sobota, 3 sierpnia 2013


Część 6




Harry dostał szlaban z Hagridem. W normalnych okolicznościach byłby szczęśliwy, ponieważ gajowy zawsze traktował go łagodnie i pewnie jedyne, co musiałby zrobić, to trochę posprzątać w zagrodach, spędzając resztę czasu pijąc z przyjacielem herbatkę. Niestety Dumbledore-Snape sam zadecydował, o karze chłopaka. Nie dość, że dostał okropną pogadankę od McGonagall, to jeszcze musiał iść do Zakazanego Lasu nazbierać biegającego ziela. Cały koszyk! Nastolatek opatulił się szczelniej płaszczem i skierował do chatki gajowego, który miał dbać o jego bezpieczeństwo w lesie. Miał ze sobą opis rośliny i miejsc, w których najbardziej lubiła rosnąć. Może byłoby to całkiem przyjemne, gdyby nie to, że zielsko trzeba było ścinać w nocy, w dodatku srebrnym, TĘPYM sztyletem. Podobno pluło jakimś jadem, ale nigdzie nie było napisane, jak bardzo jest on niebezpieczny.

Opiekun czekał już na niego przed chatką. Oczywiście towarzyszył mu Kieł i nieodłączna, w takich wyprawach, kusza.

- Witaj, Hagridzie. - Harry uśmiechnął się słabo i pogłaskał wielkiego psa po głowie. Nawet się nie zorientował, kiedy Kieł obślinił mu płaszcz.

- Gotowy? - Pół-olbrzym uśmiechnął się do niego. - Tylko pamiętaj, żeby nie oddalać się za bardzo od ścieżki. Zaprowadzę cię tam, gdzie rośnie tych chwastów najwięcej, to szybciej skończymy. Mam nadzieję - dodał po chwili namysłu i razem zagłębili się w las.

Szli cicho, nie chcąc niepokoić, niekoniecznie miłych, mieszkańców. Mężczyzna oświetlał im drogę oszkloną lampą, ale chłopak i tak raz po raz potykał się o kamienie i wystające korzenie. Od czasu do czasu miał wrażenie, jakby w ciemnościach, między drzewami, coś się poruszało. Jednak gdy popatrzył w tamtą stronę, wszystko zdawało się być spokojne i pogrążone w ciszy. Gdzieś w oddali zawył wilk i Kieł szybko schował się za swoim panem, podkulając ogon. Harry naprawdę nie rozumiał, dlaczego Hagrid ciągał to biedne i przerażone zwierzę ze sobą. Jakieś pół godziny później, Gryfon zaczął zauważać wśród zarośli małe, świecące punkciki. Były to kwiaty biegającego ziela, a to oznaczało, że byli już blisko miejsca, o którym wspomniał gajowy. Będąc już u celu, miał wrażenie, iż ziemia po obu stronach ścieżki świeci, tak wiele było tu tych roślin.

- No to jesteśmy - wyszeptał pół-olbrzym. - Oczywiście przeczytałeś coś o tym chwaście, tak? Psor Snape zabronił mi udzielać ci jakichkolwiek wskazówek, więc łap dobrze tę zieleninę.

Harry przytaknął i wyciągnął z kieszeni płaszcza srebrny sztylet. Koszyk postawił na ścieżce, po czym podszedł do najbliższego pędu. Dlaczego cały czas miał wrażenie, że to zielsko się na niego gapi? Chłopak kucnął i wyciągnął dłoń (Bez rękawiczek, Potter!), by złapać ją za błękitną łodyżkę. Już ją prawie miał, gdy nagle roślina podskoczyła, wyciągając korzenie z ziemi i uciekła na nich głębiej, między zarośla. No tak, kto by pomyślał, że biegające ziele jest naprawdę biegające? Harry zauważył, że pozostałe rośliny trochę się od niego odsunęły. Czy to naprawdę była roślina, czy jakiś czarodziej o skrzywionym poczuciu humoru postanowił sobie zażartować?!
Gryfon pewniej chwycił sztylet i sprężył się do skoku. Musiał przecież uzbierać cały koszyk! Koncentrując się na najbliższej kupce zielska, skoczył, mając nadzieję, że nie wygląda jak jakiś zając ganiający za marchewką, albo Alicja ganiająca za królikiem tylko po to, by wpaść do dziury.

- Aha! Mam cię! - Z satysfakcją złapał błękitne łodyżki dwóch, które nie zdążyły uciec i szybko ściął je sztyletem. Ku jego zaskoczeniu, tępe ostrze z łatwością przecięło delikatne tkanki. Harry wyszczerzył się radośnie i w tym momencie ze świecących kwiatów wystrzeliła ohydnie śmierdząca, sraczkowata substancja, spryskując mu twarz i płaszcz. - Fuuuj!

Nastolatek cisnął rośliny do koszyka i krzywiąc się, wytarł twarz czystym kawałkiem rękawa. Biegające ziele odsunęło się teraz od niego jeszcze bardziej, najwyraźniej ta substancja zawiadamiała je o jego niecnych zamiarach. Chłopak chciał pozbyć się z siebie okropnej cieczy, jednak, jak mu współczującym głosem przypomniał Hagrid, nie wolno było mu korzystać z różdżki. Gryfon podziękował Merlinowi, że smród nie wywoływał u niego mdłości i zakradł się do kolejnej kępki. Tym razem musiał zrobić większy skok. Rośliny szybko wystrzeliły w różnych kierunkach, chcąc uciec od niego jak najdalej. Pewnie sam by tak uciekał, gdyby ktoś tak okropnie śmierdzący skakał w jego stronę z nożem w dłoni. Szybko odskoczył w prawo, łapiąc za prężącą się łodygę i znów został opluty sokiem. Po kilku takich akcjach zauważył, że gdy natychmiast po ścięciu odwrócił zielsko kwiatami do ziemi, sok wytryskał w dół, brudząc mu tylko spodnie i buty. Z każdej innej pozycji, roślinie jakimś cudem udawało się trafić go w twarz lub tułów.

Godzinę skakania, biegania i tarzania się po ziemi później, był już cały spocony, wszystko go bolało i miał tylko połowę koszyka. Usiadł zmęczony pod jednym z drzew, by trochę odpocząć. Hagrid ze współczuciem podał mu butelkę wody.

- Dzięki. - Chłopak uśmiechnął się, wypijając kilka łyków.

- Dobrze ci idzie - pochwalił go przyjaciel. - Jeszcze tylko pół koszyka i będziemy mogli wracać.

- Super. - Harry skrzywił się i zmarszczył brwi na zielsko, które po każdym jego ataku odsuwało się coraz bardziej w głąb lasu. Już teraz musiał się nieźle nachodzić, by wrócić do koszyka i gajowego ze ściętą rośliną. Kieł gdzieś sobie w międzyczasie poszedł, ale pół-olbrzym zdawał się tym w ogóle nie przejmować. Po kilku minutach chłopak wstał i ruszył zapolować na kolejne sztuki. Chwilę po tym, gdy skoczył i chwasty rozbiegły się we wszystkie strony, Harry odkrył, że to co uznał za koniec świecącej kępy, było tak naprawdę brzegiem wąwozu.

oo0oo



Hagrid siedział sobie pod drzewem i pociągał ognistą z butelki.

oo0oo



Harry wielkimi z przerażenia oczami patrzył, jak pokryta zaroślami ziemia zbliża się niebezpiecznie szybko w jego stronę.

oo0oo



Hagrid zamknął oczy, dochodząc do wniosku, że może sobie równie dobrze odbyć godzinną drzemkę. Chłopak i tak wcześniej nie skończy zbierać tego zielska, a między wąwozem i ścieżką był jak najbardziej bezpieczny.

oo0oo



Harry nawet nie zdążył krzyknąć, gdy zderzył się z ziemią i pochłonęła go ciemność.
Obudził się jakiś czas później i od razu został przywitany przez ból w prawej ręce, barku i nogach oraz problem z oddychaniem. Było mu też bardzo zimno, więc skulił się na tyle na ile pozwalały mu jego obrażenia. Nie pamiętał, co się stało, ale z ulgą przyjął brak bólu i żadnych sensacji w podbrzuszu, bo to mogło oznaczać, że wszystko z jego dzieckiem było w porządku, prawda? Jednak to mogło się szybko zmienić, jeśli Hagrid wkrótce go nie znajdzie. Przecież sam, w takim stanie, nic nie mógł zrobić. Nie miał nawet siły, żeby wstać i podjąć próbę wydostania się. A co jak przyjaciel go nie znajdzie? Jeżeli nie wpadną na pomysł, że mógł spaść do wąwozu? Harry zachlipał żałośnie. Może powinien zacząć wołać o pomoc? Spróbował i od razu tego pożałował, ponieważ wzięcie głębszego oddechu obudziło ból w klatce piersiowej. Czując, jak ogarnia go panika, chłopak rozpłakał się na dobre.

Nie wiedział, ile czasu tak leżał - chyba niedługo, mimo, że wydawało mu się to wiecznością - nim do jego uszu dotarł odgłos czegoś, co zdecydowanie poruszało się w jego stronę i to dość szybko. Im to coś było bliżej, tym bardziej czuł, jak ziemia pod nim lekko się trzęsie. Z całych sił próbował wtopić się w otaczające go paprocie, jednak to nic nie pomogło i stworzenia zatrzymały się obok kryjówki. Gdy się do niego zbliżyły, pomimo braku okularów, udało mu się rozpoznać w nich centaury. Niedobrze…

- Nie jesteś tu mile widziany, człowieku. - Ten, który stał najbliżej niego odezwał się pierwszy i Harry poczuł, jak ostre końce włóczni lekko, ale pewnie, wpijają mu się w plecy i ramiona. - A pomimo naszych ostrzeżeń, znów wszedłeś na nasze ziemie. Karą za to jest śmierć.

- Rehanie… - Gdzieś z tyłu dobiegł Harry’ego znacznie starszy i zachrypnięty głos. - On jest błogosławiony…

Centaury zdały się poruszyć niespokojnie.

- Mężczyzna? - Rehan zapytał z powątpiewaniem.

- Wśród nich, nie ma różnicy…

Harry poruszył się niespokojnie na ziemi i jedno z ostrzy wbiło mu się w ramię. Skulił się jeszcze bardziej w sobie i zachlipał. Nagle broń zniknęła i chłopak poczuł, że jest unoszony do góry. Ból rozniósł się znów po jego ciele i stracił przytomność.

***



Severusowi udało się skończyć wszystkie eliksiry kilkanaście godzin wcześniej i czym prędzej udał się do Hogwartu. Był piątek rano i uczniowie dopiero wyłaniali się ze swoich dormitoriów, podążając na śniadanie do Wielkiej Sali. Mężczyzna szybkim krokiem przemierzał korytarze wiodące do gabinetu dyrektora, by złożyć mu sprawozdanie ze swojej pracy. Jednocześnie rozglądał się ukradkiem, próbując kątem oka wyłowić z tłumu swojego męża - gdyby, jakimś cudem, też akurat tędy przechodził. Niestety, najwyraźniej nie miał szczęścia i w drodze do Dumbledore’a natknął się tylko na kilku przestraszonych i chowających się przed nim po kątach Puchonów. Zresztą, może to i nawet lepiej. Jakby nie patrzeć, po prawie tygodniu ciągłego stania w oparach, niekoniecznie legalnych i jak najbardziej szkodliwych, eliksirów, nie wyglądał za ciekawie. Po krótkiej chwili namysłu doszedł do wniosku, że jednak będzie lepiej spotkać się z Harrym, jak już się nieco ogarnie. Nawet nie chciał się zastanawiać nad tym, dlaczego tak nagle zaczął zwracać uwagę na swój wygląd, kiedy miał się spotkać ze swoim mężem. W końcu doszedł do chimery, która od razu odskoczyła, ukazując przejście do komnat Albusa.

- Severusie. - Starszy czarodziej, o dziwo, wcale nie wydawał się aż tak zrelaksowany i mile nastawiony do świata jak zazwyczaj. Do tej pory, zawsze gdy Severus wracał od Mrocznego Pana, dyrektor witał się z nim poważnie, ale z wyraźnie wyczuwanym ciepłem i ulgą, że mężczyzna i tym razem wrócił żywy. Jednak dziś Dumbledore miał najwyraźniej zupełnie inne problemy na głowie.

- Albusie?

- Harry Potter zaginął wczoraj w Zakazanym Lesie. - Dyrektor od razu przeszedł do sedna i Severus poczuł jak podłoga usuwa mu się spod stóp. Czym prędzej opadł na krzesło przed biurkiem.

- Jak to zaginął? I co on robił w Zakazanym Lesie? - Mistrz Eliksirów miał nadzieję, że Albus nie odczyta z jego zachowania czegoś czego nie powinien. W tej chwili, nie był w stanie poprawnie panować nad swoim ciałem i głosem. Na szczęście staruszek był zbyt zestresowany, by zwrócić na to uwagę i dojść do jakichkolwiek wniosków.

- Uciekł z eliksirów i musiałem dać mu szlaban… - zaczął, jednak Snape szybko mu przerwał.

- Potter może i jest kompletnym idiotą, jeżeli chodzi o eliksiry, ale jeszcze nigdy nie uciekł z moich zajęć! Co takiego zrobiłeś, Albusie? - Dyrektor zamrugał kilka razy, nim w końcu otrząsnął się z tego, że ktoś mu przerwał w połowie zdania. Odchrząknął.

- Nic mu nie zrobiłem. Zadałem klasie eliksir sterylizujący…

Tym razem Dumbledore sam przerwał, widząc gniewne niedowierzanie na twarzy młodszego profesora.

- Rozumiem. A teraz wyjaśnij mi dlaczego Potter znalazł się w Zakazanym Lesie. Chyba nie dałeś mu tam szlabanu, nie po tym, co się stało na jego pierwszym roku…
Dyrektor wyglądał na bardzo zmieszanego. Snape zazgrzytał zębami, wstał i szybkim krokiem podszedł do drzwi.

- Gdzie idziesz, Severusie? Co z raportem?

- Idę przyłączyć się do poszukiwań. A raport może sobie poczekać. - Mistrz Eliksirów wysyczał, nawet się nie odwracając. - Nie ma mnie tylko tydzień i już szkołę opanowuje całkowite zidiocenie. - Severus trzasnął z impetem drzwiami, sprawiając, że kilka portretów spadło ze ścian.

***



Harry otworzył oczy i z zaskoczeniem odkrył, że nic go nie boli, za to strasznie go gryzie materac. Przewrócił się na bok, po to tylko, by zobaczyć, że znajduje się w jakimś pomieszczeniu ze ścianami z drewna. Okazało się też, że leży na posłaniu zrobionym z siana i trawy. To było co najmniej dziwne. Usiadł, co okazało się nie być zbyt dobrym pomysłem, ponieważ od razu zakręciło mu się w głowie i zrobiło mu się niedobrze. Przeklęte poranne nudności. Czym prędzej zerwał się z łóżka i wybiegł z szałasu na zewnątrz. Niestety do krzaków nie zdążył dobiec. Gdy już doszedł do siebie, zaczął marudzić pod nosem.

- Głupie poranne nudności. A to wszystko przez ciebie. Niech no ja cię dorwę w swoje ręce. Wykastruję!

Jego monolog przerwał zdecydowanie damski chichot i Harry w końcu podniósł głowę, by się rozejrzeć. Jego poczynaniom przyglądała się grupka rozbawionych centaurów, stojących przy drewnianym stole. Tyle, że centaury, które do tej pory spotkał, nigdy nie miały takich dużych piersi i nie chichotały jak dziewczyny. Czyli to musiały być centaurzyce… czy jakoś tak. Harry zarumienił się, widząc, że najwyraźniej śmieją się z niego. Zamrugał, gdy w końcu do niego dotarło, że widzi bardzo dobrze bez okularów.

- Mężczyzna w ciąży. - Zachichotała rudowłosa centaurzyca. - Zawsze chciałam coś takiego zobaczyć. Ta satysfakcja…

- Tak - zgodziła się z nią kolejna, która miała kasztanowe włosy upięte w wysoką kitkę. - Wcale nie jest tak cudownie być w ciąży, co? Chciałabym, żeby i wśród nas było to możliwe. Gdyby zobaczyli czym to pachnie, to od razu nabraliby do nas więcej szacunku.

Harry był trochę zdezorientowany i pomału zaczynał być głodny, ze smaczkiem na owocową sałatkę.

- Eee… ludzie?

Stworzenia prychnęły.

- Centaury! Nasi mężowie! - zapiszczała blondynka i zamilkła od razu, najwyraźniej speszona swoją śmiałością.

Jej dwie koleżanki prychnęły.

- Według nich kobieta jest dobra tylko do garów, magii i dzieci! A czy ktoś pytał nas kiedykolwiek o zdanie? Czy ktoś pytał, czego my chcemy? Nie! - Ta z kitką zamachała gniewnie ogonem, po czym rzuciła chłopakowi wilgotną ścierkę, by się wytarł.

- Mamy siedzieć w domu i rodzić dzieci, podczas gdy wielcy męscy wojownicy podnoszą sobie ego, uganiając się za królikami po lesie. - Ruda zachęciła go, by podszedł i usiadł razem z nimi, podczas gdy blondynka nalała czegoś do pustego kubka i przysunęła mu talerz z owocami.

- Głupie, męskie muły! - warknęła szatynka o długich włosach splecionych w warkocz, która do tej pory siedziała cicho. - Zmajstrują ci źrebaka, a później twierdzą, że mają ważniejsze rzeczy do roboty i zostawiają cię samą, byś je wychowywała.

- Taa… samą lub z następnym w drodze. A najgorsze jest to, że przy naszej budowie anatomicznej możemy to robić tylko w jednej pozycji. Seks dla nas jest taki nudny! Czasem mam ochotę ich wykastrować.

- Wiem, co masz na myśli, z tą ochotą na kastrowanie - mruknął Harry i wypił trochę zawartości kubka, która okazałą się być miłą dla jego żołądka mieszanką ziołową. - A wiecie, że są eliksiry, które sprawiają, że facet może zajść w ciążę, nawet jeżeli wcześniej nie był do tego zdolny?

Oczy samic zabłysły.

- Naprawdę? A wiesz, jak je zrobić?

Harry pokręcił smutno głową.

- Nie wiem. Nigdy nie byłem zbyt dobry w eliksirach. Ale mój mąż jest mistrzem i jestem pewien, że potrafi. - Harry uśmiechnął się lekko do kobiet, na których twarzach widniały złośliwe uśmieszki. - Tylko nie mam pojęcia, czy zadziałają na centaury tak samo jak na ludzi. No i czy zgodzi się je dla was uwarzyć.

Centaurzyce popatrzyły po sobie z pewnością mówiącą, że wygraną mają już w kieszeni. Harry zachłannie wbił zęby w soczyste jabłko i zamruczał zadowolony. Tak, właśnie tego było mu teraz trzeba. A na talerzu był jeszcze banan, brzoskwinie i jakieś owoce, których do tej pory nie widział, ale wszystko razem sprawiało, że miał wrażenie, iż trafił do kulinarnego nieba. I po co komu mięso?

Po pewnym czasie, do ich stolika, znajdującego się pod jednym z drzew, podeszły dwie inne samice.

- Ludzie z zamku go szukają. Starzec i Hagrid chcieli wiedzieć, czy go nie spotkaliśmy, jednak starszyzna postanowiła na razie milczeć, ponieważ nie wiedzą, dlaczego znalazł się w takim stanie sam w lesie.

Harry skrzywił się wewnętrznie, słysząc, jak mówią o nim tak jakby go tu wcale nie było, lecz miał jeszcze wystarczająco dużo rozumu w głowie, by nie protestować na głos przeciwko takiemu traktowaniu. Ruda centaurzyca popatrzyła na niego zamyślona, w jej oczach tańczyły jakieś niezdrowe, złośliwe iskierki. W końcu przemówiła:

- Jak wygląda twój mąż?

Chłopak przełknął, myśląc nad tym, jak najlepiej opisać Severusa w obiektywny sposób.

- Wysoki, o bardzo jasnej cerze i czarnych włosach do ramion. Zawsze ubrany całkowicie na czarno. Nie sposób go pomylić z kimś innym. - Harry uśmiechnął się lekko do siebie.

- A jak się nazywa?

- Och, nie mówiłem? Severus Snape.

Kobiety przytaknęły i blondynka odeszła w głąb obozu. Dwie nowe przyglądały mu się z ciekawością, a zwłaszcza jego podbrzuszu. To było nawet miłą odmianą po tym, jak cały czarodziejski świat najpierw patrzył na jego bliznę, a dopiero później na twarz. Nie, żeby taka uwaga z ich strony mu się podobała. Harry dokończył jeść i zaczął się rozglądać z ciekawością. Znajdowali się na jakiejś polanie, lecz większość widoku była przesłonięta drewnianymi chatami lub płotami. Wszędzie dookoła widział same samice i czasami gdzieniegdzie przemknęło jakieś centaurze dziecko, ale nigdzie w zasięgu wzroku nie było samców. Jedyne, co przychodziło mu do głowy to to, że matki i dzieci mieszkają w wydzielonym miejscu, gdzie mężczyźni tak naprawdę nie mieli wstępu. A może tylko wyolbrzymiał?

- Erm, dlaczego nie ma tutaj waszych mężów? - zapytał, a widząc zaskoczone spojrzenia, zaczął tłumaczyć, o co mu tak dokładniej chodziło. - No, bo widzę tu tylko was, to znaczy centaurzyce, tak? I kilkoro dzieci, a dorosłych mężczyzn nie…

- Po pierwsze, jesteśmy centaurioniami, a nie centaurzycami - poprawiła go brunetka, ostro ganiąc wzrokiem. - Doprawdy, czy was - ludzi - już niczego w tym zamku nie uczą? Tak, my i nasze dzieci mieszkamy w oddzielnym obozie.

- I nie wolno nam ich zdradzać, co to, to nie! Ale im wszystko wolno, dopóki nie robią tego z inną centaurionią. Szowinistyczne osły! - parsknęła ruda. - Dlatego między innymi jesteśmy tak zainteresowane tym eliksirem umożliwiającym mężczyznom zajście w ciąże. Wtedy, jeżeli któryś z nich zdradzi…

- Nie, żeby oni uznawali to za zdradę - wtrąciła się brunetka, powtarzając zdanie rudej.

- Tak, ale jeżeli to zrobią, a zrobią na pewno, to wtedy zajdą w ciążę i zobaczą jak to jest przyjemnie.

Harry patrzył oniemiały jak centaurionie wybuchły głośnym, złowieszczym śmiechem, który do tej pory utożsamiał tylko z szalonym Voldemortem. Merlinie, w co ja się wpakowałem… Nagle coś mu w głowie zaskoczyło i zmarszczył brwi skonsternowany.

- To dlaczego jestem tutaj, a nie w obozowisku dla mężczyzn?

- To chyba oczywiste. - Brunetka wzruszyła ramionami. - Jesteś w ciąży, a to w ich oczach znaczy, że jesteś kobietą.

Och, super. Po prostu super.

***



Severus szybko przeszedł przez błonia i tuż przy lesie natknął się na gajowego oraz Minerwę.

- Nic nie chcą mówić, pani psor. Cały czas gadają tylko o tym, jak to niedługo dwie gwiazdy powinny się spotkać.

Czarownica wyglądała jakby nie spała przez całą noc - jej szaty widziały znacznie lepsze dni. Nawet zwykle perfekcyjnie ułożony ciasny kok był rozczochrany i wystawały z niego listki i gałązki.

- Za kilka godzin mają przybyć aurorzy i wtedy będziemy mieli więcej ludzi, Hagridzie. Albus nie chciał na razie siać paniki… Och, witaj, Severusie.

Snape skinął lekko głową i nie zwracając większej uwagi na dwójkę profesorów, bezceremonialnie wszedł między drzewa. Już po kilkunastu metrach zszedł ze ścieżki, zatrzymał się i zamknął oczy, skupiając się na obrączce, która była materialnym przejawem jego więzi z Harrym. Wkrótce poczuł lekkie ciągnięcie. Otworzył oczy i ruszył pewnym krokiem we wskazanym kierunku.

Cholera, co też sobie Albus myślał, żeby wysyłać Pottera na szlaban do Zakazanego Lasu? I nawet nie wezwał jeszcze aurorów do pomocy w poszukiwaniach, chociaż chłopaka nie było już całą noc! Dlaczego on to robił? I jeszcze ten eliksir sterylizujący. Przecież jasno mu powiedziałem, że w tym tygodniu mają uwarzyć zwykły eliksir na odciski. Czy starzec zrobił to specjalnie? Czyżby wiedział, że Harry jest w ciąży i chciał mu tym zaszkodzić? To by tłumaczyło, dlaczego wyznaczył mu taką karę. Ale jakim cudem dowiedziałby się o tym tak szybko? I czy wiedział również o tym, kto był drugim ojcem dziecka i mężem Harry’ego? Nie, nie mógł tego wiedzieć. Wtedy nie zachowywałby się w ten sposób, kiedy pojawiłem się u niego w gabinecie. Powiedziałby raczej, że wie o wszystkim i że mam natychmiast wykorzystać naszą więź, by namierzyć chłopaka… O co temu staremu manipulatorowi chodziło?!

Severus, w ciągu trzech kolejnych godzin, musiał jeszcze kilka razy zmieniać kierunek, nim w końcu natknął się na centaura. To było dość dziwne, zazwyczaj istoty te namierzały ludzi znacznie szybciej. Mistrz Eliksirów był już głodny i zmęczony, i miał szczerą nadzieję, że centaur nie będzie testował jego ograniczonej cierpliwości, gadając w jakiś zagmatwany sposób.

- Ach, ty jesteś Severus Snape? - Ku zaskoczeniu czarodzieja, centaur zdał się przejść od razu do rzeczy.

- Tak.

- Dobrze. Mamy twoją zgubę. Chodź za mną. - Centaur odwrócił się do niego zadkiem i powoli pomaszerował przez zarośla, by Severus mógł dotrzymać mu kroku.

Tymczasem czarodziej zastanawiał się, w co tym razem wpakował się jego mąż, że znalazł się w rękach tych istot. I co będą musieli zrobić, aby bezpiecznie wrócić do zamku? Nie były one znane ze zbyt pokojowego nastawienia do ludzi, pomijając oczywiście dzieci. Nie mając innego wyboru, Severus poszedł jego śladem i już wkrótce znalazł się przy drewnianym ogrodzeniu. Tuż za nim rozciągała się polana usiana niewielkimi chatami.

***



- To Mahan. Biegnij szybko po Tekalę, żeby odwróciła jego uwagę - Ruda poleciła blondynce, która wróciła kilka godzin wcześniej, by „niańczyć” ciężarnego człowieka. Brunetka tymczasem wyszła naprzeciw przybyszom. Harry nie widział tego zajścia, ponieważ był w szałasie i ucinał sobie drzemkę.

- Przyprowadziłem Severusa Snape’a, by zabrał swojego nosiciela. Gdzie jest Potter? - Mahan popatrzył na centaurionię z wyższością i już miał coś warknąć, gdy podbiegła do nich Tekala i wykrzyknęła:

- Och, witaj, Mahanie! Jak to miło, że wpadłeś. Nenna, Mikur i Segena będą zachwyceni, że w końcu odwiedził ich tatuś. - Złapała go za ramię i nie zważając na protesty, pociągnęła w stronę swojej chatki. Znajdował się teraz na terenie ich obozowiska, więc miał obowiązek pokazać się w „domu”, jeżeli jego żona go złapała. Snape patrzył na tę scenę oniemiały. Po chwili również i on został pociągnięty za ramię, lecz do innej chatki. Tam, na sienniku spał sobie smacznie jego Harry. Severus szybko podszedł do niego i ukląkł przy nim, chcąc się przekonać, że na pewno nic mu nie jest.

Centaurionia patrzyła na to z lekkim uśmiechem na ustach. Może i ludzie byli pod wieloma względami upośledzeni, ale to, jak bardzo troszczyli się o swoich wybranków, było piękne.

- Dałyśmy mu trochę ziółek, żeby się tak nie denerwował. Za jakieś pół godziny powinien się obudzić - wytłumaczyła Mistrzowi Eliksirów, gdy ten już się upewnił, że z jego mężem fizycznie wszystko było w porządku i nie pojmował, dlaczego ten się jeszcze nie obudził.

- Rozumiem.

- To może przez ten czas sobie porozmawiamy? - Brunetka poprowadziła go do tego samego stolika pod drzewem, gdzie wcześniej siedział Harry i nałożyła mu pełen talerz owoców oraz kaszy, podejrzewając, że mężczyzna musi być głodny. Jakby nie patrzeć, od zamku do ich obozu było dość daleko. Severus przyjął strawę z wdzięcznością.

- Harry powiedział nam, że istnieją eliksiry pozwalające mężczyznom zajść w ciążę, czy to prawda? - zapytała z niewinną ciekawością w głosie.

- Tak, ale znakomita większość czarodziei jest wystarczająco potężna magicznie, by zajść w ciążę bez ich pomocy. - Czarodziej zmarszczył brwi, zastanawiając się do czego centaurionia zmierzała.

- A czy istnieje jakiś, który by działał również na centaury?

Snape o mało nie udławił się kaszą. Odchrząknął kilka razy i postanowił na razie podejść do tego jak do teoretycznego problemu, z którymi często się spotykał w swoich pracach badawczych.

- Musiałbym wiedzieć czego używacie, by zwiększyć swoją płodność - odparł niepewnie, a samica uśmiechnęła się do niego promiennie, z jakimiś niezdrowymi iskierkami w oczach.

Zanim Harry się obudził, Severus obiecał centaurionii, że przyśle jej sową trochę testowego eliksiru. Jeżeli zadziała, to wkrótce dostarczy im odpowiednio dużo, by mogły dać swoim mężom lekcję pokory. Snape w duchu dziękował, że nie ma takich problemów wśród czarodziejów i czarownic.

Chłopak wyszedł z chatki i przeciągnął się rozkosznie. Następnie ziewnął równie uroczo i przetarł swoje oczęta. Zaraz po tym, jego szmaragdowo zielone spojrzenie natrafiło na obsydianowe i chłopiec uśmiechnął się szczęśliwy.

- Severus! - zawołał radośnie, po czym podbiegł do mężczyzny i rzucił się w jego ramiona, przewracając na trawę. Objął go mocno rękoma i nogami, jakby bojąc się, że ten zaraz od niego ucieknie i zaczął całować po twarzy. - Nawet… nie wiesz… jak… się… cieszę… że… jesteś.

Snape przytulił go do siebie i uśmiechnął się lekko. W końcu udało mu się unieruchomić twarz młodzieńca na tyle, by pocałować go czule w usta. Tak, zdecydowanie mu tego brakowało. I jeszcze kilku innych rzeczy, ale teraz nie był na nie najlepszy czas. Teraz powinni opuścić już to miejsce i jak najszybciej wrócić do zamku. Miał nadzieję, że jeden z centaurów będzie na tyle uprzejmy, by odprowadzić ich chociaż do ścieżki i pokazać, w którą stronę mają się udać. W końcu przerwał im niecierpliwy głos Mahana.

- Dość tego. Wskażę wam drogę. - Centaur wyglądał tak, jakby mu się bardzo śpieszyło opuścić obozowisko. - Chodźcie za mną.

Severus i Harry wstali, pożegnali się z mieszkańcami, po czym pomaszerowali za burczącym coś pod nosem Mahanem. Dotarcie do ścieżki zajęło im niecałą godzinę. Tam, centaur był na tyle miły, by pokazać, w którą stronę mają podążać i gdzie skręcić, gdy dojdą do rozgałęzienia.

- Odejdźcie w pokoju, trzykrotnie błogosławieni - pożegnał się z nimi i pogalopował, szybko znikając między drzewami. Małżonkowie wzruszyli ramionami na dziwaczny język centaura i podążyli do zamku. Chłopak rozgadał się, opowiadając Severusowi o wszystkim, co go ominęło przez ten tydzień, a Mistrz Eliksirów udawał, że słuchał go z należytą uwagą, podczas gdy tak naprawdę zastanawiał się nad możliwymi kombinacjami eliksiru dla centaurionii.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz