Voldemort obudził się następnego ranka,
u jego boku nadal spał Harry. Delikatnie przesunął palcem po policzku chłopaka,
po czym odsunął niesforne kosmyki włosów z czoła, nachylił się i złożył
pocałunek na bliźnie w kształcie błyskawicy. Chłopak zamruczał przez sen,
wtulając się w ciało starszego mężczyzny.
Krwistooki objął go prawą ręką. Czuł
przeogromną potrzebę bycia blisko tego chłopaka. Bał się na myśl, że mógłby go
stracić. Wsłuchiwał się w spokojny oddech najukochańszej dla niego osoby, w
bicie swego serca. W myślach miał pustkę, lecz wewnątrz czuł radość. Radość
jakiej nigdy nie czuł.
Patrzył jak brunet powoli otwiera
jeszcze zaspane oczy. Jak przeciera je ręką spoglądając na twarz swego męża.
Jak podnosi się opierając się i rozgląda. Jak zwraca pytająco wzrok w stronę
starszego mężczyzny. Jak otwiera swoje usta i zadaje pytanie:
- Co się stało?
- Nic takiego. - odpowiada krwistooki.
- Jest jeszcze wcześnie. Możemy poleżeć trochę dłużej.
- Yhm. - przytakuje zielonooki i
kładzie się z powrotem przy swym mężu.
Voldemort spokojnymi ruchami głaszcze go po głowie zarazem przeczesując jego włosy. Nic nie mówi, ani on, ani młodszy chłopak. Leżą obok siebie, razem, i żaden z nich nie chce odejść od drugiego. Nie chcą opuścić się nawzajem, nie chcą zostawić tej drugiej połowy siebie samych. Boją się, że jeśli to zrobią nigdy nie będą mogli być znów razem. Z takimi uczuciami zasnęli.
Voldemort spokojnymi ruchami głaszcze go po głowie zarazem przeczesując jego włosy. Nic nie mówi, ani on, ani młodszy chłopak. Leżą obok siebie, razem, i żaden z nich nie chce odejść od drugiego. Nie chcą opuścić się nawzajem, nie chcą zostawić tej drugiej połowy siebie samych. Boją się, że jeśli to zrobią nigdy nie będą mogli być znów razem. Z takimi uczuciami zasnęli.
***
Ponownie obudzili się już koło
południa. Słońce znajdowało się wysoko na niebie. Harry tym razem nie był
śpiący i jego reakcja na to co zobaczył po pobudce nie była taka słodka jak ta
o świcie.
- Co robisz?!! - krzyknął przerażony
wyskakując z łóżka i stając jak najdalej.
Voldemort spokojnie podniósł głowę i oparł się na ręce, którą z kolei oparł na łóżku.
Voldemort spokojnie podniósł głowę i oparł się na ręce, którą z kolei oparł na łóżku.
- Coś nie tak, kocurku? - zapytał.
- Jasne, że jest nie tak! Jakim cudem
obudziłem się z tobą na jednym łóżku?!
- Nie wiem, nie za bardzo pamiętam co
się wczoraj stało. W każdym razie wydaje mi się, że zrobiłeś to z własnej woli.
Harry uciszył się na chwilę, po tym jak
przypomniał sobie co zdarzyło się dzień wcześniej. Opadł na podłogę i podwinął
kolana pod brodę rumieniąc się na myśl, że sam z własnej woli położył się spać
przy kruczowłosym.
- Ja... to... to było przypadkiem. -
wybąkał pierwsze co przyszło mu na myśl starając się usprawiedliwić swoje
dziwne zachowanie wczorajszego dnia.
- Przypadkiem? - powtórzył Voldemort
jakby chciał się upewnić czy dobrze usłyszał.
- Tak.
- Rozumiem. - odparł krwistooki.
Natomiast brunetowi zdawało się, że wyczuł w jego głosie smutek.
Chłopak podniósł głowę i spojrzał na
swego męża, który zauważając wzrok żony odwrócił głowę patrząc teraz za okno.
- Jeśli pozwolisz to już wyjdę. -
powiedział, po czym udał się do wyjścia.
Zielonooki przytaknął głową, gdy
kruczowłosy spojrzał na niego pytająco tuż przed wyjściem. Drzwi zamknęły się
za odchodzącym mężczyzną, a Harry poczuł ukłucie smutku w swym sercu.
***
Czarny Pan cicho zamknął za sobą drzwi
i udał się gdzieś. Gdziekolwiek, byle z dala od tej jednej osoby. Teraz, gdy
sądził, że wszystko wreszcie mogło być dobrze, że co złe już się skończyło
okazało się jednak inaczej. Gdyż zielonooki chłopak tak naprawdę go nie kochał.
Nie czuł tego samego uczucia, co on.
Szedł z pochyloną głową. Zatrzymał się
i oparł o ścianę. Dotknął swego policzka, był mokry. Płakał. Był to pierwszy
raz w jego życiu. Ból, który czuł w swym sercu był taki delikatny i właśnie to
sprawiało, że z jego oczu płynęły łzy smutku po stracie czegoś czego nie miał...
***
Następne pare dni minęło bez zmian.
Lord Voldemort nie odwiedzał komnaty swej żony, natomiast ona znów zamknięta w
Baśniowej Komnacie dostawała tylko posiłki przynoszone przez Truflka.
Krwistooki siedział na kamieniu w
ogrodzie. Była to najgorsza pora roku na to, ale jemu to nie przeszkadzało.
Przedwiośnie znane było z zimnej temperatury, dużej ilości błota ze śniegiem i
rozmiękłej ziemi a także z pustki jaka następowała zaraz po stopnieniu śniegu.
Kruczowłosy nie mając na sobie żadnych cieplejszych ubrań niż zwykła szata mógł
z łatwością się zaziębić, gdyby nie był czarodziejem. Jednak to wcale nie
poprawiało mu humoru.
Spojrzał w niebo, po którym spokojnie
płynęły szarobiałe chmury. Chciałby być jedną z tych chmur. Bez żadnych trosk
podróżować po niebie, zwiedzać różne miejsca i nie martwić się o istoty żyjące
poniżej. Będąc pewnym, że cokolwiek złego będzie działo się na ziemi na pewno
nie będzie ich to dotyczyło.
Zamknął oczy i wsłuchał się w szum
liści poruszanych wiatrem. Odgłosy jakie go otoczyły brzmiały jak rozmowa
natury, jak język, który mogą zrozumieć tylko nieliczni. Zrobił głęboki oddech
wdychając zapachy nowo odradzającego się świata. Musiał przyznać sam sobie, że
pory roku naprawdę były niezwykłe. Od wiosny, która była narodzinami poprzez
lato - dorosłość i jesień - starość aż do zimy, która była śmiercią.
Wstał. Spojrzał na willę. Jej prawa
strona była doszczętnie zniszczona po jego wybuchu furii. Lecz lewa, ta gdzie
uwięził Harrego, była w bardzo dobrym stanie. Westchnął. Będzie musiał naprawić
prawą część zanim zwróci czyjąś ciekawość.
Ale wpierw było coś ważniejszego. Postanowił, że ten jeden jedyny raz przestanie być ślizgonem i szczerze porozmawia z osobą, którą tak bardzo kocha. Zaczął pewnie iść w kierunku willi. Przed wejściem zatrzymał się po to by wziąźć głęboki wdech i równie pewnie ruszyć dalej.
Ale wpierw było coś ważniejszego. Postanowił, że ten jeden jedyny raz przestanie być ślizgonem i szczerze porozmawia z osobą, którą tak bardzo kocha. Zaczął pewnie iść w kierunku willi. Przed wejściem zatrzymał się po to by wziąźć głęboki wdech i równie pewnie ruszyć dalej.
Stał przed drzwiami do komnaty swej
żony. Ostrożnie nacisnął klamkę. Osoba patrząca z boku mogłaby mieć wrażenie,
że za drzwiami stoi morderca lub jakaś śmiercionośna pułapka, gdyby nie to, że
po chwili Voldemort zaczął się zachowywać jak złodziej-amator na swoim
pierwszym występie.
***
Harry leżał na łóżku rozmyślając nad
ostatnimi zdarzeniami, gdy usłyszał jak ktoś otwiera drzwi. Podniósł się i
spojrzał w owym kierunku. W drzwiach stał Lord Voldemort we własnej osobie.
- Witam. - zaczął jak zwykle i
zdecydował się jednak zachowywać jak ślizgon, ale tylko na początku.
- Co znowu? - było odpowiedzią.
- Zastanawiałem się nad ostatnią
sytuacją i pomyślałem, że wyjście z sytuacji w jakiej obaj się znaleźliśmy jest
bardzo proste. - taką zdanie z pewnością nie można było nazwać nieślizgońskie.
- Mianowicie?
- Mam dla ciebie wybór. - jak
ślizgońsko z jego strony.
- Jaki?
- Zostaniesz tu i będziesz się
zachowywał jak moja żona, czyli posłuszeństwo wobec mnie. - powiedział 100-u
procentowo-ślizgońsko krwistooki.
- A jeśli nie?
"Typowy gryfon" pomyślał
kruczowłosy zapominając, że jeszcze przed chwilą miał zamiar tak się
zachowywać. Na głos odpowiedział:
- Zginiesz. - odparł, wcale nie mając
zamiaru tego wykonywać, więc postanowił namówił zielonookiego na słowo
"tak": - Lepiej będzie dla ciebie, jeśli wybierzesz pierwszą opcję. -
starał się jak mógł przekonać bruneta dobrze wiedząc, że gryfoni dobrych rad
nie słuchają. Ale próbować trzeba.
- Pozwól, że się zastanowię.
- Zgoda. - krwistooki kiwnął głową, po
czym odwrócił się i wyszedł z komnaty.
Za drzwiami odetchnął z ulgą, jeśli
chłopak miał zamiar zastanawiać się to oznaczało, że jest jakaś szansa.
Spojrzał przed siebie. Może ten brunet nie był taki gryfoński jak przypuszczał,
większość tych imbecylów od razu krzyknęłaby coś w stylu: "Nie! Nigdy nie
będę słuchał zła!". Ale właśnie ta reakcja Harrego mogła sprawić, że
wszystko obróci się na dobre. Oczywiście jeśli wybierze opcje nr. 1.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz