poniedziałek, 29 lipca 2013

Rozdział XVI Miłość





Z różdżki Czarnego Pana wyleciał śmiercionośny promień. Pokój na sekundę został roświetlony zielonym światłem, aby po chwili znowu zapaść się w mroku.
Obok łóżka, na którym leżał chłopak, stał krwistooki mężczyzna. Upuścił różdżkę, która upadła na podłogę odbijając się i odskakując w kąt. Kruczowłosy podniósł rękę i spojrzał na swoją dłoń w przerażeniu. Jego myśli skupione były tylko na jednym. Na tym jak wycelował różdżką w chłopaka, rzucił czar i... nie trafił.
Patrzył uważnie na swoją dłoń. Trzęsła się, trzęsła tak jak nigdy. W jego sercu zaczęło się powoli formować dziwne uczucie. Cofnął się od łóżka. Bał się, bał się tego uczucia o nazwie... miłość.
Wybiegł z komnaty zostawiając tam zarówno nadal żyjącego chłopaka jak i swoją upuszczoną różdżkę. Jego szeroko otwarte oczy przeraziły się bardziej, gdy jego myśli zaczęły szybciej krążyć obok tego co chciał zrobić. Mówiąc mu, że to było złe, obwiniając go. Upadł na podłogę, jego serce mocno zabolało z bólu jakiego nie znał.
Jeszcze przed chwilą starał się zachować spokój, lecz teraz nawet nie rozumiał po co. Jego wszystkie uczucia, które zamknął, zniszczył, a przy najmniej miał taką nadzieję, nagle w jednym momencie wróciły. Przywracając cierpienie jakie niesie ze sobą krzywdzenie innych.
Twarze wszystkich osób, przerażonych, błagających go o litość, dzielnie przeciwstawiających, uciekająch, próbujących się ratować w jakikolwiek sposób, które kiedyś nie robiły na nim znaczenia, teraz sprawiały mu cierpienie. Chciał się uwolnić od tego bólu. Bólu, którego nie rozumiał. Bólu, który według niego nie powinien istnieć.
Wbił paznokcie w podłogę, najmocniej jak mógł. Poleciała krew, lecz nie poczuł bólu. Chciał ulgi, lecz ta nie przychodziła. Chciał przerwać to cierpienie, umrzeć, cokolwiek. Ale nic nie przyszło, nic i nikt nie chciał mu pomóc. Był wściekły sam na siebie. Za swoją głupotę, za wszystko.
W jednej sekundzie przestał myśleć o nieśmiertelności, o władzy, o potędze. Obecnie miał tylko jedno życzenie, takie za które był gotów oddać wszystko, nawet własne życie. Chciał aby te cierpienia się skończyły. Te cierpienia, które bolą mocniej niż jakiekolwiek inne.
***
Harry powoli otworzył oczy. Leżał na łóżku w swej komnacie. Podniósł się do pozycji siedzącej i rozejrzał dokoła. Jego wzrok padł na długi kijek leżący w końcie przy szafie. Zszedł z łóżka i podszedł bliżej. Podniósł ową rzecz i dopiero w tym momencie zdał sobie sprawę z jej ważności i znaczenia.
Rozejrzał się po komnacie. Jeśli była różdżka jego męża to mogłoby tylko oznaczać, że kruczowłosy też jest albo był. Pustka jaka panowała w komnacie wyraźnie dała znać, że jest jedyną żywą istotą w niej przebywającą. Podszedł do wejścia i wtedy zauważył. Drzwi do komnaty były niedomknięte.
Nacisnął klamkę i wyszedł na zewnątrz. Jego wzrok padł na sylwetkę osoby leżącej na podłodze. Niewiele się zastanawiając podbiegł i położył rękę na jej ramieniu.
- Czy...? - nie zdąrzył dokończyć pytania, gdyż mężczyzna leżący na podłodzy mocno ścisnął jego rękę, po czym swym ciałem przygwoździł go do podłogi.
***
Voldemort leżał na podłodze. Był słaby, ból który odczuwał zabierał mu siły. Chciał pomocy. Wołał o pomoc. Wzywał ją. Lecz to były tylko myśli. Jego usta mogły tylko otworzyć się po to aby wydać krzyk bólu lub jęk cierpienia.
Poczuł czyjąś dłoń na swym ramieniu, nie namyślał się długo. Chwycił ją tak jak tonący chwyta się czegokolwiek, co by tylko mogło uratować mu życie. Resztkiem sił podniósł się, lecz w tym samym momencie jego nogi osunęły się i przewrócił się przygwożdżając drugą osobę do podłogi.
Poczuł się słaby, zbyt słaby, aby mógł jeszcze raz wstać, a ciepło bijące od drugiego ciała, w ogóle TO drugie ciało w jakiś sposób łagodziło jego ból i usypiało. Tak. To było prawdą. Krwistooki czuł się śpiący, bardzo zmęczony. Nigdy nie spał, nie potrzebował snu, więc dlaczego teraz tak bardzo czuł się senny.
Nie zastanawiał się. Myślenie bolało. Zbyt bolało jak na jego obecny stan...
***
Jęk bólu wydał się z ust bruneta gdy uderzył o twardą posadzkę. Podniósł głowę i spojrzał na osobę, która leżała na nim. Oddychała spokojnie, spała. Zielonooki chłopak nie miał zamiaru leżeć wiecznie przygnieciony przez swego męża do podłogi. Po pięciu minutach męczenia się z wydostaniem spod większego ciała usiadł pod ścianą.
Jego oczy patrzyły na mężczyznę. Wstał. Wycelował różdżką w krwistookiego:
- Mobilicorpus.
***
Jakiś czas później Voldemort spał na łóżku w komnacie swej żony. Harry siedział przy nim trzymając jego rękę. Sam nie wiedział czemu był taki miły dla osoby, która chciała go wykorzystać. Nie rozumiał dlaczego jego serce bije jakby chciało mu powiedzieć: "nie martw się, już wszystko dobrze".
Położył się obok kruczowłosego. Przymknął oczy patrząc na śpiącą twarz Czarnego Pana. Usnął zastanawiając się co będziej dalej. Przez sen przybliżył się i wtulił w ciało drugiej osoby.
Tego czasu obydwoje śnili jeden i ten sam sen. Dość dziwny sen.
***
Voldemort stał na jakichś puszystych kamieniach układających się w drogę. Spojrzał w niebo po którym spojonie płynęły różowe chmurki w kształcie serduszek. Dokoła fruwały żółte ptaszki śpiewając ludzkim głosem miłosne piosenki. Ruszył do przodu. Przyglądał się wyraźnie drzewom z cukru o żywicy z miodu i czekoladowych liściach kłaniającym się mu po drodze.
Idąc dalej spotkał pomarańczowego kota, który trzymał pocztówkę w kształcie serduszka w swym pyszczku. Mężczyzna wziął ją i przeczytał: "czekam na ciebie pod wierzbą przy rzece". Jako podpis było "żona". Kot odwrócił się w prawo wskazując kierunek.
Kruczowłosy poszedł na miejsce spotkania. Po paru minutach dotarł do rzeki, lecz zamiast zimnej wody było ciepłe mleka, a zamiast ryb pływały bułki. Rozejrzał się dokoła. Po prawej stronie znajdowało się duże drzewo. Jego kora zrobiona była z cukru-pudru, natomiast liśćmi były lizaki. Gdzie z jednego długiego wyrastały mniejsze i tak aż do samej ziemi przykrywając drzewo.
Voldemort wszedł do środka. Tak jak się spodziewał wewnątrz znajdowała się jego żona. Zielonooki spojrzał na niego i uśmiechnął się.
- Czekałem. - powiedział.
Krwistooki podszedł bliżej.
- Usiądź. - brunet wskazał miejsce koło siebie.
Kruczowłosy wykonał prośbę.
- Naprawdę długo czekałem.
- Przecież dojście tu zajęło mi zaledwie pare minut odkąd dostałem wiadomość.
- Ale też zajęło ci wiele lat zanim zechciałeś tu przyjść.
- Nie rozumiem.
- Byłeś tu kiedyś?
- Nie, to pierwszy raz gdy widzę takie dziwactwo.
- To świat dla tych, którzy są zakochani. Spójrz. - wskazał ręką dokoła siebie i znikąd Voldemort zauważył wiele osób, których wcześniej z pewnością nie było. Par kochanków i małżeństw obejmujących się z miłością, całujących, czule rozmawiających, po prostu będących razem ze sobą szczęśliwymi.
- Czekałem. - powtórzył jeszcze raz chłopak.
Kruczowłosy spojrzał na niego.
- Kocham cię. - powiedział zielonooki przez łzy i wskoczył w jego ramiona.
Krwistooki nie wiedział jak zareagować na taką sytuację. To było pierwszy raz kiedy się z czymś takim spotkał. Lecz wbrew swemu zaskoczeniu powiedział trzy słowa, które szczerze były w jego sercu.
- Ja ciebie też. - po czym objął go ramionami i przytulił mocno do siebie.


1 komentarz:

  1. ooooooooooo bleeeeeeeeeeeeeeeeee... Ale słodka końcówka... Normalnie mnie mdli :( ale i tak super opowiadanie :-D

    OdpowiedzUsuń