sobota, 3 sierpnia 2013



--- rozdział 05 ---

Nadgryziona parówka leżała zapomniana na umazanym czekoladą, keczupem, musztardą i majonezem talerzu. Obok niego stał mały półmisek z serdelkami zaczarowany tak, by utrzymać ciepło i świeżość umieszczonej na nim potrawy. Na stoliku znajdowały się też cztery miseczki z wyżej wymienionymi dodatkami. Obok stolika zaś stała kanapa, na której to Severus Snape właśnie pożerał i deprawował swojego jakże młodego, chętnego i wygimnastykowanego męża.
- Och, Severus… proszę… mocnej…
Oczywiście ku wielkiej radości i przyjemności niemalże wbijanego w kanapę wyżej wymienionego młodzieńca.
- Tak… właśnie tak… Se, e, e, e, vvv…
Severus lizał, gryzł i całował wijące się pod nim i prężące ciało, oddychając ciężko i jęcząc razem ze swoim kochankiem. Wchodził w niego ostro, praktycznie za każdym razem uderzając w jego prostatę i doprowadzając Harry’ego niemalże do szaleństwa. Młodszy mężczyzna wbijał w jego skórę ostre paznokcie zadając mu słodki ból, który tylko wzmagał przyjemność wstrząsającą jego ciałem. W końcu coraz mniej spójne słowa młodzieńca zmieniły się w syk Wężomowy i chwilę później Harry wygiął się, krzycząc i uwalniając swoją rozkosz w prawdziwej fontannie, brudząc ich brzuchy i klatki piersiowe swoją spermą. Severus doszedł zaraz po nim, wzniesiony na szczyt przez - och - tak bardzo ciasne mięśnie, które pulsując, zaciskały się jeszcze mocniej wokół jego członka, gdy Harry widząc gwiazdy, wciąż przeżywał swój orgazm. Nie mając siły na nic więcej, Mistrz Eliksirów opadł półprzytomny na swojego męża, zabierając mu z płuc powietrze. Po jakimś czasie Harry pocałował najbliżej dostępny kawałek spoconego ciała kochanka, chcąc zwrócić na siebie jego uwagę, oczywiście bez skutku.
- Nie chciałbym psuć chwili… wiesz, to było naprawdę… wow… ale mógłbyś z łaski swojej zleźć ze mnie? Jesteś trochę ciężki…
Odpowiedziało mu ciche „Mmm” i Harry zmarszczył brwi zbierając w sobie resztki sił, by po chwili zrzucić (a raczej stoczyć) z siebie swojego małżonka, który z głośnym łoskotem i jękiem upadł na podłogę. Siarczyste przekleństwa wypełniły mały salonik. Chłopak uśmiechnął się pod nosem - nareszcie mógł odetchnąć pełną piersią.

***


Bliskie spotkanie nagiego Severusa z zimną, kamienną podłogą (trzeba było zainwestować w dywan, skomentował Harry), nie było dla niego zbyt przyjemne i przez to obraził się na Gryfona, którego słusznie o to zdarzenie obwiniał. Z tego też powodu Harry wrócił dość wcześnie do swojego dormitorium, niezadowolony z takiego obrotu sprawy i gotów przekląć pierwszą napotkaną osobę.
Bzzzzzzz! Bzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzzz! Bzzzzzzzzzz!
Bzyczenie zielonej kaczuszki przywitało go jak tylko otworzył drzwi. Harry uciszył ją dość paskudną klątwą i wkurzony rzucił się na łóżko. Jego współlokatorzy wciąż spali, jakby nie patrzeć, była dopiero trzecia w nocy. Chłopak rzucił na swoje łóżko Silencio i zaczął przeklinać soczyście na czym świat stoi tylko po to, by po kilku minutach rozpłakać się na dobre. W końcu wycieńczony zasnął.

***

- Co do diabła?! Kto… do kurwy nędzy! - Coś koło dziewiątej rano, wszystkich śpiących do tej pory chłopców, obudził wysoki i piskliwy wrzask Seamusa. Zaraz po nim rozległ się krzyk zaskoczonego Deana. Newille i Ron ciekawie wyjrzeli zza swoich zasłon, by zobaczyć co takiego się stało i po chwili zaczęli się śmiać, taczając się na swoich łóżkach. Harry niezadowolony z wczesnej pobudki, odwrócił się od wciąż krzyczącego piskliwie Finnigana i przykrył głowę poduszką. Jednak nie potrafił powstrzymać diabolicznego uśmieszku, który wypłynął mu na usta.

***

Seamus nie przyszedł na śniadanie. Jego nowy chłopak, próbując zachować jak najbardziej poważną minę, zaprowadził go do Skrzydła Szpitalnego i okazało się, że usunięcie wszystkiego i doprowadzenie chłopaka do porządku zajmie jakiś tydzień. Ale, jak to zwykle bywało, cała szkoła już wiedziała o tym co się stało i jak Gryfon wyglądał. Teraz wszyscy obgadywali go, śmiejąc się i zastanawiając, kto mógł go tak urządzić. Nikt nie miał wątpliwości, że to był prawdziwy, magiczny majstersztyk. Harry z zadowoleniem sączył swoją herbatę i od czasu do czasu przyłączał się do kąśliwych uwag na temat nowego wyglądu współlokatora. Ron z wielkim uśmiechem pochłaniał swoje śniadanie, jednocześnie barwnie wszystko opisując.
- Przez ten wielki dziób skrzeczał i piszczał. Ktoś mu zastąpił włosy… ekhem… no wiecie, męskimi ptaszkami. Cały był w piórach i miał nawet kolce na tyłku! Podobno… - tu Ron zniżył głos do konspiracyjnego szeptu - interes mu transmutowali i zrobili z niego dziewczynę…
Harry prychnął w swoją herbatę. Rudzielec pominął kilka szczegółów, które były trochę trudniej zauważalne, ale ogólny opis całkiem nieźle oddawał jego pracę. Ciekawiło go czy Pomfrey uda się wszystko odczarować i czy będzie musiała prosić o pomoc dyrektora. Jakby nie patrzeć, w przypływie natchnienia część z zaklęć zaszyfrował. Severusa nie było przy stole nauczycielskim, co trochę zepsuło humor chłopaka, jednak nie na tyle by przestał się uśmiechać. Pewnie jego mąż będzie musiał teraz zrobić nieco eliksirów, by pomóc w odczarowaniu Seamusa. W końcu przyszła na śniadanie Hermiona i usiadła z książką obok Rona.
- Harry, profesor Snape złapał mnie po drodze i kazał ci przekazać, żebyś przyszedł do jego gabinetu po drugim śniadaniu. Co znowu przeskrobałeś? - Zmierzyła go ostrym spojrzeniem i nałożyła sobie na talerz twarogu ze szczypiorkiem.
- Nie mam zielonego pojęcia. - Harry wzruszył ramionami, podczas gdy Ron odwrócił jej uwagę, od nowa opisując jej wydarzenia z rana i zmiany w wyglądzie Finnigana.

***

Po śniadaniu Harry postanowił poczytać w łóżku zadany tekst z Transmutacji. W dormitorium było cicho i spokojnie, więc zasnął nad nim już po dwóch pierwszych stronach. Gdy się obudził, okazało się, że drugie śniadanie w Wielkiej Sali zaraz się skończy i jeżeli od razu nie wyruszy, to spóźni się na spotkanie ze Snape’em. Szybko wstał na co jego żołądek ostro zaprotestował i zasłaniając sobie usta dłonią, czym prędzej pobiegł do łazienki. Ledwo udało mu się wytrzymać nim dobiegł do ubikacji i zgiął się nad nią, zwracając zawartość żołądka. Świetnie, a tak się cieszył, że efekt porannych nudności go nie dotyczy! Spuścił wodę i oparł się o chłodną ścianę, głęboko oddychając. Gdy w końcu uznał, że jest już w porządku, umył zęby i poszedł na spotkanie z profesorem.

***

Oczywiście spóźnił się, ale Severus nic na ten temat nie powiedział. Zamiast tego z surową miną zapytał, dlaczego nie było go na drugim śniadaniu. Zdał się trochę odprężyć, kiedy chłopak mu powiedział, że po prostu je przespał i machnięciem różdżki przywołał dla niego z kuchni jedzenie.
- Ugh… - Harry pozieleniał, gdy zapach kanapek uderzył w jego nozdrza i szybko pobiegł do toalety, przeklinając w duchu męża za to, że go tak urządził i tego kto twierdził, że nudności są poranne. Niewiele miał w żołądku, więc szybko skończył i siedział na chłodnej posadzce z zamkniętymi oczami, głęboko oddychając. Jego dłoń sama powędrowała do brzucha i zaczęła go masować, przynosząc nieco ulgi. Tymczasem Severus po chwili gapienia się na niego, wziął ręcznik, zmoczył go i przetarł nim jego usta.
- Lepiej?
- W takich chwilach mam ochotę cię przekląć, bo to wszystko przez ciebie… - Harry wyjęczał słabo, podczas gdy Snape spuścił wodę i machnięciem różdżki pozbył się gryzącego zapachu wymiocin.
- Przeze mnie…? - Mężczyzna popatrzył na niego, lekko unosząc jedną brew i krzyżując ręce na piersi. Chłopak nie odpowiedział, bo właśnie znów zrobiło mu się niedobrze. Tym razem z powodu zapachu mydła, które znajdowało się w łazience. Szybko sięgnął po różdżkę i pozbył się go.
- To było moje mydło. - Starszy czarodziej zerknął na pustą mydelniczkę z niezadowoleniem, po czym westchnął i skierował pytające spojrzenie na swojego już nieco lepiej wyglądającego małżonka.
- Śmierdziało tak, że aż mi się niedobrze zaczęło robić. - Gryfon w końcu podniósł się z podłogi. - Nie ma jakiegoś zaklęcia, żebym przestał czuć te wszystkie zapachy? Przecież nie mogę nagle przez nie wymiotować i ludzie zauważą jeżeli nie będę przychodził na posiłki do Wielkiej Sali.
Severus wyprowadził go z łazienki i pomógł położyć się na łóżku, myśląc na głos.
- Nie znam żadnego, które by działało czasowo. Pójdę do biblioteki poszukać. Ty tymczasem odpocznij, a jak zgłodniejesz to wezwij Zgredka. - Mężczyzna pochylił się nad nim, najwyraźniej chcąc pocałować w czoło, jednak młodzieniec szybko się od niego odsunął.
- Śmierdzisz tym mydłem - powiedział w ramach wyjaśnienia i skrzywił się. - Będziesz musiał je zmienić. Podoba mi się zapach rumiankowego.
Snape nic na to nie odpowiedział, tylko zrobił bardzo nieszczęśliwą minę i czym prędzej udał się do biblioteki na poszukiwanie optymalnego zaklęcia. Harry odświeżył sobie usta zaklęciem i przekręcił na drugi bok, postanawiając wykorzystać czas na krótką drzemkę.
Obudził się godzinę później i zdecydował się wezwać Zgredka. Skrzat od razu pojawił się z wodą i kilkoma tostami, jakby bardzo dobrze wiedząc czego teraz najbardziej potrzebował. Czarodziej zaskoczony usiadł na kanapie przy stoliku i zaczął pomału skubać tosta, bojąc się reakcji żołądka. Jednak nic się nie stało, więc zabrał się za niego z większym zaangażowaniem.
- Skąd wiedziałeś czego mi trzeba, Zgredku? - zapytał chłopak skrzata, który postanowił potowarzyszyć mu i trochę posprzątać w komnatach Snape’a.
- Zgredek jest opiekunem Harry’ego Pottera! Zgredek wie czego Harry Potter potrzebuje i na co ma ochotę, chociaż grzecznością jest by zawsze się pytał o życzenia Harry’ego Pottera. Ale Zgredek wie, że Harry Potter nie potrzebuje, by Zgredek był grzecznościowy, ale żeby był dobrym skrzatem i Zgredek jest taki szczęśliwy, że może być opiekunem Harry’ego Pottera! - Paplaninę skrzata przerwał powrót Mistrza Eliksirów, więc skłonił się i zniknął z cichym ‘pop’.
Severus położył na stoliku przed nastolatkiem jakąś książkę i usiadł obok niego na kanapie, widząc z wdzięcznością, że tym razem Gryfon jadł zwykłe tosty. Nie miał nic przeciwko parówkom, ale tamte dodatki… nie, nie będzie teraz o tym myślał i psuł sobie jeszcze bardziej nastroju.
- W tej książce znajdziesz kilka przydatnych zaklęć - poinformował swojego męża, gdy ten wciąż tylko na niego patrzył pytająco, przeżuwając pomału kawałek chleba. - Nie udało mi się znaleźć zaklęcia, które zablokowałoby wszystkie zapachy jednocześnie nie pozbawiając cię zmysłu węchu na zawsze, jednak kilka ułatwiających życie na pewno ci się przyda.
Harry przytaknął i popił wodą.
- Dzięki. - Uśmiechnął się lekko do mężczyzny i zaczął przeglądać książkę jedną ręką, drugą sięgając po tost.
- Proszę bardzo - Severus oddał uprzejmość i postanowił nie robić żadnych uwag na temat jedzenia przy książce. To, o czym musiał poinformować swojego hormonalnego męża, będzie i tak wystarczająco trudne bez takiego dodatku. Wziął głębszy oddech, przygotowując się nerwowo na każdą możliwą reakcję Pottera. - To może teraz przejdźmy do sprawy, o której chciałem z tobą porozmawiać od samego początku - zaczął. Gryfon przytaknął, pokazując mu, że słucha, podczas gdy wciąż nie odrywał oczu od spisu treści. - Wieczorem wyjeżdżam i nie będzie mnie przez jakiś tydzień, a jak tylko wrócę, następnego dnia przybędzie mój przyjaciel, który jest uzdrowicielem i zrobi ci pierwsze badania… - nie dokończył, bo do Harry’ego właśnie dotarło to co powiedział na początku.
- Wyjeżdżasz? Zostawiasz mnie samego na tydzień? - Chłopak przerwał mu, łapiąc go boleśnie za ramię, książka i tost zapomniane. Jednak, gdy spróbował się przytulić, od razu się odsunął, krzywiąc na mdlący zapach mydła. Severus odnotował sobie by zawsze używać go, kiedy będzie chciał mieć święty spokój. - Gdzie wyjeżdżasz? Dlaczego?
Uff, mogło być gorzej.
- Mroczny Pan potrzebuje mnie do uwarzenia kilkunastu eliksirów. Dyrektor zajmie moje miejsce na ten tydzień, by nikt niczego nie zauważył - wytłumaczył cierpliwie.
- Jak to, zajmie twoje miejsce? Masz na myśli zastępstwo? - Harry zrobił wielkie oczy. Po części ze strachu, a po części z niedowierzania. Jeszcze nigdy w życiu nie słyszał, by Snape’a nie było i by ktoś go zastępował. Szykował się niesamowity precedens…
- Mam na myśli eliksir Wielosokowy. Już nieraz tak robiliśmy, gdy byłem potrzebny gdzie indziej. - Severus wzruszył ramionami, podczas gdy jego małżonek sięgnął po książkę i szybko zaczął czegoś w niej szukać. Najwyraźniej znalazł, gdyż wyciągnął różdżkę i rzucił na mężczyznę zaklęcie czyszczące go z zapachów, po czym przytulił się do niego mocno. Miał być sam przez tydzień. Siedem dni bez przytulania, sto sześćdziesiąt osiem godzin bez seksu… To się wydawało dla niego niemalże wiecznością!
- Tylko uważaj na siebie, dobrze? - powiedział i pocałował go. - I niech ci nawet do głowy nie przychodzą jakieś głupie pomysły.
Starszy czarodziej zmusił się do nieprzewrócenia oczami. Wolał by chłopak wyładował swoje emocje w sposób, który sprawi przyjemność obu stronom, a nie poprzez wrzeszczenie i rzucanie w niego różnymi rzeczami i klątwami. Z jednej strony nie mógł się już doczekać tych siedmiu dni spokoju w laboratorium, ale z drugiej czuł, że będzie mu brakować tego nieznośnego, cudownie smakującego, o tak ciasnym tyłku… mmm.
Mistrz Eliksirów poprowadził Gryfona do sypialni, nie chcąc by skończyło się tak jak poprzedniego dnia. Do łóżka dotarli już do połowy rozebrani, całujący się i pieszczący dostępne kawałki rozgrzanego ciała. Szybko pozbyli się pozostałych części garderoby i zatonęli w niesamowitym doznaniu ciała dotykającego drugiego, w najbardziej bliski z możliwych sposobów. Harry pieścił unoszące się nad nim mężczyznę, chcąc jak najlepiej zapamiętać każdy centymetr i każdą krzywiznę, każde wrażliwe miejsce, podczas gdy Severus pomału smakował i podziwiał młode ciało pod nim. Nastolatek w swej drobnej, niemalże filigranowej budowie z nieproporcjonalnie dużą głową, jak u dziecka a nie dorosłego, był na swój sposób piękny. Nie, nie wyglądał komicznie. Wyglądał tak delikatnie, tak niewinnie…
Harry oplótł nogi wokół bioder Severusa i ten ledwo powstrzymał się przed wejściem w niego bez żadnych przygotowań. Powstrzymała go tylko myśl o ciąży chłopaka. Po rozciąganiu palcami i nawilżaniu wejścia kochanka lubrykantem, które wydawało się im obu przeciągać w nieskończoność, Snape w końcu wsunął się w niego powoli, ale zdecydowanie, a Potter przez chwilę zastanawiał się, dlaczego to zawsze on musiał być na dole. Jednak gdy mężczyzna zaczął się w nim poruszać i uderzać w TO miejsce, ta kwestia całkowicie przestała się dla niego liczyć i jęcząc, poruszał biodrami w rytm uderzeń swojego męża. Całowali się, przytulając do siebie, muskając i drapiąc, tak jak wiedzieli, że im się podoba najbardziej. Severus sięgnął między ich ciała i zaczął dłonią stymulować twardy członek partnera, sprawiając, że zielone tęczówki wywróciły się w tył czaszki pod przymkniętymi powiekami, a Harry doszedł, krzycząc i wyginając się w spazmach rozkoszy, przyciągając mężczyznę jeszcze bliżej siebie żelaznym uściskiem. Kilka chwil później Mistrz Eliksirów poszedł w jego ślady, wypełniając Gryfona nasieniem i przygryzając skórę na jego ramieniu aż do krwi.
- Hmm… Severus… ty brutalu… - Harry zażartował i chichocząc cicho, wtulił się w męża, który również powoli uspokajał swój oddech. Po kilku minutach starszy czarodziej przyjrzał się uważniej rance na delikatnym ramieniu i sięgnął po różdżkę, by ją wyleczyć, ale chłopak powstrzymał go, ciągnąc z powrotem do siebie, by opleść się wokół niego kończynami, niczym wąż. - To nic, zagoi się. - Ziewnął rozdzierająco i mruknął jeszcze coś, nim odpłynął w krainę snów. Snape nastawił różdżkę, by obudziła ich przed kolacją, jeżeli wcześniej sami nie wstaną i wkrótce poszedł w jego ślady, ani na chwilę nie wypuszczając młodzieńca ze swoich objęć.

***

Harry szedł markotnie korytarzem. Severusa nie było już drugi dzień, a on tak bardzo chciał się do kogoś przytulić. Rzadko co przyciągało jego uwagę na dłużej niż pół minuty, co oczywiście wywoływało niezadowolenie wśród profesorów. Ale on naprawdę nic nie mógł poradzić na to, że jedyne o czym mógł myśleć to bliskość i ciepło drugiego ciała, których teraz tak bardzo potrzebował i których miał nie mieć jeszcze przez kolejne pięć, długich dni! Zielona kaczuszka ostatnio cały czas leżała zamknięta w jego kufrze, ponieważ ciągle bzyczała i miał jej już serdecznie dość. Chłopiec skręcił za róg i wpadł z impetem w śpieszącą z drugiej strony osobę. Odbili się od siebie i upadli. Zielonooki krzywiąc się, usiadł na podłodze i potarł obity łokieć nim zobaczył na kogo wpadł. Jego oczy zrobiły się wielkie.
Severus…?
- Patrz gdzie leziesz, Potter! - Ubrany w czarne szaty mężczyzna pospiesznie wstał i zmiażdżył go nienawistnym spojrzeniem. - Dwadzieścia punktów od Gryffindoru!
Nie, to nie był jego mąż. To był Dumbledore grający jego męża aby nikt nie zauważył jego nieobecności i nie zadawał niepotrzebnych pytań. Harry od piątku nie był na posiłku w Wielkiej Sali, więc nie wiedział jak dyrektor zorganizował ich wspólną obecność. A może nie zorganizował? Severus kiedyś dość często omijał wspólne posiłki, więc nikogo nie powinna zaniepokoić jego nieobecność. Harry przełknął ciężko i poczuł jak w jego oczach zbierają się łzy, gdy patrzył na oddalającą się sylwetkę profesora. Cholera! Przecież wiedział, że to Dumbledore, a nie Snape! Ta nienawiść w oczach i ostry ton głosu nie powinny go tak zaboleć. A może powinny? Jak dyrektor mógł być aż tak dobrym aktorem? A może wcale nie udawał? Może był szczęśliwy, że w tej postaci mógł wrzeszczeć na niego i nienawidzić go do woli, zamiast udawać dobrego dziadka? Harry szybko wpadł do pierwszej pustej klasy, by jakiś przypadkowo przechodzący uczeń lub profesor nie zauważył jak płacze. Przeklęte hormony! I przeklęty Severus, bo nie ma go wtedy, gdy jest mi potrzebny! Harry zachlipał. Po kilku minutach uspokoił się na tyle by przetrzeć oczy i rozejrzeć się po pustej sali. Nie wyglądała jak większość klas w Hogwarcie. Jej ściany były pomalowane w baloniki i kwiatki na błękitnym tle i meble także były kolorowe. Na zakurzonych półkach stało kilka równie zakurzonych książek i… zabawek. Harry zaintrygowany podszedł, by zobaczyć co to mogły być za książki.
„Piosenki pięciolatka”
„Liczymy! Dla dzieci od lat trzech.”
„Zabawy grupowe”
„A… B… C…”
„Mały Tysio idzie do szkoły”
„Kunegunda i jej pierwsza miotła”
Harry przeglądał książki z niedowierzaniem. Co to za miejsce? Zastanawiał się w myślach. Koło jednego z regałów, do ściany była przyklejona ożywiona żyrafa, z wyskalowaną jak linijka szyją. Dopiero po chwili chłopak zauważył, że podłoga tutaj jest pokryta dywanową wykładziną. W jednej z szafek znalazł instrumenty muzyczne, w innej przybory do pisania i malowania. To wszystko przypominało mu przedszkole. Ale po co komuś w Hogwarcie przedszkole? Harry przyglądał się magicznym zabawkom na półkach i jedna przyciągnęła jego uwagę na dłużej.
- Misio…
Gryfon uśmiechnął się i po oczyszczeniu pluszaka z kurzu przytulił się do niego. Jeszcze nigdy w życiu nie miał pluszowego misia i chociaż przytulanie się do niego nie było tym samym co przytulanie się do Severusa, to było znacznie lepsze niż nie przytulanie się w ogóle. Harry machnął różdżką i wyczyścił z kurzu schowany w rogu fotel, po czym umościł się na nim wygodnie i wezwał do siebie Zgredka.
- Co Zgredek może zrobić dla Harry’ego Pottera, sir? - Skrzat od razu przybył i z podekscytowaniem patrzył na chłopca wielkimi oczami.
- Co to za miejsce, Zgredku? Przypomina mi trochę mugolskie przedszkole, ale… - Harry wzruszył ramionami sam nie wiedząc, co o tym myśleć.
- To pokoje do zabaw i nauki dla dzieci profesorów, Harry Potter, sir. W tym korytarzu jest ich siedem. Pozostałe pięć jest w południowym skrzydle, ale skrzaty ich nie sprzątają, bo profesorowie nie mają teraz małych dzieci - wyjaśnił ochoczo Zgredek. - Inne skrzaty mówiły, że kiedyś małe dzieci spoza szkoły też mogły tu przychodzić i uczyć się i bawić, zwłaszcza te, których rodzice pracowali lub byli Mugolami. Niestety dyrektor Tishllub to zakończył. - Zgredek pokiwał smutno głową. - Ale, gdy już dzieci Harry’ego Pottera i profesora Snape’a będą większe, to też będą mogły się tu bawić! Zgredek osobiście wtedy dopilnuje żeby wszystko było wysprzątane i gotowe. I Zgredek będzie im czytał bajki i będzie je zabawiał, gdy Harry Potter, sir, będzie zajęty! - zapewnił gorliwie Skrzat i Harry nie miał serca mu powiedzieć, że przez najbliższe pięć lat nie planuje ponownego zachodzenia w ciążę. Później tak, ale w jego wieku jedno dziecko to i tak było za dużo! Zaintrygowało go jednak to, co powiedział mu Zgredek o dzieciach Mugoli i postanowił dowiedzieć się o tym więcej. Jakieś pół godziny później skrzat przyniósł mu lekki obiad (chłopak nawet nie musiał go wzywać), po którego zjedzeniu Harry włożył do swojej torby zmniejszonego misia i opuścił „przedszkole”. Musiał jeszcze iść do biblioteki dokończyć esej z Zaklęć na jutro, a już było dość późno.

***

Gryfon rzucił na swój nos zaklęcie maski, które nie przepuszczało praktycznie niczego, w tym zapachów i poszedł na Eliksiry, pamiętając, by oddychać przez usta aby się nie poddusić. Zapach niektórych składników eliksirów był okropny, a Harry nie chciał kusić losu, zwłaszcza wtedy, gdy lekcje miał prowadzić przebrany dyrektor. Chłopak usiadł z Hermioną, by ograniczyć maksymalnie możliwość wybuchu. Gdy zajęcia prowadził Severus, w ogóle nie musiał o tym myśleć, ponieważ jego mąż miał na niego oko i zazwyczaj jego stanowisko było tak potężnie zabezpieczone - niekoniecznie biało magicznymi zaklęciami - że chyba tylko najbardziej żrący i toksyczny eliksir zawarty w ich programie nauczania mógłby się przez nie przebić. Snape-Dumbledore wpadł niczym burza do sali, warcząc instrukcje i rzucając ostre spojrzenia we wszystkie strony, a dokładniej, tam gdzie siedzieli Gryfoni.
- Na dzisiejszych zajęciach spróbujecie uwarzyć Eliksir Sterylizujący. Instrukcje macie na tablicy, a resztę informacji w podręczniku na stronie czterysta piątej. Do roboty!
Profesor usiadł za swoim biurkiem i z niezadowoloną miną patrzył jak uczniowie zbierają się by skolekcjonować wszystkie składniki.
- Ale panie profesorze, eliksiry na bazie oleju mieliśmy zacząć dopiero za dwa tygodnie i miały być one poprzedzone szczegółowym sprawdzianem, ponieważ są one wybitnie niebezpieczne. - Hermiona patrzyła z niedowierzaniem na profesora i reszta uczniów również zrobiła wielkie oczy, najwyraźniej przypominając sobie o zapowiedzianym sprawdzianie. Jeszcze nigdy Snape nie odpuścił im żadnego, więc teraz zaczęli się zastanawiać czy z Mistrzem Eliksirów wszystko było w porządku. Harry tymczasem lekko pobladł. O nie, ten eliksir jest na bazie oleju? Niedobrze, niedobrze… Co robić? Chłopak aż za dobrze pamiętał jak Severus mówił mu by celowo zawalił test, ponieważ opary tych eliksirów są wybitnie szkodliwe dla rozwijającego się dziecka. Miał napisać test na tyle tragicznie, by nie mógł brać udziału w części praktycznej zajęć, aż do poprawienia oceny.
- Dwadzieścia punktów od Gryffindoru za impertynencję, minus dziesięć za odzywanie się bez pozwolenia i kolejne dwadzieścia za podważanie zdania nauczyciela - Snape-Dumbledore wypluł wściekle bladej Hermionie w twarz, po czym wysyczał do reszty klasy - A teraz do roboty! A o test nie macie się co martwić. Ten eliksir jest waszym sprawdzianem. Czas ucieka…
Wszyscy w strachu rzucili się po ingrediencje, a Harry zaczął już poważnie panikować. Spojrzał szybko na nauczyciela, który właśnie patrzył w stronę półki, do której wszyscy próbowali się dopchać, by nalać oleju do kociołków. Błyskawicznie wrzucił wszystkie swoje rzeczy do torby i czym prędzej wybiegł z sali. Pieprzyć konsekwencje! Co najwyżej dostanie szlaban, a do czasu jego odpracowania Severus już wróci, prawda? Gdy zamykał drzwi usłyszał jeszcze wściekłe „Potter!”, ale gnał ile sił w nogach. Merlinie, do czego to doszło! Żeby Gryfon uciekał jak jakiś Puchon z klasy eliksirów!
Resztę dnia Harry spędził w „przedszkolu” próbując naprawić zieloną kaczuszkę (poczęstowanie jej kolejną klątwą strasznie ją rozregulowało), przytulając się do misia i/lub czytając książkę, w której opisane były prawa dotyczące mugoli, jakie istniały kiedyś. Książkę poleciła mu pani Prince i okazała się być ona naprawdę ciekawą lekturą, wiele mu wyjaśniającą. Wieczorem wezwał do siebie Zgredka, który radośnie przyniósł mu obiad i poinformował o dość gwałtownej rozmowie między przebranym Dumbledore’em a McGonagall na temat jego ucieczki. Profesor od transmutacji podobno już go szukała i musiał szybko wymyślić jakieś naprawdę dobre wytłumaczenie, żeby wybrnąć z kłopotów, w które sam się wpakował.

***

Severus usiadł zmęczony w fotelu. Do rozpoczęcia kolejnej fazy warzenia miał pięć godzin. Trochę mało na dobry odpoczynek po pięciu dniach warzenia skomplikowanych mikstur. Oczywiście robił sobie przerwy, ponieważ nie sposób było ich nie robić, ale i tak już od dawna nie czuł się aż taki zmęczony i niespokojny. Pierwszy dzień był naprawdę piękny. Święty spokój i cisza pracowni były cudowną odmianą po dniach wypełnionych tymi okropnymi bachorami, które musiał uczyć i pewnym konkretnym Gryfonem, który z każdym dniem stawał się coraz bardziej hormonalny. Ale już drugiego zaczął się zastanawiać, co takiego mógł teraz wspomniany wyżej Gryfon robić i czy przypadkiem nie wpadł w jakieś kłopoty. Gdy zasypiał na te kilka godzin, czuł się taki… sam i było mu zimno, pomimo ciepłego koca i ogrzewających zaklęć. Z każdym dniem coraz bardziej się też martwił. Co jeżeli ten mały idiota powiedział lub zrobił coś, co zdradziło jego stan? A jeżeli był jakiś wypadek na zajęciach? Albo wdał się w jakąś bójkę? Albo… nie, przecież tyle tygodni udało się unikać wszelkich kłopotów. Nie było powodu, dla którego akurat w tym tygodniu miałoby wydarzyć się coś złego, prawda? Przecież… cholera, przecież to Harry, cholerny, Potter! To oczywiste, że w coś się wpakował, ale czy to było aż tak dużo by prosić żeby nie było to nic niebezpiecznego?
- Niech to szlag.
Snape trzęsącymi się dłońmi odgarnął przetłuszczone włosy do tyłu. Jeszcze tylko dwa dni. Niecałe czterdzieści osiem godzin i będzie mógł zasnąć spokojnie, wiedząc, że z jego mężem i ich dzieckiem wszystko jest w porządku. Bo musiało być w porządku, prawda? Gdyby nie był Snape’em i nie miał idealnie spiłowanych paznokci, to zapewne w końcu zacząłby je obgryzać.

***

- Panie Potter! - Harry zatrzymał się zrezygnowany, słysząc za sobą głos swojej opiekunki. Złapała go szybciej niż się spodziewał, ale dobrze wiedział, że dojdzie do tego prędzej czy później. Wziął głębszy oddech i odwrócił się w jej stronę. Starsza czarownica była wyraźnie niezadowolona, a to nie wróżyło niczego dobrego.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz