--- rozdział 05 ---
Nadgryziona parówka leżała zapomniana na
umazanym czekoladą, keczupem, musztardą i majonezem talerzu. Obok niego stał
mały półmisek z serdelkami zaczarowany tak, by utrzymać ciepło i świeżość
umieszczonej na nim potrawy. Na stoliku znajdowały się też cztery miseczki z
wyżej wymienionymi dodatkami. Obok stolika zaś stała kanapa, na której to
Severus Snape właśnie pożerał i deprawował swojego jakże młodego, chętnego i
wygimnastykowanego męża.
- Och, Severus… proszę… mocnej…
Oczywiście ku wielkiej radości i
przyjemności niemalże wbijanego w kanapę wyżej wymienionego młodzieńca.
- Tak… właśnie tak… Se, e, e, e, vvv…
Severus lizał, gryzł i całował wijące się
pod nim i prężące ciało, oddychając ciężko i jęcząc razem ze swoim kochankiem.
Wchodził w niego ostro, praktycznie za każdym razem uderzając w jego prostatę i
doprowadzając Harry’ego niemalże do szaleństwa. Młodszy mężczyzna wbijał w jego
skórę ostre paznokcie zadając mu słodki ból, który tylko wzmagał przyjemność
wstrząsającą jego ciałem. W końcu coraz mniej spójne słowa młodzieńca zmieniły
się w syk Wężomowy i chwilę później Harry wygiął się, krzycząc i uwalniając
swoją rozkosz w prawdziwej fontannie, brudząc ich brzuchy i klatki piersiowe
swoją spermą. Severus doszedł zaraz po nim, wzniesiony na szczyt przez - och -
tak bardzo ciasne mięśnie, które pulsując, zaciskały się jeszcze mocniej wokół
jego członka, gdy Harry widząc gwiazdy, wciąż przeżywał swój orgazm. Nie mając
siły na nic więcej, Mistrz Eliksirów opadł półprzytomny na swojego męża,
zabierając mu z płuc powietrze. Po jakimś czasie Harry pocałował najbliżej
dostępny kawałek spoconego ciała kochanka, chcąc zwrócić na siebie jego uwagę,
oczywiście bez skutku.
- Nie chciałbym psuć chwili… wiesz, to
było naprawdę… wow… ale mógłbyś z łaski swojej zleźć ze mnie? Jesteś trochę
ciężki…
Odpowiedziało mu ciche „Mmm” i Harry
zmarszczył brwi zbierając w sobie resztki sił, by po chwili zrzucić (a raczej
stoczyć) z siebie swojego małżonka, który z głośnym łoskotem i jękiem upadł na
podłogę. Siarczyste przekleństwa wypełniły mały salonik. Chłopak uśmiechnął się
pod nosem - nareszcie mógł odetchnąć pełną piersią.
***
Bliskie spotkanie nagiego Severusa z
zimną, kamienną podłogą (trzeba było zainwestować w dywan, skomentował Harry),
nie było dla niego zbyt przyjemne i przez to obraził się na Gryfona, którego
słusznie o to zdarzenie obwiniał. Z tego też powodu Harry wrócił dość wcześnie
do swojego dormitorium, niezadowolony z takiego obrotu sprawy i gotów przekląć
pierwszą napotkaną osobę.
Bzzzzzzz! Bzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzz!
Bzzzzzzzzzz!
Bzyczenie zielonej kaczuszki przywitało
go jak tylko otworzył drzwi. Harry uciszył ją dość paskudną klątwą i wkurzony
rzucił się na łóżko. Jego współlokatorzy wciąż spali, jakby nie patrzeć, była
dopiero trzecia w nocy. Chłopak rzucił na swoje łóżko Silencio i zaczął
przeklinać soczyście na czym świat stoi tylko po to, by po kilku minutach
rozpłakać się na dobre. W końcu wycieńczony zasnął.
***
- Co do diabła?! Kto… do kurwy nędzy! - Coś
koło dziewiątej rano, wszystkich śpiących do tej pory chłopców, obudził wysoki
i piskliwy wrzask Seamusa. Zaraz po nim rozległ się krzyk zaskoczonego Deana.
Newille i Ron ciekawie wyjrzeli zza swoich zasłon, by zobaczyć co takiego się
stało i po chwili zaczęli się śmiać, taczając się na swoich łóżkach. Harry
niezadowolony z wczesnej pobudki, odwrócił się od wciąż krzyczącego piskliwie
Finnigana i przykrył głowę poduszką. Jednak nie potrafił powstrzymać
diabolicznego uśmieszku, który wypłynął mu na usta.
***
Seamus nie przyszedł na śniadanie. Jego
nowy chłopak, próbując zachować jak najbardziej poważną minę, zaprowadził go do
Skrzydła Szpitalnego i okazało się, że usunięcie wszystkiego i doprowadzenie
chłopaka do porządku zajmie jakiś tydzień. Ale, jak to zwykle bywało, cała
szkoła już wiedziała o tym co się stało i jak Gryfon wyglądał. Teraz wszyscy
obgadywali go, śmiejąc się i zastanawiając, kto mógł go tak urządzić. Nikt nie
miał wątpliwości, że to był prawdziwy, magiczny majstersztyk. Harry z zadowoleniem
sączył swoją herbatę i od czasu do czasu przyłączał się do kąśliwych uwag na
temat nowego wyglądu współlokatora. Ron z wielkim uśmiechem pochłaniał swoje
śniadanie, jednocześnie barwnie wszystko opisując.
- Przez ten wielki dziób skrzeczał i
piszczał. Ktoś mu zastąpił włosy… ekhem… no wiecie, męskimi ptaszkami. Cały był
w piórach i miał nawet kolce na tyłku! Podobno… - tu Ron zniżył głos do
konspiracyjnego szeptu - interes mu transmutowali i zrobili z niego dziewczynę…
Harry prychnął w swoją herbatę. Rudzielec
pominął kilka szczegółów, które były trochę trudniej zauważalne, ale ogólny
opis całkiem nieźle oddawał jego pracę. Ciekawiło go czy Pomfrey uda się
wszystko odczarować i czy będzie musiała prosić o pomoc dyrektora. Jakby nie
patrzeć, w przypływie natchnienia część z zaklęć zaszyfrował. Severusa nie było
przy stole nauczycielskim, co trochę zepsuło humor chłopaka, jednak nie na tyle
by przestał się uśmiechać. Pewnie jego mąż będzie musiał teraz zrobić nieco
eliksirów, by pomóc w odczarowaniu Seamusa. W końcu przyszła na śniadanie
Hermiona i usiadła z książką obok Rona.
- Harry, profesor Snape złapał mnie po
drodze i kazał ci przekazać, żebyś przyszedł do jego gabinetu po drugim
śniadaniu. Co znowu przeskrobałeś? - Zmierzyła go ostrym spojrzeniem i nałożyła
sobie na talerz twarogu ze szczypiorkiem.
- Nie mam zielonego pojęcia. - Harry
wzruszył ramionami, podczas gdy Ron odwrócił jej uwagę, od nowa opisując jej
wydarzenia z rana i zmiany w wyglądzie Finnigana.
***
Po śniadaniu Harry postanowił poczytać w
łóżku zadany tekst z Transmutacji. W dormitorium było cicho i spokojnie, więc
zasnął nad nim już po dwóch pierwszych stronach. Gdy się obudził, okazało się,
że drugie śniadanie w Wielkiej Sali zaraz się skończy i jeżeli od razu nie
wyruszy, to spóźni się na spotkanie ze Snape’em. Szybko wstał na co jego
żołądek ostro zaprotestował i zasłaniając sobie usta dłonią, czym prędzej
pobiegł do łazienki. Ledwo udało mu się wytrzymać nim dobiegł do ubikacji i
zgiął się nad nią, zwracając zawartość żołądka. Świetnie, a tak się cieszył, że
efekt porannych nudności go nie dotyczy! Spuścił wodę i oparł się o chłodną
ścianę, głęboko oddychając. Gdy w końcu uznał, że jest już w porządku, umył
zęby i poszedł na spotkanie z profesorem.
***
Oczywiście spóźnił się, ale Severus nic
na ten temat nie powiedział. Zamiast tego z surową miną zapytał, dlaczego nie
było go na drugim śniadaniu. Zdał się trochę odprężyć, kiedy chłopak mu
powiedział, że po prostu je przespał i machnięciem różdżki przywołał dla niego
z kuchni jedzenie.
- Ugh… - Harry pozieleniał, gdy zapach
kanapek uderzył w jego nozdrza i szybko pobiegł do toalety, przeklinając w
duchu męża za to, że go tak urządził i tego kto twierdził, że nudności są
poranne. Niewiele miał w żołądku, więc szybko skończył i siedział na chłodnej
posadzce z zamkniętymi oczami, głęboko oddychając. Jego dłoń sama powędrowała
do brzucha i zaczęła go masować, przynosząc nieco ulgi. Tymczasem Severus po
chwili gapienia się na niego, wziął ręcznik, zmoczył go i przetarł nim jego
usta.
- Lepiej?
- W takich chwilach mam ochotę cię
przekląć, bo to wszystko przez ciebie… - Harry wyjęczał słabo, podczas gdy
Snape spuścił wodę i machnięciem różdżki pozbył się gryzącego zapachu wymiocin.
- Przeze mnie…? - Mężczyzna popatrzył na
niego, lekko unosząc jedną brew i krzyżując ręce na piersi. Chłopak nie
odpowiedział, bo właśnie znów zrobiło mu się niedobrze. Tym razem z powodu
zapachu mydła, które znajdowało się w łazience. Szybko sięgnął po różdżkę i
pozbył się go.
- To było moje mydło. - Starszy czarodziej
zerknął na pustą mydelniczkę z niezadowoleniem, po czym westchnął i skierował
pytające spojrzenie na swojego już nieco lepiej wyglądającego małżonka.
- Śmierdziało tak, że aż mi się niedobrze
zaczęło robić. - Gryfon w końcu podniósł się z podłogi. - Nie ma jakiegoś
zaklęcia, żebym przestał czuć te wszystkie zapachy? Przecież nie mogę nagle
przez nie wymiotować i ludzie zauważą jeżeli nie będę przychodził na posiłki do
Wielkiej Sali.
Severus wyprowadził go z łazienki i
pomógł położyć się na łóżku, myśląc na głos.
- Nie znam żadnego, które by działało
czasowo. Pójdę do biblioteki poszukać. Ty tymczasem odpocznij, a jak
zgłodniejesz to wezwij Zgredka. - Mężczyzna pochylił się nad nim, najwyraźniej
chcąc pocałować w czoło, jednak młodzieniec szybko się od niego odsunął.
- Śmierdzisz tym mydłem - powiedział w
ramach wyjaśnienia i skrzywił się. - Będziesz musiał je zmienić. Podoba mi się
zapach rumiankowego.
Snape nic na to nie odpowiedział, tylko
zrobił bardzo nieszczęśliwą minę i czym prędzej udał się do biblioteki na
poszukiwanie optymalnego zaklęcia. Harry odświeżył sobie usta zaklęciem i
przekręcił na drugi bok, postanawiając wykorzystać czas na krótką drzemkę.
Obudził się godzinę później i zdecydował
się wezwać Zgredka. Skrzat od razu pojawił się z wodą i kilkoma tostami, jakby
bardzo dobrze wiedząc czego teraz najbardziej potrzebował. Czarodziej
zaskoczony usiadł na kanapie przy stoliku i zaczął pomału skubać tosta, bojąc
się reakcji żołądka. Jednak nic się nie stało, więc zabrał się za niego z
większym zaangażowaniem.
- Skąd wiedziałeś czego mi trzeba,
Zgredku? - zapytał chłopak skrzata, który postanowił potowarzyszyć mu i trochę
posprzątać w komnatach Snape’a.
- Zgredek jest opiekunem Harry’ego
Pottera! Zgredek wie czego Harry Potter potrzebuje i na co ma ochotę, chociaż
grzecznością jest by zawsze się pytał o życzenia Harry’ego Pottera. Ale Zgredek
wie, że Harry Potter nie potrzebuje, by Zgredek był grzecznościowy, ale żeby
był dobrym skrzatem i Zgredek jest taki szczęśliwy, że może być opiekunem Harry’ego
Pottera! - Paplaninę skrzata przerwał powrót Mistrza Eliksirów, więc skłonił
się i zniknął z cichym ‘pop’.
Severus położył na stoliku przed
nastolatkiem jakąś książkę i usiadł obok niego na kanapie, widząc z
wdzięcznością, że tym razem Gryfon jadł zwykłe tosty. Nie miał nic przeciwko
parówkom, ale tamte dodatki… nie, nie będzie teraz o tym myślał i psuł sobie
jeszcze bardziej nastroju.
- W tej książce znajdziesz kilka
przydatnych zaklęć - poinformował swojego męża, gdy ten wciąż tylko na niego
patrzył pytająco, przeżuwając pomału kawałek chleba. - Nie udało mi się znaleźć
zaklęcia, które zablokowałoby wszystkie zapachy jednocześnie nie pozbawiając
cię zmysłu węchu na zawsze, jednak kilka ułatwiających życie na pewno ci się
przyda.
Harry przytaknął i popił wodą.
- Dzięki. - Uśmiechnął się lekko do
mężczyzny i zaczął przeglądać książkę jedną ręką, drugą sięgając po tost.
- Proszę bardzo - Severus oddał
uprzejmość i postanowił nie robić żadnych uwag na temat jedzenia przy książce.
To, o czym musiał poinformować swojego hormonalnego męża, będzie i tak
wystarczająco trudne bez takiego dodatku. Wziął głębszy oddech, przygotowując
się nerwowo na każdą możliwą reakcję Pottera. - To może teraz przejdźmy do
sprawy, o której chciałem z tobą porozmawiać od samego początku - zaczął.
Gryfon przytaknął, pokazując mu, że słucha, podczas gdy wciąż nie odrywał oczu
od spisu treści. - Wieczorem wyjeżdżam i nie będzie mnie przez jakiś tydzień, a
jak tylko wrócę, następnego dnia przybędzie mój przyjaciel, który jest
uzdrowicielem i zrobi ci pierwsze badania… - nie dokończył, bo do Harry’ego
właśnie dotarło to co powiedział na początku.
- Wyjeżdżasz? Zostawiasz mnie samego na
tydzień? - Chłopak przerwał mu, łapiąc go boleśnie za ramię, książka i tost
zapomniane. Jednak, gdy spróbował się przytulić, od razu się odsunął, krzywiąc
na mdlący zapach mydła. Severus odnotował sobie by zawsze używać go, kiedy
będzie chciał mieć święty spokój. - Gdzie wyjeżdżasz? Dlaczego?
Uff, mogło być gorzej.
- Mroczny Pan potrzebuje mnie do
uwarzenia kilkunastu eliksirów. Dyrektor zajmie moje miejsce na ten tydzień, by
nikt niczego nie zauważył - wytłumaczył cierpliwie.
- Jak to, zajmie twoje miejsce? Masz na
myśli zastępstwo? - Harry zrobił wielkie oczy. Po części ze strachu, a po
części z niedowierzania. Jeszcze nigdy w życiu nie słyszał, by Snape’a nie było
i by ktoś go zastępował. Szykował się niesamowity precedens…
- Mam na myśli eliksir Wielosokowy. Już
nieraz tak robiliśmy, gdy byłem potrzebny gdzie indziej. - Severus wzruszył
ramionami, podczas gdy jego małżonek sięgnął po książkę i szybko zaczął czegoś
w niej szukać. Najwyraźniej znalazł, gdyż wyciągnął różdżkę i rzucił na
mężczyznę zaklęcie czyszczące go z zapachów, po czym przytulił się do niego
mocno. Miał być sam przez tydzień. Siedem dni bez przytulania, sto
sześćdziesiąt osiem godzin bez seksu… To się wydawało dla niego niemalże
wiecznością!
- Tylko uważaj na siebie, dobrze? -
powiedział i pocałował go. - I niech ci nawet do głowy nie przychodzą jakieś
głupie pomysły.
Starszy czarodziej zmusił się do
nieprzewrócenia oczami. Wolał by chłopak wyładował swoje emocje w sposób, który
sprawi przyjemność obu stronom, a nie poprzez wrzeszczenie i rzucanie w niego
różnymi rzeczami i klątwami. Z jednej strony nie mógł się już doczekać tych
siedmiu dni spokoju w laboratorium, ale z drugiej czuł, że będzie mu brakować
tego nieznośnego, cudownie smakującego, o tak ciasnym tyłku… mmm.
Mistrz Eliksirów poprowadził Gryfona do
sypialni, nie chcąc by skończyło się tak jak poprzedniego dnia. Do łóżka
dotarli już do połowy rozebrani, całujący się i pieszczący dostępne kawałki
rozgrzanego ciała. Szybko pozbyli się pozostałych części garderoby i zatonęli w
niesamowitym doznaniu ciała dotykającego drugiego, w najbardziej bliski z
możliwych sposobów. Harry pieścił unoszące się nad nim mężczyznę, chcąc jak
najlepiej zapamiętać każdy centymetr i każdą krzywiznę, każde wrażliwe miejsce,
podczas gdy Severus pomału smakował i podziwiał młode ciało pod nim. Nastolatek
w swej drobnej, niemalże filigranowej budowie z nieproporcjonalnie dużą głową,
jak u dziecka a nie dorosłego, był na swój sposób piękny. Nie, nie wyglądał
komicznie. Wyglądał tak delikatnie, tak niewinnie…
Harry oplótł nogi wokół bioder Severusa i
ten ledwo powstrzymał się przed wejściem w niego bez żadnych przygotowań.
Powstrzymała go tylko myśl o ciąży chłopaka. Po rozciąganiu palcami i
nawilżaniu wejścia kochanka lubrykantem, które wydawało się im obu przeciągać w
nieskończoność, Snape w końcu wsunął się w niego powoli, ale zdecydowanie, a
Potter przez chwilę zastanawiał się, dlaczego to zawsze on musiał być na dole.
Jednak gdy mężczyzna zaczął się w nim poruszać i uderzać w TO miejsce, ta
kwestia całkowicie przestała się dla niego liczyć i jęcząc, poruszał biodrami w
rytm uderzeń swojego męża. Całowali się, przytulając do siebie, muskając i
drapiąc, tak jak wiedzieli, że im się podoba najbardziej. Severus sięgnął
między ich ciała i zaczął dłonią stymulować twardy członek partnera,
sprawiając, że zielone tęczówki wywróciły się w tył czaszki pod przymkniętymi powiekami,
a Harry doszedł, krzycząc i wyginając się w spazmach rozkoszy, przyciągając
mężczyznę jeszcze bliżej siebie żelaznym uściskiem. Kilka chwil później Mistrz
Eliksirów poszedł w jego ślady, wypełniając Gryfona nasieniem i przygryzając
skórę na jego ramieniu aż do krwi.
- Hmm… Severus… ty brutalu… - Harry
zażartował i chichocząc cicho, wtulił się w męża, który również powoli
uspokajał swój oddech. Po kilku minutach starszy czarodziej przyjrzał się
uważniej rance na delikatnym ramieniu i sięgnął po różdżkę, by ją wyleczyć, ale
chłopak powstrzymał go, ciągnąc z powrotem do siebie, by opleść się wokół niego
kończynami, niczym wąż. - To nic, zagoi się. - Ziewnął rozdzierająco i mruknął
jeszcze coś, nim odpłynął w krainę snów. Snape nastawił różdżkę, by obudziła
ich przed kolacją, jeżeli wcześniej sami nie wstaną i wkrótce poszedł w jego
ślady, ani na chwilę nie wypuszczając młodzieńca ze swoich objęć.
***
Harry szedł markotnie korytarzem.
Severusa nie było już drugi dzień, a on tak bardzo chciał się do kogoś
przytulić. Rzadko co przyciągało jego uwagę na dłużej niż pół minuty, co
oczywiście wywoływało niezadowolenie wśród profesorów. Ale on naprawdę nic nie
mógł poradzić na to, że jedyne o czym mógł myśleć to bliskość i ciepło drugiego
ciała, których teraz tak bardzo potrzebował i których miał nie mieć jeszcze
przez kolejne pięć, długich dni! Zielona kaczuszka ostatnio cały czas leżała
zamknięta w jego kufrze, ponieważ ciągle bzyczała i miał jej już serdecznie
dość. Chłopiec skręcił za róg i wpadł z impetem w śpieszącą z drugiej strony
osobę. Odbili się od siebie i upadli. Zielonooki krzywiąc się, usiadł na
podłodze i potarł obity łokieć nim zobaczył na kogo wpadł. Jego oczy zrobiły
się wielkie.
Severus…?
- Patrz gdzie leziesz, Potter! - Ubrany w
czarne szaty mężczyzna pospiesznie wstał i zmiażdżył go nienawistnym
spojrzeniem. - Dwadzieścia punktów od Gryffindoru!
Nie, to nie był jego mąż. To był
Dumbledore grający jego męża aby nikt nie zauważył jego nieobecności i nie
zadawał niepotrzebnych pytań. Harry od piątku nie był na posiłku w Wielkiej
Sali, więc nie wiedział jak dyrektor zorganizował ich wspólną obecność. A może
nie zorganizował? Severus kiedyś dość często omijał wspólne posiłki, więc
nikogo nie powinna zaniepokoić jego nieobecność. Harry przełknął ciężko i
poczuł jak w jego oczach zbierają się łzy, gdy patrzył na oddalającą się
sylwetkę profesora. Cholera! Przecież wiedział, że to Dumbledore, a nie Snape!
Ta nienawiść w oczach i ostry ton głosu nie powinny go tak zaboleć. A może
powinny? Jak dyrektor mógł być aż tak dobrym aktorem? A może wcale nie udawał?
Może był szczęśliwy, że w tej postaci mógł wrzeszczeć na niego i nienawidzić go
do woli, zamiast udawać dobrego dziadka? Harry szybko wpadł do pierwszej pustej
klasy, by jakiś przypadkowo przechodzący uczeń lub profesor nie zauważył jak
płacze. Przeklęte hormony! I przeklęty Severus, bo nie ma go wtedy, gdy jest
mi potrzebny! Harry zachlipał. Po kilku minutach uspokoił się na tyle by
przetrzeć oczy i rozejrzeć się po pustej sali. Nie wyglądała jak większość klas
w Hogwarcie. Jej ściany były pomalowane w baloniki i kwiatki na błękitnym tle i
meble także były kolorowe. Na zakurzonych półkach stało kilka równie
zakurzonych książek i… zabawek. Harry zaintrygowany podszedł, by zobaczyć co to
mogły być za książki.
„Piosenki pięciolatka”
„Liczymy! Dla dzieci od lat trzech.”
„Zabawy grupowe”
„A… B… C…”
„Mały Tysio idzie do szkoły”
„Kunegunda i jej pierwsza miotła”
Harry przeglądał książki z
niedowierzaniem. Co to za miejsce? Zastanawiał się w myślach. Koło jednego
z regałów, do ściany była przyklejona ożywiona żyrafa, z wyskalowaną jak
linijka szyją. Dopiero po chwili chłopak zauważył, że podłoga tutaj jest
pokryta dywanową wykładziną. W jednej z szafek znalazł instrumenty muzyczne, w
innej przybory do pisania i malowania. To wszystko przypominało mu przedszkole.
Ale po co komuś w Hogwarcie przedszkole? Harry przyglądał się magicznym
zabawkom na półkach i jedna przyciągnęła jego uwagę na dłużej.
- Misio…
Gryfon uśmiechnął się i po oczyszczeniu
pluszaka z kurzu przytulił się do niego. Jeszcze nigdy w życiu nie miał
pluszowego misia i chociaż przytulanie się do niego nie było tym samym co
przytulanie się do Severusa, to było znacznie lepsze niż nie przytulanie się w
ogóle. Harry machnął różdżką i wyczyścił z kurzu schowany w rogu fotel, po czym
umościł się na nim wygodnie i wezwał do siebie Zgredka.
- Co Zgredek może zrobić dla Harry’ego
Pottera, sir? - Skrzat od razu przybył i z podekscytowaniem patrzył na chłopca
wielkimi oczami.
- Co to za miejsce, Zgredku? Przypomina
mi trochę mugolskie przedszkole, ale… - Harry wzruszył ramionami sam nie
wiedząc, co o tym myśleć.
- To pokoje do zabaw i nauki dla dzieci
profesorów, Harry Potter, sir. W tym korytarzu jest ich siedem. Pozostałe pięć
jest w południowym skrzydle, ale skrzaty ich nie sprzątają, bo profesorowie nie
mają teraz małych dzieci - wyjaśnił ochoczo Zgredek. - Inne skrzaty mówiły, że
kiedyś małe dzieci spoza szkoły też mogły tu przychodzić i uczyć się i bawić,
zwłaszcza te, których rodzice pracowali lub byli Mugolami. Niestety dyrektor
Tishllub to zakończył. - Zgredek pokiwał smutno głową. - Ale, gdy już dzieci
Harry’ego Pottera i profesora Snape’a będą większe, to też będą mogły się tu
bawić! Zgredek osobiście wtedy dopilnuje żeby wszystko było wysprzątane i gotowe.
I Zgredek będzie im czytał bajki i będzie je zabawiał, gdy Harry Potter, sir,
będzie zajęty! - zapewnił gorliwie Skrzat i Harry nie miał serca mu powiedzieć,
że przez najbliższe pięć lat nie planuje ponownego zachodzenia w ciążę. Później
tak, ale w jego wieku jedno dziecko to i tak było za dużo! Zaintrygowało go
jednak to, co powiedział mu Zgredek o dzieciach Mugoli i postanowił dowiedzieć
się o tym więcej. Jakieś pół godziny później skrzat przyniósł mu lekki obiad
(chłopak nawet nie musiał go wzywać), po którego zjedzeniu Harry włożył do
swojej torby zmniejszonego misia i opuścił „przedszkole”. Musiał jeszcze iść do
biblioteki dokończyć esej z Zaklęć na jutro, a już było dość późno.
***
Gryfon rzucił na swój nos zaklęcie maski,
które nie przepuszczało praktycznie niczego, w tym zapachów i poszedł na
Eliksiry, pamiętając, by oddychać przez usta aby się nie poddusić. Zapach
niektórych składników eliksirów był okropny, a Harry nie chciał kusić losu,
zwłaszcza wtedy, gdy lekcje miał prowadzić przebrany dyrektor. Chłopak usiadł z
Hermioną, by ograniczyć maksymalnie możliwość wybuchu. Gdy zajęcia prowadził
Severus, w ogóle nie musiał o tym myśleć, ponieważ jego mąż miał na niego oko i
zazwyczaj jego stanowisko było tak potężnie zabezpieczone - niekoniecznie biało
magicznymi zaklęciami - że chyba tylko najbardziej żrący i toksyczny eliksir
zawarty w ich programie nauczania mógłby się przez nie przebić.
Snape-Dumbledore wpadł niczym burza do sali, warcząc instrukcje i rzucając
ostre spojrzenia we wszystkie strony, a dokładniej, tam gdzie siedzieli
Gryfoni.
- Na dzisiejszych zajęciach spróbujecie
uwarzyć Eliksir Sterylizujący. Instrukcje macie na tablicy, a resztę informacji
w podręczniku na stronie czterysta piątej. Do roboty!
Profesor usiadł za swoim biurkiem i z
niezadowoloną miną patrzył jak uczniowie zbierają się by skolekcjonować
wszystkie składniki.
- Ale panie profesorze, eliksiry na bazie
oleju mieliśmy zacząć dopiero za dwa tygodnie i miały być one poprzedzone
szczegółowym sprawdzianem, ponieważ są one wybitnie niebezpieczne. - Hermiona
patrzyła z niedowierzaniem na profesora i reszta uczniów również zrobiła
wielkie oczy, najwyraźniej przypominając sobie o zapowiedzianym sprawdzianie.
Jeszcze nigdy Snape nie odpuścił im żadnego, więc teraz zaczęli się zastanawiać
czy z Mistrzem Eliksirów wszystko było w porządku. Harry tymczasem lekko
pobladł. O nie, ten eliksir jest na bazie oleju? Niedobrze, niedobrze… Co
robić? Chłopak aż za dobrze pamiętał jak Severus mówił mu by celowo zawalił
test, ponieważ opary tych eliksirów są wybitnie szkodliwe dla rozwijającego się
dziecka. Miał napisać test na tyle tragicznie, by nie mógł brać udziału w
części praktycznej zajęć, aż do poprawienia oceny.
- Dwadzieścia punktów od Gryffindoru za
impertynencję, minus dziesięć za odzywanie się bez pozwolenia i kolejne
dwadzieścia za podważanie zdania nauczyciela - Snape-Dumbledore wypluł wściekle
bladej Hermionie w twarz, po czym wysyczał do reszty klasy - A teraz do roboty!
A o test nie macie się co martwić. Ten eliksir jest waszym sprawdzianem. Czas
ucieka…
Wszyscy w strachu rzucili się po
ingrediencje, a Harry zaczął już poważnie panikować. Spojrzał szybko na
nauczyciela, który właśnie patrzył w stronę półki, do której wszyscy próbowali
się dopchać, by nalać oleju do kociołków. Błyskawicznie wrzucił wszystkie swoje
rzeczy do torby i czym prędzej wybiegł z sali. Pieprzyć konsekwencje! Co
najwyżej dostanie szlaban, a do czasu jego odpracowania Severus już wróci,
prawda? Gdy zamykał drzwi usłyszał jeszcze wściekłe „Potter!”, ale gnał ile sił
w nogach. Merlinie, do czego to doszło! Żeby Gryfon uciekał jak jakiś Puchon z
klasy eliksirów!
Resztę dnia Harry spędził w „przedszkolu”
próbując naprawić zieloną kaczuszkę (poczęstowanie jej kolejną klątwą strasznie
ją rozregulowało), przytulając się do misia i/lub czytając książkę, w której
opisane były prawa dotyczące mugoli, jakie istniały kiedyś. Książkę poleciła mu
pani Prince i okazała się być ona naprawdę ciekawą lekturą, wiele mu
wyjaśniającą. Wieczorem wezwał do siebie Zgredka, który radośnie przyniósł mu
obiad i poinformował o dość gwałtownej rozmowie między przebranym Dumbledore’em a McGonagall na temat
jego ucieczki. Profesor od transmutacji podobno już go szukała i musiał szybko
wymyślić jakieś naprawdę dobre wytłumaczenie, żeby wybrnąć z kłopotów, w które
sam się wpakował.
***
Severus usiadł zmęczony w fotelu. Do
rozpoczęcia kolejnej fazy warzenia miał pięć godzin. Trochę mało na dobry
odpoczynek po pięciu dniach warzenia skomplikowanych mikstur. Oczywiście robił
sobie przerwy, ponieważ nie sposób było ich nie robić, ale i tak już od dawna
nie czuł się aż taki zmęczony i niespokojny. Pierwszy dzień był naprawdę
piękny. Święty spokój i cisza pracowni były cudowną odmianą po dniach
wypełnionych tymi okropnymi bachorami, które musiał uczyć i pewnym konkretnym
Gryfonem, który z każdym dniem stawał się coraz bardziej hormonalny. Ale już
drugiego zaczął się zastanawiać, co takiego mógł teraz wspomniany wyżej Gryfon
robić i czy przypadkiem nie wpadł w jakieś kłopoty. Gdy zasypiał na te kilka godzin,
czuł się taki… sam i było mu zimno, pomimo ciepłego koca i ogrzewających
zaklęć. Z każdym dniem coraz bardziej się też martwił. Co jeżeli ten mały
idiota powiedział lub zrobił coś, co zdradziło jego stan? A jeżeli był jakiś
wypadek na zajęciach? Albo wdał się w jakąś bójkę? Albo… nie, przecież tyle
tygodni udało się unikać wszelkich kłopotów. Nie było powodu, dla którego
akurat w tym tygodniu miałoby wydarzyć się coś złego, prawda? Przecież…
cholera, przecież to Harry, cholerny, Potter! To oczywiste, że w coś się
wpakował, ale czy to było aż tak dużo by prosić żeby nie było to nic
niebezpiecznego?
- Niech to szlag.
Snape trzęsącymi się dłońmi odgarnął
przetłuszczone włosy do tyłu. Jeszcze tylko dwa dni. Niecałe czterdzieści osiem
godzin i będzie mógł zasnąć spokojnie, wiedząc, że z jego mężem i ich dzieckiem
wszystko jest w porządku. Bo musiało być w porządku, prawda? Gdyby nie był
Snape’em i nie miał idealnie spiłowanych paznokci, to zapewne w końcu zacząłby
je obgryzać.
***
- Panie Potter! - Harry zatrzymał się
zrezygnowany, słysząc za sobą głos swojej opiekunki. Złapała go szybciej niż
się spodziewał, ale dobrze wiedział, że dojdzie do tego prędzej czy później.
Wziął głębszy oddech i odwrócił się w jej stronę. Starsza czarownica była
wyraźnie niezadowolona, a to nie wróżyło niczego dobrego.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz