poniedziałek, 29 lipca 2013

Rozdział VIII Książka



Szedł prosto - przed siebie. Bez światła - ciemnym korytarzem. Harry Potter zmierzał na spotkanie z nim - z tym, który już dawno został wybrany na jego największego wroga. Już postanowił - był pewien. On - Wybraniec - wykona swą misję. Jego - Czarnego Pana - spotka śmierć.
***
Voldemort siedział w wygodnym fotelu w swym pokoju. Uśmiechnął się pod nosem na widok pierścionka ślubnego zmieniającego się z barwy srebrnej (naturalnej) do barwy zielonej, a następnie czerwonej.
- Mój kotek nie dość, że uciekł - wysyczał z rozbawieniem w głosie - to jeszcze ma zamiar mnie zabić. Szykuje się ciekawa noc.
Podszedł do okna i rozsunął zasłony. Ostatnie promienie słońca właśnie znikały nad zaśnieżonym lasem otaczającym jego posiadłość. Obrzydliwy uśmiech rozlał się na twarzy krwistookiego a po chwili wybuchł niekontrolowanym śmiechem demona.
***
Harry idąc prosto korytarzem wyszedł na dwór. Niebo było już ciemne, zasłonięte chmurami. Śnieg prószył gęsto dokoła. Pogoda była dokładnie taka jak stan młodego chłopaka. Zasłonięty przez gęste chmury zemsty, sypiące śmierć.
Poszedł w przód jeszcze kilka metrów, następnie odwrócił się i spojrzał uważnie na willę. Jedno z okien, w górnej części budynku było otwarte, a w nim stał kruczowłosy przyglądając się młodemu chłopakowi.
- Złaź! - rozkazał zielonooki szykując różdżkę.
Kruczowłosy zniknął wewnątrz, aby po chwili pokazać się na dworze. Stanął na przeciwko bruneta z założonymi rękoma i triumfującym uśmiechem. Wiedział dobrze, że jeśli odpowiednio to rozegra Harry padnie do jego stóp, albo dokładniej załamie się i będzie błagał o jego miłość.
- Dobry wieczór, Czarna Pani. - przywitał się.
"Co..." wybąkał w myślach brunet, gdy dopiero po chwili skojarzył, że jest żoną Czarnego Pana, co w pewnym sensie daje mu miano Czarnej Pani. Zielonooki spojrzał na swego męża. Najwyraźniej go to bawiło, bo inaczej by nie wybrał tak głupiej chwili do użycia tego zwrotu. Był z pewnością wściekły, lecz to powitanie w dziwny sposób go uspokoiło. "Może o to chodziło Voldemortowi. W takimi razie dlaczego by też nie mieć z tego trochę radości" przeleciał mu przez myśli pomysł, który zarasł postanowił wypróbować.
- Zabiję CIĘ!!! - krzyknął Voldemortowi w twarz z całej siły.
Kruczowłosy tego się spodziewał.
- ...później. - dodał ciszej chłopak.
Krwistooki nie zrozumiał.
Nie miał czasu.
Gładkie usta chłopaka spotkały jego.
Zgupiał... na chwilę.
"Poddał się" było jego opinią.
Błędną opinią.
Harry odrzucił go... z całej siły.
- Nienawidzę CIĘ!!! - znowu krzyk.
Krwistooki wrócił na ziemię.
- ...bo cię kocham. - dodał ciszej.
Kruczowłosy zachłysnął się.
Chłopak wtulił się w niego.
"Nie rozumiem" skwitował.
Brunet znowu go odrzucił... z większą siłą.
- Zabij MNIE!!!
"On mnie błaga o śmierć?!"
- ...bo zabiję ciebie.
Zieloonoki stał w miejscu.
- Ale... - zaczął Voldemort.
- ZABIJ MNIE!!! - przerwał mu młodszy chłopak.
- Ale...
- ZABIJ MNIE!!!
- Har...
- ZABIJ MNIE!!!
- Słu...
- ZABIJ MNIE!!!
Krwistooki spojrzał na swoją żonę, jeśli ona nie miała zamiaru pozwolić mu powiedzieć zdania w takim razie sam musiał o to zadbać. Wyjął różdżkę, aby móc rzucić zwykłe silencio. Lecz w tym samym momencie chłopak skoczył na niego, przygwożdżając Czarnego Pana do ziemi. Zatopił swoje usta w miękkim pocałunku. A Voldemort znowu nie wiedział co robić. Rozłączyli się. Harry spojrzał mu w oczy.
- Kocham to... - powiedział cicho podnosząc się.
- Mówiąc "to" masz na myśli pocałunki? - spytał sam nie wiedząc czemu krwistooki.
- Nie. Mam na myśli... - tu zrobił emocjonującą przerwę - twoją głupotę.
Kruczowłosego zatkało. Jak jakiś smarkacz, który nawet nie umie porządnie walczyć, o mądrości nie mówiąc, śmie mu mówić, że jest głupi. Podniósł się z ziemi otrzepując swoją szatę.
- A jeśli zastanawiasz się dlaczego tak uważam to spójrz na to. - tu zielonooki wycelował w niego różdżką. Voldemort nie rozumiał co może być dziwnego w celowaniu różdżką dopóki nie dotarł do niego drobny fakt - to była JEGO różdżka. Zielonooki małolat zabrał mu ją z ręki po tym jak znikąd na niego skoczył. Młody chłopak cicho szepnął zaklęcie. Jego mąż stracił przytomność.
Harry czuł się jakby ważył zaledwie 1 gram. Rozpierała go radość po zakończeniu swego planu powodzeniem. Oczywiście początkowy plan morderstwa z czasem zmienił się na plan zabawy z Czarnym Panem. Co prawda zgadywał, że Lord Voldemort - najpotężniejszy czarnoksiężnik jaki chodzi obecnie po ziemi - nie będzie miał na sobie żadnego czaru ochronnego przed zwykłym czarem snu, ale to i tak miało mało znaczenia, gdyż wygrał. Przy pomocy paru innych czarów zaniósł go do komnaty w której wcześniej był uwięziony i obudził Dracona.
Blondyn został obudzony ze spokojnego już snu, powitał zielonookiego uśmiechem i już miał podziękować mu za pozwolenie odpoczęcia gdy zobaczył lewitującego w powietrzu Czarnego Pana. Zrobił się blady z przerażenia, a Harry oddający mu różdżkę i zwracający uwagę na jej przydatność o mało nie sprawił, że ponownie zemdlał.
Jednak życie umie dopiąć swego. Zemdlał po usłyszeniu planów Złotego Chłopca co do krwistookiego. Harry po swoim zwycięstwie nie mógł się oprzeć aby nie dodać parę drobnych szczegółów swemu mężowi. A także zająć się paroma ważnymi sprawami.
***
Voldemort obudził się. Pierwszą rzeczą jaką napotkały jego oczy była kolorowa komnata jego żony. Natychmiast przypomniał sobie zajście, lecz był lekko zdziwiony, że wciąż żyje. Z jakiegoś powodu czuł się dziwnie nieswojo. Przejrzał się w lustrze i prawie co nie wyzionął ducha. Falbankowa halka do snu! I to różowa!
Teraz zrozumiał. Jego żona nie chciała go zabić zanim się nie zemści. Wrócił na łóżko, przez chwilę tak leżał, lecz później wziął jeden z romansów i zaczął kartkować książkę wyszukując ciekawszych momentów z jakąś tragedią czy wypadkiem sprawiających bohaterom dużo smutku i bólu.
***
Harry tymczasem bawił się w najlepsze "czyszcząc" komnatę swego męża. Zaczął od wyrzucenia wszelkich mrocznych i podejrzanych przedmiotów, a skończył na niegustownym portrecie zniekształconej ludzkiej twarzy. Do palącego się kominka wrzucił wszystkie książki bez nazwy i autora na okładce obawiając się nawet do nich zajrzeć. Natomiast pozostałe kazał Draconowi gdzieś sprzedać za kilka galeonów.
Po skończonej pracy mroczna komnata stała się stylową komnatą w czerni z lekkimi dodatkami z granatu, brązu, ciemnej zieleni czy purpury. Teraz jak młody chłopak czuł się bezpieczniej postanowił szukać tajnych skrytek, gdyż uważał że to nie w stylu jego męża, aby nie ukryć najbardziej cennego przedmiotu.
Nie zawiódł się. Pod końcem dnia znalazł ich około piętnastu, w tym w jednej leżała stara, gruba książka bez nazwy i autora. Z pewnością była ważna dla krwistookiego i dlatego Harry uznał, że należy się jej jak najszybciej pozbyć. Jeszcze tego samego dnia spalił książkę. Zniszczył na dobre najważniejszą książkę dla Lorda Voldemorta.
***
Tej nocy Czarny Pan czuł, że traci coś ważnego. Leżąc na łóżku zastanawiał się co robi jego żona - obecnie wolna i łażąca po całej willi jak jakiś kociak. Był pewien, że raczej nie pozna swojej posiadłości po tym jak znajdzie się w rękach "obrońcy sprawiedliwości" i "bohatera czarodziejskiego świata" ale nie za bardzo uważał to za kłopot.
W końcu jeśli będzie teraz grzecznie leżał to Harry Potter może zmienić zdanie co do swego męża. Niech tylko by się zakochał, a wtedy będzie koniec dla niego. Jakkolwiek cała klątwa trwała dwa lata od momentu wykonania pierwszej czynności i było prawie niemożliwe zapamiętać jej - to i tak nie pogorszyło humoru kruczowłosemu. Ostatecznie udało mu się zdobyć jedyny egzemplarz tej klątwy spisany na papierze. Przekręcił się na drugi bok. I drobna iskierka zaświeciła się w jego umyśle.
HARRY ZNALAZŁ KSIĄŻKĘ!!!



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz