżeli tylko uczył, dostawał najniższą stawkę. Każda dodatkowa funkcja owocowała zwielokrotnieniem tej kwoty. I tak, Severus zarabiał dwa razy więcej niż dajmy na to Sybilla, a Minerwa trzy razy więcej. Jednak musiała przyznać, że w porównaniu z Mistrzem Eliksirów Filius dostawał te same pieniądze za połowę mniej pracy. Ani Severus, ani Pomona nie otrzymywali dodatkowego wynagrodzenia za zajmowanie się szklarniami i warzenie eliksirów dla Skrzydła Szpitalnego, chociaż zgodnie z definicją były to przecież dodatkowe funkcje. Różnica w ilości godzin zajęć również była między niektórymi profesorami drastyczna, mimo że wciąż mieli taką samą wypłatę.

Minerwa zacisnęła usta w bardzo wąską linię i sięgnęła po pergamin. Jako zastępca dyrektora zajmowała się kodeksem i częścią finansów szkoły. Najwyższy czas przeprowadzić porządną reformę. I miała akurat wystarczająco dużo czasu, aby stworzyć odpowiedni projekt ustawy przed zebraniem Rady Nadzorczej.


***

Lucjusz Malfoy nałożył pięknie zdobione szaty, na nie równie zdobny płaszcz i chwycił swoją laskę, delikatnie gładząc ją po wężowej główce. Narcyza zwykle o tej porze była u kogoś na herbatce i — sądząc po tym, jak piekły go uszy — bezwstydnie go obgadywała. Miał nadzieję, że pamiętała o tym, by o rodzinie mówić tylko dobre rzeczy, a o nim w samych superlatywach.
Westchnął i sięgnął po proszek Fiuu. Może bycie członkiem Rady Nadzorczej Hogwartu niosło ze sobą szacunek, poważanie i jakiś wpływ na szkołę, jednak zebrania były zazwyczaj okropnie nudne. Dziś mieli analizować budżet i omówić niezbędne wakacyjne remonty. Może będzie nieco zabawniej niż zwykle, zwłaszcza, gdy McLagen i Nott znowu zaczną się kłócić i wyzywać. Modernizacja boiska do quidditcha czy Skrzydła Szpitalnego lub jakiejś pracowni, to zawsze był dla nich temat do sprzeczek. W tamtym roku Chang zaproponowała budowę basenu i sali gimnastycznej z siłownią, jednak zostało to odrzucone na rzecz modernizacji kuchni. Zadecydował o tym jeden głos i Lucjusz lubił myśleć o tym, że był to głos Granta — wielkiego, spasionego niczym świnia i pięknego jak tyłek hipopotama przedstawiciela Ministerstwa w Zarządzie. Ten człowiek z pewnością nigdy nie wykonał żadnego fizycznego ćwiczenia, ale kuchnia i jedzenie…
Malfoy uśmiechnął się złośliwie pod nosem i rzucił proszek w płomienie. Miał przeczucie, że dzisiejsze zebranie będzie całkiem zabawne.


***

Profesor McGonagall zajęła swoje miejsce przy okrągłym stole i położyła przed sobą zapisane drobnym pismem pergaminy. Dokładnie naprzeciwko niej siedział Lucjusz Malfoy, jak zwykle każdym gestem pokazując, że uważa siebie za znacznie lepszego od reszty towarzystwa. Usta Minerwy lekko zadrgały. I to jakiego towarzystwa! Nie bez powodu obecna Rada Szkoły nazywana była za ich plecami „Grupą Lu”. Zaczynając od Malfoya i poruszając się zgodnie ze wskazówkami zegara, tworzyli ją: Lucyna Lewandowska, Lucjan McLaggen, Lucy Chang, Lubomił Nott, Luis Grant, Lukrecja Montgomerry, Ludwig von Hart, Luther Gemini, Lumina Frost, Lucas Right i Lunette Marces. Zbiegi okoliczności magicznego świata były czasami naprawdę przezabawne. Zwłaszcza, że wszyscy oni już od kilku lat z uporem używali tylko swoich nazwisk, mimo iż większość była prywatnie bardzo dobrymi znajomymi. Rada liczyła dwunastu członków plus zastępca dyrektora Hogwartu, od którego oczekiwano obecności na większości zebrań i wygłaszania opinii w imieniu pozostałych pracowników szkoły.

— Dobrze, jesteśmy już wszyscy, to może zacznijmy. — Gemini wygładził leżący przed nim pergamin i rozejrzał się po zebranych. — Są jakieś specjalne kwestie do omówienia?

Członkowie Rady zaczęli kręcić głowami, mając nadzieję na szybkie zakończenie tej narady.

— Tak. — Minerwa zwróciła na siebie uwagę. — Chciałabym poruszyć dwie kwestie. Pierwszą jest sposób rozliczania finansowego pracowników…

— Obawiam się, że nie ma wystarczająco dużo funduszy na podwyżki — wtrącił Grant, przelewając się na swoim krześle. Pozostali niechętnie mu przytaknęli. Nikt nie chciał za bardzo zgadzać się z człowiekiem Ministerstwa.

— Nie chodzi o podwyżki. — Zastępczyni dyrektora wygięła wargi w sztucznym uśmiechu i rozesłała kopie swojej pracy. — Przygotowałam projekt ustawy.

Malfoy wyglądał na bardzo zainteresowanego nowym podejściem do rozliczania kadry pedagogicznej.

— Ten system spowoduje konieczność zatrudnienia dodatkowych profesorów — zauważyła Chang.

— Ministerstwo nie da więcej pieniędzy, tylko po to, by pedagodzy mieli więcej wolnego czasu. Ten system sprawdzał się od wieków…

— Normalnie nauczycielami były osoby wystarczająco wiekowe, by móc wziąć praktykantów. Jednak teraz tak nie jest. Dla przykładu, profesor Snape oraz Sprout wykonują pracę, która jeszcze dwadzieścia lat temu była rozłożona na trzy razy więcej osób. Tak, radzą sobie, ale ledwo i cierpią na tym uczniowie. — Minerwa zmierzyła Granta ostrym spojrzeniem.

— Profesor McGonagall ma rację — Lucjusz przytaknął ku zaskoczeniu pozostałych członków Rady. Chyba jeszcze nigdy Malfoy nie zgodził się w niczym z wicedyrektorką. — Poza tym, nowy sposób rozliczania pokryje część kosztów tych zmian. O ile się nie mylę, Ministerstwo zawsze płaciło granty na praktykantów przyjmowanych przez Hogwarckich profesorów, więc nie powinno mu to sprawić zbyt wielkiej różnicy. Proponowałbym obciąć trochę pensję dyrektora i uzyskane w ten sposób pieniądze przeznaczyć na coś bardziej pożytecznego.

Minerwa nie mogła uwierzyć własnym uszom. Malfoy jej pomagał. Wiedziała, że jeżeli będzie miała jego poparcie, to tak jakby jej propozycja ustawy już została przyjęta i wcielona w życie. Nigdy nie przypuszczała, że okaże się to tak prostą sprawą.

Po prawie godzinnej dyskusji i negocjowaniu każdego punktu jej ustawy, w końcu się na nią zgodzono i Lucjusz popatrzył wyczekująco na McGonagall.

— Mówiłaś chyba o dwóch sprawach?

Kobieta spoważniała i wyprostowała się jeszcze bardziej niż zwykle, co zdawało się wzbudzić niepokój wśród zgromadzonych.

— Doszły do mnie plotki, że dyrektor i pielęgniarka raz w miesiącu dodają do soku dyniowego uczniów eliksir aborcyjny. Wypytałam o to skrzaty domowe w kuchni i kilka z nich przyznało, iż jest to prawdą.

Jej wypowiedź wywołała burzę. Malfoy i Grant wyglądali jakby specjalnie dla nich gwiazdka przyszła w tym roku wcześniej. I to razem z zajączkiem.

— To jest karygodne! — zawołała Chang, przekrzykując innych. — Jeżeli to prawda, to Merlin wie, ile pokoleń dzieci było przez siedem lat wystawionych na comiesięczne działanie tego eliksiru.

— Marcess, ty masz wykształcenie magomedyczne. — Lucjusz uciszył gestem pozostałych i zwrócił się do pucułowatej czarownicy, która wyglądała, jakby chciała własnoręcznie zamordować dyrektora. — Możesz nam powiedzieć, jak tak długie spożywanie eliksiru aborcyjnego może wpłynąć na dzieci?

Kobieta odchrząknęła i poruszyła się niespokojnie, gdy na niej skupiła się uwaga wszystkich zgromadzonych.

— Cóż, jeszcze nigdy nie słyszałam o tak ekstremalnym przypadku. U kobiet wielokrotne zażycie takiego eliksiru zazwyczaj kończy się znacznym obniżeniem płodności oraz zwiększeniem ryzyka komplikacji podczas ciąży. Mężczyźni średnio silni magicznie tracą całkowicie zdolność do zajścia w ciążę. Ale w przypadku comiesięcznego podawania tego przez siedem lat od jedenastego roku życia... to może mieć znacznie poważniejsze konsekwencje, niż można przewidzieć na podstawie tych normalniejszych przypadków.

Członkowie Rady popatrzyli po sobie, marszcząc brwi.

— Myślisz, że jest możliwym, iż jest to przyczyną tak niskiego przyrostu naturalnego w naszym społeczeństwie? — Minerwa zapytała cicho. Do tej pory myślała, że było to spowodowane głównie wieloletnią wojną w świecie czarodziei, jednak teraz… Nawet w czasie pokoju nie rodziło się tak dużo dzieci jak przed wojną. Populacja Hogwartu była obecnie o połowę mniejsza niż wtedy, kiedy jej rodzice chodzili do szkoły.

Spojrzenie Lucjusza stało się bardzo mroczne, gdy przypomniał sobie, jakie problemy towarzyszyły poczęciu i przyjściu na świat Dracona. Narcyza dopiero za trzecim razem nie poroniła, chociaż ich syn urodził się niebezpiecznie wcześnie. Później za bardzo się o nią bał, by pozwolić jej znów przejść przez te męczarnie, chociaż bardzo chcieli mieć więcej dzieci.
Wiedział, że wielu jego znajomych również miało podobne problemy. Wszyscy myśleli, że mogło to mieć jakiś związek z długoterminowym wystawieniem się na działanie czarnej magii. Jednak ta teoria nie miała sensu — w ich rodzinach czarna magia była praktykowana od wieków i nigdy przedtem nie było takich problemów. Jeżeli taki stan rzeczy naprawdę był spowodowany przez Dumbledore’a, to Lucjusz był pewny, że poleje się krew. Nawet ci, którzy do tej pory byli neutralni lub stali po stronie dyrektora, teraz odwrócą się od niego. Już widział, jak Voldemort przygarnia ich pod swoje skrzydła. Jeśli teraz odpowiednio zagra, będzie mógł nie tylko zemścić się na starcu, ale również zrobić coś, za co na pewno zostanie przez Voldemorta wynagrodzony.


***

Harry szedł korytarzem do wieży Gryffindoru. Dziwne ciepło, które go wtedy zaatakowało, minęło po trzech dniach. Pewnie znowu była to jakaś zmiana hormonalna i postanowił się nią nie przejmować. Właśnie wracał z kuchni, gdzie Zgredek wypełnił mu torbę przeróżnymi pysznościami i gdzie spędził ponad pół godziny, słuchając jego żywej opowieści oraz zajadając się ciasteczkami i popijając je mlekiem.
W tym tygodniu zaczynał się drugi trymestr ciąży i z trwogą wypatrywał pierwszych jej widocznych oznak na brzuchu. Tak, już dawno zauważył, że jego pięknie ukształtowane quidditchem mięśnie zniknęły, ale zaokrąglenia jeszcze nie było. Zamyślony niemal nie zauważył bladej Hermiony siedzącej na stopniach bocznej klatki schodowej. Dziewczyna ostatnio dziwnie się zachowywała, z byle powodu krzyczała i wybuchała. Po kilku takich napadach złości doszedł do wniosku, że przyjaciółka najwyraźniej jest czymś bardzo zestresowana i nie potrafi sobie z tym poradzić. Przez chwilę stał, patrząc na nią. Blada, wychudzona i o zaczerwienionych oczach, wyglądała jak wrak i Harry nie potrafił pozostać obojętnym.

— Hermiona? Hej, wszystko w porządku? — Zapytał łagodnie, siadając obok niej.

Gryfonka wyglądała jakby zaraz miała się znowu rozpłakać.

— Och, Harry, nic nie jest w porządku! — Zakryła twarz dłońmi i chłopak objął ją ramieniem, przytulając do siebie. Cokolwiek się stało, musiało być bardzo poważne, skoro doprowadziło dziewczynę do takiego stanu. — Prze… przepraszam, że wtedy tak na ciebie najechałam. I że jestem taka… taka…

— Cii… nie gniewam się. Już w porządku. — Harry głaskał ją po burzy loków, modląc się, by Hermiona jak najszybciej przestała płakać, ponieważ czuł się coraz bardziej niezręcznie. Kilka minut później dziewczyna pociągnęła nosem i odsunęła się lekko od niego.

— Wiesz, że Wiktor się ożenił? — Chłopak zamrugał, nie rozumiejąc nagłej zmiany tematu. — Powiedział mi o planowanym ślubie, kiedy spotkaliśmy się przypadkiem w Dziurawym Kotle na początku wakacji. Odbył się dwudziestego września. Wiesz, zaaranżowane małżeństwo i te sprawy. Niedawno do mnie napisał, że Anastazja spodziewa się dziecka…

Hermiona znowu zaczęła się trząść i Harry pospieszył z głaskaniem jej po włosach, aby zapobiec nowemu wybuchowi płaczu. Zdawało się to ją uspokajać. Nie miał pojęcia, co o tym myśleć. Przecież Hermiona była teraz z Ronem i wydawało się, że na poważnie. Dlaczego więc płakała z takiego powodu?

— Erm… nie wiedziałem, że wciąż utrzymywałaś z nim kontakt — rzucił, nie wiedząc, co innego miałby powiedzieć. Może w końcu dziewczyna dojdzie do sedna i wyzna, w czym leży problem, by mogli razem pomyśleć nad jakimś rozwiązaniem.

— Tak, wiesz, gdy już przestawał perorować o quidditchu, był naprawdę dobrym kompanem. I niezłym kochankiem. — Hermiona roześmiała się cicho. — Wiedzieliśmy, że nic z tego nie wyjdzie, bo jego rodzice podpisami kontrakt małżeński na długo przed turniejem, ale miło było poeksperymentować. Wiesz, starszy, bardziej doświadczony…

— Ta… wiem — Harry przytaknął zamyślony. Ostatnio rzadko korzystał z doświadczenia swojego męża, ale musiał przyznać Hermionie rację. Wprawiony kochanek był znacznie lepszy niż taki, który sam dopiero zaczynał przygodę z seksem.

— Upiliśmy się trochę i skończyliśmy w łóżku. — Gryfon patrzył na nią oniemiały. Hermiona przespała się z Krumem w te wakacje? Przecież jeszcze przed zakończeniem roku szkolnego zaczęła chodzić z Ronem! — Tak, wiem, byłam już wtedy dziewczyną Rona, ale potrzebowałam tego, a Ron… cóż… on dopiero zaczyna gmerać w tych sprawach. I na dodatek jest strasznie egoistyczny w łóżku, jeśli wiesz, co mam na myśli.

— Nie i nie jestem pewien, czy chcę wiedzieć — Harry przyznał słabo. Życie seksualne Rona? Rona i Hemiony? Ble! Nie i jeszcze raz nie! — Cofam to, wiem, że nie chcę wiedzieć!

Hermiona zachichotała.

— Nawet nie ma za bardzo, o czym opowiadać. Ron jest strasznie niedoświadczony i jedyne, co chciałby robić, to migdalić się, całować i zaspokajać swoje potrzeby. Ostatnio zrobił krok w drugą stronę, jednak wątpię, czy odważy się na to jeszcze raz w najbliższym roku — prychnęła. — Pewnie nawet nie będzie chciał.

Harry czuł, że robi się mu niedobrze na myśl o obrazach, które przywołały słowa przyjaciółki. Potrząsnął głową, próbując się ich pozbyć i czekał, co takiego dziewczyna teraz powie. Jak na razie wciąż nie wiedział, o co jej chodziło. Czy miała aż tak duże wyrzuty sumienia z powodu zdrady, że wywołało to u niej załamanie nerwowe? Jakoś w to wątpił, gdyż jej słowa na to nie wskazywały.

Hermiona siedziała cicho przez kilka minut, patrząc w dal.

— Boję się, Harry? Tak bardzo się boję… — Nagle zaszlochała, przytulając się do niego, gdy tylko znów objął ją ramieniem. — Ostatnio często wymiotuję i okres spóźnia mi się już drugi tydzień…

Harry zrobił wielkie oczy. Przecież dziewczyna powiedziała, że spała tylko z Wiktorem i to na początku wakacji. Mieli środek listopada… przecież niemożliwym było, żeby dopiero teraz zaczął się jej spóźniać okres. W piątym miesiącu?!

— Może to stres, jakaś grypa żołądkowa czy coś? — Harry uśmiechnął się pocieszająco, wciąż gładząc ją po włosach. — Chodź, pójdziemy do Pomfrey…

— Nie, Harry, ty zrób test. Proszę cię… ja się za bardzo boję…

— Hermiono, nie możesz być w ciąży. Raz w miesiącu dyrektor i pielęgniarka podają nam w soku z dyni eliksir aborcyjny… — próbował ją jakoś pocieszyć, jednak dziewczyna gwałtownie pokręciła głową.

— Wiesz, że wolę herbatę od soku z dyni. Poza tym wszystkie legalne eliksiry aborcyjne działają tylko do szóstego tygodnia…

Przyjaciółka znów była na granicy płaczu, więc chłopak poddał się i użył jedno z zaklęć, których nauczył ich Severus na Wychowaniu Seksualnym. Wynik go zaszokował. Gryfonka nie zareagowała, ponieważ gdy tylko wymierzył w nią różdżką, zamknęła oczy, jakby bojąc się, że jeśli zobaczy wynik, to nagle stanie się on prawdą.

— Erm… Hermiono… jesteś... jesteś w ciąży.

Dziewczyna zawyła i rozpłakała się na dobre. Harry skrzywił się, jednak dał jej tyle wsparcia i komfortu, ile tylko mógł. Po chwili zdecydował się wznieść wokół nich zaklęcie wyciszające i niezauważalności, aby nikt nieproszony im nie przeszkodził. Był zaskoczony, że głośny płacz Hermiony jeszcze nikogo nie przyciągnął. Przypuszczał, że tak silnie emocjonalna reakcja przyjaciółki miała dużo wspólnego z hormonami. Przecież zostanie matką w młodym wieku nie było aż taką wielką tragedią, prawda? Hermiona, w przeciwieństwie do niego, miała rodziców, którzy na pewno jej pomogą. On chyba by się załamał, gdyby nie miał Severusa, nieważne, jaki by on nie był.

Hermiona uspokoiła się jakąś godzinę później. Widać było po niej, że jest bardzo zmęczona, ale przynajmniej mogła znów z nim rozmawiać.

— Nie będzie aż tak źle. — Pogłaskał ją po włosach. — Jestem pewien, że twoi rodzice zgodzą się pomóc i będziesz mogła dalej się normalnie uczyć.

— Och, Harry… — Pokręciła głową. — Nie będę mogła zostać w szkole. Regulamin zabrania… Jeżeli ktoś urodzi dziecko, to nie może być już dłużej uczniem… a zwłaszcza, jeśli jest to nieślubne dziecko! — zachlipała.

Harry zamarł. Severus jakoś zapomniał go o tym poinformować. Czy to znaczyło, że po porodzie zostanie wydalony? Cholera jasna, nie! Musiało być jakieś rozwiązanie, jakiś plan, który Snape przygotował na tę okazję. Pewnie mu o nim po prostu nie powiedział, uznając, że jeszcze nie trzeba albo zwyczajnie nie miał czasu. Otrząsnął się z tego. Później porozmawia ze swoim mężem. Teraz ważne było uspokojenie Hermiony i zorganizowanie jej opieki medycznej i… Merlinie, Hermiona będzie miała dziecko za mniej niż pięć miesięcy! Popatrzył na jej brzuch, szukając jakiejś zmiany…

— Tak, utyłam — szturchnęła go w ramię — ale myślałam, że przyczyną są słodycze i tłuste potrawy, które ostatnio pochłaniam.

— Nie widać. — Chłopak uśmiechnął się do niej lekko. — Chodź, wracamy do pokoju wspólnego. Jestem pewien, że poczujesz się lepiej, pisząc jakieś długie wypracowanie. I na razie się nie martw. Zobaczysz, znajdziemy jakieś rozwiązanie. — Odgarnął jej włosy za ucho i wstali. Teraz, gdy wiedział, czego szukać, Hermiona rzeczywiście wydawała się promienieć bardziej niż kiedyś. — A Ronem zajmiemy się później.

— Pewnie będzie wściekły i mnie zostawi. Kto chciałby mieć coś wspólnego z dziewczyną, która jest w ciąży z żonatym mężczyzną? — głos przyjaciółki stał się znów piskliwy i Harry szybko zaczął ją uspokajać. Lepiej, żeby nikt nie zauważył jej płaczącej.

Miał nadzieję, że on sam nie będzie aż tak rozbity emocjonalnie w piątym miesiącu. Severus nie dałby mu później żyć.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz