poniedziałek, 22 lipca 2013

Rozdział czternasty









— Śpij ze mną.
— Czy ty wiesz, czego ode mnie żądasz?



Obudziły go łaskoczące w twarz włosy. Musiało być jeszcze bardzo wcześnie. Poczuł, że nie jest sam w łóżku. Obok niego spoczywał ktoś ciepły, mocno przywierając plecami do jego piersi.
Ginny, pomyślał z uśmiechem, balansując na granicy snu i jawy. Tylko odrobinę cierpki, raczej męski zapach, bijący od tego ciała, wydał mu się jakoś nie na miejscu.
Uniósł powieki, mrugając. Szare światło poranka wpadające do pokoju przez okno było jeszcze blade, ale wystarczające, by mógł rozpoznać, że łaskoczące go w policzek kosmyki nie były rude, lecz platynowe. Powoli dotarło do niego, że to nie kobieta dzieli z nim łóżko, a gdy sekundę później przypomniał sobie, komu zaoferował wczorajszego wieczoru nocleg w swojej sypialni, oprzytomniał w jednej chwili.
W pierwszym momencie zapragnął odruchowo odsunąć się od tego rozgrzanego, miękkiego ciała na jak największą odległość, coś jednak powstrzymywało jego mięśnie od słuchania nakazów płynących z mózgu. Może dlatego, że spokojny oddech, który słyszał, podpowiadał mu, że Draco nadal jest pogrążony w głębokim, spokojnym śnie? Czy raczej dlatego, że tak bliski kontakt ich ciał był wprawdzie czymś niezwyczajnym, ale całkiem przyjemnym? Nie umiał powiedzieć, co kazało mu zostać w miejscu.
Jego własny oddech przyspieszył. Musiał spróbować, bo kolejna dobra okazja mogła się długo nie nadarzyć.
Z wahaniem ponownie zanurzył twarz w miękkich, jasnych włosach, tym razem z pełną świadomością, że należały do Dracona, i zamknął oczy. Przez kilka uderzeń serca wsłuchiwał się w siebie w napięciu. Nie stało się nic. Żadnej nagłej fali strachu, żadnych wspomnień o nocy w kapliczce. Był w stanie zamknąć oczy będąc blisko Malfoya. Okazało się to nawet nietrudne. Tak, jakby nigdy nie stanowiło to problemu.
Ośmielony wynikiem doświadczenia, ostrożnie podniósł głowę z poduszki, podparł się na łokciach i zaczął przyglądać się śpiącemu Draconowi. Kilka blond kosmyków zakrywało mu zaróżowione policzki, a pierś unosiła się i opadała w ledwo dostrzegalnym rytmie. Wyglądał w tak cudowny sposób niewinnie i spokojnie, że Harry uśmiechnął się mimo woli.
Serce ciągle biło mu zbyt szybko. Nie spuszaczając wzroku z profilu Dracona, złożył delikatny, nieśmiały pocałunek na pulsującej tętnicy, rysującej się ciemną linią pod bladą skórą szyi. Malfoy nie obudził się, jedynie jego powieki drgnęły krótko.
To było tak niewiarygodnie proste, dotykać Dracona, gdy spał. Harry niespiesznie uniósł rękę i powiódł palcem po łagodnym łuku jego ucha, połaskotał kark, pogłaskał jasne włosy, które teraz sterczały na wszystkie strony tak samo jak jego własne. Malfoy westchnął cicho przez sen, a dźwięk ten odezwał się w Harrym przeszywającym echem, wzbudzając nerwowe dygotanie w brzuchu.
Ostrożnie opadł na poduszkę i, nie mogąc powstrzymać odruchu, otoczył prawym ramieniem ciepły bark u swojego boku, po czym przytulił go do siebie. Tęsknota i pragnienie obezwładniły go, wypełniając oszałamiającym, niepowstrzymanym żarem. Dlaczego akurat ten mężczyzna wzbudzał w nim takie reakcje? Zwłaszcza, jeżeli nigdy dotąd własna płeć nie interesowała go w ten akurat sposób?
Malfoy zmienił wszystko, mieszając mu w głowie bardziej, niż sam chciał to przyznać. Stwierdziwszy nagle, że zaledwie parę milimetrów dzieli jego erekcję od pośladków Dracona, odsunął się z zażenowaniem na skraj łóżka i wstał po cichu, ignorując niezadowolony pomruk Malfoya. Bosy, w samej piżamie, przeszedł do łazienki i zamknął za sobą drzwi.
Panowało tu przyjemne ciepło. Z lustra ponad umywalką spoglądał na niego nieco zaspany, rozczochrany, dwudziestotrzyletni mężczyzna o błyszczących, zielonych oczach. Po dokonaniu oględzin stwierdził, że nie wyglądał już tak źle jak jeszcze kilka dni wcześniej. Zniknęły nawet ciemne cienie pod oczami.
Bawiąc się zaciskaniem i rozluźnianiem palców nagich stóp wokół miękkich włókienek kąpielowego dywanika, rutynowym ruchem sięgnał po szczoteczkę i pastę do zębów i zabrał się za szorowanie. Wschodzące słońce zalało niewielką przestrzeń łazienki ciepłym, pomarańczowym światłem.
Drzwi otworzyły się bezszelestnie, tak że Harry nie usłyszał niczego. Jedynie ruch w lustrze sprawił, że drgnął ze strachu.
Draco wsunął się do łazienki i spojrzał na jego lustrzane odbicie. Było w tym coś niecodziennego. Malfoy zamrugał i potarł oczy. W jego zazwyczaj starannie ułożonych włosach panował nieład. Miał na sobie srebrzyście szary szlafrok, wyglądający na bardzo drogi, perfekcyjnie podkreślający kolor jego oczu.
Harry pospiesznie wypłukał usta i odwrócił się.
— Myślałem, że jeszcze śpisz — wymamrotał.
Draco stał na tyle blisko, że mimo braku okularów mógł zauważyć, jak kąciki jego ust unoszą się w lekkim uśmiechu.
— Nagle zrobiło mi się jakoś zimno w plecy — wymruczał równie cicho. Tęskne szarpnięcie w żołądku wróciło natychmiast, sparowane z nieodpartą potrzebą podejścia do Dracona i wpicia się ustami w jego wargi. Nie poruszył się jednak ani o milimetr, bo jego stopy zdawały się być wrośnięte w dywanik. — Masz coś przeciwko temu, żebym się wykąpał? — zapytał Draco, wskazując krótkim skinieniem głowy kabinę z prysznicem. Oczy lśniły mu dziwnym blaskiem.
Wnętrzności Harry'ego splotły się ze sobą jak warkocz. Dlaczego temu facetowi za każdym razem udawało się wytrącić go z równowagi jednym jedynym zdaniem?
— Masz coś przeciwko temu, aby poczekać z tym jeszcze chwilę, aż się umyję? — odparł uszczypliwie, próbując zmusić się do swobody, co jednak zawiodło na całej linii.
— Tak, mam coś przeciwko temu — odpowiedział Draco przyciszonym głosem i uśmiechnął się łobuzersko. — Nie bój się, nie zobaczysz niczego, czego byś już wcześniej nie widział. — Sięgnął ponad ramieniem Harry’ego po własną szczoteczkę i zwrócił się w stronę prysznica.
Harry chciał wyrazić sprzeciw, ale głos nie mógł wydobyć się z wyschniętego nagle gardła. Szybko pochylił się nad umywalką, niestety w lustrze nadal widział Dracona, odkręcającego właśnie kurek i sprawdzającego dłonią temperaturę wody. Prysznic i umywalkę dzieliła zaledwie metrowa odległość. Wystarczyło, żeby wyciągnął rękę, a mógłby dotknąć Malfoya.
Dobiegający do jego uszu cichy szelest jedwabiu zdradził, że Draco zsunął szlafrok z ramion, pozwalając tkaninie opaść na podłogę. Harry nie chciał patrzeć, ale instynktowna ciekawość pokrzyżowała mu plany. Zatrzymał wzrok na plecach Dracona, które dzień wcześniej uratował od poparzenia słonecznego, po czym powoli przesunął oczami w dół.
Oddech mu przyspieszył. Pośladki Dracona były wąskie, jędrne, doskonale wyrzeźbione i odcinały się śnieżną bielą od o ton ciemniejszej skóry powyżej. Poczuł się zawieszony między żalem a ulgą, gdy sekundę później drzwi kabiny zamknęły się, zamieniając sylwetkę stojącej za nimi postaci w rozmazany kontur.
Chciał sięgnąć po przybory do golenia, ale trzęsące się palce odmówiły współpracy. Na krótko zamknął oczy, czując, jak łomoczące serce podchodzi mu do gardła. Przytrzymał się brzegu umywalki, próbując odpędzić ogarniające go uczucie słabości. Gorąca para osiadała na powierzchni lustra, więc stwierdził, że w tej chwili i tak nie da rady się ogolić. Spod prysznica docierały osobliwe odgłosy: Draco najwyraźniej mył sobie zęby i płukał gardło bezpośrednio pod strumieniem wody.
Na usta Harry’ego wpłynął półuśmiech. Potrząsnął głową. Co to za pomysł, żeby myć zęby pod prysznicem? Podczas gdy ta kwestia nadal wypełniała mu myśli, ciepła, mokra ręka złapała go za ramię tak niespodziewanie, że aż się zachwiał.
Żelazny uchwyt zmusił go do odwrócenia się. Zamrugał. Otwarte drzwi kabiny prezentowały mu widok na Dracona od frontu. Harry przełknął ślinę, usiłując patrzeć Malfoyowi wyłącznie w twarz. Oczywiście nic z tego nie wyszło.
Woda skapywała z włosów Dracona i strumyczkami płynęła w dół jego zgrabnej, gładkiej piersi, przez chwilę zatrzymując się w pępku. Były Ślizgon uśmiechał się ironicznie, ale w jego oczach widniało jednocześnie coś niemal lękliwego, coś, czego Harry nie potrafił dopasować do Dracona, którego znał. Coś, co zdawało się pytać „Znowu mnie odrzucisz? Czy też tym razem przezwyciężysz strach?”.
Nie miał czasu w jakikolwiek sposób zareagować na to nieme pytanie. Gorące, zachłanne usta przycisnęły się dziko do jego własnych, podejmując decyzję za niego. Jęk wymknął mu się z gardła, gdy obcy język wtargnął pomiędzy jego rozwierające się wargi, gwałtownie rozładowując napięcie. Na chwilę stracił grunt pod nogami. Ręka zaciśnięta na jego ramieniu nasiliła uchwyt, pociągając go pod prysznic. Nie był w stanie się bronić ani nawet zaprotestować.
Ciepły strumień wody wywołał dreszcz całego ciała. Piżama przemoczyła się do suchej nitki w przeciągu paru sekund. Uczucie ciężkiego, mokrego materiału na skórze miało w sobie coś niezwykle zmysłowego.
Silne ramiona owinęły się wokół niego, przyciskając mocno, nie pozwalając na zachwianie na uginających się kolanach. Nagie ciało przylgnęło do niego. Biodrem wyraźnie wyczuwał podniecenie Dracona. Jego pocałunek był natarczywy, odbierał mu powietrze. Harry nie miał żadnej szansy na obronę, a i jej potrzeba malała z każdą chwilą. Dał się porwać, uniesiony zaraźliwą namiętnością Dracona.
Chlupot wody wypełniał mu uszy, gorąca para przesłaniała widoczność. Nie wiedział, że istnieje punkt, w którym racjonalne myślenie kompletnie traci rację bytu, punkt, w którym strach i okropne wspomnienia w jednym momencie ulecą mu z głowy. Kiedy ostatnio z kimś spał? Kilka tygodni temu? A może miesięcy? Lat? Nie mógł sobie przypomnieć. Nic dziwnego, że hormony szalały.
Prawie odruchowo przesunął rękami w dół mokrych pleców, objął pośladki Dracona i przyciągnął go bliżej, rejestrując silne mrowienie pod opuszkami palców. Ustami wyczuł, jak wargi Dracona układają się w uśmiech między jednym a drugim urwanym oddechem. Zręczne dłonie zajęły się guzikami bluzy od piżamy, odpinając je kolejno. Usłyszał westchnienie niecierpliwości i nie potrafił określić, który z nich je wydał. Jeśli istniało gdzieś jakieś niebo, to właśnie tu, pomiędzy pocałunkami Dracona a jego równie delikatnymi, co zaborczymi palcami.
Czuł język przemierzający jego szyję, smakujący wrażliwą skórę. Rozpięta góra piżamy została rozsunięta na boki. Łagodne i zarazem silne ręce chwyciły go w pasie. Wilgotny język rozstał się z szyją i powędrował na pierś, zlizując z niej krople wody. Miękkie wargi skubały stwardniałe brodawki. Odrzucił głowę w tył i otworzył usta jak do niemego krzyku.
Już wtedy, w kapliczce, dotyk Dracona wzbudził w nim pożądanie. Było ono jednak naznaczone wstydem i rozpaczą, zupełnie inaczej niż teraz, gdy nikt na nich nie patrzył ani nie potępiał za szalejącą w nim rozkosz. Już dawno zrozumiał, że to nie Draco ponosił winę za to, co się stało. Jego prawdziwi dręczyciele to Dołohow, Rookwood i pozostali zwolennicy Czarnego Pana.
Ręce i usta kochanka nie pozwoliły mu na dalsze rozważania nad winą lub jej brakiem. Irytująca bluza od piżamy sfrunęła wreszcie na podłogę. Gorąca woda natrafiła bez przeszkód na jego skórę, drażniąc ją do granic wytrzymałości i spłukując wszelkie opory. Czułe palce wśliznęły się od tyłu pod spodnie i sprawiły, że omal nie roztopił się w ramionach Dracona, bezwiednie wyrzucając z siebie jego imię wraz z jękiem.
Jego własne dłonie również nie pozostawały bezczynne, odkrywając każdy centymetr miękkiej, bladej skóry. Gryfońska śmiałość, którą zdążył już spisać na straty, powróciła niespodziewanie, nakazując mu niby przypadkiem musnąć palcami aksamitny wierzchołek najwrażliwszego, silnie wyprężonego fragmentu ciała Malfoya. Draco złapał głośny oddech, spojrzał na Harry'ego zaskoczonym wzrokiem, po czym zaśmiał się cicho. Woda perliła się na jego twarzy, a iskry pożądania w szarych jak burzowe chmury oczach oszołomiły go bez reszty, jeszcze bardziej podsycając jego własne pragnienie. Mózg już dawno przemienił się w coś bezużytecznego, niezdolnego do formułowania powiązanych ze sobą logicznie myśli.
Jedna ręka Harry’ego zawędrowała na kark Malfoya, przyciągając go do następnego długiego, szaleńczego pocałunku, podczas gdy druga powoli pełzła w dół, głaskając twarde mięśnie brzucha, by po chwili wahania zamknąć się łagodnie wokół erekcji.
Wrażenie było obce i zarazem znajome, nie miał jednak czasu dokładnie go posmakować. Malfoy wydał zduszony dźwięk, zaciskając powieki i przygryzając dolną wargę tak mocno, że z pewnością musiało go to zaboleć. Harry’ego ogarnęło poczucie szalonej władzy i zaczął nadawać swym ruchom szybszy, równomierny rytm. Urywane, tłumione odgłosy, wydobywające się z ust Dracona, przyćmiewały mu zmysły i o mały włos wystarczyły, żeby doszedł prosto w swą przemoczoną piżamę.
Draco zdawał się odgadywać jego myśli. Roztrzęsionymi palcami odkleił mokry materiał od jego bioder, resztę pozostawiając sile grawitacji. Harry wygiął się w łuk, gdy szukająca dłoń Dracona odnalazła cel. Wcisnął twarz w znajdujące się przed nim blade ramię, by stłumić jęk, bezskutecznie usiłując zapanować nad szarpnięciami bioder. Malfoy musiał mieć doświadczenie w tych sprawach, to nie ulegało wątpliwości. Dotyk tych obeznanych z materią rąk i długa wstrzemięźliwość sprawiły, że zmysły Harry’ego doprowadziły go na szczyt w przeciągu kilku sekund. Dysząc, łapczywie wciągał powietrze, przed zaciśniętymi oczami widząc roztańczone gwiazdy, podczas gdy nagły orgazm wstrząsał nim jak orkan. Ciepła, kleista wilgoć trysnęła na ich brzuchy, a chwilę później Draco dołączył do Harry’ego, z krótkim okrzykiem dochodząc w jego dłoni.
Wszechobecny szum wody przestał do niego docierać. Cierpki, piżmowy zapach mieszał się z aromatem mydła. Jego ciało ogarnęła ołowiana ociężałość, przyprawiająca go o drżenie kolan. Cichnący orgazm nadal przenikał go słabnącymi falami. Draco musiał odczuwać podobnie, gdyż stał bez ruchu z zamkniętymi oczami, opierając się o jego pierś i gwałtownie łapiąc oddech.
Gdy wróciła mu zdolność logicznego myślenia, pojął cały absurd sytuacji. Mokra piżama krępowała mu kostki niczym więzy. Oderwał się od Dracona, pochylił i szybkim ruchem pozbył się spodni.
Malfoy uśmiechał się lekko. Harry zadrżał od intensywności jego spojrzenia, patrząc, jak wychyla się do przodu i ostrożnie dotyka ustami jego warg w pocałunku, który nie był już żądaniem, a zaledwie drobnym, zupełnie niepasującym do Dracona wyrazem czułości.
— I co dalej? — zdobył się na ochrypły szept. Wszystko między nimi uległo zmianie, pozostało tylko dobrze mu znane, nieznośne napięcie.
Draco zaśmiał się krótko i wzruszył ramionami.
— Nie mam pojęcia — odpowiedział, delikatnie pocierając kciukiem policzek Harry’ego. — Ale to był dopiero początek — szepnął mu prostu do ucha, rzucając jeszcze jedno przepełnione blaskiem spojrzenie, a potem otworzył drzwi kabiny i pozostawił Harry’ego sam na sam z gorącym strumieniem.
Woda łaskotała go w skórę głowy. Przymknął oczy, zmagając się z drżeniem, które sprowadziły na niego ostatnie usłyszane słowa. Doskonale wiedział, że Malfoy ma rację: nie będzie mógł wiecznie bronić się przed pragnieniem Dracona, by posiąść go całego, bez reszty.


Nie odwracaj się do mnie plecami
rozejrzyj się wokół, sprawdź, gdzie jesteś
Nie bój się tego, co zobaczysz
bo jedyne, co może cię zabić — to ja

(Guano Apes, „Don’t You Turn Your Back On Me”)


Koniec rozdziału czternastego

Podziękowania za komentarze i wielkie całusy dla Liberi za betę!


Spraw, bym się roześmiał
Powiedz, że wiesz, czego chcesz
Mówisz, że jesteśmy czymś prawdziwym
Więc pokażę ci więcej
I nauczę cię tego
Co potrafi czarna magia
Powiedz, że wiesz, jak przemienić mnie
W coś prawdziwego
Więc pokażę ci więcej
I nauczę cię

(Tori Amos, „Jackie’s Strength”) 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz