Harry otworzył oczy. Leżał na dywanie w
nie zaprzyjemnym pokoju. Mrocznym i cichym. Powoli się podniósł.
- Auu... - wyrwało się z jego ust.
Okazuje się, że spanie na dywanie nie
jest tak proste jak wygląda. Brunet czuł się obolały od czubków palców u nóg po
czubki palców u rąk. Z trudem wstał i wyprostował się.
- Może masaż? - usłyszał znajomy głos z
tyłu.
- Nie. Za nic sobie nie wyobrażam być
masowanym przez ciebie.
- Masz rację. Mam zbyt wysokie
mniemanie o sobie, żeby masować komuś plecy. Miałem na myśli Dracona, w końcu
przydzieliłem mu opiekę nad tobą.
- Nie, nie potrzebuję. - odtrącił
ofertę. - Gdzie mógłbym się wykąpać?
- Nadal chcesz zmyć te czerwone plamki,
którymi cię pozaznaczałem wczoraj? - zapytał dowcipnie kruczowłosy.
- Tak! - pewnie odpowiedział chłopak.
Voldemort roześmiał się.
- Jak chcesz się śmiać to możesz, tylko
najpierw powiedz, gdzie jest łazienka!
Czarny Pan opanował się.
- Truflek. - powiedział cicho.
Skrzat pojawił się na środku komnaty.
- Czego sobie Pan życzy?
- Zaprowadź me maleństwo do łazienki i
uważaj by nie "zboczył z drogi".
- Tak, Panie. - zaskrzeczał skrzat po
czym podszedł do drzwi. - Proszę za mną, Pani.
Harry spojrzał na Voldemorta.
- Nie martw się. Nie "zboczę z
drogi". Co najwyżej "zgubię się" w drodze powrotnej. - Harry
poprawił krwistookiego uśmiechając się szeroko.
Czarny Pan odwzajemnił uśmiech.
- Jeśli "zgubisz się", to cię
"znajdę". - odparł.
Brunet odwrócił się i poszedł za
skrzatem.
Droga do łazienki od komnaty jego męża
okazała się być długa, ale z zaledwie trzema skrętami. Po zaprowadzeniu na
miejsce swej Pani skrzat ukłonił się i odszedł. Harry został sam. Jakkolwiek
myśli o ucieczce kręciły się w jakimś małym kącie jego głowy, to uważał zmycie
malinek za najważniejszą obecnie sprawę. W końcu jeśli Vold nie będzie miał
dowodów, to mało prawdopodobne, aby ktokolwiek uwierzył, że Harry jest jego
żoną.
Powoli otworzył drzwi do łazienki. Z
początku oniemiał na jakość łazienki. Można by szybko określić jako klasę 1
albo i wyżej, jeśli jest to możliwe. Delikatne ozdoby, wszystko zrobione z
drogich kamieni i najlepszego, nierdzewnego metalu, a nie betonu czy drewna.
Szafki całe ze szkła. Umywalki z bursztynu. Podłoga z szafirów. Sufit w
rubinach. Ściany - były jak malowidła, lecz zamiast farb użyto naturalnych
kolorów drogocennych kamieni.
Idąc dalej była trzy-warstwowa zasłona
zrobiona z jedwabiu. Za nią znajdowała się ogromna wanna. 10 razy większa niż
normalna. Była w kształcie serca, gdzie dokoła niej ułożone były kwiaty
stworzone z drogocennych kamieni. Woda w wannie była gotowa. Harry zanurzył
dłoń. Tak jak sądził - ciepła, w sam raz do kąpieli.
Zdjął z siebie ubrania i wszedł do
wody, położył się i odprężył.
- Ahh... - odetchnął, mrużąc oczy i
zapominając się.
- Aż tak przyjemnie?
Zielonooki otworzył oczy. Po przeciwnej
stronie wanny, patrząc się na niego, siedział ten, którego być tu nie powinno -
według Harrego.
- Po co tu przylazłeś?
- Wziąźć z tobą kapiel.
Brunetowi ciarki przeszły po plecach na
wskutek nadchodzącego zagrożenia. Przysunął się bliżej krawędzi wanny.
- Boisz się? - na pozór grzecznie
zapytał go Voldemort
- Nie.
Krwistooki przysunął się bliżej, aż za
blisko. Prawie stykali się nosami. Harry odwrócił twarz i wtedy dostał buziaka
w policzek.
- Moje. - wyszeptał kruczowłosy.
Młody chłopak próbował wstać i wyjść,
ale silne ręce jego męża zatrzymały go trzymając za nadgarstki.
- Gdzie uciekasz?
- Puść mnie!
Mężczyzna zwolnił uścisk, ale nadal nie
pozwalał swej żonie odejść. Patrzyli sobie w oczy.
- Puść mnie. - powtórzył chłopak.
- Nie. - odpowiedział Czarny Pan.
- Dlaczego? Czego ty ode mnie chcesz?
- Ciebie.
- Za nic nie uwierzę, że się
zakochałeś.
- Nie zakochałem się.
- To po co mnie chcesz.
Voldemort dotknął jego blizny.
- Masz coś co należy do mnie.
- Cząstkę twojej mocy?
- Zgadza się.
- I chcesz ją z powrotem?
- Nie do końca.
Harry zamyślił się.
- Nie rozumiem. - odparł.
- Chcę ciebie jako najważniejszą dla
mnie osobę.
- Chcesz żebym był śmierciożercą?!
- Moją żoną.
- Twoją żoną? Za nic.
- Już jesteś.
Brunet spuścił oczy. Voldemort miał
rację. On - Harry Potter - był już jego żoną.
- Teraz trzeba cię jedynie nauczyć
posłuszeństwa wobec swego męża - pana domu.
- Marzy ci się.
- Jak do tej pory wszystkie moje
marzenia spełniły się.
- Oprócz tego.
- A ja sądzę, że też się spełni.
- W jaki sposób?
- Zastanów się, co będzie jak będziesz
niegrzeczny?
- Masz zamiar mnie szantażować?
- Nie szantażować, słoneczko. Nauczyć
posłuszeństwa.
- Nie dasz rady.
- Prawda, jesteś trudnym uczniem. Ale
ja jestem Lordem Voldemortem - najlepszym nauczycielem.
Młodszy chłopak nic nie odpowiedział.
- Cóż, na razie zostawię cię samemu i
tak nie dasz rady "zgubić się" w drodze powrotnej. - orzekł po czym
wyszedł z wody, zarzucił na siebie szlafrok i poszedł w kierunku drzwi.
- Aj! - zatrzymał się w wyjściu. -
Przypomniało mi się coś, okruszynko. Malinki są niezmywalne. - oznajmił i
roześmiał się. Jego rozbawienie było jeszcze słychał długo po jego wyjściu.
- Głupek. - powiedział do siebie Harry.
- Nie wierzę, że tego się nie da zmyć. - Po czym wziął gąbkę do ręki i energicznie
zaczął szorować swoje ciało.
Po pół godzinie starań musiał przyznać,
że Voldrań miał rację. Czerwone plamki, które zostawił mu na ciele za nic nie
chciały zejść. A od mocnego szorowania niektóre zrobiły się jeszcze bardziej
czerwone. Zielonooki westchnął. Kruczowłosy naprawdę był najlepszym strategiem.
Harry czuł, że przegrał, ale wbrew temu jego gryfońska strona postanowiła nadal
walczyć.
Na dziś mu wystarczyło. po wyjściu z
łazienki na korytarzu czekał skrzat, który miał go odprowadzić do jego komnaty.
Przy okazji był na tyle miły, by oznajmić że jeśli skręci w złą stronę to
wpadnie pułapki, które z jakiegoś powodu zastawił tam jego mąż. Tak więc
poszedł prosto za skrzatem. Swoją sytuację postanowił przemyśleć później.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz