poniedziałek, 22 lipca 2013

Rozdział piętnasty







Pokonaj lęk.
Nie ma we mnie niczego, czego mógłbyś się bać.



— Królestwo za twoje myśli.
Nietknięta bułka leżała na talerzu. Nie miał pojęcia, jak długo już obserwował Pottera, który siedział po przeciwnej stronie zastawionego do śniadania stołu i kartkował stary, znaleziony gdzieś w otchłaniach domu mugolski magazyn, wsuwając do ust, w nieświadomie kuszący sposób, jedno winogrono za drugim. Wiedział tylko, że widok ten sprawia mu przyjemność i odzywa się łaskoczącym echem w jego podbrzuszu.
— Hm? — mruknął Harry z pełnymi ustami, poprawiając zsunięte w dół okulary i spoglądając na Dracona z łagodnym zdziwieniem.
Nieobecny wyraz na twarzy Pottera rozbawił go niespodziewanie.
— Chciałbym wiedzieć, co ci właśnie chodzi po głowie — wyjaśnił po chwili namysłu.
Kąciki ust Harry'ego drgnęły w króciutkim uśmiechu, a w oczach zatańczyły dziwne iskierki. — A ja chciałbym się dowiedzieć, co masz na myśli — odparł z udawaną niewinnością. Lekko zaczerwienione policzki zdradzały jednak, że doskonale wie, o co chodzi.
— Już ci wierzę. — Poczuł zimny i gorący dreszcz, wspominając mokrą, jedwabistą skórę Harry'ego pod swoimi rękami. — Serio, byłem pewien, że mnie uderzysz albo ogłuszysz zaklęciem, gdy spróbuję wciągnąć cię pod prysznic. W żadnym razie nie oczekiwałem, że…— urwał raptownie i odchrząknął, czując zbliżającą się falę rumieńca. Co się z nim działo? Przecież niełatwo go było wpędzić w zakłopotanie. — Zwłaszcza, że… Wczoraj w południe nie chciałeś mnie nawet pocałować — uzupełnił cicho.
Harry spojrzał w dół, niemal dotykając policzków długimi, prawie dziewczęcymi rzęsami. Odetchnął kilka razy, zanim zdobył się na odpowiedź.
— Nie rozumiesz — zaczął z ociąganiem. — Wczoraj nad jeziorem miałem… dość czasu, żeby pomyśleć. I coś mnie blokowało, coś, czego nie mogłem opanować. Ale gdy rzucasz się na mnie tak bez uprzedzenia, jak dziś rano, to co innego. — Spojrzał na niego z zaczerwienioną twarzą. — Gdy mnie całujesz, to wtedy… nie wiem jak, ale wtedy zapominam o wszystkim, co się stało.
Łaskotanie w podbrzuszu Dracona przybrało na sile. Ukrył trzęsące się z przejęcia dłonie pod stołem.
— Ale kiedy myślisz, że śpię, to wtedy nic cię… nie blokuje? — spytał równie słodkim, co wyzywającym tonem. W zasadzie chciał zachować to dla siebie, ale drażnienie Harry'ego sprawiało mu zbyt wielką satysfakcję.
Harry gapił się na niego przez chwilę. W jego oczach odbiło się zaskoczenie, natychmiast zastąpione przez złość.
— Więc dziś rano udawałeś tylko, że śpisz? — wybuchnął.
Nieobliczalny temperament Harry'ego rozbawił go, napraszając się wręcz o kolejną prowokację.
— Przepraszam — odrzekł, pozornie skruszony. — Ale nie chciałem ryzykować, że przestaniesz.
W zapadłej ciszy można byłoby usłyszeć trzepot motylich skrzydeł. Z największym wysiłkiem wytrzymał przenikliwe spojrzenie Harry'ego. Na jego twarzy nadal malowała się konsternacja, ale gniew zdawał się ulatniać równie szybko, jak nadszedł.
Draco przechylił się ponad stołem.
— Nigdy bym nie pomyślał, że potrafisz być tak… ofensywny — powiedział, wykrzywiając wargi w dwuznacznym grymasie i unosząc jedną brew. Jego głos stał się nagle dziwnie zachrypnięty. — Nieźle mnie zaskoczyłeś pod prysznicem.
Łobuzerski błysk zatańczył w nieprzeniknionych oczach Harry'ego, ale układ ust wskazywał na powagę.
— A ja nigdy nie pomyślałbym o tym, że akurat ty sprawisz, że zapomnę o zasadach dobrego wychowania — odparł śmiało.
Serce zabiło mu szybciej. W myślach przeklinał stół, który, ot tak, po prostu, miał czelność stać między nimi.
— Mam nadzieję, że nie zapomniałeś o nich po raz ostatni?
Harry również pochylił się nad stołem, zbliżając się powolutku, tak że ich twarze niemal się ze sobą zetknęły.
— Już się o to postarasz, mam rację? — zapytał, zwężając oczy w cienkie szparki. Jego ciepły oddech muskał policzek Dracona.
Malfoy uśmiechnął się i z powrotem odchylił na oparcie krzesła. Wiedział, że Harry doskonale zna odpowiedź na to retoryczne pytanie.


***


Już w trakcie śniadania błękitne do tej pory niebo zaczęło się chmurzyć. Teraz pierwsze ciężkie krople zastukały o szyby wysokich okien salonu, a z oddali dobiegł pomruk grzmotu. Wzdychając, obserwował narastającą na zewnątrz szarość, dopóki Draco nie pojawił się bezszelestnie u jego boku.
— Dziś nici z kąpieli — wymamrotał Ślizgon, wypowiadając na głos to, co Harry właśnie pomyślał.
Skinął głową, osowiały.
— Co więc będziemy robić? — zapytał, patrząc na swe odbicie w okiennej szybie. Spodziewał się jakiegoś dwuznacznego komentarza, usłyszał jednak co innego.
— Dumbledore przysłał nam zadanie — odrzekł Draco po chwili wahania swym zwykłym, opanowanym tonem.
Wiadomość sprawiła, że odwrócił się gwałtownie.
— Tak nagle? — zdziwił się, marszcząc czoło. — Co to za zadanie?
Draco podszedł do masywnego, dębowego stołu, sięgnął do sporego stosu dokumentów spoczywającego na krześle i ze stęknięciem przemieścił go na blat, po czym zajął się starannym rozkładaniem papierów. Harry zbliżył się i zerknął spoza ramienia Dracona na stół. Woń starego pergaminu połaskotała mu nozdrza.
— To kopie akt personalnych wszystkich pracowników ministerstwa — uświadomił go Draco. — Poza tym mamy tu listę godzin pracy każdego zatrudnionego i informacje o projektach poszczególnych zespołów. Nie ciesz się za szybko, to dopiero pierwszy stosik. — Wsunął ręce do kieszeni i fuknął z cicha. — Mamy przejrzeć te papierzyska i stwierdzić, czy rzuca nam się w oczy coś podejrzanego.
— A po co to wszystko? — zapytał, przygryzając dolną wargę. Nadal nie rozumiał, do czego zmierzał Draco.
Malfoy odwrócił wzrok. Najwyraźniej miał trudności ze sformułowaniem odpowiedzi.
— Wspominałem ci, że śmierciożercy wiedzieli o waszym zadaniu. Wiedzieli, że Fudge wysłał was do Zakazanego Lasu i zastawili tam na was pułapkę — wyrzucił z siebie z oporem. Harry wbił wzrok w ziemię, czując, jak włoski na karku stają mu dęba. — A to może znaczyć tylko jedno: ministerstwo ma gdzieś przeciek — kontynuował Draco stłumionym głosem. — Ktoś ma kontakty z ciemną stroną. Ktoś, kto blisko współpracuje z Fudge'em. — Nerwowo zdmuchnął opadający na czoło kosmyk. — A Dumbledore chce, żebyśmy wyśledzili zdrajcę.
— Zdrajca w ministerstwie? — wyrzekł bezbarwnym tonem. Wiadomość wstrząsnęła nim bardziej, niż chciał się przyznać. Często bywał w ministerstwie, znał wiele pracujących tam czarownic i czarodziejów, z niektórymi nawet dość blisko się przyjaźnił. Trudno mu było uwierzyć, że któryś z nich miałby stać po stronie Voldemorta. Zacisnął palce na poręczy stojącego przed nim krzesła.
— Na to wygląda. — Draco usiadł powoli na jednym z wyściełanych siedzeń i sięgnął po pierwsze z brzegu akta.
Harry rozpoznał na zdjęciu Hestię Jones, rzucającą im do głębi obrażone spojrzenia i odwracającą się od nich pogardliwie.
— Nie są szczególnie zadowoleni z podejrzenia o zdradę — mruknął pod nosem i opadł na miejsce obok Dracona.
— Niezadowoleni to za słabe słowo — dodał Draco z westchnieniem, otwierając kolejną teczkę i niechętnie patrząc na Szalonookiego Moody'ego, groźnie potrząsającego pięścią pod jego adresem. — Może zacznijmy od sprawdzania tych, których zatrudniono w ostatnich miesiącach. Zakładam, że ciemna strona przysłała swego szpiega stosunkowo niedawno.
— Niezły punkt wyjścia — zgodził się Harry, odkładając akta Kingsleya Shacklebolta, którego rozgniewana podobizna zdążyła już odwrócić się do niego plecami.
Przez dłuższy czas pracowali w ciszy, przerywanej jedynie bębnieniem deszczu o szyby i szelestem pergaminu. Harry szybko zauważył, że odwykł od pracy przy biurku. Nazwiska, daty i twarze przewalały się obok niego jak fale wielkiej rzeki, rozpływając w jedną wielką, nieokreśloną masę. W skroniach zaczęło mu nieprzyjemnie pulsować.
Rzucił ukradkowe spojrzenie na Malfoya, całkowicie zatopionego w dokumentach i najwyraźniej nieczującego na sobie wzroku Harry'ego. Po raz kolejny w ciągu ich pobytu w domu przy Grimmauld Place zadał sobie pytanie, co aż tak pociągało go w Draconie, który zasadniczo nie odpowiadał typowemu ideałowi męskiej urody, tak często prezentowanemu w różnych czasopismach.
Jego oczy miały ładny kolor, ale odrobinę za wąski rozstaw, przez co nadawały twarzy wyraz surowości. Nos i broda były trochę zbyt spiczaste, a skóra wręcz przezroczyście blada, mimo częstego przebywania na słońcu. Tylko dłonie, ostrożnie przewracające karty akt, odznaczały się niewątpliwą urodą. Drobnokościste, ale w żadnym wypadku nie po kobiecemu filigranowe. A gdy Draco obrócił się ku niemu z kpiącym uśmiechem, odsłaniając rząd nieskazitelnie białych zębów i budząc tym samym nerwowe drżenie w jego brzuchu, Harry uznał swoje pytanie za nieistotne.
Zakłopotany, otworzył następną teczkę i nagle patrzył prosto w twarz Blaise'owi Zabiniemu. Chwilowe zaskoczenie minęło, gdy przypomniał sobie, że Draco napomykał coś o jego pracy w ministerstwie.
Nie widział go już od dawna. Może właśnie z tego powodu mężczyzna spoglądający z fotografii wydał mu się zupełnie obcy. Był przystojny, przyznał Harry w duchu, kontemplując fiołkowe oczy i kontrastującą z nimi ciemną, sięgającą ramion grzywę włosów, zebraną w koński ogon. W odróżnieniu od reszty Blaise nie odwrócił się, taksując go nieco aroganckim wzrokiem. Coś w jego oczach sprawiło, że Harry pospiesznie odwrócił kartkę. Notka znajdująca się na następnej stronie przykuła całą jego uwagę. Przeczytał ją uważnie ze zmarszczonym czołem.
— Czy Zabini rzeczywiście pracuje w ministerstwie dopiero od czterech miesięcy?
Draco uniósł głowę, w zastanowieniu ściągając brwi.
— Możliwe, a dlaczego?
— Ponieważ szukamy nowo zatrudnionych pracowników — przypomniał mu Harry tonem chłodniejszym, niż zamierzał.
Draco roześmiał się cicho i zamknął trzymaną w dłoni teczkę.
— Uwierz mi, Blaise nie ma nic wspólnego z ciemną stroną. Dałbym sobie za to uciąć rękę.
Ostatnie słowa zakłuły Harry’ego lekko, a w głowie usłyszał głosik chichoczący „Zazdrosny?”. Zdecydowanie wyrzucił go ze świadomości.
— Znasz go już od bardzo dawna, prawda? — spytał jakby mimochodem.
Draco skinął głową.
— Niemalże od kołyski. — Przez chwilę wydawało się, że tym samym wyczerpał temat, jednak po chwili zdobył się na wyczerpujące wyjaśnienie. — Blaise nie odznacza się niestety ani przesadną ambicją, ani szczególnymi aspiracjami. Całe lata studiował jakieś bzdury i rozbijał się po świecie. Kiedyś odziedziczy majątek, więc nie gra roli, czy zdobędzie jakiś sensowny zawód. Kilka miesięcy temu namówiłem go, żeby postarał się o posadę w ministerstwie, bo zaczynał już umierać z nudów, nie mając nic konkretnego do roboty. Nieoczekiwanie praca w dziale Magicznego Transportu całkiem mu odpowiada. — W zamyśleniu sięgnął po szklankę stojącą na stole i upił łyk wody.
Przewrócił kartkę, wracając do strony ze zdjęciem. Na usta Zabiniego wypłynął uśmieszek, jakby na potwierdzenie ostatnich słów. Harry stwierdził, że go nie cierpi.
— On też jest gejem? — spytał zupełnie bez związku, bo Draco nie wspomniał ani słowem o ewentualnym byłym romansie z Blaise’em. A może nawet nadal aktualnym.
Draco o mały włos nie zakrztusił się wodą.
— Czemu pytasz? — wykaszlał. — Czyżby ci się spodobał?
Harry wygiął usta w pogardliwym grymasie.
Mnie nie — odparł prowokująco, przyprawiając Malfoya o rumieniec. Fakt ten rozbawił go w dziwny sposób.
Draco szybko odzyskał zdolność ripostowania i potrząsnął głową z uśmiechem.
— Blaise nie odmówi żadnej płci, o ile wiem — odrzekł w końcu bez oporów. — Czy teraz, po tym wyjaśnieniu, skreślisz go z listy twoich podejrzanych?
Harry odpowiedział wymijającym uśmiechem, odkładając akta Blaise’a na stół. Zakonotował sobie w pamięci, żeby po powrocie do ministerstwa poddać Zabiniego dokładniejszej obserwacji.


***


Gdy nadszedł wieczór, Draco rozpalił ogień w kominku. Nie dlatego, że marzł, ale po to, żeby było przytulniej.
Z kieliszkiem sherry w ręku wymościł sobie wygodne gniazdko w starym fotelu z wysokim oparciem, w nadziei, że trochę wytchnienia pozwoli mu uporządkować myśli i odpocząć. Przeszukiwanie akt było bardziej męczące, niż się spodziewał, i nie doprowadziło, jak na razie, do żadnych nowych wniosków.
Ani strzelające w palenisku płomienie, ani sherry nie pomogły mu jednak odbudować zwykłego spokoju. Być może za przyczyną Harry’ego, leżącego na brzuchu na śnieżnobiałym futrze przed kominkiem, nadal zajętego przewracaniem papierów i z wysiłkiem powstrzymującego opadające powieki.
Jego ciało samo postanowiło opuścić fotel i zbliżyć się do Harry‘ego. W żaden sposób nie zadecydował o tym świadomie. Niespiesznie opadł na podłogę obok Pottera. Żar ognia musnął mu twarz, palce wsunęły się w gładką, miękką fakturę futra. Nie miał najmniejszego pojęcia, od jakiego zwierzęcia mogło pochodzić.
— Nie uważasz, że na dziś wystarczy? — spytał cicho, nie chcąc wystraszyć Harry’ego.
Potter westchnął. Po chwili zatrzasnął teczkę, obrócił się na plecy i przymknął oczy.
— To frustrujące, nie wiedzieć, czego się tak właściwie szuka — mruknął zmęczonym głosem, trąc powieki wsuniętymi pod szkła okularów palcami.
Draco potrzebował zaledwie ułamka sekundy na zastanowienie. A potem wyciągnął rękę, ostrożnie zdjął okulary i odłożył je na bok.
Atmosfera uległa natychmiastowej zmianie. Harry usiadł gwałtownie. W jego oczach było zdumienie i odrobina tego samego lęku, który Draco widział już rano, wciągając go pod prysznic. Zmęczenie uleciało w jednej chwili.
Draco czuł pulsowanie krwi w żyłach. Lekko drżącymi palcami dotknął policzka Harry’ego, po chwili przesuwając nimi łagodnie wzdłuż szyi.
— Nie zamierzam cię już zaskakiwać — wyjaśnił poważnie. — Będziesz miał dość czasu do namysłu. Dość, żeby zadecydować, czego chcesz, a czego nie.
Oczy Harry’ego przybrały nieodgadniony wyraz. Jego oddech przyspieszył, wargi rozwarły się lekko. Draco musiał zmobilizować wszystkie siły, żeby powstrzymać się przed pocałowaniem go. Nie chciał znów go dezorientować. Nie tym razem.
Ostrożnie przysiadł na udach Harry‘ego. Jego dłonie spoczęły krótko na ramionach Pottera, by chwilę później powędrować w dół wzdłuż pleców. Czuł dreszcz wstrząsający ciałem Harry’ego, gdy zębami najpierw delikatnie ujął płatek jego ucha, a potem pokrył leciutkimi pocałunkami każdy skrawek skóry szyi.
Harry nie zaprotestował, gdy ręce Malfoya niespiesznie wsunęły się pod cienki materiał jego koszulki. Do Dracona dotarło ledwo słyszalne westchnienie. Patrząc kątem oka stwierdził, że powieki Harry’ego były zamknięte.
Wyczuł, jak drobne włoski na karku Harry’ego stają dęba. Przesunął palcami po jego brzuchu, badając zarys mięśni i powoli poprowadził rękę z powrotem do góry. Harry ochoczo uniósł ramiona, pozwalając Draconowi zdjąć mu koszulkę.
Sam widok nagiego torsu wystarczył, by zakręciło mu się w głowie z podniecenia. Wszystko w nim domagało się Harry’ego. Najwyższym wysiłkiem woli odparł obezwładniające go pragnienie, wiedząc, że musi trzymać własną żądzę na wodzy, jeśli chce, by Harry mu zaufał.
Łagodnie odchylił górną połowę ciała Harry’ego w tył, kładąc go na miękkim futrze. W najśmielszych marzeniach nie wyobrażał sobie, że były Gryfon będzie kiedykolwiek leżał pod nim półnago. Myśl ta sprowadziła przelotny uśmiech na jego usta, gdy nachylał się nad nim.
Miękko obwiódł językiem kontur piersi Harry’ego, czując słonawy smak i rozkoszując się urwanymi, mimowolnymi pomrukami, docierającymi do jego uszu. Wtulił twarz w zagłębienie łokcia Pottera, wdychając oszałamiający zapach jego ciała.
— Też chcę dotknąć twojej skóry.
Był to zaledwie ochrypły szept, wystarczył jednak, żeby Draconem targnęła gorąca fala adrenaliny, niespodziewanie mieszając mu szyki. Stęknął zaskoczony, gdy zdecydowane dłonie energicznie pozbawiły go swetra. Poczuł się bezsilny, gdy otoczyły go silne ramiona, pociągając w dół na białe, zaskakująco chłodne futro.
Leżeli na boku, obejmując się mocno i patrząc na siebie nawzajem. Nadal nie potrafił odczytać wyrazu w oczach Harry‘ego. Dłoń Pottera niepewnie dotknęła jego ramienia, pieszczotliwie przejechała po jego piersi. Palący żar we wnętrzu Dracona ustąpił na chwilę miejsca niewytłumaczalnej melancholii.
— Wybaczysz mi kiedyś to, co ci zrobiłem? — Słowa wyleciały z jego ust, zanim zdołał sformułować jakąkolwiek myśl.
Harry nie wydawał się zaskoczony. Jego ręce nadal głaskały skórę Dracona.
— Już dawno ci wybaczyłem. Nie zauważyłeś?
Draco przełknął ślinę, pokonując nagły skurcz w gardle.
— Nie rozumiem, jak mogło ci to przyjść tak łatwo — wydusił.
Głos Harry’ego ciągle brzmiał miękko.
— Bo naprawdę zgwałcili mnie ci, którzy tylko się przyglądali. — Wziął kilka głębokich oddechów i dodał: — I niech lepiej nie oczekują ode mnie litości.
Draco wyczuł śmiertelną powagę w tych słowach i zadygotał w duchu. Jednak gdy spojrzał Harry’emu w oczy, nie zobaczył w nich pragnienia zemsty. Widział tylko czułość i osobliwy wyraz zdecydowania, którego w pierwszej chwili nie umiał zinterpretować.
Deszcz nadal uderzał o okna. Odgłos ten był niezwykle uspokajający.
Obejmujące go ramiona, silne i zarazem miękkie, przekręciły go uważnie na plecy. Harry pochylił nad nim twarz, a lekki uśmiech zatańczył na jego ustach. Uśmiech, od którego Draconowi zrobiło się dziwnie słabo.
Na sekundę w jego oczach zamigotało pytanie, które umknęło niemal natychmiast. A potem usta Harry’ego opadły łagodnie na jego własne.


Koniec rozdziału piętnastego



Miłość to dzikie zwierzę
Wpadasz w jej zasadzkę
Wpatruje ci się w oczy
Zaczarowuje, gdy spotykasz jej spojrzenie

(Rammstein, „Amour”)


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz