poniedziałek, 29 lipca 2013

Rozdział XIX Ucieczka



Fred i George stali spraraliżowani. Nigdy nie uwierzyliby w to co przed chwilą widzieli gdyby nie to, że widzieli to na własne oczy. Powoli doszli do siebie. Razem podeszli do łóżka i usiedli po obu stronach. Fred potrząsnął śpiącego chłopaka, który uchylił sennie powieki.
***
Brunet poczuł jak ktoś stara się go obudzić. Otworzył oczy i ujrzał twarz Freda, a może George'a. Informacja o tym nie dotarła do niego od razu. Ponownie zamknął oczy. Dopiero po chwili skojarzył obraz jaki zobaczył. Zerwał się jak oparzony i szeroko otworzył usta ze zdziwienia.
- My chyba powinniśmy być bardziej zdziwieni. - powiedział jeden z bliźniaków.
- Masz rację, George. Kto by przypuszczał, że Sam-Wiesz-Kto kocha swego największego wroga: Harrego Pottera.
Chłopak zamrugał oczami.
- Nie rozumiem. - wymamrotał.
= Widzieliśmy!
- Co?
- Jak cię pocałował - wytłumaczył Fred.
- Kiedy?
- Przed chwilą, jak spałeś. - odparł George.
Informacje jakkolwiek jasno powiedziane nie chciały dotrzeć do jego umysłu.
- Naprawdę?
= Taaaaaaak.
Zielonooki upadł na łóżko i ręką dotknął swoich ust, na których według zeznania bliźniaków został złożony pocałunek Czarnego Pana.
- Harry - zaczął Freg. - Czy mógłbyś nam to wytłumaczyć?
- Hę?
- Jakim cudem rozkochałeś w sobie Tego-Którego-Imienia-Nie-Wolno-Wymawiać?
- Nie wiem. - odpowiedział szczerze. - To wszystko jest jakieś dziwne. Jakby to tylko był sen, albo... nie wiem.
- To przynajmniej opowiedz nam co się stało. - zaproponował George.
- Yhm, dobrze - brunet przytaknął głową.
Dokładnie opisał im zdarzenia z ostatnich dwóch miesięcy, zaczynając od tego jak obudził się w komnacie, przygotowanej dla niego przez Voldemorta, jak krwistooki zaręczył się z nim i poślubił. Opowiedział też o Draco Malfoyu, o tym jak udało mu się uciec z zamknięcia i porządzić w willi, o tym jak przyszedł Snape i przeszkodził mu, przez co teraz znowu musiał siedzieć w baśniowej komnacie, na koniec opisał to co wiedział z planów kruczowłosego.
- ...I to wszystko. - zakończył.
Rudzielce siedzieli w ciszy. Żaden z nich nie był w stanie wydobyć choćby jednego słowa.
- Ehm, - zaczął Harry. - On mnie tak naprawdę nie kocha, robi to tylko w nadziei, że przejdę na jego stronę. Albo dokładniej chce mnie do tego zmusić, bo z jakichś tam powodów uważa mnie za niezbędnego do jego planów.
Bliźniacy kiwnęli głowami na znak zrozumienia.
- Gdybym teraz ja mógł dowiedzieć się czegoś...? - zaczął pytanie Harry.
= Nic ci nie powiemy...
- Czemu...?
= Bo cię stąd zabierzemy. - po czym uśmiechnęli się szeroko do zielonookiego.
- Nie masz się o co martwić. - odpowiedział George.
- Umieliśmy tutaj wejść, damy radę i wyjść. - dopowiedział Fred.
Brunet uśmiechnął się odwzajemniając optymizm rudzielców. W końcu dla nich rzeczywiście nie było rzeczy niemożliwych. Przy ich pomysłowości (bardzo bliskiej geniuszowi), odwadze (bardzo bliskiej głupocie) i farcie (zawsze wtedy gdy go potrzebowali) mogli zrobić wszystko.
- A więc, po co tracić czas? Jeśli jest coś co chciałbyś wziąźć ze sobą Harry, to bierz. My poczekamy.
- Nie mam takich rzeczy, przynajmniej nie tutaj.
- O.K., w takim razie zabieramy cię do kwatery głównej Zakonu Feniksa.
George uchylił drzwi i wyjrzał na zewnątrz. Upewniając się, że korytarz jest pusty machnął znacząco ręką i wyszedł. Za nim podążył brunet, a na końcu Fred, którego zadaniem było pilnować tyłów, gdyż nigdy nie wiadomo z której strony wróg zaatakuje.
Szli gęsiego przy ścianie. Zachowując ostrożność, to znaczy tak to wyglądało dla osoby patrzącej z boku, ale prawda była taka, że jedyną osobą zachowującą ostrożność był Harry Potter. Obaj bliźniacy mieli to gdzieś, lecz dla zabawy można byłoby poudawać ostrożnego, co nie?
Przy farcie rudzielców wyszli z willi niespotkawszy nikogo, tak samo spokojnie przeszli przez ogród. Kiedy znaleźli się na zewnątrz murów otaczających posiadłość wyjęli coś na rodzaj kompasu, który zamiast kierunku północnego wskazywał "dom".
- Więc teleportujemy się do domu, - Fred wskazał ręką kierunek - zrozumiano?
Harry przytaknął głową. W następnej sekundzie cała trójka deportowała się z wielkim hukiem.
***
- Na Merlina! - westchnęła pani Weasley po raz niewiadomo który.
- Molly, uspokój się. - odparł pan Weasley. - Przecież dobrze wiesz jacy oni są. Z pewnością wrócą cali i zdrowi.
- ...Z Harrym? - zapytała rudowłosa dziewczyna. - Aaah...!!!
W tym momencie na środku salonu aportowały się trzy osoby. Dwaj bliźniacy natychmiast ukłonili się po rycersku oznajmiając:
= Misja wypełniona. Harry Potter spowrotem z nami.
- A tak przy okazji... - zaczął George.
- Nigdy byście nie uwierzyli... - pomógł mu Fred.
- Co Harry robił...
- W willi Voldemorta...
- Oprócz tego...
= Że był uwięziony.
- Co macie na myśli? - spytał pan Weasley.
- Nic takiego! - szybko odpowiedział zielonooki lekko się rumieniąc, jakkolwiek powiedział o tym Fredowi i George'owi, nie chciał już mówić nikomu innemu. Przy dłuższym zastanowieniu uznał, że jednak nie powinien nawet im mówić, tego typu informacje lepiej zachowywać dla siebie.
- Ah, nieważne. - machnęła na to ręką pani Weasley. - Z pewnością jesteś zmęczony, Harry. - zwróciła się z czułością do bruneta. - Przygotuję dla ciebie miejsce do spania. - odwróciła się do wyjścia, zanim ponownie spojrzała na chłopaka i dopowiedziała - Dziś rano zrobiłam ciasto waniliowe, leży tam. Jeśli masz ochotę możesz wziąźć jak dużo chcesz. - po czym wyszła.
***
Dumbledore siedział przy biurku, gdy sowa z listem zapukała do jego okna. Wpuścił ją, dał trochę chrupków dla ptaków, otworzył list, przeczytał i uśmiechnął się pod nosem.
- Chyba będę musiał wyjść przywitać odnalezioną zgubę. - powiedział do swego feniksa. - Zaopiekuj się tym miejscem pod moją nieobecność, Fawkes. Dziś raczej szybko nie wrócę. - po czym zarzucił na siebie płaszcz i wyszedł.
***
Harry Potter zaczynał żałować powrotu, ale z drugiej strony nie miał nawet ochoty myśleć co by się działo, gdyby został tam dłużej. Dokoła niego, w głównym salonie domu Syriusza, znajdowali się wszyscy członkowie Zakonu Feniksa i wszyscy w takim samym lub podobnym zamiarze: aby na własne oczy zobaczyć jak Chłopiec-Który-Przeżył wrócił cały i zdrowy od kolejnego spotkania z Sam-Wiesz-Kim"
= Harry! - przez tłum przecisnęli się Fred z Georgem - Pytaliśmy rodziców i zgodzili się na przyjęcie z okazji odzyskania cię całego i zdrowego!!!
Zielonooki westchnął, czuł że nie będzie to ani trochę przyjemne dla jego osoby. Miał wielką nadzieję, że krwistooki znowu go porwie i zamknie w tamtej baśniowej komnacie, a on będzie mógł tam przebywać całymi dniami w ciszy i spokoju
***

Lord Voldemort otworzył drzwi do komnaty swej żony. Wszedł i powolnym krokiem dotarł do łóżka. Jego serce zostałe przekłute niewidzialnym sztyletem na widok pustki jaka została po pewnej osobie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz