poniedziałek, 22 lipca 2013

Rozdział szesnasty




Powiedz, czy to pragnienie ma swój kres?
Czy też muszę cię pożądać wiecznie?



Czasami zadziwiało go, jak szybko rzeczy, o których nawet nie przyszłoby mu do głowy pomyśleć, nagle staną się normalnością. Tak jak budzenie się rano z przytulonym do niego ciałem Dracona Malfoya, jego ciepłym, regularnym oddechem, nie wzbudzającym ani nieprzyjemnych odczuć, ani paraliżującego strachu. Bez przypominania sobie straszliwej nocy w kapliczce, od której w momentach takich jak ten wydawała się dzielić go cała wieczność, choć poczucie czasu podpowiadało mu, że od sierpnia mogło minąć najwyżej sześć tygodni. Zmieniające barwę liście na drzewach zdradzały mu zbliżającą się jesień.
Niekiedy rozmyślał, jak nieoczekiwane było to, że tak gładko pogodzili się z uwięzieniem w tym domu i ze swoją nieprzerwaną, wzajemną obecnością. I jak szybko sam pozwolił Draconowi zbliżyć się do siebie tak niebezpiecznie blisko, jak jeszcze nigdy żadnemu innemu mężczyźnie w całym swoim życiu.
Najdziwniejsza jednak była jego dziecinnie łatwa umiejętność odsuwania na bok pytań, które w zasadzie powinny go były zadręczać. Zwłaszcza wtedy, gdy, tak jak tego ranka, ciepła, ciekawska dłoń ostrożnie wpełzła pod górę jego piżamy i w ułamku sekundy sprawiła, że całym jego ciałem wstrząsnął dreszcz.
Draco obiecał mu, że nie będzie zachowywał się już zbyt ofensywnie i do tej pory dotrzymywał słowa, choć inicjatywa do wymiany czułości najczęściej wychodziła od niego. Za każdym razem zbliżał się do Harry’ego bardzo łagodnie, wręcz nieśmiało, przechodząc do natarcia dopiero wówczas, gdy ten reagował zgodnie z życzeniem. Ta niewypowiedziana umowa dawała Harry’emu niezbędne poczucie pewności, które pozwalało mu zapomnieć się bez reszty w ramionach Dracona. Czasem miał wrażenie, że rozumieją się bez słów.
Świat dokoła zawsze tracił swą barwę, blaknąc, gdy wargi Dracona w nieskończenie pieszczotliwy sposób wędrowały po jego nagiej piersi. Wszystko znajdujące się poza łóżkiem traciło w tych chwilach całe znaczenie. Uwielbiał przyglądać się wtedy Draconowi spod półprzymkniętych powiek, za każdym razem od nowa zafascynowany skupieniem na jego twarzy i ogniem buzującym w szarych, zwykle tak chłodnych, oczach.
Stłumione stęknięcie wyrwało mu się z gardła, gdy Malfoy objął go za biodra, zatapiając język w pępku. W normalnych warunkach zawstydziłby się tak wydanego dźwięku, ale między nimi od samego początku nic nie było normalne.
— Hmmm… wszędzie smakujesz dobrze… — Głos Dracona był miękki i chropawy jednocześnie, jak szczotkowany pod włos aksamit. Harry poczuł gorący dreszcz spływający po plecach.
Draco posuwał się w ciągu kilku ostatnich dni powoli, ale z pewnością co do wytyczonego celu, niczym ślepiec brnący do przodu w ciemnościach. Za każdym razem udawało mu się zrobić jeden maleńki krok dalej, dając Harry’emu czas na przywyknięcie do fizycznej bliskości i jego dotyku.
Bicie serca rozlegało się echem zbyt głośnym jak na ciszę poranka. Draco skubnął w delikatnym pocałunku płatek ucha Harry’ego, doskonale wiedząc, że doprowadza go tym do szaleństwa. Jego palce zaczęły zabawiać się brzegiem spodni od piżamy.
— Mogę? — zapytał uśmiechając się uwodzicielsko i bardzo sugestywnie.
Harry wahał się zaledwie przez sekundę, zanim krótko skinął głową. Tyle samo czasu zajęło zręcznym dłoniom Malfoya pozbawienie go piżamy.
Dziwnie było leżeć nago przed zupełnie ubranym Draconem, klęczącym nad jego ciałem i przesuwającym po nim wygłodniałym spojrzeniem. Nie dane mu było jednak zastanawiać się nad tym zbyt długo.
Zmysły Harry’ego otworzyły się, gotowe pochłonąć każde wrażenie. Cierpki i zarazem słodkawy zapach Dracona oszałamiał go. Zaczął oddychać szybciej, gdy czułe palce z trudną do zniesienia powolnością prześlizgiwały się po wewnętrznej stronie jego ud. Mimo zamkniętych oczu czuł uśmiech Dracona.
Stęknął, gdy śmiała dłoń otoczyła jego erekcję. I zareagował niemal szokiem, gdy po chwili dołączyły do niej nieskończenie miękkie wargi.
Przygryzł grzbiet ręki, z wysiłkiem tłumiąc ochrypły krzyk. Bezskutecznie próbował zapanować nad natłokiem nieopisanych doznań, spadających na niego ze wszystkich stron i wypierających z głowy racjonalne myśli.
Kierowany wewnętrznym przymusem, otworzył oczy. To, co ujrzał, było osobliwie dziwaczne, a zarazem przepiękne i bardziej erotyczne niż wszystko, co przeżył do tej pory. Draco pochylał głowę nad jego podbrzuszem, przesuwając ustami i językiem po najwrażliwszej części jego ciała. Harry zadygotał, a narodzony gdzieś głęboko krzyk tym razem nie pozwolił się zatrzymać.
W najbardziej absurdalnym z marzeń nie mógł wyobrazić sobie dziedzica szacownego rodu Malfoyów, klęczącego przed nim i biorącego go w usta. Sama myśl o tym pozbawiłaby go pewnie przytomności z podniecenia. A rzeczywistość bezlitośnie usuwała najśmielszą fantazję w cień.
Z jękiem odrzucił głowę w tył i kurczowo zacisnął palce na prześcieradle. Ogarniała go dziwna nieważkość, zatapiając go w powodzi euforii. Biodra same, bez udziału woli, wychodziły naprzeciw tym niewiarygodnie oszałamiającym ustom, dając Draconowi zaproszenie, na który zdawał się czekać, by nadać swym staraniom więcej intensywności.
Przez Harry’ego przepływało zbyt wiele bodźców i doznań naraz. Wiedział, że nie zdoła powstrzymać się długo. Spróbował się podnieść i łagodnie odepchnąć Dracona, ale Malfoy nie pozwolił mu się wycofać. Silnie schwycił przegub Harry’ego i delikatnie, choć zdecydowanie zmusił go do pozostania w dotychczasowej pozycji, nie przerywając przy tym pieszczot.
To przepełniło kielich. Resztka opanowania, którą jeszcze miał, przepadła w jednej chwili. Przestał myśleć o tym, co robi. Wolną ręką objął potylicę Dracona, przyciągając go jeszcze bliżej, wbijając się głębiej między jego wargi. Jak przez watę usłyszał stłumione stęknięcie Malfoya. Białe błyskawice zatańczyły mu przed oczami, gdy dochodził. Dyszał, łapiąc powietrze i czując, jak oszalałe ciało wygina się w łuk, by po chwili bezsilnie zwiotczeć. Brzeżkiem świadomości zarejestrował, jak Draco opada na poduszkę obok niego. Obaj oddychali ciężko.
Podczas gdy fale rozkoszy powoli niknęły, zaczął się zastanawiać, jak ktokolwiek mógł uważać coś tak cudownego i nieskończenie pięknego za przeciwne naturze.


***


— Wszystko w porządku? — zapytał, patrząc z niepokojem na Pottera, który już od pół godziny w milczeniu przerzucał akta z nieprzeniknionym wyrazem twarzy. — Nic nie mówisz.
Harry drgnął na dźwięk jego głosu.
— Przepraszam — wymamrotał, odruchowo poprawiając okulary. — Zamyśliłem się.
Na usta Dracona wypłynął uśmieszek.
— Tak? — odezwał się z udawaną niewinnością. — Przypadkiem nie na temat… dzisiejszego poranka?
Cień rumieńca na policzkach Harry’ego zdradził mu, że trafił w dziesiątkę.
— Noo… — zaczął Harry w zakłopotaniu — Nie spodziewałem się, że… zrobisz… coś takiego.
— Coś takiego? — Dlaczego drażnienie Harry’ego sprawiało mu tak nieziemską przyjemność? — Myślałeś, że nigdy nie obciągnąłbym ustami innemu facetowi?
Czerwień na twarzy Pottera nabrała soczystej głębi. Kąciki jego ust drgnęły jednak w tłumionym uśmiechu.
Draco pochylił się do przodu i wbił wzrok w zielone oczy Harry‘ego.
— Potrafię robić o wiele bardziej nieprzyzwoite rzeczy — wyjaśnił neutralnym tonem, jakby właśnie mówił o pogodzie. — Oczywiście tylko wtedy, jeśli zechcesz.
Odpowiedzią Harry’ego był urwany odgłos oscylujący między żachnięciem a śmiechem.
— Dzięki, być może skorzystam kiedyś z oferty — odparł równie śmiało z niezaprzeczalnie szelmowskim błyskiem w oku. — I być może wolno mi też będzie za coś się zrewanżować.
Gorąco we wnętrzu Dracona momentalnie przeniosło się w niższe rejony. Czy Harry naprawdę nie miał pojęcia o swym talencie nieświadomego uwodzenia? Wysiłkiem woli zapanował nad rosnącym od nowa pożądaniem.
Chcąc zająć myśli czymś innym, sięgnął do kolejnego stosu dokumentów, wiedząc, że taktyka ta nie zaowocuje odwróceniem uwagi. Woń pergaminu nie była w stanie do końca stłumić mącącego mu zmysły zapachu, bijącego od skóry Harry‘ego.
W ciągu kilku ostatnich dni odwalili całą masę roboty. Oczywiście, że Draco nie spodziewał się odnaleźć zdrajcy wyłącznie na podstawie akt personalnych. Ale udało im się wypracować metodę, która pozwoliłaby im później, już w ministerstwie, zawęzić krąg podejrzanych.
— Mamy razem dwadzieścia siedem osób zatrudnionych w przeciągu ostatnich sześciu miesięcy — odezwał się Draco, marszcząc czoło. — Teoretycznie każda z nich mogła wejść w posiadanie informacji pochodzących z bliskich kręgów Knota. Lub ogólnie dowiedzieć się czegoś na temat tajnych projektów.
— Dwadzieścia osiem — odparł Harry z uśmiechem. — Jeśli doliczymy Zabiniego.
— Nie zrezygnowałeś, prawda? — Draco wykrzywił się w sceptycznym grymasie. — Zapewniam cię, że ten trud możesz sobie odpuścić. — Nie czekając na odpowiedź Harry’ego, podchwycił inną myśl, która właśnie zjawiła się w jego głowie. — Kto właściwie był obecny w chwili, gdy Knot wydał wam rozkaz zbadania śladów w Zakazanym Lesie?
Przez chwilę Harry wpatrywał się w niego z zaskoczeniem.
— Oprócz Ginny i Terry’ego obecni byli Hestia Jones i Dedalus Diggle — zaczął w skupieniu. — Ale to aurorzy, członkowie Zakonu Feniksa, regularnie poddawani testom z użyciem Veritaserum. A tego paskudztwa zasadniczo nie sposób wykiwać.
— Czyli to mało prawdopodobne, żeby jeden z aurorów był zdrajcą. — Draco potarł podbródek. — Ale co z ich przyjaciółmi i członkami rodzin?
Harry jęknął cicho. Zabrzmiało to, jakby był zrezygnowany.
— Pracownicy ministerstwa z zasady są zobligowani do zachowania dyskrecji na temat wszelkich spraw wewnętrznych — rzekł, przeczesując palcami włosy, które w odpowiedzi nastroszyły się jeszcze bardziej niż zwykle. — Hestia żyje z jakimś mugolem, o ile mi wiadomo. A Dedalus owdowiał parę lat temu. O ich dalszej rodzinie nic mi nie wiadomo. — Odetchnął głośno, zanim wrócił do tematu. — Ale jeśli mamy szukać szpiega poza ministerstwem, to spokojnie możemy zacząć podejrzewać połowę czarodziejskiego świata. Pozostaje pytanie, czy ktoś postronny byłby w ogóle w stanie dowiedzieć się o tym rozkazie wystarczająco wcześnie, by móc ostrzec śmierciożerców.
Czuł, jak rezygnacja przenosi się i na niego. Czyżby odnalezienie tego, który zdradził zespół Harry‘ego, miało naprawdę okazać się niemożliwe?
— Co z eliksirem wielosokowym? — spróbował ponownie. — Czy ktoś, kto zechciałby się wielosokować w jakiegoś pracownika, mógłby dostać się do ministerstwa?
— Systemy bezpieczeństwa natychmiast wywołałyby alarm, gdyby ktoś spróbował — odpowiedział Potter, potrząsając głową. — W tym względzie dziękuję Knotowi za jego paranoję.
Znów siedzieli w milczeniu, roztrząsając własne pomysły rozwiązania problemu. Wiatr pogwizdywał cicho w wygaszonym kominku.
— Co zrobiłbyś, gdyby zdrajca wpadł ci w ręce? — zapytał Draco po chwili.
Harry przez kilka sekund zbierał się na odpowiedź. Draco widział jego drgające powieki i odwrócone w bok spojrzenie.
— Nie wiem — przyznał wreszcie. — Zależy, kto nim jest, tak mi się wydaje.
Draco opuścił wzrok.
— A co ze śmierciożercami? Rookwood? Dołohow? Avery?
Zauważył, że Harry wzdrygnął się na dźwięk tych nazwisk. Rysy jego twarzy stwardniały jak marmur, a szczęki wystąpiły do przodu. Draco poważył się na następny krok.
— Zabiłbyś ich, gdybyś miał po temu okazję?
— A ty zrobiłbyś to, będąc na moim miejscu? Gdyby to ciebie wyszydzali i upokarzali, podczas gdy ktoś z ich kręgu by cię gwałcił? — Głos Harry’ego był jednocześnie miękki i lodowaty, a oczy sypały iskrami. — Posłałbyś im na głowy zaledwie Avadę? Czy może wolałbyś powoli pozbawić ich zmysłów Cruciatusem?
Zimno ogarnęło Dracona niepowstrzymaną falą. Próbował ukryć troskę pod płaszczykiem sztucznego uśmiechu, który jednak zastygł w pół drogi w dziwny grymas.
— Nie umiem rzucać Niewybaczalnych, więc to pytanie nie ma dla mnie najmniejszego sensu.
— Nie umiesz? — Harry wytrzeszczył oczy ze zdziwienia. — Zawsze myślałem, że każdy pozostający w służbie Voldemorta potrafi obchodzić się z Niewybaczalnymi.
Coś w jego tonie sprawiło Draconowi ból, choć nie umiał określić, z jakiego powodu. Być może dlatego, że Harry bezpośrednio nawiązał do głębokiej przepaści, dzielącej ich od zawsze, która nie zniknęła nawet wtedy, gdy zaczęli walczyć po tej samej stronie.
— Możliwe, że ze sporą dozą szczęścia zdołałbym wywołać krwotok z nosa lub podbite oko, gdybym zechciał wypróbować je na tobie — odparł zgryźliwiej niż zamierzał.
Harry patrzył na niego w zdumieniu, a potem zaczął chichotać, zanim nie zaniósł się głośnym śmiechem. Było w tym coś wyzwalającego. Ten śmiech miał moc rozładowania sytuacji.
Draco uśmiechnął się krótko w odpowiedzi, po czym spoważniał na nowo.
— Czego byś nie robił, obiecaj mi jedno: że będziesz ostrożny. — Wiedział, że jego słowa zabrzmiały stanowczo.
Śmiech Harry’ego ucichł, ale jego wargi nadal wyginały się w rozbawieniu. Mimo tego, słowa, które padły teraz z jego ust, miały w sobie coś z uroczystej przysięgi.
— Obiecuję, ale tylko wtedy, gdy ty obiecasz mi to samo.


***


Stał nad brzegiem jeziora, spoglądając na wodę. Wiatr niósł wyczuwalne zimno, więc owinął wokół siebie ramiona, chcąc ochronić się nieco przed chłodem. Pod stopami czuł przyjemną miękkość piasku. Ciemne chmury groźnymi cieniami zasnuły niebo. Wiedział, że zanosi się na deszcz. Było mu to obojętne.
Rozmowa z Draconem zburzyła w nim wewnętrzny spokój, sprawiła, że wraz z nienawiścią do dręczycieli na nowo zakiełkowała w nim myśl o zemście. Nie mógł się przed tym powstrzymać.
Wiatr szarpał włosami Harry‘ego. Opadłe, wilgotne liście wirowały w powietrzu. Zamknął oczy, myśląc o Ginny, pani Weasley, Ronie i Hermionie. Próbował przepędzić cienie z powrotem w mrok. Nie udawało się. Pierwsze ciężkie krople opadły na piasek.
Wyczuł obecność Dracona, zanim ten dotarł do brzegu. Nie zdziwił się też, gdy na jego ramieniu spoczęła nagle ręka.
— Wracaj do domu. — Głos był zaledwie szeptem, ale zdołał przebić się przez szum wiatru. — Zmokniesz.
Niespiesznie odwrócił się do Malfoya. Przez chwilę miał wrażenie, że tonie w jego oczach. Draco uśmiechnął się krótko, wyciągnął rękę i pieszczotliwie przesunął palcami po rozczochranych włosach Harry’ego.
W tym momencie dotarło do niego, że Draco był jedynym, który był w stanie przynajmniej częściowo wesprzeć go i pocieszyć. Nie Ginny, nie pani Weasley, i nie Ron ani Hermiona. Jedynie Draco. Ponieważ go rozumiał. Ponieważ jego samego również dręczyło coś podobnego. Ponieważ jego nienawiść była wymierzona przeciw tym samym oprawcom, co jego własna.
Bez zastanowienia objął Dracona za szyję. Wyczuł trwające ułamek sekundy zdziwienie, gdy bez ostrzeżenia przycisnął usta do jego ciepłych, miękkich warg. A chwilę później Malfoy chętnie wpuścił język Harry’ego do środka.
Deszcz uderzał w nich już strumieniami. Harry niemal tego nie zauważał, zbyt zajęty zdobywaniem tych zapierających dech ust. Słyszał urwane westchnienia Dracona, czuł, jak jego ręce obejmują go w pasie, przyciskając mocno do siebie, podczas gdy on sam namiętnie oddawał pocałunek.
Nie wiedział, ile czasu minęło. Dopiero gdy Malfoy łagodnie wyzwolił się z jego ramion, uświadomił sobie, że byli przemoczeni do suchej nitki. Zadrżał w podmuchu zimnego, wschodniego wiatru.
Woda skapywała z włosów i nosa Dracona, jego policzki były lekko zaczerwienione.
— Lepiej kontynuujmy wewnątrz — zaproponował zachrypniętym głosem.
Harry zdobył się tylko na skinięcie głową. Draco schwycił go za rękę i pociągnął za sobą na zabłoconą ścieżkę. Huk grzmotu towarzyszył im, zanim nie zniknęli w głębi domu.
Szybko przeszli przez kuchnię i przedpokój, żeby pozostawić jak najmniej brudu i kałuż. Stare schody zaskrzypiały pod ich stopami. Weszli do sypialni Harry’ego, Draco otworzył drzwi do łazienki i w tej samej chwili cofnął się o krok, przestraszony.
— Znów coś nowego… — mruknął nerwowo, postępując w bok i pokazując Harry’emu zaszłą zmianę.
Patrzył, zaskoczony. Łazienka się powiększyła, ale nie było to jedyną nowością. W jej tylnym kącie, zaraz obok prysznica, pojawiła się nagle wielka, kanciasta wanna, której wcześniej tu nie było. Wanna oferująca wystarczająco dużo miejsca dla dwóch osób.
— Mamy ignorować żarty tego zwariowanego domu? — zapytał Malfoy cicho. Harry widział jego posiniałe wargi i wstrząsające nim zimno. — Czy może lepiej z nich skorzystać?
Harry drżał na całym ciele. W tej chwili nie istniało nic bardziej kuszącego od gorącej kąpieli.
— Ignorować byłoby kompletnym marnotrawstwem — odparł, szczękając zębami.
Draco skinął głową bez słowa, po czym podszedł do wanny, odkręcił kurek z gorącą wodą i jeszcze jeden inny, z którego popłynął pachnący, różowy płyn do kąpieli.
Plusk wpadającej do wanny wody mieszał się z bębnieniem kropel o okno. Zrobiło się prawie ciemno. Mała lampa nad lustrem zalała łazienkę miękkim, uspokajającym światłem.
Wzajemnie zdjęli z siebie przemoczone ubrania, jakby było to najnaturalniejszą rzeczą na świecie. Powoli i ostrożnie, jak w wymagającym czci rytuale. Oczy Dracona błyszczały szczególną powagą. Żaden z nich nie wymówił ani słowa, lecz milczenie nie ciążyło im ani trochę.
Równie naturalnie Harry ułożył się w wannie tak, by oprzeć się plecami o pierś Dracona, obejmującego go ramionami. Tak, jakby już zawsze miało tak być. Harry leżał przez jakiś czas bez ruchu z zamkniętymi oczami, rozkoszując się bliskością Malfoya i ciepłem wody, która w kilka minut wyparła zimno z ciała i okryła skórę delikatnym rumieńcem.
— Na czym stanęliśmy? — zapytał Draco, opierając podbródek na jego ramieniu. W jego głosie pobrzmiewało coś uwodzicielskiego, budząc w brzuchu Harry’ego znajome trzepotanie. Ręka Malfoya ostrożnie odwróciła jego głowę w bok. Musnęły go jedwabiste usta, zęby zagłębiły się zalotnie w dolnej wardze, a język drażniąco uderzył o jego własny, wycofując się po chwili.
Uśmiechając się, Harry obrócił się w wannie. Ukląkł na udach Dracona, złapał go za przeguby i przytrzymał je pod wodą, zbliżając do niego twarz.
— Co to za gierki? — zapytał szorstko.
Draco wykrzywił się w zuchwałym grymasie.
— Chodź bliżej, pokażę ci — wyszeptał, tracąc dech. Jego oczy pociemniały z podniecenia.
Otaczające ich powietrze trzeszczało od napięcia. Harry stęknął, gdy ich wargi spotkały się znowu. Rozkoszował się niemą walką ich języków. Ucisk w podbrzuszu narastał do granic wytrzymałości. W pocałunku smakował własną żądzę i pragnienie. Był pewien, że Draco też to wyczuwa.
Z trudem oderwał się od ust Malfoya, dysząc ciężko. A potem chwycił butelkę z mydłem w płynie stojącą na brzegu wanny i wycisnął z niej zimny strumień prosto na nagą pierś przed nim. Draco zadrżał.
— Wiedziałem, że lubisz mnie męczyć — zawarczał. Ale gdy Harry zaczął myć go delikatnymi, okrężnymi ruchami, stać go już było tylko na ciche westchnienie ekstazy. Jego odprężone mięśnie pod palcami Harry’ego były przyjemnie miękkie.
Butelka z szamponem znajdowała się niestety poza bezpośrednim zasięgiem.
— Tylko mi nie uciekaj — szepnął Harry z uśmiechem. Odwrócił się tyłem do Dracona i wsparł kolana o małe siedzenie we wgłębieniu na brzegu wanny, wychylając się w stronę półki z szamponem. Zanim go dosięgnął, poczuł na skórze ciepłe, mokre dłonie.
— Chyba nie myślałeś, że usiedzę spokojnie na taki widok? — wymruczał Draco za nim, łagodnie chwytając go za biodra, dotykając ustami kręgosłupa w połowie pleców i wolniutko kierując je w dół.
Harry zamknął oczy, bojąc się oddychać. Ucisk w podbrzuszu przybrał na sile. Wargi Dracona dotarły do jego tyłka i najwyraźniej nie zamierzały kończyć swej podróży. Wręcz przeciwnie. „On chyba nie chce…”, rozbłysnęło w tej części mózgu Harry’ego, która była jeszcze zdolna do formułowania myśli. „Tego… chyba nie zrobi…”
Wstrząs targnął całym jego ciałem, gdy śmiały język wsunął się między jego pośladki. Jęknął głośno, odrzucając głowę w tył i czując, jak płomienie ogarniają jego twarz. Sprzeczne uczucia toczyły walkę w jego głowie, wstyd przeciwko pragnieniu. Czegoś takiego nie wypadało przecież robić. A może jednak? Próbował uciec przed pieszczotą języka, ale Malfoy uwięził mu biodra w silnym uchwycie swych dłoni. Dłoni, które sprawiły, że skapitulował po kilku sekundach.
Resztką sił złapał wieszak do ręczników i trzymał się go kurczowo, podczas gdy świat rozpływał się przed jego oczami w gęstej mgle. Na pośladkach czuł ciepły oddech Dracona, zanim jego język ponownie zapuścił się na teren, którego do tej pory nikt jeszcze nie zbadał u Harry’ego w ten sposób. Mocno przygryzł dolną wargę, czując w ustach metaliczny smak krwi. Mimowolnie pochylił się głęboko do przodu, wyginając plecy w łuk i wystawiając się całkowicie na dotyk Dracona.
Oddech zaczął mu się rwać. Sekundy przeciągały się w minuty, a wszystko dokoła straciło nagle znaczenie. Cała jego koncentracja skupiała się na tym, co działo się między jego nogami.
Nigdy by mu nie przyszło do głowy, jak bardzo wrażliwa potrafi być skóra w tym miejscu. Fale rozkoszy wstrząsnęły jego nerwami, gdy język ostrożnie uderzył o wąski krąg mięśni. Niepowstrzymanym jękiem przerwał ciszę. A potem słodka męczarnia nagle dobiegła końca.
Wzory na kafelkach rozmywały mu się przed oczami. Nie potrafił złożyć żadnej sensownej myśli. Między nogami boleśnie pulsowała erekcja, błagając o wybawienie.
Draco łagodnie wciągnął go do ciepłej wody i zbliżył usta do jego ucha.
— Chcę cię — zamruczał tęsknie, głaskając pierś Harry‘ego. — Chcę cię aż do bólu.
Nie było żadnej paniki. Ani żadnych rozważań za i przeciw.
— Więc mnie weź. — Jego słowa były całkowicie jasne, bez cienia wątpliwości. Strategia uwodzenia obrana przez Dracona nareszcie odniosła sukces. Jeżeli to, co miało teraz nadejść, będzie w połowie tak dobre jak to tutaj, to był więcej niż gotów poważyć się na nieznane.
Draco spojrzał na niego badawczo z wyrazem zaskoczenia na twarzy.
— Nie boisz się? — wyszeptał. — Nie boisz się tego, że znów mógłbym stracić nad sobą kontrolę? Tak jak w kapliczce?
Migotanie światła na powierzchni wody hipnotyzowało go. Kapliczka znajdowała się nieskończenie daleko od tej wanny. Uśmiechnął się z rozmarzeniem.
— Nie — odparł pewnym głosem. — Już się ciebie nie boję.


A gdybyś był królem, na tronie wysokim
Byłbyś dość mądry, by dać mi odejść?
Królowej, którą uważasz za swą własną?

(Dido, „Hunter”)


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz