niedziela, 21 lipca 2013

Rozdział dziewiąty




Czy widzisz to samo, co ja?
I czy też nie pozwala ci to zasnąć?



Po tym, jak Draco uciekł od stołu i zniknął w głębi domu, pogrążony w zadumie Harry zaczął zbierać naczynia i zanosić je do kuchni. W efekcie natychmiast zjawił się Paddy, skrzat domowy, energicznie protestujący przeciwko takim działaniom. Bezskutecznie, gdyż Harry nie dał się zbić z tropu, bo dobrze znane mu rutynowe czynności ze świata mugoli pomagały ochłonąć i pozbierać myśli.
Nadal nie mógł zrozumieć, dlaczego Draco tak spokojnie zareagował na jego szczerość. Właściwie sam nie miał pojęcia, z jaką reakcją się liczył, z pewnością jednak nie z taką. Wyglądało na to, że Malfoy nie uważał go za kompletnego zboczeńca o chorym umyśle, co sprawiło mu jakąś dziwną ulgę.
Podnosząc z ziemi szczątki rozbitej filiżanki ponownie zastanowił się nad tym, co właśnie przemilczał były Ślizgon. Co takiego sprawiło, że otchłań pod hogwarcką wieżą północną była łatwiejszym wyborem niż otwarte wyznanie?
Wrzucił skorupy do kosza na odpadki, po czym przez chwilę niepewnie postał w kuchni, słuchając cichego tykania zegara z kukułką. Nie miał nic do roboty. A przecież Dumbledore wspominał, że powinien wspierać Zakon poza frontem jego działań. Gdzież więc podziewały się obiecane mu zadania?
Przez moment zastanawiał się, czy nie wrócić do swego pokoju, jednak, gdy był już w korytarzu na piętrze, rozmyślił się, Nadszedł czas, aby przeprowadzić dokładniejszą inspekcję domu. Miękki dywan tłumił echo jego kroków. Wszystko zdawało mu się takie odmienne niż wówczas, na początku piątego roku nauki, gdy spędzał tu resztę wakacji. Nie potrafił teraz określić, czy niektóre z mijanych drzwi były nowe, czy też znajdowały się tu już od dawna.
Bezszelestnie prześlizgnął się obok pokoju, zamieszkiwanego przez Dracona. Nie dobiegał stamtąd żaden dźwięk. Ciemny korytarz wypełniała niemal zastraszająca cisza. I nic poza sąsiadującymi ze sobą ciężkimi, dębowymi drzwiami.
Jedna z głupawych dziecięcych wyliczanek, która pojawiła się nagle w jego umyśle, zadecydowała, którą klamkę nacisnął pierwszą. Jękliwy pisk ostrożnie otwieranych drzwi wypełnił mu uszy, a w twarz uderzyła ostra woń skóry i starego papieru. Rozejrzał się zdziwiony. W pomieszczeniu znajdowała się biblioteka: jego oczom ukazały się spiętrzone, niezliczone półki wypełnione księgami.
Czy była tu od zawsze? Pytanie to dręczyło go nadal, gdy z ciekawością zapuszczał się w głąb pomieszczenia. Wędrował spojrzeniem po tytułach woluminów, stwierdzając ze zdumieniem, że nie były to księgi czarodziejskie, ale zwykła mugolska literatura. Co to mogło oznaczać?
Na chybił trafił sięgnął do stojącego najbliżej regału i wyjął powieść fantastyczną H.G. Wellsa, delikatnie zdmuchując z okładki cienką powłokę kurzu. Nigdy dużo nie czytał. Wuj Vernon i ciotka Petunia nie posiadali wielu książek. Później, gdy przygotowywał się i trenował do zawodu aurora, nie miał kiedy poświęcić się lekturze. Teraz jednak każda metoda zabicia czasu wydała mu się dobra, zanim Dumbledore nie zdecyduje się wreszcie go stąd wyciągnąć.
Jaskrawy blask słońca oślepił go na chwilę, gdy z książką pod pachą wyszedł przed dom na taras. Na pewno nie wytrzyma tu długo, wystawiony na działanie palących promieni. Szukającym spojrzeniem ogarnął ogród, po czym wolnym krokiem pokonał strome stopnie, z zamiarem znalezienia sobie jakiegoś przytulnego miejsca w cieniu jednego z drzew.
Nie musiał iść daleko, by dotrzeć do jeziora, które okazało się być większe, niż się spodziewał. W dole, na drobnym piasku plaży, pod starym, purpurowym bukiem stał Malfoy, nieruchomy jak posąg i wpatrzony w drobne fale na powierzchni wody. Dłonie trzymał wbite głęboko w kieszenie spodni i zdawał się nie zauważyć obecności Harry'ego. Rękawy jego koszuli były wysoko podwinięte i po raz pierwszy Harry mógł w całej okazałości ujrzeć Mroczny Znak na jego lewym przedramieniu.
Niemalże nie mógł oderwać od niego wzroku. Symbol Czarnego Pana zdawał się go hipnotyzować. Ciemne linie odcinały się wręcz nieprzyzwoitym kontrastem od jasnej skóry. Na kilka sekund rzeczywistość rozmazała mu się przed oczyma. A potem Malfoy drgnął mocno i odwrócił się w jego stronę.


***


Z biegiem lat jego instynkty wyostrzyły się znacznie, tak że zwykle był w stanie natychmiast wyczuć zbliżające się zagrożenie. Jednak gdy się obrócił, zobaczył zaledwie Pottera, stojącego na piaszczystej ogrodowej ścieżce, wpatrzonego w jego przedramię. Draco nerwowo przełknął ślinę. Spojrzenie Harry'ego było nieprzyjemne, więc pospiesznie z powrotem odwinął rękaw koszuli.
— Czytasz? — zapytał, wskazując ruchem głowy na książkę, którą Harry trzymał w dłoni. Nie zamierzał przybierać sarkastycznego tonu, jednak nic nie mógł poradzić na dawne nawyki.
Harry uniósł brwi.
— Taki właśnie miałem zamiar — odrzekł swobodnie. — I zdaje mi się, że to doskonałe miejsce na lekturę. Chyba że wolałbyś być tu sam?
Ogarnęły go sprzeczne uczucia. Z jednej strony pragnął bliskości Harry'ego, z drugiej zaś z trudem radził sobie z tym, że nie wolno mu było przekraczać pewnej granicy.
— Nie, możesz zostać — odparł, przeklinając się w duchu za własną cholerną słabość.
Harry wyjął różdżkę. Przez chwilę się wahał, wpatrzony w wypolerowane do połysku drewno. A potem powiedział głośno: „Accio krzesła!”
Niespodziewany chwyt za ramię odsunął Dracona o dwa kroki w bok na moment przed tym, zanim przywołane meble z hukiem wylądowały w miejscu, w którym przed chwilą stał, głębokimi rowkami znacząc na piasku ślady hamowania. Nieprzytomny duchem, potarł ramię tam, gdzie złapał je Harry. Było to zaledwie kilka centymetrów kwadratowych skóry, ale zdawały się właśnie stać w płomieniach.
— Niezły pomysł — mruknął i z westchnieniem opadł na jedno z miękkich siedzeń.
Przez dłuższą chwilę pozwolili panować ciszy, przyglądając się leniwie powierzchni wody, poznaczonej refleksami słońca. Wiatr szumiał uspokajająco w listowiu ponad ich głowami. Harry nie uczynił najmniejszego gestu, by otworzyć książkę, a jego twarz wyrażała zamyślenie.
Coś między nimi uległo jakiejś zmianie, coś, czego Draco nie potrafił ubrać w słowa, będącego jedynie wrażeniem. Dzielące ich zakłopotanie wydawało się kurczyć, nawet jeśli nie umiał powiedzieć, co było tego przyczyną.
— Opowiedz mi coś ze swego życia, Harry Potterze.
Zielone oczy za okrągłymi szkłami zwęziły się lekko. Mógł wyczuć, jak ciało jego towarzysza ogarnia napięcie.
— Niby dlaczego? — usłyszał nerwowe pytanie.
— Ponieważ mnie to interesuje — odparł Draco, zamykając oczy i rozkoszując się ciepłym podmuchem muskającym mu twarz. — Chociażby, co słychać u twojej dziewczyny, Ginny?
W twarzy Harry'ego nie drgnął ani jeden mięsień.
— Już od dawna nie jest moją dziewczyną. Przyjaźnimy się, ale nie tak, jak myślisz. — Nie wiedziałem. — Sięgnął po samotne źdźbło trawy i obrócił je w palcach. — Zapytałem, bo rzadko kiedy można spotkać was osobno.
Harry sapnął głośno przez nos.
— Nadal jest dla mnie kimś najważniejszym. I jedyną osobą, przed którą nie mam żadnych tajemnic — odpowiedział, odwracając wreszcie głowę i patrząc na Dracona. — W moim życiu nie ma na razie miejsca dla innych kobiet. W końcu trwa wojna.
Coś zimnego szarpnęło jego wnętrznościami. A więc mała Weasleyówna znała każdy szczegół zajścia w kapliczce. Wiedza o tym nie była przyjemna, dlatego od razu przepędził ją w najdalszy kąt swej świadomości.
— Żadnych kobiet? Jak długo dasz radę tak wytrzymać? — Draco wydał z siebie ironiczne syknięcie. — No nie, i ty się przejmujesz, że się w kapliczce podnieciłeś? — dodał, unosząc brew i potrząsając głową z niedowierzaniem.
Policzki Harry'ego zapłonęły czerwienią.
— Pieprz się! — wysyczał przez zaciśnięte zęby. — Błąd, że ci to w ogóle powiedziałem. Co za dureń ze mnie.
— Czyżbyśmy wracali do tonu ze szkolnych czasów? — zapytał Draco, wykrzywiając się złośliwie w obliczu reakcji Harry'ego. — Wydaje mi się, że pod względem psychicznym znajdujemy się na najlepszej drodze do powrotu do zdrowia.
Przez moment Harry wpatrywał się w niego ze zdumieniem. A potem kąciki jego ust drgnęły lekko, jakby niechętnie, po czym szybko odwrócił głowę, żeby Draco nie mógł zauważyć jego uśmiechu. — Swoją drogą, jestem ci bardzo wdzięczny, że powiedziałeś mi prawdę — uzupełnił po chwili cicho. — Mogę sobie… wyobrazić, że… nie przyszło ci to łatwo.
Milczenie wróciło. Ale tym razem nie było tak nieprzyjemne jak wcześniej. I tym razem to Harry je przerwał.
— Też chciałbym usłyszeć coś z twego życia — zażądał spokojnym głosem. — Masz kogoś?
Draco stwierdził nagle, że cała ta sytuacja sprawia nierealne wrażenie. Siedział razem z Potterem na brzegu jeziora, opowiadając historyjki ze swego życia miłosnego. Gdyby kilka tygodni temu ktoś mu to przepowiedział, na pewno nieźle by się uśmiał. Ale właśnie dzięki tej nierealności odpowiedź przyszła mu niezwykle łatwo.
— Nigdy nie byłem z kimś naprawdę — odrzekł szczerze. — Zawsze były to jedynie krótsze lub dłuższe romanse. Przeważnie z niewłaściwą osobą.
Harry spojrzał na niego ze zdziwieniem.
— Ale chyba nie brakowało ci nigdy zainteresowanych, prawda? Już w Hogwarcie wszystkie dziewczyny uganiały się za tobą — powiedział z lekkim uśmiechem.
— A za tobą nie? — Draco odwzajemnił uśmiech. Potem nagle spoważniał. Otwarte przyznanie się do swej orientacji nigdy nie sprawiało mu większego kłopotu. Jednak sprawa z Harrym była zupełnie inna. Czuł, że mogłoby to wywołać większą lawinę, czego się bardzo obawiał. — Cały problem w tym, że nigdy mnie to nie obchodziło.
Były Gryfon zmarszczył czoło.
— Co masz na myśli?
Draco zaczerpnął głęboko tchu.
— Kobiety mnie zwyczajnie nie interesują — odparł po prostu, nie spuszczając wzroku z Harry'ego.
Niemalże widział, jak wiadomość torowała sobie drogę do świadomości Pottera. Sekundy przeciągały się w nieskończoność. Dłonie Harry'ego zadrżały nagle.
— Przepraszam — wyrzucił z siebie z wysiłkiem, zrywając się z krzesła. — Jakoś… źle się poczułem. — Przeciągnął dłonią po włosach, tak że ułożyły się jeszcze niesforniej niż zwykle, po czym odwrócił się i pospiesznym krokiem oddalił ścieżką w kierunku domu.
Draco z westchnieniem odchylił się w krześle. Musiałem mu to powiedzieć, powtarzał w myślach, jakoś sobie z tym poradzi.
W gruncie rzeczy nie był jednak tego taki pewien.


***


Zatrzasnął za sobą drzwi pokoju i oparł się o nie, ciężko dysząc. Kobiety mnie zwyczajnie nie interesują. Te słowa odbijały się echem w jego głowie. Przypuszczał, że normalnie nie miałby żadnego problemu z homoseksualnością Malfoya. Ale tu nie było nic normalnego. Orientacja Dracona ukazała zdarzenia w kapliczce w zupełnie nowym świetle.
Możliwe, że przed nim nigdy jeszcze nie zgwałcił mężczyzny, jednak sam akt nie był mu zupełnie obcy, jak się wydawało. Harry poczuł nagłe, żenujące gorąco, gdy przypomniał sobie przyspieszony oddech Dracona na własnej szyi. Czy on, Harry, mógł mu się podobać? Podniecać go? Raptowne mdłości zalały mu żołądek i przez chwilę obawiał się, że zwymiotuje.
Chwiejnym krokiem zbliżył się do okna i spojrzał na ogród. Ziemia zdawała mu się kołysać pod nogami, uchwycił się więc rozpaczliwie parapetu. Widział Dracona, który wstał z krzesła i ponownie stanął ze spuszczoną głową nad brzegiem jeziora, tak jakby chciał zapuścić korzenie w piaszczystym wybrzeżu. Wiatr igrał w jego jasnych włosach.
Krople potu wystąpiły na czoło Harry'ego. Jak mógł być aż tak głupi? Obiecuję, że już nigdy się do ciebie nie zbliżę. Chyba że sam będziesz tego chciał. Nagle słowa Dracona nabrały dla niego sensu.
Zamknął oczy i oparł głowę o ramę okna. Drewo przyjemnie chłodziło mu czoło. Słabo pamiętał to, co miało miejsce zaraz po gwałcie, przypominał sobie jedynie krzyki, odbijające się w uszach głośnym echem, strach i ból. I gorącą, kleistą ciecz skapującą spomiędzy jego nóg.
Stęknął, gdy elementy mozaiki złożyły mu się w umyśle w jasny obraz. Jak to możliwe, żeby ktoś mógł szczytować brzydząc się jednocześnie tego, co robi? Jeśli sam akt miałby nie sprawić mu żadnej przyjemności?
To była chwila, w której zrozumiał, czego Draco Malfoy nie potrafił mu powiedzieć.


Koniec rozdziału dziewiątego



Pójdź za mną do ogrodu,
Będę cię gonić wokół drzewa.
Uwiedź mnie na mych kolanach,
A zobaczymy, zobaczymy

(Deine Lakaien, „Follow me”)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz