Harry czuł się zmęczony, czemu nie
można było się dziwić gdyż cały dzień spędził jako główna atrakcja w Zakonie
Feniksa. Lecz wbrew temu nie mógł zasnąć. Coś czego nie umiał określić nie
dawało mu spokoju. Jakieś dziwne uczucie niepokoju ze smutkiem i żalem.
Przekręcił się na bok, podkładając
ramię pod głowę. Zamknął oczy i w tymże momencie jego serce pokazało mu twarz,
której nie chciał widzieć, a może jednak chciał. Może to właśnie pragnienie
spotkania Lorda Voldemorta było powodem tych dziwnym odczuć.
Nie! Ukrył swoją twarz, po której
poleciały łzy z niezrozumiałego dla niego powodu w poduszkę. Jego serce
zabolało, czuł jakby ktoś lub coś chciało je wyrwać wbrew jego woli. Choć tak
naprawdę to była jego wola, jego wola, aby nigdy więcej nie spotkać tego,
którego kochał.
"Nienawidzę, nienawidzę go"
powtarzał jak w omamie, a z każdym słowem ból stawał się coraz bardziej
silniejszy. Jego serce starało się sprzeciwić jego decyzji, a on nie chciał go
słuchać. Nie słuchał serca, nie słuchał rozumu, robił coś czego nawet sam nie
rozumiał.
Nie rozumiał już niczego. Słowo
"nienawidzę" przestało mieć znaczenie, słowa "kocham" nie
rozumiał. "Miłość" była głupia, "nienawiść" dziwna.
Powienien GO nienawidzić! Powienien! To właśnie ON zabił jego rodziców, to ON
był powodem wszelkich kłopotów jakie spotykał.
Więc czemu? Czemu zamiast go
nienawidzić zakochał się w nim. Zakochał się - te określenie z pewnością nie
pasowało. On był opętany przez miłość. Opętany przez uczucie, które wszyscy nazywali
czymś dobrym, czymś wspaniałym. To nie było wspaniałe. To było bolesne.
Dlaczego?
"Bo się bronisz." powiedział
ktoś wewnątrz niego.
"Muszę" odpowiedział.
"Wcale nie"
"Muszę"
"Co musisz?"
"Muszę się bronić"
"Dlaczego"
"Nienawidzę go"
"Kochasz go"
"Nie prawda"
"Prawda, dobrze o tym wiesz"
"Nie prawda!"
"Oszukujesz siebie"
"..."
"On cię kocha"
"On nie ma uczuć"
"Wszyscy ludzie mają uczucia"
"On nie jest człowiekiem"
"On był człowiekiem"
"Ale już nie jest"
"Lecz może znów być"
"W jaki sposób?"
"Kiedy mu powiesz prawdę"
"Jaką prawdę?"
"Że go kochasz"
"Nienawidzę"
"Kochasz"
"Nienawidzę!"
"Kochasz"
"Nienawidzę!!"
"Kochasz"
"Nienawidzę!!!"
"Kochasz"
- NIENAWIDZĘ!!!!! - wykrzyknął na głos,
zrywając się z łóżka i wybiegając z pokoju, w którym został zszokowany Ron na
widok nagłej reakcji przyjaciela.
***
Lord Voldemort siedział na kamieniu w
swym ogrodzie pod gołym niebem. Było mu zimno, lecz nie był to chłód pozimowej
nocy, tylko uczucie samotności. Straty czegoś, co było dla niego niezbędne do
życia, jak tlen czy woda. Wysunął rękę w kierunku księżyca, jakby chciał go
dosięgnąć.
Był głupcem. Sądził, że może mieć
wszystko lecz teraz wyraźnie dowiedział się prawdy, którą życie mu pokazało.
Był słaby wobec takich spraw jak miłość. Żałował, że nie użył siły (nie chciał
go skrzywdzić), ale teraz był pewien, że jeśli dostałby drugą szansę z
pewnością wykorzystałby wszystkie możliwe opcje, aby zatrzymać tą jedną jedyną
osobę przy sobie.
Nie interesowało go, że cierpiałaby. To
byłoby nie ważne dopóki miałby ją przy sobie. Dopóki byłaby jego i tylko jego.
Dopóki istniała taka możliwość był gotów zrobić wszystko. Uwięzić, związać,
oszukać, zabrać wolność i wszystko co do niej należało, tylko po to aby
zachować tą jedną osobę przy sobie i dla siebie.
Wyobraził ją sobie jak spowrotem
wróciła do swych starych przyjaciół i znajomych. Na przypomnienie sobie twarzy
staruszka wstrząsnął nim gniew. Siwowłosy dyrektor szkoły był tak blisko
Harrego, był za blisko. On nie miał prawa go dotykać, nie miał prawa z nim
rozmawiać, nie miał prawa go widzieć!
Harry Potter był JEGO własnością, i
tylko JEGO. Nikt inny oprócz NIEGO nie miał prawa być blisko niego. Nikt inny
poza Lordem Voldemortem nie mógł być jego panem, jego władcą, jego
właścicielem. NIKT!!!
***
Zielonooki chłopak oparł się o ścianę w
łazience.
- Harry, czy wszystko w porządku? -
zapytał Ron z za drzwi.
- Taaak.
- Na pewno...
- TAK!!! - krzyknął zdenerwowany.
- Aha, to jak wracam do łóżka. - odparł
lekko przerażony, po czym odszedł.
Brunet skulił się chowając głowę między
kolanami. Zaczął cicho popłakiwać z bólu i cierpienia jakie niesie ze sobą
trudna miłość.
"Czemu? Czemu cię kocham?" -
zapytał obraz Czarnego Pana, który właśnie pojawił się w jego umyśle.
"Czemu zakochałem się w osobie, którą nienawidzę... nienawidziłem." -
poprawił się. - "Przestań. Ja już nie mogę. Ja... ja cię naprawdę kocham.
Proszę, pokochaj mnie... także."
***
- Harry, kocham cię. To takie głupie,
ale cię kocham. - Vold zaśmiał się ponuro mówiąc do siebie. - Ja, który
przyrzekałem, że nigdy nie użyję tego słowa zakochałem się tak mocno. W osobie,
którą chciałem zniszczyć. Jestem zazdrosny, że zamiast być ze mną jesteś ze
swoimi przyjaciółmi.
- To boli. Pierwszy raz od długiego
czasu czuję cierpienie mego serca. Coś czego nie chciałem czuć nigdy więcej. Powinieneś
wziąźć za to odpowiedzialność, panie Potter. Wskrzesiłeś we mnie uczucia, które
zabiłem. Przywróciłeś mi znów ludzką postać. Nienawidzę cię za to.
- Nienawidzę gdyż teraz jestem słaby...
wobec ciebie. Ale i tak nie pozwolę, żeby ktoś mi cię zabrał. Nie interesuje
mnie posiadanie potęgi, sławy i władzy jeśli nie mogę mieć ciebie. Ty jesteś
tym czego teraz pragnę. Ty, Harry Potterze, od dzisiaj jesteś moim celem.
- Bądź pewny, że cię złapię, nie
zależnie jak daleko uciekniesz. Naznaczyłem cię magią i poślubiłem. Jesteś mój
nawet jeśli nie ma mnie w pobliżu. Jesteś jak zwierzątko, któremu założy się
obrożę. Będziesz mój dopóki będziesz miał obrożę, a obroża którą ci założyłem
jest niezniszczalna.
***
- Uaaaaa...!!! - dobiegło z salonu.
Harry wybiegł z łazienki i udał się w kierunku krzyku. Zatrzymał się przed
postacią starszego mężczyzny z długą białą brodą. Stanął na przeciwko...
- Du... Du... Du...Dumbledore?!!
- We własnej osobie.
- Ale.. ale... eee... no... te... ja..
ty... bo... eee...
- Pozwól Harry, że powiem to zdanie za
ciebie: "Jakim cudem tutaj jesteś skoro umarłeś?", zgadza się?
Brunet przytaknął głową.
- No cóż. Możesz o to zapytać mojego
asystenta, który pomagał mi w tym całym oszustwie. - tu wskazał ręką na
zakapturzoną osobę stojącą z boku.
- Snape?!!
- Nie jestem już twoim nauczycielem,
ale sądzę, że szacunek nadal mi się należy.
- To jest żart. - powiedział Ron. - Coś
tu nie tak! Przecież Snape jest śmierciożercą, który zabił Dumbledora.
- Ale jesteś głupi, Ron. - przerwała mu
Hermiona. - Dumbledore przed chwilą powiedział, że to było tylko oszustwo.
- Ale jak i w ogóle po co?
- Używając paru czarów, które są
zakazane, jako że użycie ich kończy się wyczerpaniem zdolności magicznych. Tak,
moi drodzy. Obecnie nie jestem czarodziejem, i nie zależnie ile bym się starał
z mej różdżki nie wyleci nawet iskierka. Natomiast zrobiłem to po to, aby przepowiednia
mogła się wypełnić.
Wszyscy zebrani w salonie wstrzymali
oddechy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz