poniedziałek, 29 lipca 2013

Rozdział XII Czarna Pani



Harry wyszedł z komnaty zostawiając w niej Severusa samego (Draco powinien się w krótce pojawić) i skierował się do głównej sali na parterze, gdzie jego mąż zawsze zwoływał swe sługi. To będzie bardzo ważny moment w jego życiu. Zależnie od tego jak dobrze to rozegra zależało jego życie.
Zszedł schodami i stanął rozglądając się na wręcz olbrzymią salę, w której można by było spokojnie zmieścić z dwustu ludzi. Ciężko pracował szykując się do tego dnia. Musiał wiedzieć wszystko o tym jak zachowuje się jego mąż, o tym jak kara, jak się wyraża, jak przywołuje swoje sługi. Wypytywał nawet Dracona o niektóre zagadnienia więcej niż trzy razy.
Teraz mógł nazwać się przygotowanym, a przynajmniej miał taką nadzieję, że nic nie zawali. Zwłaszcza, że w momencie kiedy został porwany przez Volda jego pech do wpadania w kłopoty usnął i nadal śpi i Harry miał nadzieję, że nie obudzi się znikąd w ciągu następnej godziny.
Cieszyło go także to, że Vold poprzez ślub, który wziął pozwolił mu także przywoływać śmierciożerców przy użyciu Mrocznego Znaku, co znacznie ułatwi mu przekonanie ich. Może kruczowłosy zrobił to nieświadomie, albo uznał to za nieszkodliwy drobiazg. Teraz zobaczy jaki duży był to błąd. Według tego co powiedział mu Draco, glizdogon zawsze stoi pod drzwiami i jest gotów przyjść na zawołanie w każdej chwili.
Chłopak wciągnął i wypuścił powietrze uspokajając się.
- Peter - powiedział cicho, lecz ściany odbiły to głośnym echem. Nic dziwnego, że Vold nie musiał krzyczeć.
Mały, skulony człowieczek podszedł do Harrego i unosząc lekko oczy spytał:
- Panie...?
- Pani. - poprawił go zielonooki.
- Gdzie Pan?! - wykrzyknął
- Nie waż się mówić do mnie w ten sposób.
Glizdogon pisnął.
- Ręka. - brunet wymówił to słowo z wyrażnym naciskiem i (jak miał nadzieję) z przerażająco zimnych głosem..
Mężczyzna wyciągnął swe ramię przed siebie. Harry wzdrygnął się w duchu na myśl o dotykaniu ręki owej osoby, lecz wbrew temu silnie chwycił miejsce znaku. Glizdogon zawył, co mogło oznaczać tylko jedno - zadziałało. Puścił jego ramię i nie minęła sekunda, gdy na jego oczach zaczęli aportować się śmierciożercy. Widział to już podczas Turnieju Trójmagicznego, ale wtedy to była całkiem inna sytuacja. Dziś sam ich wezwał.
Ustawili się w kole. Jedni nie zabardzo wiedząc co robić, inni zachowujący się tak jakby nic nie zauważyli, a jeszcze inni nie mogli się powstrzymać, by nie okazać rozczarowania na widok Harrego Pottera zamiast swego pana. Brunet stał w środku spokojnie czekając, aż atmosfera nieco ochłonie.
- Witam. - zaczął. - Z pewnością spodziewaliście się kogoś innego. Musi to być dla was wielkie rozczarowanie, że zamiast Czarnego Pana widzicie Czarną Panią...
- W co ty grasz, Potter! - przerwał mu wściekły i pełen pogardy głos Bellatrix.
Harry powoli wycelował różdżką w buntowniczkę. Cicho wypowiedziane Crucio odniosło perfekcyjny rezultat. Śmierciożercy dokoła niego drgnęli. Żaden z nich się tego nie spodziewał. Kobieta z krzykiem zaczęła zwijać się na podłodze. Zielonooki wycofał czar.
- Sądzę, że tytuł Czarna Pani mówi sam za siebie. - wymówił spokojnym głosem. - wracając do tego na czym skończyłem. Mój mąż obecnie nie będzie mógł się wami zająć przez pewien czas, więc JA osobiście dopilnuję, aby nawet bez niego wszystko było tak jak być powinno. Zrozumiano?
Po sali rozeszły się cicho wypowiedziane "Tak, Pani."
- Mogę was jeszcze ostrzec, żebyście nie byli zbyt ciekawscy, a zwłaszcza w sprawach dotyczących Czarnego Pana...
- Co z nim zrobiłeś?! - odezwała się piskliwym głosem Lestrange.
- Nic mu nie jest i nic mu nie zrobiłem.
- Za nic... - krzyczała - Za nic nie uwierzę... ty Czarną Panią?!... oszukałeś go... wykorzystałeś... chciałeś tylko mieć nad nami władzę...
- Przeciwnie.
Kobieta ucichła.
- Nie ja chciałem być zły, tylko on chciał żebym był... Udało mu się...
- Jak?... nie... nie możliwe... ty zły?!... nie uwierzę!!!
- To prawda.
- Udowodnij!!!
Harry podniósł różdżkę i wskazał nią na kobietę. Słowo "udowodnij" było słowem na które czekał.
- Chcesz dowodu? Jakiego? Może chcesz żebym kogoś zabił? Może znęcał się? A może chcesz żebym cię ukarał? Może cruciatus wcześniej był za mało dla ciebie. W końcu Czarny Pan bardzo cię chwali i uważa za znacznie lepszą od niektórych innych..
- Czarny Pan mnie chwali? - zdawać by się mogło, że dotarło do niej tylko ostatnie zdanie.
- Tak. Uważa cię za kogoś ważnego, jednego z lepszych.
- Ha! - krzyknęła z triumfem - Wiedziałam! Wiedziałam!
- Crucio. - Zielonooki rzucił czar w Bellatrix Lestrange, która znowu upadła na podłogę wijąc się z bólu. Po pewnym czasie wycofał zaklęcie. - Czarny Pan powiedział, że jesteś dla niego więcej warta niż niektórzy idioci, którym jakimś dziwnym cudem udało się stać jego śmierciożercami. Ale jak dla mnie zachowujesz się jak wariatka.
Kobieta spojrzała na niego wzrokiem bazyliszka.
- Na dziś mam was dosyć. Chciałem się tylko przedstawić i powiedzieć parę słów. Mam nadzieję, że na następnym spotkaniu nie będzie tylu kłopotów. Możecie wrócić do swoich własnych spraw.
Obrócił się na pięcie mając zamiar odejść.
- A racja. Jeśli ktoś ma jeszcze do mnie jakąś sprawę, o którą chciałby mnie zapytać powiniem zostać. Wtedy byśmy porozmawiali - po czym ściszył głos i nadał mu najlepszą złowieszczą nutę na jaką było go stać - w cztery oczy.
Śmierciożercy drgnęli, po czym zaczęli jak najszybciej opuszczać miejsce spotkań. Nie został nikt. Harry uśmiechnął się pod nosem. Triumfował. Udało mu się rozegrać tę rolę lepiej niż mógł przypuszczać. Zaczął się zastanawiać. Może naprawdę nadawał się do tytułu Czarnej Pani? Może jednak powinien być w Slytherinie? Nie! Nie! Jest Gryfonem! I za nic nie interesuje go bycie złym. Delikatnie puknął się w głowę, chcąc wyrzucić natrętne myśli, które mogłyby wróżyć tylko niepotrzebne kłopoty.
Powolnym krokiem ruszył w stronę komnaty Czarnego Pana. Zostawił tam w końcu Severusa Snape'a pod opieką Draco i po tak długim czasie zaczął się zastanawiać czy aby wszystko w porządku. Skręcił w boczny hol i trzymając głowę pochyloną pełną domyślań i przemyślań, nie zauważył sylwetki osoby stojącej przed nim, dopóki w nią nie wszedł.
- Przepraszam. - wymruczał odruchowo pod nosem, gdy do jego umysłu dotarła jedna krótka, a zarazem ważna wiadomość: "W willi Voldemorta powinien znajdować się tylko on sam."
Szybkim ruchem odsunął się i spojrzał w twarz swego męża - Lorda Voldemorta...



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz