niedziela, 21 lipca 2013

Rozdział ósmy




Powiedz, jak mam znieść twą bliskość
wiedząc, że nigdy już nie wolno mi cię dotknąć?



Gdy się obudził, słońce stało już wysoko na niebie. Rozgrzane powietrze napływało przez otwarte okno do środka, zapowiadając upalny dzień. Przez chwilę rozważał, czy nie wolałby pozostać w łóżku, jak robił to do tej pory codziennie, zamiast schodzić na dół. Jednocześnie zdawał sobie sprawę z tego, że nie może ciągle unikać rozmowy z Malfoyem. Mimo ciepła myśl ta sprawiła, że zadygotał.
Spodziewał się zastać Dracona jedzącego śniadanie, ale przy stole nie było nikogo. Kuchnia świeciła pustkami oraz czystością, nie zdradzając najmniejszego śladu niedawnego posiłku. Cały dom tonął w ciszy, przerywanej jedynie tykaniem starego zegara z kukułką.
A potem zauważył drzwi.
Nie były to żadne szczególne drzwi. Proste, jasne, drewniane, nieco podniszczone, z małym okienkiem z mlecznego szkła pośrodku. Harry zmarszczył czoło. Wczoraj wieczorem z pewnością ich tu jeszcze nie było.
Ciekawość zwyciężyła, jak zawsze. Ostrożnie nacisnął na klamkę. Drzwi otworzyły się, cicho skrzypiąc, ukazując jego zdumionym oczom wielki, zalany blaskiem słońca taras z widokiem na ogród.
Draco siedział w miękkim ogrodowym krześle nad resztkami śniadania. Na dźwięk otwieranych drzwi uniósł głowę.
Harry skamieniał w duchu, a jego serce zaczęło walić dzikim rytmem. Czy kiedykolwiek będzie mógł spojrzeć byłemu Ślizgonowi w twarz, nie myśląc przy tym o gwałcie? Poczuł, jak znów traci kontrolę nad własnymi wspomnieniami. Całą mocą bronił się przed atakiem paniki.
— Dzień dobry. — Głos Dracona tchnął spokojem. Jeśli pojawienie się Harry’ego zaskoczyło go, to nie dał tego po sobie poznać. Jedynie gest, z jakim odgarnął z czoła jasny kosmyk, sprawiał nieco nerwowe wrażenie. — To miejsce jest jeszcze wolne — dodał ze szczyptą ironii, ruchem głowy wskazując krzesło naprzeciwko. — Kawy?
Harry odchrząknął.
— Chętnie, poproszę. — Z trudem panował nad głosem. Wewnętrzne napięcie rosło, gdy siadał przy stole. Draco podał mu kubek wypełniony kawą, pilnując, żeby ich palce nie zetknęły się ze sobą przypadkowo.
Mocny, gorący napój ukoił nieco jego nerwy. Rozejrzał się po ogrodzie. Gdzieś z oddali dobiegał cichy szum wody. Przypuszczalnie nad jeziorem był mały wodospad.
— Od kiedy mamy tu drzwi na taras? — odezwał się w końcu, przerywając niepokojącą ciszę.
Draco wzruszył lekko ramionami, nie spuszczając z niego wzroku.
— Nie mam pojęcia. Zauważyłem je wczoraj wieczorem, gdy wróciłeś na górę. To pewnie jedna z gierek, które Dumbledore tak uwielbia — wyraził przypuszczenie, unosząc brew. — Ale jakby nie było, ten ogród jest świetny. Wczoraj w nocy wyszedłem nad jezioro i rozejrzałem się trochę dokoła.
Harry’ego garnęło nagłe gorąco na wspomnienie tego, co widział z okna. I że Draco nie tylko się rozglądał. Zacisnął dłonie wokół kubka i uniósł wzrok, próbując wyczytać coś z twarzy Malfoya. Ale w jego rysach nie było niczego, co mogłoby wskazywać na to, że poprzedniej nocy zauważył, jak Harry go obserwuje. Żadnego grymasu, żadnej drwiny.
— A, mam tu coś, co należy do ciebie. — Draco sięgnął do kieszeni i wyjął podłużny, drewniany przedmiot, po czym położył go na stole przed Harrym. — W zasadzie powinienem oddać ci ją już wcześniej, ale wtedy mój występ w łazience mógłby się dla mnie źle skończyć — dodał nieco skrępowanym tonem, pocierając swoją nadal posiniaczoną szczękę.
Harry z niedowierzaniem i bardzo powoli sięgnął po różdżkę. Drewno pod jego palcami było gładkie i chłodne. Czy to możliwe, że przez ostatnie dziesięć dni ani razu nie pomyślał o tym podstawowym elemencie czarodziejskiego świata? Ale tak właśnie najwyraźniej się stało, bo dopiero teraz zauważył, że przez cały ten czas czegoś mu brakowało. A potem spojrzał na Dracona i zmarszczył brwi.
— To ty? — zapytał cicho, a jego ręka trzymająca różdżkę zaczęła dygotać. — To ty odebrałeś mi ją w Zakazanym Lesie, gdy oberwałem zaklęciem paraliżującym w plecy?
Wyraz oczu Dracona zmienił się w jednej chwili. Pojawiła się w nim czujność. I lęk. Przeczuł, że dotarli właśnie do punktu bez odwrotu. Nawet rozświergotane ptaki w ogrodzie umilkły. Nadszedł czas, by rozkruszyć mur odgradzający to, co było między nimi niedopowiedziane. Choć Harry zdawał sobie sprawę, że nie będzie to ani przyjemne, ani bezbolesne. Dla nich obu.
— Tak. — Odpowiedź była szeptem lekkim jak podmuch wiatru. Raczej ją odgadł niż usłyszał. — Rozbroiłem cię, gdy dosięgło cię zaklęcie Dołohowa. — Draco pobladł pod swą lekką, złotawą opalenizną. — Oni z pewnością od razu by ją złamali.
Drżenie ręki przeniosło się na resztę ciała. Mimo palących promieni słońca zrobiło mu się nagle zimno.
— Więc byłeś razem z tymi, którzy mnie ścigali? Goniłeś mnie przez Zakazany Las? — Zamknął oczy, ponownie czując miękkość leśnej ściółki pod stopami, widząc rozmytą ciemność i słysząc własny urywany oddech. Smakując swój strach.
— Oni wiedzieli o waszym zadaniu. Wiedzieli, że tam będziecie. Wpadliście prosto w ich zasadzkę. Nie miałem szans, żeby was ostrzec. — Jego głos zdawał się być szumem, dobiegającym do Harry'ego z daleka.
W ułamku sekundy złość zagotowała się w nim, przepędzając każdą racjonalną myśl.
— Do cholery! — Własny wrzask zadzwonił mu w uszach nieprzyjemnym echem. Kubek z kawą rozbił się z trzaskiem o ścianę domu. Gorący płyn rozbryzgał się na wszystkie strony. Zobaczył, jak Draco gwałtownie drgnął. — Dlaczego nic nie zrobiłeś? Dlaczego nikt nie mógł zrobić niczego? — Zamrugał gniewnie, odpędzając łzy, nieubłagalnie torujące sobie drogę na zewnątrz.
Draco nie był w stanie wydać z siebie żadnego dźwięku. Na przemian otwierał i zamykał usta, wbijając palce w drewniane poręcze krzesła. Dolna warga zaczęła mu drżeć.
Złość ulotniła się tak szybko, jak nadeszła. Głęboko zaczerpnął tchu. Widział poczucie winy płonące w oczach Malfoya. I przypomniał sobie słowa Ginny: Dumbledore musiał się mocno wysilić, żeby powstrzymać Dracona przed rzuceniem się po pijanemu z wieży północnej.
— Merlinie — wydusił, z rozpaczą chowając twarz w dłoniach. — Przepraszam. Nie chciałem tak zareagować.
Zapadło ciężkie milczenie.
— Mówiłem ci już, że jesteś ostatnim, który musi za coś przepraszać — odezwał się Malfoy po chwili, odchrząknąwszy. — Nie ma absolutnie niczego, co ja musiałbym ci wybaczyć. — Mięśnie jego twarzy drgały lekko, ale powoli odzyskiwał swe zwykłe opanowanie.
— Jest. — Harry z trudem kontrolował oddech. — To ja cię wybrałem i… zmusiłem do gwałtu. Bałeś się tego. Wyraźnie to widziałem. — Malfoy nie odpowiedział. Siedział z zaciśniętymi ustami i lekko wibrującymi skrzydełkami nosa, wbijając nieruchome spojrzenie w odległy punkt ogrodu. Ale jego milczenie było dla Harry'ego wystarczającą odpowiedzią. — Pierwszy raz musiałeś zrobić coś takiego? — zapytał najostrożniej, jak tylko potrafił. Nie miał pojęcia dlaczego, ale czuł, że powinien to wiedzieć.
Draco przełknął ślinę, unikając jego wzroku. A potem powoli skinął głową.
Harry odchylił się w krześle do tyłu. Zastanawiał się, jak sam by zareagował, gdyby zmuszono go tego, by kogoś zgwałcił. W dodatku mężczyznę. Poczuł mdłości. Nagle nie wiedział, któremu z nich było z tym gorzej, Draconowi czy jemu samemu.
— Nienawidzisz mnie za to? — zapytał Malfoy ochryple. Wpatrywał się teraz intensywnie w twarz Harry'ego, jakby czegoś w niej szukał.
— Czy cię nienawidzę? — Słowa zabrzmiały dziwnie w jego uszach. Czy kiedykolwiek naprawdę nienawidził Dracona? No, może wtedy, gdy jeszcze razem chodzili do szkoły. Ale to było już tak dawno temu. — Nie — odpowiedział po dłuższej przerwie.
Draco spuścił wzrok, czując się tak, jakby toczył ze sobą wewnętrzną walkę. W końcu wyprostował ramiona i zdecydował się zadać kolejne pytanie.
— Co było dla ciebie najgorsze? — Szarymi oczami śledził twarz Harry’ego, próbując zinterpretować jej wyraz. Musiał zrozumieć go na swój sposób, bo po chwili dodał: — Nie musisz mi tego mówić, jeśli nie chcesz albo nie potrafisz.
Harry poczuł skurcz w środku. Zaczerwienił się aż po korzonki włosów. Na Merlina, już tak trudno było opowiedzieć o tym Ginny, osobie mu najbliższej. A teraz siedział przed nim Draco Malfoy, być może nie do końca winny całemu zajściu, ale z pewnością będący powodem jego lęku i wściekłości, i obserwował go z dziwnym wyrazem w oczach.
— Nie… nie wiem, czy potrafię — wyrzucił z siebie zduszonym głosem. Nagle nie wiedział, co ma zrobić z rękami. Coś ścisnęło go za gardło. Przez kilka sekund skupiał się tylko na tym, by uspokoić rozszalały puls, co zresztą z góry było skazane na niepowodzenie.
Nie musiał przecież mówić. Draco pozostawił mu do wyboru milczenie. Jednocześnie zdawał sobie sprawę z faktu, że było to częścią terapii, wymagającą od niego, by to, co do tej pory zostało niewypowiedziane, znalazło wreszcie jakieś ujście.


***


— Straszna była… ta całkowita bezsilność. — Słowa z trudem wychodziły z ust Harry’ego. Słyszał drżenie w jego głosie. — I to, że byłem… wystawiony na czyjąś pastwę.
Poczucie winy zalało go dławiącą falą. Myślał, że za chwilę się udusi. Nie przerwał jednak Harry'emu. Chciał to usłyszeć, chciał ukarać siebie samego za to, co zrobił.
— Wydaje mi się, że łatwiej zniósłbym Cruciatusa niż… to upokorzenie. — Wzrok Harry'ego zdawał się przenikać go na wskroś. Nerwowo splatał palce rąk spoczywających mu na udach. — Może jakoś poradziłbym sobie z tym wszystkim, gdyby… — urwał, głośno wypuszczając powietrze przez nos. Następne słowa były już tylko ochrypłym szeptem. — Gdyby… twój dotyk był mi obojętny.
Draco mógł tylko gapić się na niego w milczeniu, bombardowany tysiącem myśli jednocześnie. Nie wiedział, którą z nich ma najpierw pochwycić.
— Pewnie teraz myślisz, że jestem kompletnie zboczony. — Policzki Harry'ego płonęły, a z jego oczu wyzierało głębokie zażenowanie. Czy kiedykolwiek wyglądał bardziej kusząco niż w tym momencie? — Do tej pory nie rozumiem, dlaczego… podnieciłem się, gdy ktoś dotykał mnie w ten sposób wbrew mojej woli — wyrzekł z trudem. — I w dodatku, gdy robił to mężczyzna. — Każde pojedyncze słowo spływające z jego warg musiało przypominać męczarnię. Wskazywało na to wyraźnie jego spojrzenie.
Na ułamek sekundy nawiedziła go zwariowana nadzieja, że Harry mógły czuć to samo, co on czuł do niego. Rozum podpowiedział mu jednak, że myśl ta była czystym absurdem. Mimo tego niełatwo mu przyszło sformułować to, co miał powiedzieć.
— Nie musisz się tym przejmować — rzekł cicho, z oporem. — To nic takiego. Zwykła fizyczna reakcja, nie mająca nic wspólnego ani z twoimi chęciami, ani z logicznym myśleniem. Pewnie wywołana przez stres. Tego nie trzeba się wstydzić.
Intensywnie zielone oczy Harry'ego zamigotały w wyrazie powątpiewania.
— Cały czas dręczy mnie to, czy dobrze wybrałem, decydując się na ciebie — wydusił dziwnie obcym głosem, nie patrząc na Dracona. — Czy naprawdę zareagowałbym tak samo, gdyby dotykał mnie Dołohow albo Rookwood? Na samą myśl o tym dostaję gęsiej skórki z obrzydzenia. — Bezwiednie potarł sobie ramiona, pociągając nosem.
Iskierka nadziei rozbłysła na nowo, nie pozwalając się ugasić. Zatrząsł się na wspomnienie palącego wzroku Harry'ego na swej skórze zeszłej nocy, gdy nagi wychodził z jeziora.
— A mną się nie brzydziłeś? — zapytał odruchowo, zanim zdążył pomyśleć, co mówi.
Krzesło Harry'ego ze zgrzytem odsunęło się od stołu. Były Gryfon wstał i oddalił się o kilka kroków. Zatrzymał się, odwrócony do niego plecami, i zerwał liść winorośli wijącej się wokół drewnianej drabinki w rogu tarasu, po czym rozerwał go na kawałeczki. Draco wyraźnie usłyszał, jak Harry kilkakrotnie łapie głęboki oddech.
— Nie — wyznał w końcu, gdy jego rozmówca nie liczył już na żadną odpowiedź. — Właśnie dlatego… dlatego wybrałem ciebie. — Nie mógł powstrzymać swego serca przed radosnym szarpnięciem. Uczucie to trwało zaledwie jedno mgnienie oka, bo kolejne pytanie Harry'ego było niczym kopnięcie w żołądek. — A co było najgorsze dla ciebie, Draco?
Dziwnie było usłyszeć swoje imię z ust Harry'ego. Wnętrzności skręcały mu się z napięcia. Czuł, jak oblewa go pot. Jego dłonie zwilgotniały i spróbował wytrzeć je dyskretnie o nogawki spodni. Wszystko zdawało mu się łatwiejsze od odpowiedzi na to pytanie. Ale mimo tego spróbował.
— Nie chciałem… żeby ktokolwiek cierpiał tak przeze mnie. Nigdy nie chciałem kogoś w ten sposób upokorzyć. — Przełknął sucho. — A przede wszystkim… nie chciałem…
Głos odmówił mu posłuszeństwa. Pragnął wyjaśnić, że nie chciał czuć żadnej przyjemności gwałcąc Harry'ego. Ale że nie był przy tym w stanie kontrolować ani swoich uczuć, ani ciała. Ponieważ wszystko w nim pragnęło posiąść Harry'ego. Doskonale zdawał sobie sprawę, jak bardzo Potter znienawidziłby go za to, gdyby się o tym dowiedział. Wina miała potwornie gorzki smak. Wiedział, że pozostanie tak na zawsze.
Harry wpatrywał się w niego wielkimi oczami, wyrażającymi nieme pytanie. Czego nie chciałeś? Czego?
Jego spojrzenie i bliskość odbierały mu rozum. Czy Harry naprawdę nie wyczuwał napięcia, które iskrzyło się między nimi?
Płynnym ruchem podniósł się od stołu.
— Przykro mi — wyrzekł z wysiłkiem. — Kiedyś… ci powiem. Ale na razie… potrzebuję czasu.

Koniec rozdziału ósmego

Uspokój się, me serce, uspokój swój rytm.
Nie obawiaj się choć raz w życiu.
Nie udaję, że cię kocham
i tym razem się ciebie nie boję

(Wolfsheim, „Once In A Lifetime”)


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz