Harry wyszedł z komnaty zostawiając w
niej Severusa samego (Draco powinien się w krótce pojawić) i skierował się do
głównej sali na parterze, gdzie jego mąż zawsze zwoływał swe sługi. To będzie
bardzo ważny moment w jego życiu. Zależnie od tego jak dobrze to rozegra
zależało jego życie.
Zszedł schodami i stanął rozglądając
się na wręcz olbrzymią salę, w której można by było spokojnie zmieścić z dwustu
ludzi. Ciężko pracował szykując się do tego dnia. Musiał wiedzieć wszystko o
tym jak zachowuje się jego mąż, o tym jak kara, jak się wyraża, jak przywołuje
swoje sługi. Wypytywał nawet Dracona o niektóre zagadnienia więcej niż trzy
razy.
Teraz mógł nazwać się przygotowanym, a
przynajmniej miał taką nadzieję, że nic nie zawali. Zwłaszcza, że w momencie
kiedy został porwany przez Volda jego pech do wpadania w kłopoty usnął i nadal
śpi i Harry miał nadzieję, że nie obudzi się znikąd w ciągu następnej godziny.
Cieszyło go także to, że Vold poprzez
ślub, który wziął pozwolił mu także przywoływać śmierciożerców przy użyciu
Mrocznego Znaku, co znacznie ułatwi mu przekonanie ich. Może kruczowłosy zrobił
to nieświadomie, albo uznał to za nieszkodliwy drobiazg. Teraz zobaczy jaki
duży był to błąd. Według tego co powiedział mu Draco, glizdogon zawsze stoi pod
drzwiami i jest gotów przyjść na zawołanie w każdej chwili.
Chłopak wciągnął i wypuścił powietrze
uspokajając się.
- Peter - powiedział cicho, lecz ściany
odbiły to głośnym echem. Nic dziwnego, że Vold nie musiał krzyczeć.
Mały, skulony człowieczek podszedł do
Harrego i unosząc lekko oczy spytał:
- Panie...?
- Pani. - poprawił go zielonooki.
- Gdzie Pan?! - wykrzyknął
- Nie waż się mówić do mnie w ten
sposób.
Glizdogon pisnął.
- Ręka. - brunet wymówił to słowo z
wyrażnym naciskiem i (jak miał nadzieję) z przerażająco zimnych głosem..
Mężczyzna wyciągnął swe ramię przed
siebie. Harry wzdrygnął się w duchu na myśl o dotykaniu ręki owej osoby, lecz
wbrew temu silnie chwycił miejsce znaku. Glizdogon zawył, co mogło oznaczać
tylko jedno - zadziałało. Puścił jego ramię i nie minęła sekunda, gdy na jego
oczach zaczęli aportować się śmierciożercy. Widział to już podczas Turnieju
Trójmagicznego, ale wtedy to była całkiem inna sytuacja. Dziś sam ich wezwał.
Ustawili się w kole. Jedni nie zabardzo
wiedząc co robić, inni zachowujący się tak jakby nic nie zauważyli, a jeszcze
inni nie mogli się powstrzymać, by nie okazać rozczarowania na widok Harrego
Pottera zamiast swego pana. Brunet stał w środku spokojnie czekając, aż
atmosfera nieco ochłonie.
- Witam. - zaczął. - Z pewnością
spodziewaliście się kogoś innego. Musi to być dla was wielkie rozczarowanie, że
zamiast Czarnego Pana widzicie Czarną Panią...
- W co ty grasz, Potter! - przerwał mu
wściekły i pełen pogardy głos Bellatrix.
Harry powoli wycelował różdżką w buntowniczkę. Cicho wypowiedziane Crucio odniosło perfekcyjny rezultat. Śmierciożercy dokoła niego drgnęli. Żaden z nich się tego nie spodziewał. Kobieta z krzykiem zaczęła zwijać się na podłodze. Zielonooki wycofał czar.
Harry powoli wycelował różdżką w buntowniczkę. Cicho wypowiedziane Crucio odniosło perfekcyjny rezultat. Śmierciożercy dokoła niego drgnęli. Żaden z nich się tego nie spodziewał. Kobieta z krzykiem zaczęła zwijać się na podłodze. Zielonooki wycofał czar.
- Sądzę, że tytuł Czarna Pani mówi sam
za siebie. - wymówił spokojnym głosem. - wracając do tego na czym skończyłem.
Mój mąż obecnie nie będzie mógł się wami zająć przez pewien czas, więc JA
osobiście dopilnuję, aby nawet bez niego wszystko było tak jak być powinno.
Zrozumiano?
Po sali rozeszły się cicho
wypowiedziane "Tak, Pani."
- Mogę was jeszcze ostrzec, żebyście
nie byli zbyt ciekawscy, a zwłaszcza w sprawach dotyczących Czarnego Pana...
- Co z nim zrobiłeś?! - odezwała się
piskliwym głosem Lestrange.
- Nic mu nie jest i nic mu nie
zrobiłem.
- Za nic... - krzyczała - Za nic nie
uwierzę... ty Czarną Panią?!... oszukałeś go... wykorzystałeś... chciałeś tylko
mieć nad nami władzę...
- Przeciwnie.
Kobieta ucichła.
- Nie ja chciałem być zły, tylko on
chciał żebym był... Udało mu się...
- Jak?... nie... nie możliwe... ty
zły?!... nie uwierzę!!!
- To prawda.
- Udowodnij!!!
Harry podniósł różdżkę i wskazał nią na
kobietę. Słowo "udowodnij" było słowem na które czekał.
- Chcesz dowodu? Jakiego? Może chcesz
żebym kogoś zabił? Może znęcał się? A może chcesz żebym cię ukarał? Może
cruciatus wcześniej był za mało dla ciebie. W końcu Czarny Pan bardzo cię
chwali i uważa za znacznie lepszą od niektórych innych..
- Czarny Pan mnie chwali? - zdawać by
się mogło, że dotarło do niej tylko ostatnie zdanie.
- Tak. Uważa cię za kogoś ważnego,
jednego z lepszych.
- Ha! - krzyknęła z triumfem -
Wiedziałam! Wiedziałam!
- Crucio. - Zielonooki rzucił czar w
Bellatrix Lestrange, która znowu upadła na podłogę wijąc się z bólu. Po pewnym
czasie wycofał zaklęcie. - Czarny Pan powiedział, że jesteś dla niego więcej
warta niż niektórzy idioci, którym jakimś dziwnym cudem udało się stać jego
śmierciożercami. Ale jak dla mnie zachowujesz się jak wariatka.
Kobieta spojrzała na niego wzrokiem
bazyliszka.
- Na dziś mam was dosyć. Chciałem się
tylko przedstawić i powiedzieć parę słów. Mam nadzieję, że na następnym
spotkaniu nie będzie tylu kłopotów. Możecie wrócić do swoich własnych spraw.
Obrócił się na pięcie mając zamiar
odejść.
- A racja. Jeśli ktoś ma jeszcze do
mnie jakąś sprawę, o którą chciałby mnie zapytać powiniem zostać. Wtedy byśmy
porozmawiali - po czym ściszył głos i nadał mu najlepszą złowieszczą nutę na
jaką było go stać - w cztery oczy.
Śmierciożercy drgnęli, po czym zaczęli
jak najszybciej opuszczać miejsce spotkań. Nie został nikt. Harry uśmiechnął
się pod nosem. Triumfował. Udało mu się rozegrać tę rolę lepiej niż mógł
przypuszczać. Zaczął się zastanawiać. Może naprawdę nadawał się do tytułu
Czarnej Pani? Może jednak powinien być w Slytherinie? Nie! Nie! Jest Gryfonem!
I za nic nie interesuje go bycie złym. Delikatnie puknął się w głowę, chcąc
wyrzucić natrętne myśli, które mogłyby wróżyć tylko niepotrzebne kłopoty.
Powolnym krokiem ruszył w stronę
komnaty Czarnego Pana. Zostawił tam w końcu Severusa Snape'a pod opieką Draco i
po tak długim czasie zaczął się zastanawiać czy aby wszystko w porządku.
Skręcił w boczny hol i trzymając głowę pochyloną pełną domyślań i przemyślań,
nie zauważył sylwetki osoby stojącej przed nim, dopóki w nią nie wszedł.
- Przepraszam. - wymruczał odruchowo
pod nosem, gdy do jego umysłu dotarła jedna krótka, a zarazem ważna wiadomość:
"W willi Voldemorta powinien znajdować się tylko on sam."
Szybkim ruchem odsunął się i spojrzał w
twarz swego męża - Lorda Voldemorta...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz