Szedł prosto - przed siebie. Bez
światła - ciemnym korytarzem. Harry Potter zmierzał na spotkanie z nim - z tym,
który już dawno został wybrany na jego największego wroga. Już postanowił - był
pewien. On - Wybraniec - wykona swą misję. Jego - Czarnego Pana - spotka
śmierć.
***
Voldemort siedział w wygodnym fotelu w
swym pokoju. Uśmiechnął się pod nosem na widok pierścionka ślubnego
zmieniającego się z barwy srebrnej (naturalnej) do barwy zielonej, a następnie
czerwonej.
- Mój kotek nie dość, że uciekł -
wysyczał z rozbawieniem w głosie - to jeszcze ma zamiar mnie zabić. Szykuje się
ciekawa noc.
Podszedł do okna i rozsunął zasłony.
Ostatnie promienie słońca właśnie znikały nad zaśnieżonym lasem otaczającym
jego posiadłość. Obrzydliwy uśmiech rozlał się na twarzy krwistookiego a po
chwili wybuchł niekontrolowanym śmiechem demona.
***
Harry idąc prosto korytarzem wyszedł na
dwór. Niebo było już ciemne, zasłonięte chmurami. Śnieg prószył gęsto dokoła.
Pogoda była dokładnie taka jak stan młodego chłopaka. Zasłonięty przez gęste
chmury zemsty, sypiące śmierć.
Poszedł w przód jeszcze kilka metrów,
następnie odwrócił się i spojrzał uważnie na willę. Jedno z okien, w górnej
części budynku było otwarte, a w nim stał kruczowłosy przyglądając się młodemu
chłopakowi.
- Złaź! - rozkazał zielonooki szykując
różdżkę.
Kruczowłosy zniknął wewnątrz, aby po
chwili pokazać się na dworze. Stanął na przeciwko bruneta z założonymi rękoma i
triumfującym uśmiechem. Wiedział dobrze, że jeśli odpowiednio to rozegra Harry
padnie do jego stóp, albo dokładniej załamie się i będzie błagał o jego miłość.
- Dobry wieczór, Czarna Pani. -
przywitał się.
"Co..." wybąkał w myślach
brunet, gdy dopiero po chwili skojarzył, że jest żoną Czarnego Pana, co w
pewnym sensie daje mu miano Czarnej Pani. Zielonooki spojrzał na swego męża.
Najwyraźniej go to bawiło, bo inaczej by nie wybrał tak głupiej chwili do użycia
tego zwrotu. Był z pewnością wściekły, lecz to powitanie w dziwny sposób go
uspokoiło. "Może o to chodziło Voldemortowi. W takimi razie dlaczego by
też nie mieć z tego trochę radości" przeleciał mu przez myśli pomysł,
który zarasł postanowił wypróbować.
- Zabiję CIĘ!!! - krzyknął Voldemortowi
w twarz z całej siły.
Kruczowłosy tego się spodziewał.
- ...później. - dodał ciszej chłopak.
Krwistooki nie zrozumiał.
Nie miał czasu.
Gładkie usta chłopaka spotkały jego.
Zgupiał... na chwilę.
"Poddał się" było jego opinią.
Błędną opinią.
Harry odrzucił go... z całej siły.
- Nienawidzę CIĘ!!! - znowu krzyk.
Krwistooki wrócił na ziemię.
- ...bo cię kocham. - dodał ciszej.
Kruczowłosy zachłysnął się.
Chłopak wtulił się w niego.
"Nie rozumiem" skwitował.
Brunet znowu go odrzucił... z większą
siłą.
- Zabij MNIE!!!
"On mnie błaga o śmierć?!"
- ...bo zabiję ciebie.
Zieloonoki stał w miejscu.
- Ale... - zaczął Voldemort.
- ZABIJ MNIE!!! - przerwał mu młodszy
chłopak.
- Ale...
- ZABIJ MNIE!!!
- Har...
- ZABIJ MNIE!!!
- Słu...
- ZABIJ MNIE!!!
Krwistooki spojrzał na swoją żonę,
jeśli ona nie miała zamiaru pozwolić mu powiedzieć zdania w takim razie sam
musiał o to zadbać. Wyjął różdżkę, aby móc rzucić zwykłe silencio. Lecz w tym
samym momencie chłopak skoczył na niego, przygwożdżając Czarnego Pana do ziemi.
Zatopił swoje usta w miękkim pocałunku. A Voldemort znowu nie wiedział co
robić. Rozłączyli się. Harry spojrzał mu w oczy.
- Kocham to... - powiedział cicho
podnosząc się.
- Mówiąc "to" masz na myśli
pocałunki? - spytał sam nie wiedząc czemu krwistooki.
- Nie. Mam na myśli... - tu zrobił
emocjonującą przerwę - twoją głupotę.
Kruczowłosego zatkało. Jak jakiś
smarkacz, który nawet nie umie porządnie walczyć, o mądrości nie mówiąc, śmie
mu mówić, że jest głupi. Podniósł się z ziemi otrzepując swoją szatę.
- A jeśli zastanawiasz się dlaczego tak
uważam to spójrz na to. - tu zielonooki wycelował w niego różdżką. Voldemort
nie rozumiał co może być dziwnego w celowaniu różdżką dopóki nie dotarł do
niego drobny fakt - to była JEGO różdżka. Zielonooki małolat zabrał mu ją z
ręki po tym jak znikąd na niego skoczył. Młody chłopak cicho szepnął zaklęcie.
Jego mąż stracił przytomność.
Harry czuł się jakby ważył zaledwie 1
gram. Rozpierała go radość po zakończeniu swego planu powodzeniem. Oczywiście
początkowy plan morderstwa z czasem zmienił się na plan zabawy z Czarnym Panem.
Co prawda zgadywał, że Lord Voldemort - najpotężniejszy czarnoksiężnik jaki
chodzi obecnie po ziemi - nie będzie miał na sobie żadnego czaru ochronnego
przed zwykłym czarem snu, ale to i tak miało mało znaczenia, gdyż wygrał. Przy
pomocy paru innych czarów zaniósł go do komnaty w której wcześniej był
uwięziony i obudził Dracona.
Blondyn został obudzony ze spokojnego
już snu, powitał zielonookiego uśmiechem i już miał podziękować mu za
pozwolenie odpoczęcia gdy zobaczył lewitującego w powietrzu Czarnego Pana.
Zrobił się blady z przerażenia, a Harry oddający mu różdżkę i zwracający uwagę
na jej przydatność o mało nie sprawił, że ponownie zemdlał.
Jednak życie umie dopiąć swego. Zemdlał
po usłyszeniu planów Złotego Chłopca co do krwistookiego. Harry po swoim
zwycięstwie nie mógł się oprzeć aby nie dodać parę drobnych szczegółów swemu
mężowi. A także zająć się paroma ważnymi sprawami.
***
Voldemort obudził się. Pierwszą rzeczą
jaką napotkały jego oczy była kolorowa komnata jego żony. Natychmiast
przypomniał sobie zajście, lecz był lekko zdziwiony, że wciąż żyje. Z jakiegoś
powodu czuł się dziwnie nieswojo. Przejrzał się w lustrze i prawie co nie
wyzionął ducha. Falbankowa halka do snu! I to różowa!
Teraz zrozumiał. Jego żona nie chciała
go zabić zanim się nie zemści. Wrócił na łóżko, przez chwilę tak leżał, lecz
później wziął jeden z romansów i zaczął kartkować książkę wyszukując
ciekawszych momentów z jakąś tragedią czy wypadkiem sprawiających bohaterom
dużo smutku i bólu.
***
Harry tymczasem bawił się w najlepsze
"czyszcząc" komnatę swego męża. Zaczął od wyrzucenia wszelkich
mrocznych i podejrzanych przedmiotów, a skończył na niegustownym portrecie
zniekształconej ludzkiej twarzy. Do palącego się kominka wrzucił wszystkie
książki bez nazwy i autora na okładce obawiając się nawet do nich zajrzeć.
Natomiast pozostałe kazał Draconowi gdzieś sprzedać za kilka galeonów.
Po skończonej pracy mroczna komnata
stała się stylową komnatą w czerni z lekkimi dodatkami z granatu, brązu,
ciemnej zieleni czy purpury. Teraz jak młody chłopak czuł się bezpieczniej
postanowił szukać tajnych skrytek, gdyż uważał że to nie w stylu jego męża, aby
nie ukryć najbardziej cennego przedmiotu.
Nie zawiódł się. Pod końcem dnia
znalazł ich około piętnastu, w tym w jednej leżała stara, gruba książka bez
nazwy i autora. Z pewnością była ważna dla krwistookiego i dlatego Harry uznał,
że należy się jej jak najszybciej pozbyć. Jeszcze tego samego dnia spalił
książkę. Zniszczył na dobre najważniejszą książkę dla Lorda Voldemorta.
***
Tej nocy Czarny Pan czuł, że traci coś
ważnego. Leżąc na łóżku zastanawiał się co robi jego żona - obecnie wolna i
łażąca po całej willi jak jakiś kociak. Był pewien, że raczej nie pozna swojej
posiadłości po tym jak znajdzie się w rękach "obrońcy
sprawiedliwości" i "bohatera czarodziejskiego świata" ale nie za
bardzo uważał to za kłopot.
W końcu jeśli będzie teraz grzecznie
leżał to Harry Potter może zmienić zdanie co do swego męża. Niech tylko by się
zakochał, a wtedy będzie koniec dla niego. Jakkolwiek cała klątwa trwała dwa
lata od momentu wykonania pierwszej czynności i było prawie niemożliwe
zapamiętać jej - to i tak nie pogorszyło humoru kruczowłosemu. Ostatecznie
udało mu się zdobyć jedyny egzemplarz tej klątwy spisany na papierze.
Przekręcił się na drugi bok. I drobna iskierka zaświeciła się w jego umyśle.
HARRY ZNALAZŁ KSIĄŻKĘ!!!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz