Następne kilka dni nie były niczym
nadzwyczajnym. Pobudka w tej samej komnacie, śniadanie, odwiedziny Volda (Harry
uznał, że jego imię jest za długie, a po drugie gdy był wściekły mógł zmienić z
Vold na Voldrań), następnie spacer po dworze, obiad w ogrodzie, na wieczór
powrót do komnaty, kolacja i spanie. Do codzienności można też dołożyć
obrzydliwe (według zielonookiego) stroje zmieniane każdego nowego ranka, głupie
(według ciemnowłosego) zachowanie Volda i sprytne (według Harrego) czyhanie na
pułapki ślubne.
Tego dnia brunet siedział na swoim
łóżku czytając jedną z tych idiotycznych książek o tytule "Romantyczne
przygody w świetle księżyca". Dzisiejszego dnia Vold nie przyszedł do
niego, tylko przekazał przez Truflka wiadomość, że nie będzie go dziś cały
dzień.
"...bardzo romantycznym sposobem
na spędzenie nocy poślubnej jest też wyjazd nad rzekę ukrytą w lesie. Można
wtedy wędrować wzdłuż rzeki pod koronami drzew przykrywających niebo. Wbrew
wszystkim przesądom to jest równie wspaniałe jak wędrówka pod gołym
niebem..."
Harry zakmnął książkę uznając, że
jeszcze trochę i zacznie chcieć ślubu z Voldem. Leżał na łóżku. Spojrzał na
baldachim i w tym samym momencie usłyszał pukanie do drzwi. "Vold -
pomyślał - Przecież powiedział, że nie będzie go dziś cały dzień". Usiadł
na łóżku i przyjrzał się drzwią. "Przesłyszało mi się" uznał i
położył się na łóżku. Pukanie się powtórzyło. Harry spojrzał na drzwi i
poczekał. Po kilku minutach pukanie znowu się powtórzyło.
To już było dziwne.
- Proszę. - powiedział.
Osoba z drugiej strony nacisnęła
klamkę, ale jakoś wachała się z wejściem.
- Możesz wejść. - powtórzył.
Drzwi się otworzyły i do komnaty wszedł
młody blondyn, który nie spoglądając nawet na bruneta, natychmiast się skłonił
i powiedział uniżenie.
- Pani! Czarny Pan kazał mi być Twym
towarzyszem, Pani. Mam Cię słuchać i wykonywać wszystko co mi rozkażesz, Pani.
A także uczyć Cię manier i zachowania znacznie wyżej postawionych czarodziei
czystej krwi, Pani. Jako że masz wkrótce zostać żoną Czarnego Pana, chciał też
żebyś przyzwyczaiła się do nazywania Cię Czarną Panią, Pani. - Draco Malfoy
skończył mówić i najwyraźniej czekał teraz na rozkaz, który Harry z chęcią mu
dał:
- Przynieś jakieś gry; np: szachy lub
karty.
- Tak jest, Pani! - wykrzyknął
niebieskooki i wybiegł wykonać rozkaz.
Wrócił po pięciu minutach trzymając w
rękach nie tylko szachy i karty, ale też pełno innych gier. Wysunął je przed
siebie, a głowę wsadził między ramionami i przyglądał się pięknie zdobionemu
dywanowi o wiele mniej ciekawemu niż chłopak w sukience, który siedział na
łóżku.
Gdyby to były szkolne czasy. Harry z
pewnością by poniżył Malfoya, ale w obecnej sytuacji, miał o wiele większą
ochotę zagrać z nim w szachy, niż czytać te badziewne książki. Lecz żeby móc z
nim zagrać tak by patrzył oczami na szachownicę a nie gapił się na swoje kolana
trzeba było najpierw go ocucić z usłużnej pozy do jakiej najprawdopodobnie
("na pewno" pomyślał Harry) przyuczył go krwistooki.
- Nie rób z siebie idioty, Malfoy, i
przynieś tu te gry! - powiedział ostro, a w myślach dodał: "zareaguj tak
jak zwykle!"
Malfoy nie podnosząc głowy przyniósł,
to o co go proszono.
- Połóż je na łóżku! "spójrz na
mnie ty cymbale!"
Blondyn nadal z głową patrzącą na dół
położył gry na łóżku
- Rozpakuj szachy i przygotuj je do
gry! "podnieść tą pustą łepetynę!"
Niebieskooki ciągle trzymając pochyloną
głowę rozpakował i przygotował jedną z gier. "Zaraz go kopnę"
pomyślał zielonooki, lecz na głos powiedział:
- Draconie Malfoyu, czy zechciałbyś
zobaczyć komu służysz?
- Nie ośmieliłbym się Pani.
- W takim razie rozkazuję ci, żebyś na
mnie spojrzał.
Blondyn powoli niepewnie zaczął unosić
głowę do góry. Najpierw jego wzrok padł na nogi, potem na tułów i ręce. Czym
wyżej chłopak podnosił głowę, tym większe stawały się jego oczy, czemu nie
można się było dziwić, gdyż Czarna Pani okazała się rodzaju męskiego. W
momencie gdy wzrok stanął twarzy bruneta, jego oczy były jak dwie dynie, by po
chwili z jego gardła wydarło się:
- Potter! Jak śmiesz?! Gdzie jest
Czarna Pani?!
- Nie wiem o kim mówisz, ale jak chodzi
ci o osobę, którą Vold ma zamiar zmusić do ślubu -- to JA.
- Co? - spytał niedowierzający, ledwo
trzymający się na nogach blondyn.
- Draco - zaczął spokojnie brunet -
Vold na pewno przysłał cię tu byś mi usługiwał, ale ja sług nie potrzebuję,
jedynie kogoś do rozrywki (dop. autora: nie takiej rozrywki, nie takiej). Po
czym położył rękę na szachownicy - Chcesz grać w szachy?
Blondyn kompletnie osłupiał. Harry nie odzywał sie dając mu czas na poukładanie nowych nietypowych wiadomości w swoim umyśle. Po kilku minutach młodzieniec zamrugał oczami i będąc nadal w szoku wymruczał:
Blondyn kompletnie osłupiał. Harry nie odzywał sie dając mu czas na poukładanie nowych nietypowych wiadomości w swoim umyśle. Po kilku minutach młodzieniec zamrugał oczami i będąc nadal w szoku wymruczał:
- Czarny Pan chce cię poślubić?
- Dokładnie. Nawet noszę pierścionek
zaręczynowy. - wysunął prawą rękę naprzeciwko twarzy Malfoy'a, który zrobił
niedowierzające oczy. - Oczywiście nie noszę go z własnej woli, po prostu nie
mogę go ściągnąć. - dodał Harry dowcipnym tonem.
Blondyn kiwnął głową na znak
zrozumienia, ale było wyraźnie widać, że nie czuje się najlepiej w tej
sytuacji.
- To chcesz grać w szachy? - powtórzył
pytanie zielonooki.
Drugi chłopak po usłyszeniu Harrego
ocknął się i przytaknął z niemym "tak". Brunet odsunął się na łóżku
robiąc miejsce dla Dracona, który przyjął zaproszenie. Po pół godzinie blondyn
przyzwyczaił się do "Czarnej Pani", a "ją" tak "wciągnęły"
wytęsknione szachy, że na koniec dnia "oboje" byli zadowoleni i
blisko siebie jak najlepsie przyjaciele.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz