poniedziałek, 29 lipca 2013

Rozdział III Draco Malfoy



Następne kilka dni nie były niczym nadzwyczajnym. Pobudka w tej samej komnacie, śniadanie, odwiedziny Volda (Harry uznał, że jego imię jest za długie, a po drugie gdy był wściekły mógł zmienić z Vold na Voldrań), następnie spacer po dworze, obiad w ogrodzie, na wieczór powrót do komnaty, kolacja i spanie. Do codzienności można też dołożyć obrzydliwe (według zielonookiego) stroje zmieniane każdego nowego ranka, głupie (według ciemnowłosego) zachowanie Volda i sprytne (według Harrego) czyhanie na pułapki ślubne.
Tego dnia brunet siedział na swoim łóżku czytając jedną z tych idiotycznych książek o tytule "Romantyczne przygody w świetle księżyca". Dzisiejszego dnia Vold nie przyszedł do niego, tylko przekazał przez Truflka wiadomość, że nie będzie go dziś cały dzień.
"...bardzo romantycznym sposobem na spędzenie nocy poślubnej jest też wyjazd nad rzekę ukrytą w lesie. Można wtedy wędrować wzdłuż rzeki pod koronami drzew przykrywających niebo. Wbrew wszystkim przesądom to jest równie wspaniałe jak wędrówka pod gołym niebem..."
Harry zakmnął książkę uznając, że jeszcze trochę i zacznie chcieć ślubu z Voldem. Leżał na łóżku. Spojrzał na baldachim i w tym samym momencie usłyszał pukanie do drzwi. "Vold - pomyślał - Przecież powiedział, że nie będzie go dziś cały dzień". Usiadł na łóżku i przyjrzał się drzwią. "Przesłyszało mi się" uznał i położył się na łóżku. Pukanie się powtórzyło. Harry spojrzał na drzwi i poczekał. Po kilku minutach pukanie znowu się powtórzyło.
To już było dziwne.
- Proszę. - powiedział.
Osoba z drugiej strony nacisnęła klamkę, ale jakoś wachała się z wejściem.
- Możesz wejść. - powtórzył.
Drzwi się otworzyły i do komnaty wszedł młody blondyn, który nie spoglądając nawet na bruneta, natychmiast się skłonił i powiedział uniżenie.
- Pani! Czarny Pan kazał mi być Twym towarzyszem, Pani. Mam Cię słuchać i wykonywać wszystko co mi rozkażesz, Pani. A także uczyć Cię manier i zachowania znacznie wyżej postawionych czarodziei czystej krwi, Pani. Jako że masz wkrótce zostać żoną Czarnego Pana, chciał też żebyś przyzwyczaiła się do nazywania Cię Czarną Panią, Pani. - Draco Malfoy skończył mówić i najwyraźniej czekał teraz na rozkaz, który Harry z chęcią mu dał:
- Przynieś jakieś gry; np: szachy lub karty.
- Tak jest, Pani! - wykrzyknął niebieskooki i wybiegł wykonać rozkaz.
Wrócił po pięciu minutach trzymając w rękach nie tylko szachy i karty, ale też pełno innych gier. Wysunął je przed siebie, a głowę wsadził między ramionami i przyglądał się pięknie zdobionemu dywanowi o wiele mniej ciekawemu niż chłopak w sukience, który siedział na łóżku.
Gdyby to były szkolne czasy. Harry z pewnością by poniżył Malfoya, ale w obecnej sytuacji, miał o wiele większą ochotę zagrać z nim w szachy, niż czytać te badziewne książki. Lecz żeby móc z nim zagrać tak by patrzył oczami na szachownicę a nie gapił się na swoje kolana trzeba było najpierw go ocucić z usłużnej pozy do jakiej najprawdopodobnie ("na pewno" pomyślał Harry) przyuczył go krwistooki.
- Nie rób z siebie idioty, Malfoy, i przynieś tu te gry! - powiedział ostro, a w myślach dodał: "zareaguj tak jak zwykle!"
Malfoy nie podnosząc głowy przyniósł, to o co go proszono.
- Połóż je na łóżku! "spójrz na mnie ty cymbale!"
Blondyn nadal z głową patrzącą na dół położył gry na łóżku
- Rozpakuj szachy i przygotuj je do gry! "podnieść tą pustą łepetynę!"
Niebieskooki ciągle trzymając pochyloną głowę rozpakował i przygotował jedną z gier. "Zaraz go kopnę" pomyślał zielonooki, lecz na głos powiedział:
- Draconie Malfoyu, czy zechciałbyś zobaczyć komu służysz?
- Nie ośmieliłbym się Pani.
- W takim razie rozkazuję ci, żebyś na mnie spojrzał.
Blondyn powoli niepewnie zaczął unosić głowę do góry. Najpierw jego wzrok padł na nogi, potem na tułów i ręce. Czym wyżej chłopak podnosił głowę, tym większe stawały się jego oczy, czemu nie można się było dziwić, gdyż Czarna Pani okazała się rodzaju męskiego. W momencie gdy wzrok stanął twarzy bruneta, jego oczy były jak dwie dynie, by po chwili z jego gardła wydarło się:
- Potter! Jak śmiesz?! Gdzie jest Czarna Pani?!
- Nie wiem o kim mówisz, ale jak chodzi ci o osobę, którą Vold ma zamiar zmusić do ślubu -- to JA.
- Co? - spytał niedowierzający, ledwo trzymający się na nogach blondyn.
- Draco - zaczął spokojnie brunet - Vold na pewno przysłał cię tu byś mi usługiwał, ale ja sług nie potrzebuję, jedynie kogoś do rozrywki (dop. autora: nie takiej rozrywki, nie takiej). Po czym położył rękę na szachownicy - Chcesz grać w szachy?
Blondyn kompletnie osłupiał. Harry nie odzywał sie dając mu czas na poukładanie nowych nietypowych wiadomości w swoim umyśle. Po kilku minutach młodzieniec zamrugał oczami i będąc nadal w szoku wymruczał:
- Czarny Pan chce cię poślubić?
- Dokładnie. Nawet noszę pierścionek zaręczynowy. - wysunął prawą rękę naprzeciwko twarzy Malfoy'a, który zrobił niedowierzające oczy. - Oczywiście nie noszę go z własnej woli, po prostu nie mogę go ściągnąć. - dodał Harry dowcipnym tonem.
Blondyn kiwnął głową na znak zrozumienia, ale było wyraźnie widać, że nie czuje się najlepiej w tej sytuacji.
- To chcesz grać w szachy? - powtórzył pytanie zielonooki.
Drugi chłopak po usłyszeniu Harrego ocknął się i przytaknął z niemym "tak". Brunet odsunął się na łóżku robiąc miejsce dla Dracona, który przyjął zaproszenie. Po pół godzinie blondyn przyzwyczaił się do "Czarnej Pani", a "ją" tak "wciągnęły" wytęsknione szachy, że na koniec dnia "oboje" byli zadowoleni i blisko siebie jak najlepsie przyjaciele.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz