By SoDoNe
Notki Autora:
Nie którym może się zdawać, że akcja
się bardzo szybko rozwija, nawet zbyt szybko i... mają rację ;)
Rozdział I W baśniowej komnacie.
Harry szedł w
kierunku Zakazanego Lasu. Był środek zimy, śnieg prószył gęsto dokoła, i zimny
wiatr wył w każdej szczelinie między drzewami, a ciemnowłosy chłopak ledwie
przywdział szal i skórzane buty.
Miał już dość,
nic się dla niego nie liczyło, bo czemu mogłoby pozostać jeszcze jakieś
znaczenie. On - wybraniec - przestał być już człowiekiem, dla ludzi stał się
ich ratunkiem. Każdy uważał go za kogoś niepokonanego, za kogoś kto nie
potrzebuje pomocy, i tak też był traktowany. Wiele osób przychodziło do niego o
pomoc, lecz jemu nikt jej nie zaoferował, bo nikt nie potrafił albo nie chciał
zauważyć, że Harry nie jest żadnym wszechmocnym, potężnym i samodzielnym
czarodziejem. Nawet jego starzy przyjaciele mieli o nim takie zdanie.
Teraz po tym
jak ukończył szkołę i wstąpił do Zakonu Feniksa wiele się zmieniło. Obecnie osiemnastoletni
brunet, który kiedyś marzył o byciu aurorem (nie mógł nim zostać, gdyż
większość studiów i miejsc pracy zostało zamknięte z uwagi na coraz częstsze
ataki śmierciożerców, którzy stali się coraz odważniejsi i pewni siebie po tym
jak zginął Dumbledore) teraz marzy o spokoju i byciu samotnym.
Zatrzymał się
pod jednym z drzew, głowę miał spuszczoną, jego oczy spoglądały na zaśnieżone
podłoże lasu. To, w tym miejscu, było piękne. Ten śnieg, ten spokój, ta
czystość i samotność. Wiatr gwizdnął koło niego, Harry zadrżał z zimna jakie
towarzyszyło na dworze. Skulił się, podwijając kolana pod brodę. Jego powieki
opadły zakrywając zielony kolor oczu chłopaka. Zimno, które go otaczało zaczęło
powoli od niego odchodzić, a na jego miejsce wchodziła cisza. Ciemnowłosy
wiedział, co za chwilę nastąpi, oparł się o pień pobliskiego drzewa i zasnął w
ciszy i spokoju, i także z uczuciem wolności, której tak pragnął.
Było mu ciepło,
bardzo ciepło. Czuł, że leży w łóżku na miękkiej pościeli, przykryty puszystą
kołdrą. Słyszał odgłos ognia w kominku. Umarł? Nie! Może śni? Uchylił powieki.
Leżał w wielkim łóżku z baldachimem, pięknie zdobionym i bardzo kosztownym. W
miłych i ciepłych kolorach, takich jak żółć, pomarańcz, róż albo mocna czerwień
(kolor czereśni).
Usiadł na
łóżku, po czym zaczął się rozglądać po pokoju, w którym się znajdował. Pokój
ten powinno się raczej nazwać komnatą, gdyż był ogromny i tak samo jak łóżko
bardzo kosztowny i niezwykle wprawnie ozdobiony. Wyglądał jak "Baśniowa
Komnata". Tak! To było dobre określenie, pasowało w sam raz. Harry wstał z
łóżka i podszedł do jednego z okien umieszczonych po lewej stronie (naprzeciw
łóżka były wielkie, barwnie zdobione drzwi, a po prawej stronie były wielkie
szafy, pozostałe - mniejsze szafki były poustawiane między oknami). Brunet
odsunął dłonią delikatną firankę i wyjrzał na zewnątrz. Małe, kruche płatki
śniegu spadały z nieba wykonując po drodze swój taniec, przy którym pomagał im
wiatr.
Harry
uśmiechnął się, pierwszy raz odkąd wstąpił do Zakonu Feniksa, zielonooki tak
prawdziwie pokazał uśmiech. Jeśliby tylko wiedział, że to go spotka po śmierci,
dawno zrobiłby to. Nie myśląc nic więcej chłopak podszedł do drzwi balkonowych
umieszczonych pomiędzy dwoma oknami. Złapał za obydwie klamki od razu i
otworzył je na pełną szerokość. Zimne powietrze natychmiast przewiało cały
pokój, wrzucając do środka płatki śniegu, które natychmiast traciły swój urok
zamieniając się w wodę. Ogień w kominku zakołysał się, po czym za swymi plecami
Harry usłyszał:
- Ty naprawdę
chcesz popełnić samobójstwo, czy jesteś aż tak głupi, żeby w koszuli nocnej
wychodzić na mróz?
Brunet odwrócił
się do osoby, która to powiedziała. Tymczasem ona wyjęła różdżkę i jednym
machnięciem zamknęła drzwi balkonowe uniemożliwiając, tym samym, ponowny napływ
mokrego śniegu do komnaty.
Zielone oczy
Harry'ego przyglądały się mężczyźnie, który przed chwilą wszedł do komnaty. Był
to człowiek dobrze zbudowany o kruczoczarnych, lśniących włosach opadających na
ramiona. Jego oczy były koloru krwi, a jego nos różnił się od przeciętnych
ostrością kształtów i bardzo małymi otworami, jak u węży. Lecz choć wyglądał
tak strasznie, to młodszy chłopak nie bał się jego, jak było na poprzednich
spotkaniach. Teraz było mu już wszystko obojętne, łącznie z tą osobą - Lordem
Voldemortem. Jednak znalazł się mały drobiazg, który zwrócił uwagę
zielonookiego.
- Ja nadal
żyję? - spytał niepewnie i niedowierzająco.
Krwiste oczy
zwęziły się, po czym na twarzy Czarnego Pana pojawił się przewrotny uśmiech.
- A chciałeś
umrzeć? - odpowiedział pytaniem.
Harry nic nie
odparł, odwrócił głowę i jego wzrok padł na lustro, lecz wiadomość, że to co
widzi jest odbiciem jego osoby dotarło do niego dopiero po dłuższej chwili.
- Co to jest?!
- spytał zaskoczony brunet.
W lustrze jego
odbicie było ubrane w falbankową, przezroczystą koszulę nocną. Dodatkowo
przybraną złotem, srebrem i wycieńciami w najmniej odpowiednich miejscach.
- Co to ma
znaczyć?! - spytał wściekły.
Jakkolwiek nic
go przed chwilą nie interesowało. Teraz postanowił pomścić taką obrazę swej
osoby.
- Coś ci
przeszkadza? - zapytał kruczowłosy.
- Wszystko! -
krzyknął Harry.
- Łącznie z
tobą samym?
Brunet
zdenerwował się naprawdę. Niedość, że morderca jego rodziców ubrał jego w tak
dziwaczny sposób, to jeszcze drwi sobie z niego.
- Nie podoba mi
się to jak mnie ubrałeś. - powiedział starając się zachować spokój - To jest
nienormalne.- dodał.
- A co w tym
jest nienormalnego? - spytał rozbawiony głos Voldemorta.
-
To--jest--żeński--ubiór. - powiedział Harry zaznaczając wyraźnie każde słowo.
- Nie. - odparł
krótko kruczowłosy, zmieniając ton swego głosu na bardziej poważny.
- Co? - zapytał
głucho chłopak.
- To NIE jest
żeński ubiór. Nie ma miejsca na biust. - Harry spojrzał uważnie i okazało się
rzeczywiście, że ta koszula nocna nie może być dla kobiety. Dokładnie, to miał
wrażenie, że ten ciuch został zrobiony... "Dla ciebie. - usłyszał głos
Voldemorta - Ta koszula jest dla ciebie. - powtórzył Czarny Pan. - Tak jak i
reszta ubrań w tamtej szafie, - krwistooki wskazał na jeden z mebli - a dokładniej
wszystko w tej komnacie jest twoje łącznie z komnatą.
Harry spojrzał
totalnie zaskoczony na starszego mężczyznę. Czy on sobie robił z niego żarty?
- Co mam
rozumieć przez twoje ostatnie zdanie? - zapytał podejrzliwie.
- To, że teraz
tu mieszkasz. - odpowiedział mu kruczowłosy. - Jeśli byś czegoś chciał, wezwij
skrzata. Nazywa się Truflek.
Ale dlaczego?!
- krzyknął zielonooki. - Co to ma znaczyć?! Po co to robisz? O co ci chodzi?
Brunet chciał
jak najszybciej dowiedzieć się co za pomysły chodzą Lordowi Voldemortowi po
głowie i jaki one mają związek z nim. Lecz na te pytanie nie dostał odpowiedzi.
Czerwonooki nacisnął klamkę u drzwi i wyszedł zamykając je za sobą cicho. Harry
rzucił się do nich, lecz po próbie otworzenia ich zdał sobie sprawę, że są
zamknięte. Różdżka. Zielonooki rozejrzał się po swym więzieniu w poszukiwaniu
jej, ale nigdzie nie było po niej śladu.
- Co za
głupota. - powiedział sam do siebie. - Przecież, jeśli chce mnie tutaj więzić,
to na pewno nie zostawił mi niczego pomocnego w ucieczce.
Harry podszedł
do drzwi balkonowych, nacisnął klamkę i uchylił je. Lecz nie minęła sekunda,
gdy te same drzwi zamknęły się z trzaskiem, a przed chłopakiem ukazał się napis
z krwi "Gdzie się wybierasz N.A.G.O.?!", który po chwili wsiąkł w
powietrze. Brunet westchnął.
- Wszystko w
tej komnacie jest moje. - znowu zaczął rozmawiać sam z sobą. - Więc czemu, by
nie zobaczyć, co tu mamy.
Podszedł do
szafy w poszukiwaniu lepszego stroju niż obecny. Po otwarciu jej przeżył
jeszcze większy szok niż te poprzednie razem wzięte. Całą jego garderoba
składała się z ekskluzywnych, falbankowych sukien, pozłacanych rajstop,
przezroczystych halek, koronkowych majteczek i najróżniej zdobionych
pantofelków (nie zawsze z obcasem). Harry na widok tego rodzaju odzienia uznał,
że nie ma potrzeby się przebierać (do koszuli się już przyzwyczaił, a inne
stroje obecne w tym pokoju, jego męska strona - albo dokładnie cały on -
odmawiały założenia).
Zielonooki
postanowił posprawdzać, co się znajduje w szafkach. Pierwsza - naszyjniki, druga
- pierścionki, trzecia - kolczyki (Harry sprawdził czy aby nie pojawiły mu się
dziurki w uszach - na jego szczęście nie było), czwarta - broszki, piąta -
bransolety, szósta i każda następna były zapełnione rzeczami do komnaty - jak
ozdoby na lampy, świeczniki, a także zapasowa pościel, czy firanki. Wszystko
ekskluzywne i kosztowne.
Brunet uznając,
że nic przydatnego nie znajdzie (ledwie spojrzał na regał z książkami, po
zobaczeniu kilku znanych romansideł, a także tytułów, typu "Pierwszy
raz", "Wymarzona noc" czy "Miłość, a Nienawiść" uznał,
że najlepiej będzie trzymać się od tego z daleka) postanowił położyć się na
łóżku i "liczyć barany". Jedyny plus, jaki znalazł z zapoznania się
ze swym więzieniem było to, że miał mniej więcej pojęcie, co Lord Voldemort
chce zrobić; GWAŁT, ale to już nie był plus.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz