poniedziałek, 29 lipca 2013

Chłopiec z baśniowej komnaty


By SoDoNe

Notki Autora:
Nie którym może się zdawać, że akcja się bardzo szybko rozwija, nawet zbyt szybko i... mają rację ;)


Rozdział I W baśniowej komnacie.

Harry szedł w kierunku Zakazanego Lasu. Był środek zimy, śnieg prószył gęsto dokoła, i zimny wiatr wył w każdej szczelinie między drzewami, a ciemnowłosy chłopak ledwie przywdział szal i skórzane buty.
Miał już dość, nic się dla niego nie liczyło, bo czemu mogłoby pozostać jeszcze jakieś znaczenie. On - wybraniec - przestał być już człowiekiem, dla ludzi stał się ich ratunkiem. Każdy uważał go za kogoś niepokonanego, za kogoś kto nie potrzebuje pomocy, i tak też był traktowany. Wiele osób przychodziło do niego o pomoc, lecz jemu nikt jej nie zaoferował, bo nikt nie potrafił albo nie chciał zauważyć, że Harry nie jest żadnym wszechmocnym, potężnym i samodzielnym czarodziejem. Nawet jego starzy przyjaciele mieli o nim takie zdanie.
Teraz po tym jak ukończył szkołę i wstąpił do Zakonu Feniksa wiele się zmieniło. Obecnie osiemnastoletni brunet, który kiedyś marzył o byciu aurorem (nie mógł nim zostać, gdyż większość studiów i miejsc pracy zostało zamknięte z uwagi na coraz częstsze ataki śmierciożerców, którzy stali się coraz odważniejsi i pewni siebie po tym jak zginął Dumbledore) teraz marzy o spokoju i byciu samotnym.
Zatrzymał się pod jednym z drzew, głowę miał spuszczoną, jego oczy spoglądały na zaśnieżone podłoże lasu. To, w tym miejscu, było piękne. Ten śnieg, ten spokój, ta czystość i samotność. Wiatr gwizdnął koło niego, Harry zadrżał z zimna jakie towarzyszyło na dworze. Skulił się, podwijając kolana pod brodę. Jego powieki opadły zakrywając zielony kolor oczu chłopaka. Zimno, które go otaczało zaczęło powoli od niego odchodzić, a na jego miejsce wchodziła cisza. Ciemnowłosy wiedział, co za chwilę nastąpi, oparł się o pień pobliskiego drzewa i zasnął w ciszy i spokoju, i także z uczuciem wolności, której tak pragnął.
Było mu ciepło, bardzo ciepło. Czuł, że leży w łóżku na miękkiej pościeli, przykryty puszystą kołdrą. Słyszał odgłos ognia w kominku. Umarł? Nie! Może śni? Uchylił powieki. Leżał w wielkim łóżku z baldachimem, pięknie zdobionym i bardzo kosztownym. W miłych i ciepłych kolorach, takich jak żółć, pomarańcz, róż albo mocna czerwień (kolor czereśni).
Usiadł na łóżku, po czym zaczął się rozglądać po pokoju, w którym się znajdował. Pokój ten powinno się raczej nazwać komnatą, gdyż był ogromny i tak samo jak łóżko bardzo kosztowny i niezwykle wprawnie ozdobiony. Wyglądał jak "Baśniowa Komnata". Tak! To było dobre określenie, pasowało w sam raz. Harry wstał z łóżka i podszedł do jednego z okien umieszczonych po lewej stronie (naprzeciw łóżka były wielkie, barwnie zdobione drzwi, a po prawej stronie były wielkie szafy, pozostałe - mniejsze szafki były poustawiane między oknami). Brunet odsunął dłonią delikatną firankę i wyjrzał na zewnątrz. Małe, kruche płatki śniegu spadały z nieba wykonując po drodze swój taniec, przy którym pomagał im wiatr.
Harry uśmiechnął się, pierwszy raz odkąd wstąpił do Zakonu Feniksa, zielonooki tak prawdziwie pokazał uśmiech. Jeśliby tylko wiedział, że to go spotka po śmierci, dawno zrobiłby to. Nie myśląc nic więcej chłopak podszedł do drzwi balkonowych umieszczonych pomiędzy dwoma oknami. Złapał za obydwie klamki od razu i otworzył je na pełną szerokość. Zimne powietrze natychmiast przewiało cały pokój, wrzucając do środka płatki śniegu, które natychmiast traciły swój urok zamieniając się w wodę. Ogień w kominku zakołysał się, po czym za swymi plecami Harry usłyszał:
- Ty naprawdę chcesz popełnić samobójstwo, czy jesteś aż tak głupi, żeby w koszuli nocnej wychodzić na mróz?
Brunet odwrócił się do osoby, która to powiedziała. Tymczasem ona wyjęła różdżkę i jednym machnięciem zamknęła drzwi balkonowe uniemożliwiając, tym samym, ponowny napływ mokrego śniegu do komnaty.
Zielone oczy Harry'ego przyglądały się mężczyźnie, który przed chwilą wszedł do komnaty. Był to człowiek dobrze zbudowany o kruczoczarnych, lśniących włosach opadających na ramiona. Jego oczy były koloru krwi, a jego nos różnił się od przeciętnych ostrością kształtów i bardzo małymi otworami, jak u węży. Lecz choć wyglądał tak strasznie, to młodszy chłopak nie bał się jego, jak było na poprzednich spotkaniach. Teraz było mu już wszystko obojętne, łącznie z tą osobą - Lordem Voldemortem. Jednak znalazł się mały drobiazg, który zwrócił uwagę zielonookiego.
- Ja nadal żyję? - spytał niepewnie i niedowierzająco.
Krwiste oczy zwęziły się, po czym na twarzy Czarnego Pana pojawił się przewrotny uśmiech.
- A chciałeś umrzeć? - odpowiedział pytaniem.
Harry nic nie odparł, odwrócił głowę i jego wzrok padł na lustro, lecz wiadomość, że to co widzi jest odbiciem jego osoby dotarło do niego dopiero po dłuższej chwili.
- Co to jest?! - spytał zaskoczony brunet.
W lustrze jego odbicie było ubrane w falbankową, przezroczystą koszulę nocną. Dodatkowo przybraną złotem, srebrem i wycieńciami w najmniej odpowiednich miejscach.
- Co to ma znaczyć?! - spytał wściekły.
Jakkolwiek nic go przed chwilą nie interesowało. Teraz postanowił pomścić taką obrazę swej osoby.
- Coś ci przeszkadza? - zapytał kruczowłosy.
- Wszystko! - krzyknął Harry.
- Łącznie z tobą samym?
Brunet zdenerwował się naprawdę. Niedość, że morderca jego rodziców ubrał jego w tak dziwaczny sposób, to jeszcze drwi sobie z niego.
- Nie podoba mi się to jak mnie ubrałeś. - powiedział starając się zachować spokój - To jest nienormalne.- dodał.
- A co w tym jest nienormalnego? - spytał rozbawiony głos Voldemorta.
- To--jest--żeński--ubiór. - powiedział Harry zaznaczając wyraźnie każde słowo.
- Nie. - odparł krótko kruczowłosy, zmieniając ton swego głosu na bardziej poważny.
- Co? - zapytał głucho chłopak.
- To NIE jest żeński ubiór. Nie ma miejsca na biust. - Harry spojrzał uważnie i okazało się rzeczywiście, że ta koszula nocna nie może być dla kobiety. Dokładnie, to miał wrażenie, że ten ciuch został zrobiony... "Dla ciebie. - usłyszał głos Voldemorta - Ta koszula jest dla ciebie. - powtórzył Czarny Pan. - Tak jak i reszta ubrań w tamtej szafie, - krwistooki wskazał na jeden z mebli - a dokładniej wszystko w tej komnacie jest twoje łącznie z komnatą.
Harry spojrzał totalnie zaskoczony na starszego mężczyznę. Czy on sobie robił z niego żarty?
- Co mam rozumieć przez twoje ostatnie zdanie? - zapytał podejrzliwie.
- To, że teraz tu mieszkasz. - odpowiedział mu kruczowłosy. - Jeśli byś czegoś chciał, wezwij skrzata. Nazywa się Truflek.
Ale dlaczego?! - krzyknął zielonooki. - Co to ma znaczyć?! Po co to robisz? O co ci chodzi?
Brunet chciał jak najszybciej dowiedzieć się co za pomysły chodzą Lordowi Voldemortowi po głowie i jaki one mają związek z nim. Lecz na te pytanie nie dostał odpowiedzi. Czerwonooki nacisnął klamkę u drzwi i wyszedł zamykając je za sobą cicho. Harry rzucił się do nich, lecz po próbie otworzenia ich zdał sobie sprawę, że są zamknięte. Różdżka. Zielonooki rozejrzał się po swym więzieniu w poszukiwaniu jej, ale nigdzie nie było po niej śladu.
- Co za głupota. - powiedział sam do siebie. - Przecież, jeśli chce mnie tutaj więzić, to na pewno nie zostawił mi niczego pomocnego w ucieczce.
Harry podszedł do drzwi balkonowych, nacisnął klamkę i uchylił je. Lecz nie minęła sekunda, gdy te same drzwi zamknęły się z trzaskiem, a przed chłopakiem ukazał się napis z krwi "Gdzie się wybierasz N.A.G.O.?!", który po chwili wsiąkł w powietrze. Brunet westchnął.
- Wszystko w tej komnacie jest moje. - znowu zaczął rozmawiać sam z sobą. - Więc czemu, by nie zobaczyć, co tu mamy.
Podszedł do szafy w poszukiwaniu lepszego stroju niż obecny. Po otwarciu jej przeżył jeszcze większy szok niż te poprzednie razem wzięte. Całą jego garderoba składała się z ekskluzywnych, falbankowych sukien, pozłacanych rajstop, przezroczystych halek, koronkowych majteczek i najróżniej zdobionych pantofelków (nie zawsze z obcasem). Harry na widok tego rodzaju odzienia uznał, że nie ma potrzeby się przebierać (do koszuli się już przyzwyczaił, a inne stroje obecne w tym pokoju, jego męska strona - albo dokładnie cały on - odmawiały założenia).
Zielonooki postanowił posprawdzać, co się znajduje w szafkach. Pierwsza - naszyjniki, druga - pierścionki, trzecia - kolczyki (Harry sprawdził czy aby nie pojawiły mu się dziurki w uszach - na jego szczęście nie było), czwarta - broszki, piąta - bransolety, szósta i każda następna były zapełnione rzeczami do komnaty - jak ozdoby na lampy, świeczniki, a także zapasowa pościel, czy firanki. Wszystko ekskluzywne i kosztowne.

Brunet uznając, że nic przydatnego nie znajdzie (ledwie spojrzał na regał z książkami, po zobaczeniu kilku znanych romansideł, a także tytułów, typu "Pierwszy raz", "Wymarzona noc" czy "Miłość, a Nienawiść" uznał, że najlepiej będzie trzymać się od tego z daleka) postanowił położyć się na łóżku i "liczyć barany". Jedyny plus, jaki znalazł z zapoznania się ze swym więzieniem było to, że miał mniej więcej pojęcie, co Lord Voldemort chce zrobić; GWAŁT, ale to już nie był plus.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz